Michalina: „Czasem fantazjowałam o tym, że rozumiem matematykę. Ale częściej rano wymiotowałam ze strachu”. Czym jest HMA?
Joanna ma 36 lat, dobry zawód i dwójkę dzieci, ale często jej się śni, że musi pisać klasówkę z matematyki. – Budzę się wtedy cała spocona – opowiada. – Zupełnie jak wtedy, kiedy tata tłumaczył mi ułamki na klockach, a ja nic nie rozumiałam.
Patrycja w liceum przeszła epizod depresyjny i zapalenie żołądka, chociaż z matematyką radziła sobie nie najgorzej. – Ktoś pozwolił mi wtedy uwierzyć w to, że jestem beznadziejna – wspomina.
– Bardzo się bałam nauczycielki. Na tamtym etapie nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby ten lęk przepracować. Może on był większą blokadą niż ta cała matematyka? – zastanawia się Michalina.
Fobia matematyczna nosi miano high math anxiety (HMA). Z najnowszego Ogólnopolskiego Badania Postrzegania Matematyki, które zrealizowano w ramach projektu EduNav „Wpływ lęku matematycznego na uczniów i rodziców w Polsce”, wynika, że aż 92,7 proc. uczniów doświadcza lęku matematycznego o różnym stopniu nasilenia. Oprócz silnego stresu i paniki, u uczniów pojawiają się objawy somatyczne, takie jak bóle brzucha, nudności, potliwość czy drżenie rąk. Już w 1999 roku psycholog kliniczny R. Jon Leffingwell wraz z matematykiem Carolem Jacksonem w swoim opracowaniu dowiedli, że osoby, które miały złe doświadczenia z lekcji matematyki jako uczniowie, odczuwają lęk przed matematyką już przez całe życie.
– Na początku edukacji uczennice i uczniowie odznaczają się stosunkowo niskim poziomem lęku przed matematyką, ale on rośnie i jest najwyższy w szkole średniej, a następnie spada, lecz nie zanika w dorosłości – zauważa dr Monika Szczygieł, psycholożka.
Te słowa wydają się potwierdzać opowieści moich bohaterek.
„Zawsze mi imponowało, że ktoś ogarnia matematykę i się jej nie boi”
– Urodziłam się jako wcześniak, miałam zeza, byłam leworęczna. Nie umiem widzieć w przestrzeni figur, już na podstawowym poziomie trudno było mi zrozumieć geometrię. Moja nauczycielka we wczesnych klasach podstawówki zamiast się nade mną pochylić, zaszufladkowała mnie. Chciała mnie umieścić w szkole specjalnej. Miała przekonanie, że sobie z matematyką nie poradzę. Wdrukowała je we mnie – rozpoczyna swoją opowieść Michalina Janyszek. – To poczucie pokutowało spadkiem samooceny i miało coraz gorsze skutki. Kiedy sama sobie odpuściłam, zaległości zaczęły być coraz bardziej realne. W liceum rozpoczął się prawdziwy dramat. W każdym właściwie półroczu byłam zagrożona z matematyki.
Michalina Janyszek, z zawodu specjalistka od nieruchomości, z wykształcenia polonistka, z powołania i pasji poetka, slamerka, animatorka życia kulturalnego, dopiero jako dorosła kobieta zrozumiała, że różne ograniczenia mogły wpłynąć na jej relację z matematyką. Jest dzieckiem lat 80., o fobii matematycznej czy dyskalkulii nie mówiło się wcale. Miała tylko konsultację psychologiczną pod koniec pierwszej klasy podstawówki. – Moja mama z dumą wspomina tę wizytę do tej pory. Bo wyszło, że nie dość, że jestem całkiem normalna, to jeszcze rozwinięta w niektórych rzeczach dość mocno – śmieje się.
Ale wtedy nie było jej do śmiechu. Czasem ma flashbacki: jest licealistką, a wraca do domu, zalewając się łzami, zupełnie jak małe dziecko. W dzienniku ma kolejną jedynkę, a w głowie wizję, że nie zda do następnej klasy. Albo: boi się tego przeniesienia do szkoły specjalnej. Czy musi tam iść, choć spędza dużo czasu w książkach i wielu twierdzi, że umie się tak pięknie wypowiadać?
