Była bezdomna z wyboru, teraz jej domem jest van. „Czułam się bardzo wolna, ale też bardzo zmęczona”

– Dom to dla mnie ludzie i miejsca. „Gdzieś” lub „ktoś”, przy kim czuję się bezpieczna i szanowana – mówi Martyna Płonka. Kiedyś nazywała siebie „bezdomną z wyboru” i prowadziła koczowniczy tryb życia. Teraz ma miejsce, które nazywa domem, choć to dom na kółkach. Nam opowiada o zaletach i wyzwaniach życia w drodze.
Klaudia Kierzkowska: Jak wyglądało twoje życie, zanim zamieszkałaś w vanie?
Martyna Płonka: Zanim dwa lata temu zamieszkałam w vanie, byłam w ciągłej podróży. Wszystko zaczęło się od mojego wyjazdu do Lizbony na Erazmusa. Od zawsze ciągnęło mnie do poznawania świata, dlatego idąc na studia, wiedziałam, że zdecyduję się na taki wyjazd. Na Erasmusie bardzo dużo zwiedzałam. Azory, Madera, Teneryfa, Maroko, Giblartar, odwiedziłam parę miast Hiszpanii, objechałam całą Portugalię, a na samą wymianę udałam się autostopem, zwiedzając Niemcy, Francję i Hiszpanię.
Zastanawiam się, gdzie wtedy spałaś, jak wyglądała twoja codzienność, kiedy nie miałaś swojego miejsca na stałe?
Prowadziłam koczowniczy tryb życia. Kiedy co jakiś czas zjeżdżałam do Polski, nie wynajmowałam żadnego mieszkania, tylko odwiedzała znajomych i rodzinę – ludzi, z którymi dawno się nie widziałam. Następnie znów wyruszam w nieznane. Za granicą najczęściej korzystałam z aplikacji Couchsurfing, na której znajduje się hostów, którzy oferują darmowy nocleg, w zamian za wymianę kulturową.
”Najtrudniejsze jest budowanie relacji związkowych. Przez tryb życia, jaki prowadzę, ciężko jest wpaść na osobę, która mogłaby podróżować i pracować razem ze mną w tej formie.”
Dużo osób romantyzuje takie życie „w drodze”, ale domyślam się, że to miało też swoją ciemniejszą stronę. Co było najtrudniejsze w tamtym czasie?
Wieczne planowanie – gdzie się zatrzymam, kiedy i co zjem, organizacja budżetu i całej drogi, która mnie czeka. Ciężko jest mi też zmieniać bardzo często otoczenie i dostosowywać się do nowego.
W momencie, w którym czułam się już jak w domu, znów musiałam zmieniać miejsce pobytu. Za każdym razem bardzo się cieszę na nową podróż i związane z nim wyzwania, ale czasami brakuje mi przynależności, dlatego lubię wracać do paru miejsc co jakiś czas, żeby relacje, które zbudowałam, trwały.

