Przejdź do treści

Beata Biały: „Wstyd nie krzyczy, on szepcze. To jedna z najbardziej podstępnych emocji”

Beata Biały - Hello Zdrowie
Beata Biały / Fot. Wojtek Biały
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Wstyd jest jedną z najbardziej niedocenianych, a jednocześnie najbardziej destrukcyjnych emocji. To on sprawia, że milczymy, kiedy powinniśmy mówić – zauważa Beata Biały, dziennikarka, psycholożka, autorka książki „Kobiety, które wstydzą się za bardzo”, która przekonuje, że choć wstyd jest niczym cień, to gdy spojrzymy mu w oczy, może stać się dla nas cennym drogowskazem.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Czytając twoją książkę, zaczęłam się zastanawiać, czego się wstydzę. I uznałam, że niczego. Ale dojście do takiego wniosku zajęło mi prawie 40 lat.

Beata Biały: Naprawdę niczego? Sprawdzam! (śmiech). Ani tego, że podniosłaś głos na dziecko, choć przysięgałaś sobie, że już nigdy tego nie zrobisz? Ani że ominęłaś żebraka, udając, że go nie widzisz? Albo że kolejny raz wybrałaś paczkę chipsów i serial zamiast zadbać o siebie, tak jak obiecywałaś? To tylko małe „wstydziki”, ale zwykle na dnie serca albo i pamięci chowamy też takie, których wstydzimy się sami przed sobą. Jeśli i wtedy nie ma wstydu – to jesteś naprawdę wolna albo genialnie wytrenowałaś sztukę wypierania.

Pytam prowokacyjnie, bo wstyd jest mistrzem kamuflażu. Potrafi tak dobrze się ukryć, że wydaje nam się, że już go nie ma. A potem – bach! – pojawia się nagle, kiedy wcale się go nie spodziewamy. Ja, choć jestem od ciebie starsza, wciąż mam rzeczy, których się wstydzę. Czasem to coś, czego nie przyznałabym nawet sama przed sobą. Noszę te wstydy mocno schowane, bo wciąż nie jestem gotowa na konfrontację ze światem. Dlatego z takim uznaniem słucham, kiedy mówisz: „Nie wstydzę się niczego”. I myślę, że to mówi nie tylko o braku wstydu, ale też o drodze, którą przeszłaś, żeby go oswoić. A wolność nie polega na tym, żeby wstydu nigdy nie czuć, tylko żeby on nie miał nad nami władzy. Żebyśmy mogli spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: „Dobrze, że jesteś. Ale ja już idę dalej”.

Dlaczego książka akurat o wstydzie?

Bo wstyd jest jedną z najbardziej niedocenianych, a jednocześnie najbardziej destrukcyjnych emocji. To on sprawia, że milczymy, kiedy powinniśmy mówić. Że wycofujemy się z marzeń, bo „nie wypada”. Że udajemy silnych, choć w środku się rozpadamy. Że chowamy głęboko naszą przeszłość, bo boimy się, że świat nas nie zaakceptuje, kiedy pozna prawdę. Wstyd nie jest tylko prywatnym doświadczeniem – to emocja społeczna, zakorzeniona w kulturze, religii, wychowaniu. Często „dziedziczymy” go razem z językiem i obyczajami. Dziedziczenie wzięłam w cudzysłów, bo nie chodzi mi o to, że wstyd dodajemy w genach. Nie. Rodzimy się z głodem, z lękiem, ale bez wstydu. Popatrz na dwuletnie dzieci biegające bez skrępowania nago po plaży; wstyd przychodzi później, kiedyś ktoś z otoczenia powie: „Załóż majteczki, już jesteś duży, nie wypada, wstyd”.

Katarzyna Krzywicka-Zdunek - Hello Zdrowie

To prawda.

W efekcie wstydzimy się ciała, uczuć, pochodzenia, rodziny, biedy, bogactwa, samotności, choroby… właściwie wszystkiego, co czyni nas ludzkimi.