– Zawsze mi imponowało, że ktoś ogarnia matematykę i się jej nie boi. Dlatego fantazjowałam czasami o tym, że i ja ją rozumiem. Tymczasem przed lekcjami wymiotowałam. Potem, jak już siedziałam w ławce, patrzyłam za okno i myślałam: jacy ci ludzie są szczęśliwi, że mogą sobie iść ulicą. Zdarzało się, że na jednej lekcji dostawałam trzy jedynki. Kiedy matematyka była pierwszą lekcją, mnie po prostu na niej nie było. Zadań domowych wolałam nie robić, bo i tak zrobiłabym je źle – opowiada. – Kiedyś bardzo się pochorowałam, miałam wysoką gorączkę i omamy. Wydawało mi się, że muszę iść do szkoły i poprawiać matematykę.
Ale kiedyś poprawiła naprawdę i to z bardzo dobrym skutkiem. Potężny dział wytłumaczyli jej kuzyni.
Jak mówi, dzisiaj, już jako dojrzała kobieta, nie chce nikogo obwiniać. Podkreśla też, że w swoim życiu miała szczęście do polonistek, więc nie demonizuje czasów licealnych. Strach przed matematyką przekuła we wdzięczność, że nigdy już się z nią nie zetknie jako przedmiotem. Jak ma gorszy nastrój, powtarza sobie: „Już nigdy nie musisz iść na matematykę”.
– Bardzo potrafi mi to poprawić humor, nawet w depresji, z którą zmagam się od lat. Czuję się wtedy wyzwolona – opowiada.
Jak mówią badania „Wpływ lęku matematycznego na uczniów i rodziców w Polsce”, 92,7 proc. uczniów doświadcza lęku matematycznego o różnym stopniu nasilenia. Głównym źródłem strachu są negatywne doświadczenia edukacyjne. U Michaliny też tak było.
– Bardzo bałam się nauczycielki w liceum. Ale na tamtym etapie nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby ten lęk przepracować. Może on był większą blokadą niż ta cała matematyka? Teraz poszłabym najpierw na terapię, a później na korepetycje – przypuszcza.
„Dopiero po studiach zaczęłam wierzyć, że matma jest fajna. Doświadczenie szkolne okradło mnie z tej perspektywy”
Patrycja* ma 27 lat i ukończone trzy kierunki studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ale nie te, o których marzyła. Zmieniła plany, bo przez całe liceum słyszała, że „nie nadaje się nawet do zawodówki”.
– Zanim trafiłam do liceum, uczyłam się w alternatywnym systemie i nie miałam problemu z matematyką. Zwłaszcza że nauczycielka w gimnazjum akceptowała moje działania „na okrętkę” – najważniejsze było dla niej to, że dochodziłam do właściwego wyniku. Widziałam, że matematyka jest logiczna, że mam szukać swoich rozwiązań. Nie byłam wybitna z tego przedmiotu, ale na pewno dobra. W liceum natrafiłam na nauczycielkę, która była bardzo przywiązana do zasad. Jeżeli nie rozumiałam jej sposobu wykonywania zadania, to było równoznaczne z tym, że nie uważam na lekcji. Było to dla mnie absurdem – opowiada.
W domu rodzinnym Patrycja była uczona, że ma w życiu trzymać się tego, w czym jest dobra. Do liceum poszła więc pewna siebie, przebojowa, gotowa zdobywać świat.
– Moje poczucie wartości zostało mocno zachwiane przez tę kobietę. Ktoś pozwolił mi wtedy uwierzyć w to, że jestem beznadziejna – opowiada.
Lęk przed matematyką zaczął odbijać się na jej zdrowiu i samopoczuciu.
– Przestałam spać, a rano przed lekcjami wymiotowałam ze stresu. W pierwszej klasie, już w listopadzie, dostałam zapalenia żołądka na tle nerwowym. W drugiej miałam zdiagnozowany epizod depresyjny – wylicza.
Patrycja poprosiła o wsparcie rodziców, ale jak mówi, to tylko pogorszyło sprawę. Od nauczycielki mieli usłyszeć, że szukają dziury w całym. Ale ona zapętlała się w strachu coraz bardziej.
– Nie umiałam się już uczyć, bo bałam się, że coś będzie nie tak. Że źle spojrzę na nauczycielkę, inaczej potrzymam długopis i nie zdam. Chodziłam po cztery razy w tygodniu do tablicy i za jeden błąd dostawałam jedynkę, gdzie inni otrzymywali po prostu wyjaśnienie zadania. Po sprawdzianach miałam zarzuty, że odpisałam od kogoś wynik. Zamiast uczyć się do klasówki z biologii, robiłam tysiące zadań domowych z matematyki. To był chory stosunek do tego przedmiotu, hiperfokus – zauważa dziś.