Martyna Plonka /fot. archiwum prywatne
Ten etap „bycia w drodze” nie minął, z wyjątkiem zmiany formy. Nieraz w tamtym czasie marzyłam o swoim pokoju, o swojej przestrzeni. Było to dla mnie uciążliwe, że mnóstwo moich rzeczy jest porozrzucanych w różnych częściach Polski u rodziny czy znajomych. Pewnego dnia wzięłam swoje ówczesne małe auto, zrobiłam objazdówkę i wrzuciłam do niego wszystkie swoje rzeczy. Dzięki mojemu minimalizmowi nie miałam problemu ze zmieszczeniem całego swojego dobytku w małym samochodzie. Od tamtego momentu byłam bardzo sfokusowana, żeby jak najszybciej osiągnąć swój vanowy cel. Chciałam być w zupełności niezależna.
Czy czułaś się wtedy wolna, czy raczej zagubiona, zmęczona ciągłym przemieszczaniem się i improwizowaniem?
Szczerze powiedziawszy, czułam się bardzo wolna, ale też bardzo zmęczona. Pod koniec drugiego roku moich podróży, kiedy wiedziałam, że muszę na dłużej (aż 2 miesiące) zostać w Polsce, aby dokończyć studia, wynajęłam pokój w prywatnym akademiku. Tak bardzo potrzebowałam własnej przestrzeni, w której będę mogła pobyć sama. Odpocząć, zrelaksować się, wyciszyć, tworzyć, uczyć się i planować dalsze podróże. Jeśli chodź o „improwizację”, to rzadko improwizuję. Wszystko jest przemyślane od A do Z, każda moja wprawa.
”rzemieszczam się, ile mogę, często śpię na dziko, ale czasami zatrzymuję się na campingu, żeby zatankować wodę do zbiornika, czy pobrać energię do agregatora. Rano budzę się zawsze z pięknym widokiem, idę pobiegać, robię jogę, piję matchę, a potem zaczynam pracować.”
Zastanawiam się, co w tobie pękło, zmieniło się lub dojrzało, że postanowiłaś zrezygnować z bycia „bezdomną z wyboru”?
Zacznijmy od tego, że od zawsze wiedziałam, że ten tryb życia będzie tylko przejściowy i prędzej czy później spełnię swoje marzenie o posiadaniu vana, czyli mojego domu na kółkach. Wiem też, że kiedyś z pewnością będę mieć swój dom. To tylko kwestia czasu i odpowiedniego rozplanowania przyszłości.
Wszystko miałam dokładnie zaplanowane i nadal tworzę kolejne plany na przyszłość. Nie potrzebowałam dojrzewać, żeby zmienić swój plan. Bo ten etap był jego częścią. Kolejnym etapem jest van, a następnym… przyszłość pokaże, nie będę zapeszać.
Powiedz szczerze, jak to jest żyć w vanie? Jak wygląda twój poranek, gdzie jesz śniadanie, gdzie kończy się twój dzień?
Robię zakupy w sklepie, trzymam je w swojej lodówce, a potem w kuchni przygotowuję coś do jedzenia. Mam tu wszystko, co niezbędne jest mi do życia. Przemieszczam się, ile mogę, często śpię na dziko, ale czasami zatrzymuję się na campingu, żeby zatankować wodę do zbiornika, czy pobrać energię do agregatora. Rano budzę się zawsze z pięknym widokiem, idę pobiegać, robię jogę, piję matchę, a potem zaczynam pracować.
Czym to życie różni się od wcześniejszego koczowniczego stylu? Czy van daje ci teraz coś, czego wcześniej nie miałaś?
Na pewno van daje mi poczucie przynależności, tego, że mam swój kąt, mam gdzie wrócić, takie safe place. Prowadząc obecny styl życia, zawsze wszystkie rzeczy mam przy sobie. Mogę wskoczyć do jeziora, jeśli tylko mi się to podoba, pójść pobiegać, czy pojechać na deskę skateboardową.
RozwińCzy w vanie czujesz się bardziej „u siebie”, mimo że nadal jesteś w ruchu?
Zdecydowanie, czuję się jak u siebie, bo ciężko sobie zapracowałam na ten domek. Wszystko jest w nim zaprojektowane pode mnie. Jest przytulny, komfortowy, ale też praktyczny i gościnny. Żebym mogła do niego zapraszać ludzi i dzielić z nimi wspólne chwile.
Bardzo staram się zachować różne swoje pamiątki z wyjazdów w vanie. Widać, że jest mój. Nawet taki mały detal jak nocne lampki, projektor, żeby obejrzeć film czy ulubiony kocyk, mogą zdziałać cuda.
Z zewnątrz życie w vanie może wydawać się uporządkowane, wręcz minimalistyczne, ale czy czasem też bywa trudno?
Nie ma miejsca na to, żeby zostawić bałagan. Nawet kiedy jestem potwornie zmęczona, muszę ogarnąć parę rzeczy, zanim położę się spać lub zanim wyruszę w dalszą drogę. Ciężkie i bardzo absorbujące jest także planowanie. Gdzie zaparkować, gdzie będzie bezpiecznie, skąd mogę wziąć wodę i gdzie naładować agregator, bo trzeba to robić cyklicznie co parę dni.