Zajęłam się tym tematem, bo zobaczyłam, jak bardzo wstyd potrafi nas ograniczać. Ilekroć rozmawiałam z ludźmi o ich najtrudniejszych doświadczeniach, pod spodem zawsze był wstyd – większy niż strach, większy niż poczucie winy. To on trzyma nas w klatce, a jednocześnie najrzadziej o nim mówimy. Pisząc tę książkę, chciałam dać czytelniczkom narzędzia i język, żeby wreszcie o wstydzie rozmawiać. Bo kiedy go nazwiemy, staje się mniejszy. A kiedy zaczniemy się nim dzielić, zaczyna się prawdziwa wolność.

Jak najprościej zdefiniować wstyd? Czym różni się od poczucia winy?

Najprościej mówiąc, wstyd to bolesne poczucie, że coś jest ze mną nie tak. Nie że zrobiłam coś złego, ale że ja sama jestem „zła”, gorsza, niewystarczająca. I to jest ta zasadnicza różnica między wstydem a poczuciem winy. Wina dotyczy czynu – mówi: „Zachowałam się źle”. Natomiast wstyd dotyczy osoby – mówi: „To ja jestem zła”. Uderza w całe nasze jestestwo. Podam przykład. Jeśli dziecko stłucze kubek i czuje winę, myśli: „Źle zrobiłam/em, mogę przeprosić i następnym razem uważać”. Jeśli jednak czuje wstyd, jego wewnętrzny głos brzmi inaczej: „Jestem niezdarna/y, do niczego się nie nadaję”. Wina pozwala naprawić błąd i iść dalej. Wstyd odbiera nadzieję i zamyka dziecko w przekonaniu, że ono samo jest problemem. Podobnie w dorosłym życiu. Jeśli zawiodłam kogoś bliskiego i czuję winę, mogę próbować to naprawić – rozmową, przeprosinami, innym zachowaniem. Jeśli jednak czuję wstyd, zaczynam wierzyć, że jestem złą partnerką, matką, przyjaciółką. Wtedy zamiast naprawiać relację, wycofuję się, milknę, chowam. Dlatego wina bywa emocją konstruktywną – jest trudna, ale otwiera drogę do zmiany. A wstyd jest emocją paraliżującą – nie daje przestrzeni na działanie, tylko sprawia, że przestajemy wierzyć w siebie. I właśnie w tym tkwi jego siła: wstyd nie krzyczy, on szepcze. Ale ten szept może zdecydować o całym naszym życiu.

Czego wstydzą się Polki oraz Polacy?

Badania pokazują, że Polki i Polacy wstydzą się podobnych rzeczy, ale akcenty są różne. Dla kobiet największym źródłem wstydu jest ciało – niemal 40 proc. Polek deklaruje, że nie akceptuje swojego wyglądu, wstydzi się nagości, zmarszczek, cellulitu, wagi. To też przekłada się na sferę intymną: kobiety częściej niż mężczyźni mówią, że wstyd powstrzymuje je przed bliskością. Polacy częściej wskazują na status i sukces. Wstydzą się, że nie zarabiają wystarczająco, że nie spełniają oczekiwań zawodowych, że nie są „wystarczająco męscy” w rozumieniu kulturowych stereotypów. Dla mężczyzn wstyd związany z pieniędzmi czy porażką zawodową bywa bardziej dotkliwy niż wygląd. Jest też wspólny obszar: wystąpienia publiczne i ocena innych. Ale i tutaj są różnice – prawie połowa kobiet deklaruje, że się tego wstydzi, wśród mężczyzn tylko co czwarty. A na poziomie zbiorowym mamy jeszcze wstyd narodowy – ok. 20 proc. Polaków mówi, że czasem wstydzi się tego, że jest Polakiem. I tu różnic płciowych już nie ma – to doświadczenie, które dzielimy.

