Przejdź do treści

Dlaczego krawaty i gorące herbaty nie są dla lekarzy psychiatrów? Tłumaczy dr Benji Waterhouse

Dr Benji Waterhouse - Hello Zdrowie
Dr Benji Waterhouse / fot. materiały wydawnictwa
Podoba Ci
się ten artykuł?

Fakt, że choroby psychiczne są jednymi z najtrudniejszych do zdiagnozowania, to dopiero początek problemów. Izba przyjęć mierząca się z nieustanną apokalipsą, zaledwie kilka minut na rozmowę z pacjentem i walka o każde wolne łóżko szpitalne nie ułatwiają zadania. Doktor Benji Waterhouse uchyla drzwi oddziału psychiatrycznego i opowiada o najbardziej tajemniczej gałęzi medycyny. Sięga po historie swoich pacjentów, a także odwołuje się do własnych przeżyć, by z niepodrabialnym angielskim poczuciem humoru przybliżyć realia pracy z chorymi z perspektywy obu stron lekarskiego biurka. Dziś publikujemy fragment jego głośniej książki „Nie musisz być szalony, żeby tu pracować. Z życia psychiatry”.

 

– Nie wydrukowałem planu dzisiejszego dnia, bo mamy dwadzieścia milionów funtów zadłużenia, więc oszczędzamy na papierze – mówi doktor Laing trzy lata wcześniej podczas szkolenia wprowadzającego dla nowych lekarzy.

Dyrektor ds. klinicznych Nightingale Hospital jest wysokim mężczyzną w eleganckim garniturze. Ma gładko ogoloną głowę i emanuje naturalnym ciepłem lodów na patyku.

– Wszystko, co słyszeliście, jest prawdą – ciągnie, stojąc przed prezentacją w PowerPoincie, przedstawiającą nasz harmonogram. – NHS przechodzi kryzys. Mamy epidemię chorób psychicznych, a w kraju brakuje łóżek, więc znalezienie miejsca w szpitalu graniczy z cudem. Morale jest niskie, a realna wartość naszych zarobków cały czas spada. Ale witajcie.

Na swój pierwszy dzień na psychiatrii założyłem ten sam szczęśliwy czerwony krawat, który rodzice kupili mi na rozmowę kwalifikacyjną na studia. Jakimś cudem się dostałem, mimo że w pewnym momencie określiłem raka jako „rosnący rynek”, a kiedy zapytano mnie, jak reaguję na widok krwi, z nadmiernym entuzjazmem odparłem, że „nie mogę się doczekać pracy z płynami ustrojowymi”

Jako młodszy lekarz lekceważąco traktowałem kolegów z innych specjalizacji, którzy mówili mi, że psychiatrzy nie są prawdziwymi lekarzami. Raz zdarzyło się, że jako pierwszy w szpitalu przybyłem do pacjenta, który miał zatrzymanie akcji serca, i udało mi się go resuscytować*. Kiedy już zabrano go na oddział intensywnej terapii, nadzorujący mój staż lekarz specjalista z sympatią uścisnął mi ramię i powiedział:

– Jaka szkoda, że idziesz na psychiatrię, Benji. Taki świetny lekarz się zmarnuje.

Zignorowałem nawet własną rodzinę. Moja babcia ze strony ojca jest bardzo blisko z moją mamą, ale kiedy powiedziałem jej, że chcę obrać podobną ścieżkę kariery – nie psychologię, ale psychiatrię – pokręciła głową i zapytała:

– Jak to możliwe, że jeszcze wierzysz w te bzdury, widząc, jaka jest twoja matka?

Nie przejąłem się tym i tak oto znalazłem się tutaj, pośród innych świeżo upieczonych rezydentów psychiatrii, z których każdy pewnie zastanawia się teraz, czy dokonał właściwego wyboru.

Przed nami dziewięć godzin odhaczania kolejnych punktów szkolenia przygotowującego do pracy w NHS.

Najpierw pozujemy do zdjęć na identyfikatory, które wypluwa minidrukarka. Na plastikowych plakietkach szpital chwali się obecną „przeciętną” oceną CQC (Komisji ds. Jakości Opieki Zdrowotnej), co ma zapewnić pacjentów, że są w dobrych rękach.

