Przejdź do treści

Czym jest vipassana i dlaczego może odmienić nasze życie? Tłumaczy dr Luke Sniewski

Luke Sniewski, autor książki „Ciałoczułość” /fot. archiwum prywatne
Luke Sniewski, autor książki „Ciałoczułość” /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Na początku praktyki traktowałem medytację jako środek prowadzący do konkretnego celu, w sposób typowy dla wielu doraźnych rozwiązań problemów mających głębsze źródła. Ponieważ nie chciałem odczuwać stresu w ciele, medytowałem dla poprawy samopoczucia. Nie była to ucieczka w treści pornograficzne, sport ani pracę. Niemniej, stosowałem medytację jako antidotum na stres, zupełnie jakby doświadczanie stresu było czymś, czego należy zdecydowanie unikać” – pisze Luke Sniewski w swojej książce „Ciałoczułość. Jak nawiązać kontakt ze swoim ciałem”, którą Hello Zdrowie objęło matronatem medialnym. Dziś publikujemy jej fragment.

 

Jak mieć spokojniejsze relacje? Jak osiągnąć holistyczne zdrowie? Jak dokonać głębokiej zmiany w swoim życiu? O tym właśnie jest najnowsza książka Luke’a Sniewskiego, trenera i terapeuty dobrego samopoczucia. Celem „Ciałoczułości” jest nauczyć nas, jak słuchać sygnałów płynących z wnętrza, co przyczyni się do poprawy zdrowia, wzmocnienia relacji oraz osiągnięcia spokoju i byciu w obecnej chwili. W świecie, który pędzi naprzód, przepełnionym powierzchownością i natychmiastowymi rozwiązaniami, może pomóc odnaleźć klucz do trwałej zmiany.

Poniżej publikujemy fragment książki z rozdziału poświęconego praktyce bezruchu.

Vipassana jako nowy sposób poznawania

Zanim trafiłem na mój pierwszy kurs vipassany w Prachinburi w Tajlandii, przez kilka lat hobbystycznie zajmowałem się medytacją. Tym, którzy nie są zaznajomieni z tego rodzaju dziesięciodniowymi cichymi odosobnieniami medytacyjnymi, podpowiem, czego można się na nich spodziewać: od 6 do 11 godzin medytacji dziennie. Żadnych telefonów komórkowych, książek, elektroniki ani jakiejkolwiek rozrywki. Wisienką na torcie są mimowolnie wymuszone głodówki przerywane, ponieważ jedyne dwa posiłki w ciągu dnia wydaje się o 6.30 i o 11.00. Podczas dziesięciu dni całkowitej ciszy medytującym towarzyszą tylko ich myśli, tych zaś nie brakuje (przynajmniej na początku).

Jeśli chodzi o medytację, vipassana nie jest przeznaczona dla początkujących. Spotkawszy na kursie ludzi, którzy nigdy wcześniej nie medytowali, byłem szczerze zdumiony. Myślałem, że jestem gotowy na to, co mnie czeka. Nikt nie jest.

Nie wątpię, że okoliczności, w jakich wówczas się znajdowałem, przygotowały grunt pod przełom, jakim okazała się dla mnie vipassana. Zakończyłem trwające trzynaście miesięcy prace nad serialem dokumentalnym A Million Ways to Live. Byłem zmęczony. A po niezliczonych podróżach, filmowaniu i montowaniu 56 odcinków byłem też bankrutem. Nie tylko pod względem finansowym, lecz także fizycznym, mentalnym i emocjonalnym. Uparcie trwałem przy realizowaniu tego przedsięwzięcia, próbując utrzymać (dodam, że żałośnie bezskutecznie) przyjazne relacje z jego współtwórczynią i współprowadzącą, a zarazem moją ekspartnerką i matką ośmiomiesięcznego dziecka, Jacka, którym wspólnie staraliśmy się opiekować. Owszem, właśnie tak to wyglądało.