Ilekroć rozmawiałam z ludźmi o ich najtrudniejszych doświadczeniach, pod spodem zawsze był wstyd – większy niż strach, większy niż poczucie winy

Badaczka wstydu, dr Angelika Kleszczewska-Albińska, na łamach twojej książki tłumaczy, że nawet osoby z uszkodzeniami obszarów kory nowej, odpowiedzialnymi za przeżywanie emocji, nadal mogą doświadczać wstydu, co sugeruje, że choć wstyd jest emocją samoświadomościową, to może być przeżywany również w sytuacjach, w których nie są zaangażowane struktury odpowiedzialne za poznawcze przetwarzanie emocji. Czy to znaczy, że na odczuwanie wstydu w różnych sytuacjach jesteśmy niejako skazani?

To bardzo ciekawe odkrycie – i w pewnym sensie pocieszające, a w innym niepokojące. Pokazuje bowiem, że wstyd jest emocją tak pierwotną i tak mocno wpisaną w nasze człowieczeństwo, że nie da się go całkowicie wyłączyć ani „wypisać” z mózgu. Nawet jeśli uszkodzone zostają struktury odpowiadające za świadome przeżywanie emocji, ten sygnał i tak się pojawia. Można powiedzieć, że wstyd to taki emocjonalny odruch bezwarunkowy – jak rumieniec, którego nie da się powstrzymać wolą. Czy to znaczy, że jesteśmy na wstyd skazani? W jakimś sensie tak – bo to emocja, która ewolucyjnie pełniła funkcję ochronną: miała nas trzymać blisko grupy, pilnować, żebyśmy nie zostali wykluczeni. Ale wpływ mamy na to, co z tym wstydem robimy. Możemy mu pozwolić, by nas paraliżował, albo potraktować go jak informację: coś mi sygnalizuje, więc mogę się temu przyjrzeć i zdecydować, czy chcę, żeby decydował o moim życiu. Więc tak – wstyd będzie nam towarzyszył zawsze, ale nie musi nas więzić. Może być sygnałem, który pomaga zrozumieć siebie – zamiast być wyrokiem, który zamyka nam usta.

Wracając do kobiet i mężczyzn – inaczej odczuwamy wstyd?

Wstyd kobiet i mężczyzn różni się, bo choć sam mechanizm wstydu jest ten sam, to społeczne scenariusze wstydu są inne dla kobiet i dla mężczyzn. Kobiety od najmłodszych lat uczone są, żeby „ładnie wyglądać, być grzeczne, nie przesadzać”, więc wstyd najczęściej dotyczy ciała, seksualności, ekspresji emocji. To dlatego tyle Polek mówi, że wstydzi się swojego wyglądu czy że boi się mówić publicznie, by nie zostać ocenioną. Mężczyzn wychowuje się w zupełnie innym scenariuszu: „Nie płacz, bądź silny, zarabiaj, udowodnij, że jesteś prawdziwym facetem”. Ich wstyd częściej dotyczy statusu, porażek zawodowych, finansów, braku sukcesu. Dla wielu mężczyzn największym wstydem nie jest wygląd, ale to, że nie spełniają oczekiwań narzuconych przez kulturę – nie są wystarczająco silni, zaradni, skuteczni.

Sylwia Chutnik - Hello Zdrowie

A można się wstydzić wstydu? W głowie wybrzmiewa mi usłyszane kiedyś zdanie: „Wstydzę się swoich rodziców i wstyd mi, że się ich wstydzę”.