Martyna Plonka /fot. archiwum prywatne
A jak wygląda twój kontakt z ludźmi? Czy łatwo jest utrzymać relacje w takim trybie życia? Czy czasem tęsknisz za bliskością, wspólnym mieszkaniem, codziennymi rozmowami?
Oj bardzo tęsknię za swoimi przyjaciółmi! Ale nie zmienia to faktu, że prawdziwi przyjaciele zawsze zostają i nawet jeśli nie mamy codziennego kontaktu, kiedy dojdzie już do spotkania, zawsze bawimy się tak samo dobrze. Kilkoro moich znajomych jeździ ze mną od czasu do czasu na wyprawy vanem, dlatego bardzo się cieszę, że wspólnie możemy odkrywać świat. Poza tym jestem osobą kontaktową, więc łatwo nawiązuję nowe znajomości. Świetnie się czuję w różnych środowiskach.
Najtrudniejsze jest budowanie relacji związkowych. Przez tryb życia, jaki prowadzę, ciężko jest wpaść na osobę, która mogłaby podróżować i pracować razem ze mną w tej formie. Póki co skupiam się na swoich projektach i realizacji marzeń podróżnych i zawodowych.
”Za każdym razem bardzo się cieszę na nową podróż i związane z nim wyzwania, ale czasami brakuje mi przynależności, dlatego lubię wracać do paru miejsc co jakiś czas, żeby relacje, które zbudowałam, trwały.”
Czy są takie miejsca, do których regularnie wracasz? Czy w twoim stylu życia pojawiło się coś na kształt „domowych punktów”?
Mam parę miejsc, do których uwielbiam wracać i robię to, kiedy tylko mogę. Numerem jeden będzie Lizbona i cała Portugalia. Mam tam wielu przyjaciół i mnóstwo pięknych wspomnień. Z pewnością mogę to miejsce nazwać swoim domem. Uwielbiam też wracać nad nasz cudny Bałtyk. Wiele mnie z nim łączy. Mogę też wymienić Chorwację, w której pracowałam i nadal pracuję wakacyjnie ze świetną ekipą, w przepięknym miejscu, uprawiając różne sporty.
Co dziś znaczy dla ciebie „dom”? Czy to miejsce, przestrzeń, stan ducha, osoba?
Dom to dla mnie ludzie i miejsca. „Gdzieś” lub „ktoś”, przy kim czuję się bezpieczna i szanowana. Tak jak wspomniałam, mam na Ziemi parę miejsc, które mogę nazwać swoim domem, ponieważ mam związane z nimi cudowne wspomnienia, które stworzyłam razem z niesamowicie dobrymi, ciepłymi, szalonymi, inspirującymi ludźmi.
Zobacz także

Martyna Wojtaś-Kowieska: Wiele osób myśli, że jestem na wiecznych wakacjach, a to chyba najcięższa praca, jaka mnie w życiu spotkała

Zamiast wycieczki po świecie, podróż w głąb siebie. Sophia Bush na urodziny zafundowała sobie oryginalny prezent

Coolcation, czyli dlaczego tak wielu z nas wybiera wakacje w zimnych krajach. „Jak inna planeta”
Polecamy

Niewidoczna epidemia. Dzwonią po karetkę, bo są chorzy na samotność. „Doceniają, gdy ktoś się przy nich choć na chwilę zatrzyma”

Magdalena Zając: „Na rajdzie nie ma czasu na uprzejmości. Jest przepaść z lewej, skarpa z prawej”

Ruch „boy sober” coraz popularniejszy. Dlaczego kobiety świadomie decydują się na życie w celibacie?

Natalie Portman: „Oczekiwania wobec kobiet wciąż są inne niż wobec mężczyzn. Czas to zmienić”
się ten artykuł?