Patrząc na to z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że nikt rozsądny nie próbowałby normalnie funkcjonować w tak absurdalnych okolicznościach. Ja jednak zawsze byłem rozbrajająco uparty i do bólu nieustępliwy. Był to kolejny z błyskotliwych przykładów tego podejścia. Rzeczywiście, odhaczyłem ogromne przedsięwzięcie, lecz kosztowało mnie to niemal wszystko.

Byłem zagubiony, przygnębiony i zdezorientowany. Nie miałem pojęcia, w jakim kierunku postawić następny krok. Jeśli kiedykolwiek zaistniał dobry moment do wzięcia udziału w kursie vipassany, to właśnie wtedy. Mniemam, że wspólną cechą wszystkich uczestników, którzy przybyli na inauguracyjne spotkanie z vipassaną, były życiowe perypetie o podobnym ciężarze gatunkowym i charakterze.

Luke Sniewski, autor książki "Światłoczułość" - Hello Zdrowie

Vipassana zapewnia środowisko, w którym nie można robić nic poza medytowaniem. Wszystko jest szczegółowo zaplanowane i zorganizowane. Gongi rozlegające się o odpowiednich porach, od godziny 4.00 do 21.00, informują uczestników, dokąd powinni się udać. Harmonogram dnia jest tak skonstruowany, aby sprzyjał introspekcji i pozwalał utrzymać właściwie nieprzerwaną świadomość doświadczeń płynących z ciała w każdej kolejnej chwili. Ponieważ nie znalazłem lepszych warunków do zagłębiania się w najdalsze otchłanie umysłu i ciała niż daje vipassana, regularnie do niej wracam.

Luke Sniewski, autor książki "Światłoczułość" /fot. archiwum prywatne

Luke Sniewski, autor książki „Ciałoczułość” /fot. archiwum prywatne

Moje pojmowanie medytacji dojrzewało przez lata niczym dobre wino. Motywy, które zainspirowały mnie do postawienia pierwszych kroków w praktykowaniu, odrzuciłem już dawno, zastępując je głębszymi tęsknotami duszy. Moja praktyka medytacyjna nie przypomina przyjmowania multiwitaminy albo innego suplementu diety, które często sprowadza się do codziennego łykania pigułki, o jakiej właściwie nie wiadomo, czy pomaga, szkodzi ani czy w ogóle działa. Zmiany, jakich ciągle doświadczam, i odkrycia dokonywane dzięki medytacji są namacalne i realne. Korzyści płynące z jej praktykowania przeniosły się na moje codzienne funkcjonowanie.

Na początku praktyki traktowałem medytację jako środek prowadzący do konkretnego celu, w sposób typowy dla wielu doraźnych rozwiązań problemów mających głębsze źródła. Ponieważ nie chciałem odczuwać stresu w ciele, medytowałem dla poprawy samopoczucia. Nie była to ucieczka w treści pornograficzne, sport ani pracę. Niemniej, stosowałem medytację jako antidotum na stres, zupełnie jakby doświadczanie stresu było czymś, czego należy zdecydowanie unikać. W końcu zrozumiałem, że chęć zaczerpnięcia czegoś z medytacji – a co za tym idzie posługiwanie się nią w odpowiedzi na określone doświadczenia – stało się kolejnym wcieleniem mojej reaktywności. Ilekroć doświadczałem czegoś nieprzyjemnego, szybko zaczynałem medytować, aby pozbyć się tego odczucia. Innymi słowy: używałem medytacji jako metody unikania.

Z czasem zacząłem doceniać stres jako nieodłączną i ważną część naszego rozwoju jako spełnionych istot ludzkich. Jest on filarem budowania zdrowego i silnego ciała, bo stres związany z treningiem fizycznym skutkuje rozwojem siły i mięśni. Ciało dostosowuje się do stresu, na jaki jest narażane, a tym samym uodparnia się na presje, jakich doświadczy w przyszłości. Praktyki związane ze stresem hormetycznym (opisane szczegółowo w jednym z kolejnych rozdziałów, zatytułowanym Świadomy dyskomfort), zapewniają organizmowi zdrowie właśnie dlatego, że stresują ciało na poziomie, który nie jest fizjologicznie szkodliwy ani niebezpieczny.