Podczas przerwy na kawę my, nowicjusze, mamy szansę się poznać. Przedstawiam się egzaltowanej blondynce imieniem Beatrice.

Benji? – mówi. – Dziwne imię dla człowieka. Moja mama miała golden retrievera, który się tak wabił.

Dawid Polak

Przerzucamy się wojennymi opowieściami z dwóch lat stażu i rozmawiamy o tym, co nas skłoniło do wybrania medycyny. Opowiadam starannie dopracowaną historię o sobie – nieoszlifowanym diamencie; synu twórczej psycholożki dziecięcej i fachowca samouka, który samodzielnie wyremontował nasz rodzinny dom; chłopcu wychowanym pośród pól hrabstwa Northumberland, mającym za sąsiadów tylko owce, który wbrew wszystkiemu dostał się na studia medyczne. Co jest prawdą, jeśli pominiemy fakt, że dziadek opłacił mi prywatną szkołę po tym, jak w wieku czternastu lat dostałem upomnienie od policji za kradzież w sklepie (była to torba sportowa pełna figurek piłkarzy Newcastle United). I że mój tata przerobił ze mną niemożliwy do przejścia „egzamin próbny”, który uczelnia przysłała przed tym właściwym. Oraz że w wyniku pomyłki administracyjnej nie przysłano mi wtedy arkusza próbnego, tylko prawdziwy egzamin. Kiedy z niego wróciłem, zapytałem tatę, czy powinniśmy poinformować uczelnię. „Lepiej nie” – powiedział. Więc zachowaliśmy to dla siebie i się dostałem. Z jednego z ostatnich miejsc, mimo że znałem z wyprzedzeniem wszystkie pytania.

Wracamy na swoje miejsca na ostatnie zajęcia przed lunchem: zapobieganie i postępowanie w przypadkach przemocy i agresji. Inaczej znane jako judo.

– Oto techniki obrony własnej, które mogą wam się przydać w pracy z pacjentami – mówi doktor Laing. – Polecam swobodne ubrania, bo kiedyś rozerwałem sobie spodnie, rzucając o ziemię doktorem Shemem. A było to jeszcze przed szkoleniem.

Założę się, że co roku puszcza ten sam żart.

Przedstawia nas Keithowi, rzeczowemu byłemu policjantowi w średnim wieku.

Odstawiamy krzesła na bok, zdejmujemy buty i otaczamy go półkolem jak dzieci, które za moment mają wskoczyć do dmuchanego zamku. Keith pokazuje na mój krawat.

– Noś go dalej, jeśli chcesz, żeby ktoś cię udusił – mówi.

Ściągam krawat, opierając się pokusie, żeby zawiązać go sobie na głowie jak Rambo, i wpycham go do kieszeni.

– A co z identyfikatorami? – pyta ktoś z pozostałych.

– Mają zabezpieczenie przeciwko uduszeniom – nonszalancko mówi Keith. – Więc jeśli pacjent złapie was za smycz NHS, to złamie się wam sprzączka, nie kark.

Keith przypomina mi nakręconych działaczy antynarkotykowych, którzy w czasie szkolnych pogadanek przekonywali nas, że wystarczy raz zaciągnąć się jointem, żeby znaleźć się na prostej drodze do śmierci z przedawkowania heroiny.

Stoi przed nami i pręży umięśniony tors. Ręce trzyma tak, jakby pod każdą pachą miał zwinięty w rulon dywan.

– W zeszłym roku doszło do niemal siedemdziesięciu tysięcy napaści na pracowników ochrony zdrowia i większość z nich wydarzyła się w środowisku związanym ze zdrowiem psychicznym.

Niektórzy z moich nowych kolegów zaczynają nerwowo przestępować z nogi na nogę, prawdopodobnie zastanawiając się, czy miejsce na radiologii jest jeszcze dostępne.

– Ten kurs łączy umiejętności z różnych sztuk walki. Żeby skorzystać z technik, których was nauczę, nie musicie być silni ani dobrze zbudowani – zapewnia nas Keith, spoglądając na mnie. – Czasem najlepszą formą obrony jest atak! – mówi i dla podkreślenia swoich słów uderza ciosem karate wnętrze drugiej dłoni.