Maturę z matematyki zdała na 80 proc. Potem stykała się z nią na różnych kierunkach studiów. Radziła sobie dobrze.
– Dopiero po studiach zaczęłam wierzyć, że matma jest fajna. Ale doświadczenie szkolne okradło mnie z tej perspektywy – mówi.
Dziś pracuje z dziećmi i młodzieżą w punkcie terapeutycznym. Trafiają tam młode osoby, które ze względów środowiskowych, rodzinnych, mają trochę trudniej w życiu. Stoi za nimi murem, interweniuje w szkołach, kiedy słyszy, że mają jakieś problemy. Walczy z systemem. Nauczyło ją tego własne doświadczenie.
Ale czasem wracają do niej upiory z przeszłości. Jej podopieczni przychodzą po szkole i potrzebują wsparcia w rozwiązywaniu zadań matematycznych.
– Boję się z nimi usiąść do matmy, mimo że wiem, że przecież sobie z tym poradzę – dziwi się.
„Tam, gdzie miał być plus, postawiłam minus i się już gubiłam we własnym bałaganie”
Jedno ze wspomnień Joanny: tata tłumaczy jej ułamki na klockach Lego. Asia ma wtedy 11 lat, chodzi do czwartej klasy. Nie rozumie nic a nic. Nie wie, dlaczego. Jej tatę to irytuje. Bo jak to, Asia ma z innych przedmiotów piątki i czwórki, talent do języków obcych, osiągnięcia w kółku teatralnym i zajęciach sportowych, a prostych ułamków nie potrafi załapać?
Joanna nie może nawet zrzucić winy na nauczycieli, bo miała do nich szczęście. Zwłaszcza w podstawówce.
– Moja matematyczka była cudowną i przemiłą osobą, ale już na tamtym etapie słabo sobie radziłam, nawet z prostymi rzeczami. Tam, gdzie miał być plus, postawiłam minus i się już zgubiłam we własnym bałaganie. Byłam chaotyczna. Zawsze coś mi nie wychodziło. Teraz jestem w trakcie diagnozy ADHD i niebawem dowiem się, czy to czasem nie było źródłem moich problemów – opowiada.
Pracy domowej nie odrabiała nigdy, raczej spisywała od innych. W liceum, kiedy matematyczka postawiła jej jedynkę na półrocze, poszła na korepetycje. Nic to nie pomogło, nie wybroniła się na ocenę mierną. Joanna spacerowała po mieście, zamiast siedzieć od rana na lekcjach matematyki. Chwytała się wolontariatu i wszystkich innych zajęć, żeby tylko nie mieć z algebrą nic wspólnego. Moczyła termometr w gorącej wodzie albo zimą kładła go na kaloryferze. Ale czasem nie musiała nawet symulować choroby. Coraz częściej miała bóle brzucha i biegunki.
– A to pogłębiało problem, bo zamiast go rozwiązywać, robiłam uniki – przyznaje. – Doszło do tego, że sama pisałam sobie usprawiedliwienia. A pieniądze, które rodzice dawali mi na korepetycje, przeznaczałam na książki i płyty.
Na lekcjach też miała już opracowaną strategię.
– Do tablicy zawsze chodziliśmy rzędami, kolejki pilnował mój kolega, dzięki któremu udało mi się nieraz szybko przesiąść w bezpieczne miejsce. Pewnego dnia na wymianę przyjechały do nas Amerykanki i nie miałam gdzie się przesiąść, wszystkie miejsca były zajęte. Pamiętam ten stres do dzisiaj. Że będę musiała pójść do tablicy, znowu wyda się, że nic nie potrafię i dostanę pałę. To było demotywujące i pogłębiało mój strach.
Joanna ma żal do rodziców, że nie akceptowali faktu, że po prostu jest kiepska z matematyki. Gdyby dawali przyzwolenie na oscylowanie między zagrożeniem z przedmiotu a oceną dopuszczającą, może stres byłby mniejszy.
Dobiega czterdziestki, ma dwójkę dzieci. Ale czasem ma koszmary. – Śni mi się, że mam dwie matematyki z rana. Budzę się wtedy cała spocona – opowiada. – Zupełnie jak wtedy, kiedy tata tłumaczył mi ułamki na klockach, a ja nic nie rozumiałam.
Matematyka jest tematem codziennym, bo jeden z jej synów jest w wieku szkolnym.
