„Bodyshaming to jest czysta nienawiść”. Ola Serocka o swoich zmaganiach z zaburzeniami odżywiania
– Pediatra mówiła mojej mamie, że tuczy prosię. (…) Jeśli ktoś wrzuca w nas nienawistne komentarze, przekonuje nas, że jesteśmy obrzydliwi, że z powodu tłuszczu czeka nas śmierć – to nie wynika z troski o nas – mówi Aleksandra Serocka. Projektantka graficzna i malarka, prowadząca na Instagramie profil @pani_serolka, w rozmowie z Hello Zdrowie dzieli się historią swojej choroby, której „nie dała się zjeść”.
Anna Jastrzębska: Widzę na Instagramie piękną dziewczynę. Opis pod jej zdjęciem czytam z niedowierzaniem. „Jestem Ola i jestem dużą kobietą, jeśli chodzi o kanon urody, wygrałam z zaburzeniami odżywiania, którym nie dałam się zjeść. Parę lat temu i musiałam się przyzwyczaić do tego, że moja waga będzie rosła i nie wiem, gdzie się zatrzyma. Nie lubię słowa ‚gruby’, ale pewnie gdybym mogła sprecyzować moją aparycję, to bywam i pewnie jestem teraz gruba”.
Aleksandra Serocka: Nie czuję się nad wyraz dużą osobą, wiem, że jest sporo osób ode mnie mniejszych i większych. Jednak publikując ten post, nie chciałam do końca wyjawiać, co myślę o sobie. Nie chciałam też otrzymać zaprzeczeń, że nie jestem gruba, bądź komplementów – bo to wcale nie ma znaczenia, jakich przymiotników używamy, określając siebie i jak ktoś nas określa. To tylko słowa, którym sami nadajemy wydźwięk.
Udostępniając ten post na Instagramie, chciałam przekazać, co na swój temat słyszałam, jak jestem odbierana przez wiele osób. Chodziło mi o to, by zwrócić uwagę, jak nasza psychika kreuje się na przestrzeni lat, gdy ciągle słyszy pewnego rodzaju komunikaty.
Jakie komunikaty ty słyszałaś?
Na przykład pediatra mówiła mojej mamie, że tuczy prosię. Pielęgniarka, która w szkole nie ważyła wszystkich dzieci, tylko mnie i dwie koleżanki z widoczną nadwagą, powtarzała, że musimy schudnąć, że to nienormalne, jak wyglądamy, że to niebezpieczne. W gimnazjum dzieciaki się ze mnie naśmiewały; pamiętam, jak kolega mówił przed klasą, że mi odetnie tłuszcz z brzucha nożem. Była przy tym nauczycielka, nie zareagowała.
Moje najwcześniejsze wspomnienia dotyczą momentów, w których orientowałam się, że moje ciało jest w jakiś sposób inne, że może komuś przeszkadzać. A najdziwniejsze jest to, że wcale nie byłam grubym dzieckiem – obejrzałam niedawno stare zdjęcia i ze zdziwieniem odkryłam, że nie byłam dużo większa od rówieśników. Po prostu nigdy nie miałam drobnego kośćca, nigdy nie byłam filigranowa, nawet wiele lat później, gdy bardzo schudłam, bo prawie nic nie jadłam. Uprawiałam dużo sportu i byłam umięśniona, ludzie więc nigdy nie postrzegali mnie jako osobę nadmiernie szczupłej…
Na Instagramie piszesz: „To nie ja sama z siebie zaczęłam moją wieczną walkę z ciałem, tylko nauczono mnie tego – bo słyszałam, że tylko bycie szczupłym to wartość, a grubi umierają – im szybciej tym lepiej”.
Tak, mam duży żal do pracowników służby zdrowia i w ogóle do społeczeństwa – za postawę wobec osób, które nie są szczupłe, drobne. Żyjemy w kulturze, która nienawidzi tłuszczu, i w której komentowanie wyglądu innych jest normą. Dzieci są na to najbardziej narażone. Znam wiele osób, które nabawiły się zaburzeń odżywiana, bo były dręczone przez lekarzy, opiekunów, rówieśników, którzy bezmyślnie powtarzali komunikaty zasłyszane od dorosłych. To nie są odosobnione przypadki. Bodyshamingu od najmłodszych lat doświadczają zarówno osoby grube, jak i chude – i ten problem dotyczy naprawdę dużej grupy ludzi.
Ja miałam to szczęście, że dostawałam wsparcie od rodziny – przynajmniej do pewnego czasu. Mama długo stała po mojej stronie, ale w końcu ugięła się pod wpływem głosów z zewnątrz. Pediatra kazała mnie odchudzić, więc mama zapisała mnie do dietetyka i w ten sposób, mając 12 lat, byłam już na diecie.