Zastanawiam się, czy to oficjalne wytyczne NHS. Na te słowa doktor Laing unosi brew i robi krok w przód, żeby zaznaczyć, że on tu rządzi, ale utrzymanie autorytetu nie jest takie proste, gdy jest się w skarpetkach. Zwłaszcza jeśli są na nich wypisane dni tygodnia, a ty założyłeś poniedziałkowe w środę.

Młodzi ludzie na trawie w Sztokholmie - Hello Zdrowie

– Należy tu podkreślić, że przemoc wobec personelu jest rzadkością – wyjaśnia. – My tylko przygotowujemy was na najgorsze. Starajcie się zawsze unikać fizycznego obezwładniania pacjenta i podawania mu zastrzyku uspokajającego, co może zająć do trzydziestu minut.

Na tym właśnie polega problem z przemocą. Zajmuje t y le czasu.

– To chyba też lepsze dla pacjenta – zauważa ktoś.

– Faktycznie – mówi doktor Laing, jak gdyby nigdy nie przyszło mu to do głowy. – Przemoc może też wywołać fizyczne i psychiczne obrażenia, które będą wymagały pójścia na zwolnienie lekarskie*, a to obciąża nas finansowo.

Zaczynajcie więc od umiejętności miękkich i na przykład zaproponujcie pacjentowi filiżankę herbaty.

– Choć z drugiej strony – Keith wcina się niczym kłótliwy rozwodnik – najczęstszym rodzajem broni używanym przeciwko pracownikom oddziałów psychiatrycznych jest bardzo gorący napój. Nigdy więc nie podawajcie pacjentom gorącej herbaty.

Doktor Laing zauważa nasze zlęknione miny, gdy wyobrażamy sobie chlust parującym earl greyem w oczy, i natychmiast interweniuje.

– Takie sytuacje są bardzo rzadkie. Najlepiej ich unikać. Pomóc w tym mogą proste nawyki, na przykład siadanie blisko drzwi, żeby mieć łatwą drogę ucieczki. I korzystanie z przycisków alarmowych, dzięki którym natychmiast przybiegnie pomoc.

– Zakładając, że nie wyczerpią się w nich baterie – dodaje Keith, nasz dyżurny czarnowidz.

– Możecie także wykorzystać umiejętności aktywnego słuchania – mówi doktor Laing, całkowicie ignorując Keitha – czyli sprawiać wrażenie, że jesteście uważni i empatyczni. Poćwiczmy wyrażanie empatii – proponuje.

– Okej – rzuca Keith, który wyraźnie chciałby już przejść do rzeczy, czyli ćwiczenia walki z pacjentami. – Potrzebuję dwóch ochotników.

Pokazuje na mnie i dziewczynę w hidżabie, która ma na imię Nafisa, po czym gestem zaprasza nas do ringu. Kiedy każe się nam przedstawić, opieram się pokusie, żeby zrobić to w stylu wrestlingowym („W czerwonym narożniku…!”) i wybieram bardziej powściągliwe skinienie głową.

– Dobra, teraz jedno z was ma być agresywne i rzucać wyzwiskami, a drugie stara się je uspokoić – instruuje nas Keith. – Dajecie!

– Chcesz pierwszy być agresywny, czy ja mam zacząć? – pyta Nafisa z życzliwym uśmiechem.

– Jak wolisz – odpowiadam uprzejmie.

– EJ, ŁYSOLU, URŻNĘ CI ŁEB I GO ZEŻRĘ! – warczy Nafisa, która najwyraźniej zadecydowała za nas oboje, kto jaką przyjmie rolę. Czuję na sobie spojrzenia grupy. Niektórzy nawet robią notatki.

– Może usiądziemy i o tym porozmawiamy?

– JASNE, USIĄDŹMY I POGADAJMY O TYM, JAK URŻNĘ CI TEN ŁYSY ŁEB I GO ZEŻRĘ…

Mam wrażenie, że Nafisa za bardzo wczuła się w rolę. Pozwalam sobie na nieśmiały uśmiech.

– ŚMIEJESZ SIĘ ZE MNIE?! – ciągnie Nafisa.

– Nie, nie, skąd. Może zrobię ci filiżankę letniej herbaty?

– Dobra… stop – mówi doktor Laing po kilku minutach, przerywając tę słowną jatkę. – Co myślicie o tej sytuacji? Zacznijmy od pozytywów.

– Benji sprawiał wrażenie opanowanego, nawet gdy na niego krzyczano – zauważa ktoś.