– Dwa razy próbowałam mu pomóc, ale jak tylko zobaczyłam go z zeszytem przy mnie, tak się zestresowałam, że zrobiło mi się niedobrze. To było dzielenie pisemne, ale męczyliśmy się oboje. Znaleźliśmy filmik edukacyjny w sieci, ale ja nie byłam w stanie przez niego przebrnąć. Na szczęście syn sam obejrzał do końca i coś zrozumiał, bo sprawdzian zaliczył.
*na prośbę imię zmienione
O komentarz do tematu poprosiliśmy dr Monikę Szczygieł, psycholożkę z Uniwersytetu Jagiellońskiego, której zainteresowania badawcze oscylują wokół poznania matematycznego oraz specyfiki lęku przed matematyką.
Aleksandra Tchórzewska: Jakie czynniki przyczyniają się do powstania lęku przed matematyką?
Dr Monika Szczygieł: Czynniki pozwalające przewidzieć poziom tego lęku można podzielić na indywidualne, czyli takie, które dotyczą uczennicy czy ucznia, oraz środowiskowe, czyli odnoszące się do środowiska szkolnego i rodzinnego.
Wyniki badań naukowych prowadzonych w Polsce i na świecie wskazują, że powstawanie i rozwój lęku przed matematyką są uwarunkowane przez ogólną lękowość. Oznacza to, że osoby, które mają ogólną tendencję do reagowania lękiem w różnych sytuacjach, są również wrażliwe na rozwój specyficznych rodzajów lęku, w tym lęku przed matematyką. Ogólna lękowość nie wyjaśnia jednak w pełni lęku przed matematyką, który jest kształtowany przez inne czynniki indywidualne, ale również przez czynniki środowiskowe.
Na początku edukacji uczennice i uczniowie odznaczają się stosunkowo niskim poziomem lęku przed tym przedmiotem, ale jego poziom rośnie i jest najwyższy w szkole średniej, a następnie spada, lecz nie zanika w dorosłości. Dziewczęta odznaczają się wyższym poziomem lęku związanego z matematyką, prawdopodobnie ze względu na to, że ogólnie są bardziej lękliwe.
Dzieci i młodzież, którzy nie rozumieją matematyki i mają przekonanie, że nie będą w stanie jej opanować, choćby bardzo się starali, nabywają i rozwijają silną niechęć do tego przedmiotu. Jednocześnie lęk przed matematyką nasila się wśród tych osób, które mają poczucie, że matematyka jest niepotrzebna, bezwartościowa, że trudno się jej nauczyć bez posiadania specjalnych zdolności matematycznych. Nie jest więc zaskoczeniem to, że lęk przed matematyką rozwija się również na skutek niskich umiejętności i w konsekwencji niskich osiągnięć matematycznych. Czynniki indywidualne, o których wspominam, są kształtowane przez środowisko szkolne i rodzinne.
W jaki sposób system edukacji przyczynia się do powstania lęku przed matematyką?
Środowisko uczenia się odgrywa tutaj kluczową rolę. Uczennice i uczniowie odpowiadając, co sprawiło lub co mogłoby sprawić, że obawiają się lub nie obawiają matematyki, zwykle wymieniają osobowość nauczyciela/ki matematyki i sposób organizacji procesu kształcenia.
Nauczyciela/ka , który/a obraża, krzyczy, wyśmiewa, wyraża przekonanie, że uczennice i uczniowie nie będą w stanie się nauczyć matematyki, stosują nieadekwatne do ich potrzeb metody nauczania, nie dostosowują treści kształcenia do ich aktualnej wiedzy i umiejętności, a także zwyczajnie nie lubią pracować z dziećmi i młodzieżą, stanowią kluczowy czynnik pojawienia się i rozwoju lęku związanego z matematyką.
Sam proces organizacji lekcji również ma znaczenie. Presja czasu nałożona na uczennice i uczniów w trakcie rozwiązywania zadań, brak konstruktywnej informacji zwrotnej na temat popełnionych błędów, brak możliwości poprawy oceny, traktowanie przez nauczycieli/ki i rodziców błędów jako czegoś złego i ostatecznego, a nie jako szansy na nauczenie się czegoś i poprawę – to wszystko może przyczyniać się do rozwoju lęku przed tym przedmiotem.
Jak się objawia lęk przed matematyką?
Silny lęk przed matematyką na poziomie fizjologicznym objawia się tak samo jak lęk będący reakcją na inne sytuacje stresowe. Pojawia się przyspieszone tętno, płytki oddech, zwiększona potliwość, czerwienienie, drżenie mięśni, bóle głowy lub brzucha. Może wystąpić biegunka czy bezsenność.