Zamiast unikać stresu, możemy nauczyć się stawiać mu czoło, zarazem na niego nie reagując. Medytacja dała mi siłę do mierzenia się ze stresami życia bez ulegania im ani nadmiernego zbaczania z obranego kursu. Nauczyłem się, że można zachować spokój i elastyczność nawet w obecności stresu. Obserwowałem, jak relacje w moim życiu stają się swobodniejsze, moje samopoczucie psychiczne i emocjonalne stabilizuje się, a codzienne życiowe doświadczenia ulegają przemianie.

Więcej o książce "Ciałoczułość"

"Ciałoczułość" to praktyczne narzędzie, które pomoże ci uwolnić się od stresu, napięć i ograniczeń, otwierając drzwi do mądrości twojego ciała i pełni życia.
Opis wydawnictwa

Przestałem postrzegać medytację w charakterze remedium, co jest bardzo częste na początku praktykowania wielu podejść. Nie przeczę, że lepszy sen i zdolność do skuteczniejszego panowania nad stresem są znakomitymi punktami wyjścia i motywacją do medytowania, lecz uświadomiłem sobie, że praktykowanie medytacji jest czymś znacznie więcej. Pomaga mi ono być bardziej autentycznym i obecnym we własnym życiu.

Niezwykle ważna jest cierpliwość, ponieważ często musi minąć dużo czasu, nim zauważysz, że medytacja powoli i subtelnie przekształca świat – twój świat – od podstaw. Często nie dostrzegamy, jak medytacja wpływa na życie, dopóki na jakiś czas nie zaprzestaniemy jej praktykowania. Pod tym względem trochę przypomina ona szczotkowanie zębów. Jeśli zapomnimy o nim raz, będzie to właściwie niezauważalne. Ale im dłużej nie myjemy zębów, tym bardziej pogarsza się stan higieny jamy ustnej i tym widoczniejsze jest to zarówno dla nas, jak i dla otoczenia.

Na podobnej zasadzie, gdy dbamy o higienę mentalną dzięki medytowaniu, możemy nie być świadomi subtelnych zmian, które wpływają na nasz sposób bycia. A gdy przestajemy medytować na kilka dni, zauważamy, że stare nawyki i negatywne bodźce ponownie dają o sobie znać, do ciała wkrada się napięcie, a w relacjach pojawiają się tarcia. Możemy się czuć kapryśni, rozdrażnieni i łatwiej ulegać emocjom. W moim przypadku są to sygnały, które niezawodnie dają mi znać, że zaniedbałem praktykowanie. Zdarza się to każdemu i służy jako otrzeźwiające, okresowe przypomnienie, by zachować konsekwencję.

Widząc własne stare nawyki u innych osób, często uświadamiam sobie, jak bardzo medytacja odmieniła mi życie. Pamiętam, jak któregoś dnia podczas jazdy samochodem zauważyłem, że jadący przede mną kierowca wpadł w złość i zaczął krzyczeć przez opuszczoną szybę, gdy ktoś zajechał mu drogę. J a t e ż t a k i k i e d y ś b y ł e m. Uśmiechnąłem się, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że takie wymuszanie pierwszeństwa już mnie aż tak nie denerwuje. Nawet nie wiedziałem, że zaszła we mnie ta zmiana, dopóki nie zobaczyłem swojego starego sposobu reagowania u kogoś innego. W taki oto subtelny sposób medytowanie przyczynia się do autentycznych i trwałych przeobrażeń.

Zachowania reaktywne z czasem zanikają naturalnie i bez wysiłku. Niekoniecznie musi się to wiązać z jakimiś zewnętrznymi zmianami, ponieważ medytacja przemienia to, co wewnętrzne, w szczególności zaś sposób, w jaki odnosimy się do ciała, do przeżywania bieżącej chwili i do świata. To jednak zmienia wszystko.