Twoje problemy z jedzeniem zaczęły się w dzieciństwie?
Tak, jedzenie zawsze kojarzyło mi się z jakąś pociechą, komfortem. Mój tata wyjechał do USA, gdy miałam 4 lata, zostawił mnie i mamę, i właściwie przez 18 lat go nie widziałam na żywo. Właśnie wtedy zaczęło się u mnie kompulsywne jedzenie. Lubiłam jeść, jadłam coraz więcej, to mnie uspokajało. Babcia, która moim zdaniem również ma problemy z postrzeganiem swojego ciała, zawsze lubiła mi to wytykać. Zabraniała mi jeść, zabierała jedzenie, a wtedy ta moja potrzeba znalezienia ukojenia w słodyczach, przekąskach, jeszcze bardziej się nasilała. Kiedy w domu nie było babci ani mamy, chciałam się najeść na zapas.
”Znam wiele osób, które nabawiły się zaburzeń odżywiana, bo były dręczone przez lekarzy, opiekunów, rówieśników, którzy bezmyślnie powtarzali komunikaty zasłyszane od dorosłych. To nie są odosobnione przypadki”
Wtedy jeszcze nie miałaś skłonności bulimicznych?
Nie, one rozwinęły się później, w liceum. Miałam już wtedy napady kompulsywnego jedzenia, ale nie zdarzało mi się po nich wymiotować. W wielu 16 lat zakochałam się po raz pierwszy. Pomyślałam, że chcę być piękna, że muszę schudnąć, żeby mieć szansę u tego chłopaka. Byłam przekonana, że muszę się odchudzić, inaczej nie zasługuję na miłość, nie mam wartości. No więc zaczęłam się odchudzać.
W jaki sposób?
Na początku ćwiczyłam codziennie bardzo mocne kardio i jadłam zdrowe rzeczy – miałam już przecież za sobą doświadczenia z dietetykiem, wiedziałam, jak się odżywiać. A potem, gdy pojawiały się jakieś potknięcia, np. zjadłam za dużo czy zjadłam coś bardzo kalorycznego, miałam coraz większe wyrzuty sumienia. Pewnego razu postanowiłam sprawdzić, czy będę umiała zwymiotować. Okazało się, że umiem. A potem byłam w tym coraz „lepsza”.
Mój stan psychiczny zaczął się pogarszać. Coraz bardziej bałam się jedzenia, czułam się winna, kiedy zjadłam cokolwiek. Doszło do tego, że prawie nic nie jadłam, a i tak wymiotowałam. Byłam agresywna wobec mojej mamy, kiedy przynosiła do domu jakieś zakazane jedzenie: ziemniaki, masło, chleb – lista takich zakazanych produktów była długa. To był straszny czas, w pewnym momencie odpadłam. Wymiotowałam przy każdej trudniejszej emocji. Musiałam poprosić o pomoc, wiedziałam, że muszę pójść na psychoterapię, bo już nie dawałam rady psychicznie i fizycznie.
Trafiłaś na terapię zaburzeń odżywiania?
Najpierw wylądowałam u psychoterapeutki, która nie znała się na temacie, ale potem trafiłam na terapię zaburzeń odżywiania i to był strzał w dziesiątkę. Terapia trwała 2,5 roku, w jej trakcie objawy zaczęły ustępować – aż do momentu, w którym przestałam przejadać się i zmuszać do wymiotów. Ta droga trwa cały czas, ale od 4 lat już nie wymiotuję ani nie mam ataków obżarstwa.
Jak się masz dzisiaj?
Jestem po jednej terapii, w trakcie kolejnej. Nie mam zachowań bulimicznych, ale ta choroba jest jak uzależnienie – chorujesz do końca życia.
Kiedyś byłam bardzo, bardzo chuda. Chorobliwie chuda. Teraz jestem chyba największa w całym swoim życiu. I choć akceptuję siebie, lubię, podobam się sobie, są momenty, w których choroba się odzywa. Nie chodzi nawet o kompulsywne odruchy; pojawiają się myśli, które towarzyszyły mi w czasie choroby.
RozwińŻeby siebie ocalić, musiałaś zgodzić się na to, że musisz przytyć.
Tak, to było strasznie ciężkie. Psychoterapeutka powtarza mi, że cały czas wychodzę z niedożywienia i trudno powiedzieć, ile ten stan jeszcze potrwa – mój organizm do dziś czuje chorobę.