Można – i to bardzo często. Wstyd ma to do siebie, że potrafi się nakładać warstwami. Najpierw pojawia się pierwotne doświadczenie: wstydzę się rodziców, ciała, biedy, choroby. A potem dochodzi druga warstwa: wstydzę się tego, że w ogóle się wstydzę. Bo przecież „nie wypada”, bo to nielojalne wobec bliskich, bo „powinnam/powinienem być ponad to”. To jest właśnie mechanizm, który czyni wstyd jedną z najbardziej podstępnych emocji. On nie tylko nas zawstydza, ale też odbiera prawo do przyznania się, że go czujemy. Dlatego ludzie wstydzą się samotności, depresji, uzależnienia – i jednocześnie wstydzą się samego faktu, że o tym nie mówią. Przykład, który podałaś – „Wstydzę się rodziców i wstyd mi, że się ich wstydzę” – jest niezwykle mocny. Pokazuje rozdwojenie: z jednej strony realne uczucie, z drugiej strony autocenzura i poczucie winy. To bardzo ludzkie. Bo wstyd często nie mówi o tym, jacy naprawdę jesteśmy, ale o tym, jakie normy wchłonęliśmy. I kiedy nasze emocje nie zgadzają się z tymi normami, natychmiast uruchamia się druga fala: wstyd za wstyd. Czyli tak – można się wstydzić wstydu. I właśnie dlatego tak trudno o nim rozmawiać. Ale kiedy już uda się powiedzieć: „Tak, ja się wstydzę – nawet tego, że się wstydzę” – wtedy zaczyna się prawdziwe uwolnienie.

Czy wstyd wpływa na nas wyłącznie destrukcyjnie? A może bywa przydatny – tak jak ból czy lęk, które informują o zagrożeniu i mobilizują do działania?

Wstyd ma dwie twarze. Z jednej strony jest emocją destrukcyjną – paraliżuje, każe się wycofać, milczeć, udawać kogoś innego. Wiele osób wspomina, że przez wstyd zrezygnowało z marzeń, nie zawalczyło o siebie, nie odezwało się w ważnym momencie. Wstyd może działać jak wewnętrzna cenzura, która podcina skrzydła, zanim jeszcze zaczniemy latać. Kiedy zapytałam dr Ewę Woydyłło, po co jest wstyd, odpowiedziała: „Wstyd jest po nic”. I wyjaśniła, że wstyd pojawia się zwykle w otoczeniu nieżyczliwych nam ludzi. Coś w tym jest.

Ale z drugiej strony, w swojej pierwotnej funkcji, wstyd pełnił rolę ochronną. Ewolucyjnie miał nas trzymać blisko grupy, sygnalizować: „Uważaj, możesz zostać odrzucony”. Trochę jak wymieniony przez ciebie ból, który informuje, że coś jest nie tak z ciałem, albo jak lęk, który ostrzega przed zagrożeniem. W tym sensie wstyd mówi nam o granicach – naszych oraz cudzych. Dzięki niemu potrafimy rozpoznać, kiedy przekroczyliśmy czyjeś dobro, kiedy naruszyliśmy normy. Można to też nazwać przyzwoitością czy dobrym wychowaniem.

Wstyd uwielbia ciszę i ukrywanie, ale nie znosi rozmowy i empatii. Czasem jedno zdanie „też tak mam” od drugiej osoby działa lepiej niż najdroższa terapia

Gdzie zaczyna się problem ze wstydem?

Problem zaczyna się wtedy, gdy wstyd nie jest sygnałem, ale stałym elementem życia. Kiedy zamiast krótkiego ostrzeżenia, staje się codzienną mantrą: „Nie jesteś dość dobra/y, nie pokazuj się, nie próbuj”. Wtedy zamiast chronić, zaczyna nas niszczyć. Więc odpowiedź brzmi: wstyd bywa potrzebny, tak jak potrzebny jest ból czy lęk. Ale tylko wtedy, gdy jest chwilowy i informacyjny. Jeśli zostaje z nami na stałe – zamienia się w więzienie.

Czym jest terapia wstydu i po czym poznać, że przyszedł na nią czas?