Łatwo było mi wczuć się w rozzłoszczonego kierowcę, ponieważ doskonale znałem tę szczególną odmianę gniewu i wściekłości, która zaczęła buzować mu w żyłach dokładnie w chwili, gdy poczuł się wymanewrowany. J a k o n, k u r w a, ś m i e z a j e ż d ż a ć M I d r o g ę?! Lektura tego ostatniego zdania może być dla czytelnika mocno zaskakująca, lecz bądźmy szczerzy co do treści, które pojawiają się w naszych głowach. Wyrzucanie z siebie takich potencjalnie zapalnych słów prawdopodobnie wynika z tego, że w momentach intensywnej złości nie dbamy o etykiety, myśli i obrazy. Od chwili, gdy zaczynamy zwracać uwagę na fizjologiczny impuls w ciele, który wyzwala tego rodzaju inwektywy i reakcje, przekonujemy się, jak bardzo jest potężny.

Kiedy po raz pierwszy zdamy sobie sprawę z dopiero rodzącego się w ciele gniewu, możemy odnieść wrażenie, że pohamowanie natychmiastowej reakcji jest niemożliwe. Nawet jeśli mamy bezcenny luksus odrobiny czasu, który pozwoliłby nam dojść do trzeźwego wniosku, że jakakolwiek forma uzewnętrznienia złości zawsze prowadzi tą samą autodestrukcyjną ścieżką, podyktowana gniewem reakcja ostatecznie dochodzi do głosu.

Nasze wewnętrzne programowanie i uwarunkowania są znacznie mocniejsze niż świadome myśli i intencje. Gdy zakotwiczymy uwagę w ciele, czujemy przepływające fale wrażeń i emocji, które napędzają i dyktują myśli, słowa i zachowania. Pomimo najlepszych intencji umysłu, aby przeciwstawić się zakodowanym uwarunkowaniom, opóźnić albo powstrzymać ich następstwa, podświadome reakcje często rujnują świadome intencje i wyrażają się aż do końca. Chwilę później zwykle odzywa się krytyczna samoocena.

Uświadomienie sobie, że wcale nie mam takiej swobody i wolnej woli w podejmowaniu decyzji, jak zakładał mój umysł, było lekcją pokory. Dlatego w ostatecznym rozrachunku siła woli zawsze zawodzi. Umysł nie pojmuje potęgi podświadomych sił działających w ciele i ma ogromne trudności z ich zaakceptowaniem.

Przez długi czas rządził mną gniew. Uwolnienie się od tej kuli u nogi i nawiązanie kontaktu z potężną emocją gniewu w inny, bardziej produktywny i zdrowszy sposób, wymagało wiele cierpliwości. Musiałem ćwiczyć świadome obcowanie z gniewem, nie pozwalając, by wpływał na moje decyzje. Proces ten wymagał czasu i wytrwałości. Po cichu liczyłem na to, że spłynie na mnie, ignoranta, dar uświadomienia sobie, do jakiego stopnia jestem zniewolony przez uwarunkowaną reakcję. Reakcję, której – o ironio – nie da się pokonać siłą woli. Taką reakcję można jednak złagodzić i wygasić poprzez ciche poddanie się medytacyjnemu bezruchowi.

 

Ciałoczułość, okładka książki - Hello Zdrowie

„Ciałoczułość. Jak nawiązać kontakt ze swoim ciałem”, autor dr Luke Sniewski. Książka ukazała się 20.01.2025 nakładem Wydawnictwa Czarna Owca

Dr Luke Sniewski – jest facylitatorem, mentorem oraz certyfikowanym praktykiem Compassionate Inquiry – psychoterapeutycznego podejścia opracowanego przez doktora Gabora Maté. Jego badania doktoranckie koncentrowały się na medytacji jako formie interwencji dla mężczyzn uzależnionych od pornografii. Jako trener wellbeing i terapeuta somatyczny, Luke łączy swoją szeroką wiedzę i doświadczenie w unikalnym podejściu, które pomaga innym doświadczyć większej witalności, autentyczności oraz wewnętrznego spokoju w życiu.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?