Nadal jest mi ciężko pogodzić się z tym, że moja waga będzie rosła i nie wiem, kiedy się zatrzyma. Mam momenty, w których siedzę i płaczę, bo odżywiam się rozsądnie, uprawiam sport, a waga „żyje swoim życiem”. Niestety nie mogę przejść na dietę ani zastosować wobec siebie żadnych restrykcyjnych ograniczeń. Wiem, że jeśli tylko zacznę znowu przesadzać, tak jak kiedyś, ćwiczyć po 3 godziny dziennie, za chwilę znów wpadnę w ten sam mechanizm.
Nie mogę przekraczać swoich granic. A przecież cały przemysł fitness jest oparty na założeniu, że trzeba przekraczać swoje granice. Dla nas, osób z zaburzeniami odżywiania, to jest niebezpieczne.
Jestem przekonana, że gdybym 5-6 lat temu – kiedy miałam największy problem, kiedy potrafiłam wymiotować do 13 razy dziennie, a w międzyczasie prawie nic nie jadłam – ważyła tyle, ile ważę dziś, nie dałabym rady. Wtedy wolałam umrzeć niż być gruba. Kiedyś każde pół kilo dodatkowe na wadze to był koszmar, straszne przeżycie, nie mogłam sobie darować.
”Najlepiej i najzdrowiej dla społeczeństwa jest w ogóle nie mówić o ciele. Nie komplementować, nie krytykować, nie komentować. Komplementy dla osób z zaburzeniem odżywiania mogą być śmiercionośne, ponieważ utrudniają leczenie”
Dziś przekonujesz, że bodyshaming może zrobić tyle samo krzywdy co potencjalne choroby wywoływane przez ponadprogramowe kilogramy.
Tak uważam. Żeby była jasność – ja wierzę w zdrowie, w to, że aby dobrze się czuć, trzeba o siebie dbać, zdrowo się odżywiać i dbać o wagę. Ale bez względu na to, jak wyglądamy, zawsze musimy akceptować swoje ciało – bo tylko akceptacja, dobry stan psychiczny mogą nam pomóc. A jeśli ktoś wrzuca w nas nienawistne komentarze, przekonuje nas, że jesteśmy obrzydliwi, że z powodu tłuszczu czeka nas śmierć – to nie wynika z troski o nas. Raczej odwrotnie – komuś przeszkadzamy, w kimś na widok mojego ciała wzbiera agresja. Bodyshaming nie polega na tym, że ludzie się o kogoś martwią, bodyshaming to jest czysta nienawiść. Śmiech, obrażanie, groźby śmierci…
Ciałopozytywność jest nam dziś niezbędna?
Dzięki instagramowemu profilowi @cialopozytyw_polska prowadzonemu przez Kayę Szulczewską i książce Renee Engeln „Obsesja piękna” zrozumiałam, że najlepiej i najzdrowiej dla społeczeństwa jest w ogóle nie mówić o ciele. Nie komplementować, nie krytykować, w ogóle w żadnym wypadku nie komentować. Nie rozmawiajmy o tym, że ktoś schudł czy przytył – nie wiadomo, co się za tym kryje: choroba, zaburzenie, może rak, może leki? Komplementy dla osób z zaburzeniem odżywiania mogą być śmiercionośne, ponieważ utrudniają leczenie.
Wygląd ciała nie powinien być tematem. Im bardziej komentujemy to ciało, tym więcej czasu marnujemy w życiu, tym bardziej skupiamy się na tym, co nam się nie podoba. Swoją drogą, poświęcamy na to tyle energii, tyle czasu, tyle pieniędzy, że czasami zastanawiam, czy to wszystko nie służy temu, żeby nas odciągnąć od ważniejszych spraw. Gdybyśmy nie musiały tak bardzo skupiać się na tym, żeby wyglądać jeszcze lepiej, żeby się cały czas upiększać, odmładzać, ciekawe, ile byśmy osiągnęły w tym zdominowanym przez mężczyzn świecie. A tymczasem wciąż żyjemy w rzeczywistości, w której kobietę, która ma coś do powiedzenia, gasi się słowami: „jesteś brzydka, jesteś gruba. Nie odzywaj się, brzydka grubasko”.
Polecamy
Keira Knightley gorzko o komentarzach dotyczących jej wyglądu: „To było publiczne upokorzenie”
Życie z bulimią. „To, czego nie zjadłam, zalewałam płynem do mycia naczyń, bo wiedziałam, że wyrzucenie resztek do śmieci, mnie nie powstrzyma”
„Moje ciało zaczęło się wyłączać”. Lily Collins o zaburzeniach odżywiania, niezdrowych związkach i współuzależnieniu
„Jestem z nim cały czas, trzymam za rękę, stajemy przy kasie i widzę, że w kieszeni ma schowane kinder jajko”. Życie z chorobą zwaną wilczym głodem
się ten artykuł?