Terapia wstydu polega na tym, żeby wydobyć wstyd z ukrycia i nauczyć się go przeżywać bez poczucia, że nas definiuje. Brené Brown, badaczka, która zajmuje się tym tematem od lat, mówi, że „wstyd nie może przetrwać, kiedy się go wypowiada na głos i dzieli z innymi w atmosferze empatii”. To jest właśnie istota terapii – nazwać to, czego się wstydzimy, i zobaczyć, że nie jesteśmy w tym sami. Kiedy jest na to czas? Wtedy, gdy wstyd przestaje być chwilowym sygnałem, a staje się codziennym filtrem życia. Kiedy myśl „jestem niewystarczająca/y” albo „coś jest ze mną nie tak” towarzyszy mi każdego dnia. Gdy unikam bliskości, bo wstydzę się swojego ciała. Gdy rezygnuję z pracy marzeń, bo „na pewno się ośmieszę”. Gdy nie opowiadam o chorobie czy samotności, bo „nie wypada”. W takich momentach terapia pomaga oddzielić fakt od interpretacji – zobaczyć, że wstyd nie jest prawdą o mnie, tylko emocją, która ma swoją historię i źródło. A przede wszystkim daje doświadczenie, że można być przyjętym i akceptowanym także z tym, czego najbardziej się wstydzimy.

Wiesz, jak ze wstydem z powodu trudnej przeszłości uporała się Oprah Winfrey?

Jak?

Oprah przyszła na świat w biedzie, w domu, w którym przemoc była chlebem powszednim – obecna codziennie, choć nigdy nieoswojona. Dorastała z poczuciem, że jej historia jest piętnem. Latami nosiła ją w sobie jak sekret, którego nie wolno wypowiedzieć na głos. Wstydziła się – swojego dzieciństwa, swojego bólu, swojego pochodzenia. A im wyżej wspinała się po szczeblach kariery, im mocniej oklaskiwał ją świat, tym bardziej narastał w niej strach, że ktoś odkryje prawdę. Ten wstyd był jak cień, który rósł wraz z jej sławą i nie odstępował jej na krok. Aż w końcu zrozumiała, że wstyd karmi się milczeniem. Że to, czego najbardziej się obawiamy – ujawnienie własnych blizn – jest jedyną drogą do wolności. Oprah przestała więc ukrywać swoją przeszłość. Opowiedziała o niej publicznie i tym samym odebrała wstydowi jego moc. To, co kiedyś było jej przekleństwem, stało się świadectwem: dowodem, że można przeżyć ból, unieść go i zamienić w siłę. I odtąd powtarzała, że największą wolnością jest już nigdy nie udawać – ani przed innymi, ani przed samą sobą.

Kiedy zapytałam dr Ewę Woydyłło, po co jest wstyd, odpowiedziała: „Wstyd jest po nic”. I wyjaśniła, że wstyd pojawia się zwykle w otoczeniu nieżyczliwych nam ludzi. Coś w tym jest

Można na własną rękę oswoić wstyd? Jak to zrobić?

Ty mi powiedz. Tobie się udało. A tak na poważnie… Najlepiej zrobić z nim to samo, co z natrętnym gościem, który przychodzi bez zaproszenia – posadzić przy stole, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: „Dobrze, jesteś, ale nie będziesz mi tu rządzić”. To oczywiście fajnie brzmi, ale wcale nie jest proste. Przede wszystkim trzeba go nazwać – bo kiedy zamiast „jestem do niczego”, powiem „czuję wstyd”, to nagle okazuje się, że to nie ja jestem problemem, tylko emocja, która przyszła w odwiedziny. Po drugie – podzielić się nim z kimś zaufanym. Wstyd uwielbia ciszę i ukrywanie, ale nie znosi rozmowy i empatii. Czasem jedno zdanie „też tak mam” od drugiej osoby działa lepiej niż najdroższa terapia. I jeszcze jedno: odrobina autoironii. Jeśli potrafię się z siebie zaśmiać, wstyd traci powagę, którą tak bardzo lubi. To trochę jak z tym momentem, kiedy potkniesz się na ulicy – jeśli uciekasz, wszyscy patrzą; jeśli się roześmiejesz, patrzą z sympatią. Więc jak oswoić wstyd? Nadać mu imię, opowiedzieć o nim i od czasu do czasu zrobić z niego żart. Bo kiedy przestajemy traktować go jak potwora, staje się tylko gościem, który nie umie się dobrze zachować.

Okładka książki "Kobiety, które wstydzą się za bardzo"

materiały Wydawnictwa

„Kobiety, które wstydzą się za bardzo”, Beata Biały, wyd. Rebis 2025.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?