– Zgadzam się. Czy masz doświadczenie w radzeniu sobie z pobudzonymi lub agresywnymi osobami?

Nie zawodowe.

Kręcę przecząco głową.

– Twoje łagodne usposobienie okaże się bezcenne w pracy na oddziale. Jakieś inne pozytywy?

Krępy rezydent imieniem Dom mówi, że to dobrze, że nie wziąłem odwetu i nie przywaliłem pacjentce. Doktor Laing potakuje, najwyraźniej uważając, że nie ma czegoś takiego jak głupia odpowiedź. Reszta grupy powtarza sobie w duchu, żeby uważać na Doma.

– A teraz porozmawiajmy o tym, co można poprawić.

Beatrice, która ma w sobie coś ze skoncentrowanej kapitanki żeńskiej drużyny hokejowej, zagląda do swoich notatek w poszukiwaniu inspiracji.

– Nie powiedziałabym, że Benji jest łysy. Jego włosy dopiero zaczynają rzednąć…

– Tak, ale na czubku zdecydowanie to widać – rzuca Nafisa na swoje usprawiedliwienie. – Tylko postawił sobie włosy.

Grupa potakuje. Nawet doktor Laing lekko mi się przygląda.

Gorsze niż zażenowanie spowodowane łysieniem jest to, że teraz ludzie regularnie mówią mi, jak bardzo przypominam swojego ojca, Johna. Gdy zobaczę swoje odbicie w sklepowej wystawie, widzę, jak na mnie patrzy. A jeśli odziedziczyłem jego linię włosów, to co jeszcze?

Co "mówią na mieście" o tej książce?

"Szczere i bezkompromisowe spojrzenie na świat psychiatrii" – Lancet
"Genialnie zabawna i śmiertelnie poważna!" – Guardian
"Przezabawna, poruszająca i pełna wrażliwości na drugiego człowieka" – The Times

Doktor Laing wyrywa mnie z zamyślenia.

– Zamiana ról. Tym razem Benji będzie obrażał Nafisę. Pamiętajcie, żadnych hamulców. Zaczynamy!

Podczas dyskusji, która potem następuje, Beatrice mówi, że jej zdaniem wielokrotne nazwanie Nafisy „skończoną idiotką” to za mało. Dom sugeruje, że wywołałbym silniejszą reakcję, gdybym poszedł w islamofobię. Drugi minusik, Dom. Nie chcąc tracić czasu, Keith przechodzi do głównego punktu programu.

– Na początek się rozgrzejmy, żeby rozruszać stawy i rozluźnić mięśnie – mówi, rozpoczynając serię energicznych przysiadów.

– Ciekawe, czy pacjenci też będą czekać z atakiem, aż rozciągniemy ścięgna – szepcze do mnie Nafisa.

Keith demonstruje najczęstsze rodzaje ataków – uderzenia, kopniaki, chwyty, przytrzymania i przyduszenia – oraz jak się przed nimi obronić albo uchylić. Następnie ćwiczymy je w parach.

– Na koniec kilka chwytów, które warto znać – mówi Keith. – Jak się uwolnić, gdy ktoś złapie cię za włosy? Zdarzało się, że niektórych w ten sposób oskalpowano, a innych ciągnięto po ziemi jak szmacianą lalkę, aż złamali sobie kark. Oszczędzę wam krwawych szczegółów – dodaje o jedno zdanie za późno.

Mówi nam, że uwolnienie się z takiego chwytu jest właściwie niemożliwe, więc najlepszym rozwiązaniem jest prewencja. Zaleca nosić krótkie albo związane włosy. Przez chwilę uważnie studiuje nasze fryzury, po czym pokazuje na doktora Lainga i dwóch innych, zupełnie łysych lekarzy.

– Doskonale… doskonale… doskonale… – mówi.

Dr Benji Waterhouse "Nie musisz być szalony, żeby tu pracować. Z życia psychiatry"

Dr Benji Waterhouse „Nie musisz być szalony, żeby tu pracować. Z życia [link id="21306"]psychiatry[/link]” / materiały wydawnictwa

Dr Benji Waterhouse „Nie musisz być szalony, żeby tu pracować. Z życia psychiatry”

premiera 23 października 20024

Wydawnictwo Znak Literanova

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?