Kłamczuchy na FB. Czym grozi naginanie prawdy w mediach społecznościowych?
Dwie trzecie z nas kłamie albo chociaż koloryzuje swoje życie, prezentując się w mediach społecznościowych – twierdzą naukowcy z brytyjskiego Stowarzyszenia Neuropsychoanalizy. Udajemy na przykład, że mamy lepszy nastrój niż w rzeczywistości. Czy w pętli kłamstw i półprawd możemy w końcu zapomnieć, jaka jest rzeczywistość?
Ostrożnie z cyfrową amnezją
Psychologowie ostrzegają przed cyfrową amnezją, która pojawia się wtedy, gdy zaczynamy wierzyć w coś, co nigdy nie miało miejsca, ale wspomnieliśmy o tym w poście na Facebooku lub Twitterze.
– W praktyce polega to na zapisywaniu w naszej głowie zupełnie nowych wspomnień, z których wiele jest wyimaginowanych i nieprawdziwych. Te prawdziwe są z kolei regularnie zacierane – tłumaczy psycholog Robert Zaborowski i dodaje – Kłopot z tym związany może się pojawić przy okazji interakcji twarzą w twarz z naszymi znajomymi z internetu. Takie ubarwianie życia w sieci powoli zaczyna rozsadzać naszą osobowość.
Co więcej, ubarwianie wymaga od nas dużo czujności i energii związanej z pilnowaniem, żeby to, co najpierw piszemy w sieci, i to, co potem o sobie opowiadamy, było ze sobą spójne.
Nie eksternalizuj winy!
I oto kolejny ładny termin, którego używają psychologowie: eksternalizacja winy.
– Polega ona na tym, że przerzucamy odpowiedzialność za to, co robimy, z siebie na kogoś innego lub coś innego. W przypadku internetowych kłamstewek najczęściej obwiniamy portale społecznościowe o to, że one zachęcają nas do takiego zachowania – twierdzi psycholog i dodaje – Często mówimy, że „przecież wszyscy wrzucają swoje zdjęcia zrobione w lanserskich miejscach”, więc my też tak zrobimy, podpisując je tak, żeby sprawić wrażenie, że bywamy tam regularnie i często. W rzeczywistości odwiedzamy je raz na długi czas.
Inna sytuacja to robienie zdjęć swojego mieszkania, w którym na wierzchu widać… poważną i trudną książkę. Zwykle tam nie leży, bo to miejsce zajmuje kolorowa gazeta! Kolejny przykład eksternalizacji winy to mówienie, że same portale społecznościowe zachęcają do kłamstw. Choć może w tym ostatnim stwierdzeniu jest ziarno prawdy?
Lajkuję, kłamiąc – kłamię, lajkując?
– Gdy pyta się ludzi w sondażach o to, dlaczego kłamią, najczęściej pojawiające się odpowiedzi dotyczą tego, że nie chcą kogoś zranić lub urazić, a bardzo chcą podtrzymać relację, która ich z tym kimś łączy. Jesteśmy w tej kwestii bardzo troskliwi o innych – mówi psycholog.
Podobne sytuacje występują na Facebooku, gdzie wiele osób klika w ikonkę „Lubię to” niekoniecznie dlatego, że zdjęcie potrawy jedzonej przez znajomego czy wpisany przez niego fragment podsłuchanej w autobusie rozmowy tak bardzo mu się podoba.
– Robimy to, żeby kontakt był podtrzymany: ja kliknę tobie, ty klikniesz mnie, a jak się spotkamy, to będziemy mieć dobry punkt wyjścia do rozmowy. Chociaż większości osób te zdjęcia, cytaty, filmiki średnio obchodzą – mówi Zaborowski.
To jednak też jest niebezpieczne, bo przecież nie korzystamy z portali społecznościowych tylko dla kontaktu z ludźmi!
Dotyczy cię Schadenfreude?
Dużą karierę w Niemczech zrobiło słowo „Schadenfreude”, z którym wiąże się ogromna ciekawość życia innych ludzi. Objawia się ona tym, że przeglądamy, a wręcz wścibsko przeczesujemy ich profile w sieci.
– Gdy wchodzimy na taki portal, czujemy się, jakbyśmy wchodzili do domu, w którym rozgrywa się reality show. Jest tylko o tyle ciekawiej, że lepiej lub gorzej znamy wszystkich uczestników gry i sami jesteśmy jednym z aktorów. Są rzeczy, których nie można ukryć i na temat których nie można skłamać. Należy do nich choćby nadwaga. Znam osoby, które szczerze się cieszą, gdy widzą, że ich dawno niewidziany znajomy ze studiów ma rzucające się w oczy dodatkowe kilogramy… W takiej sytuacji chcemy zaprezentować się jak najlepiej i koloryzujemy rzeczywistość – dodaje psycholog.
Pokaż mi swój profil, a powiem ci…
Do tego, co prezentujemy na swoich profilach w mediach społecznościowych, pewnie warto podchodzić z dystansem, ale – jak pokazują wyniki poważnych badań – niektórzy traktują to bardzo serio. Psychologowie ze Stanford University w Kalifornii i University of Cambridge przedstawili wyniki badań, według których nasza aktywność w sieci dokładniej opisuje naszą osobowość niż nasi bliscy i znajomi.
Badacze brali pod uwagę tak zwaną „wielką piątkę”: poziom zrównoważenia, introwersji, otwartości na nowe doświadczenia, ugodowości i sumienności. Własne opinie uczestników na temat tych cech porównywano z opiniami ich znajomych i członków rodziny oraz ze wskazaniami komputera. Ten ostatni przesiewał informacje dostępne w postaci wiadomości na portalach społecznościowych. Co ciekawe, w przypadku tych pięciu cech program komputerowy okazał się dokładniejszym i skuteczniejszym obserwatorem. Wskazane przez niego cechy bardziej zgadzały się z tym, co podali o sobie internauci, niż z tym, co mówili o nich ich bliscy. Może jest więc tak, że w to, co publikujemy o sobie – niezależnie od tego, czy na początku jest to prawda, czy nie – zaczynamy szybko wierzyć i to zmienia też naszą pozainternetową tożsamość?
Jedno jest pewne: mimo że ten tekst publikowany jest w internecie, nie jest on zbiorem kłamstw!
Zobacz także
„Nieszczerość tylko pozornie oszczędza komuś przykrości. W rzeczywistości dostarcza jej w nadmiarze, ale z opóźnionym zapłonem”. O szczerości w relacjach rozmawiamy z psycholog Katarzyną Łapińską
Intuicjoniści – czym różnią się od innych i dlaczego często są postrzegani jako dziwacy?
Czy mówienie do siebie jest zdrowe? Odpowiada psychiatra dr Sławomir Murawiec
Polecamy
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
Michalina: „Czasem fantazjowałam o tym, że rozumiem matematykę. Ale częściej rano wymiotowałam ze strachu”. Czym jest HMA?
Problem przebodźcowania. Kampania Answear „Zadbaj o to, co jest w środku – Wewnętrzny Spokój” szuka rozwiązań i daje wiedzę
Prof. Aleksandra Gruszka-Gosiewska: „W związku z brakiem uregulowań działalność psychologiczną może dziś podejmować osoba o dowolnym wykształceniu”
się ten artykuł?