Na poziomie afektywnym u uczennic i uczniów występuje niepokój, drażliwość, zamartwianie się czy płaczliwość. Wysoki poziom lęku negatywnie oddziałuje na procesy poznawcze, bo dziecko skupia się na swoim stanie emocjonalnym zamiast na rozwiązywaniu zadań matematycznych.
Jednocześnie uczniowie i uczennice, którzy mają problemy z matematyką i odczuwają lęk, zaczynają jej unikać. Chodzą na wagary, nie uczestniczą w lekcjach dodatkowych czy korepetycjach. Oczywiście takie działania prowadzą do braków w zakresie wiedzy i umiejętności, a to z kolei wzmacnia lęk przed matematyką.
Lęk ten może mieć też nieoczywiste skutki. Trzeba pamiętać, że wiąże się on negatywnie z kompetencjami matematycznymi, a niski poziom kompetencji wiąże się z mniej optymalnymi zachowaniami zdrowotnymi i decyzjami ekonomicznymi w dorosłym życiu.
Jakie są strategie radzenia sobie z fobią matematyczną?
Na szczęście są skuteczne sposoby, które pozwalają obniżyć lęk. Najlepiej je wykonywać pod okiem psychologów. Świetnie sprawdzi się przelewanie negatywnych emocji związanych z matematyką na papier, co pozwoli zmniejszyć napięcie i uwolnić zasoby poznawcze. Skuteczne mogą być także wszelkie techniki mindfulness i inne techniki relaksacyjne redukujące napięcie.
A co może zrobić nauczyciel/ka? Może przekazywać informację zwrotną na temat wykonanego zadania, w ocenach wskazać mocne i słabe strony uczennicy czy ucznia i umożliwić poprawę oceny. Może też wykorzystywać nowe technologie, proponować gry czy ćwiczenia rozwijające umiejętności matematyczne, np. trening przestrzenno-liczbowy. Większa wiedza i umiejętności z zakresu matematyki wiążą się z niższym lękiem wobec przedmiotu.
Jakie są potrzebne zmiany w edukacji, aby minimalizować lęk przed matematyką?
Pamiętajmy, że uczenie się matematyki wymaga wysiłku, systematyczności, zmagania się z trudnościami. Sam przedmiot może czasem wzbudzać negatywne emocje i nie ma możliwości wyeliminowania wszystkich czynników stresogennych w edukacji matematycznej.
Niezależnie od tego, jak będzie wyglądał program nauczania matematyki, sądzę, że konieczne jest zadbanie przede wszystkim o to, żeby uczennice i uczniowie mieli możliwość uczenia się w przyjaznej atmosferze, pełnej szacunku i otwartości. Jeśli osoby uczące się wiedzą, że mogą poprosić o wyjaśnienia nawet najbardziej banalnych tematów bez narażenia się na negatywne reakcje ze strony nauczycieli/ek, będą podejmowały wysiłek uczenia się, wiedząc, że w razie pojawiających się problemów otrzymają wsparcie.
Ważne jest także to, żeby nauczyciele/ki podchodzili/ły indywidualnie do każdej uczennicy i każdego ucznia. Potrzebna jest tutaj ich większa autonomia w realizacji podstawy programowej.
Nauczycielami/nauczycielkami matematyki zwykle zostają ci, którzy nie mieli problemów z tym przedmiotem, więc doświadczenia odczuwających lęk przed matematyką mogą być dla nich niezrozumiałe. Dlatego też osoby przygotowujące się do tego zawodu powinny mieć więcej zajęć z zakresu psychologii i pedagogiki.
dr Monika Szczygieł – psycholożka, pedagożka, adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, Zakładzie Psychologii Rozwojowej i Wychowawczej im. S. Szumana. Jej zainteresowania badawcze dotyczą poznania matematycznego i emocji towarzyszących uczeniu się matematyki.
Zobacz także
Dźwięk, który nie pozwala normalnie funkcjonować. „To schorzenie, na które nie ma lekarstwa. Na szczęście mizofonia nie zabiera mi całego życia”
„Jeśli chcemy wychować dziecko na pewnego siebie człowieka, nie wymagajmy od niego, żeby było zawsze posłuszne” – mówi Katarzyna Kamionka
Monika Pyrek: „Dzieci nie mają szansy popełniać błędów, bo rodzice wyprzedzają je z pomocą. Sport może być lekarstwem”
Polecamy
Wojtek Sawicki o nowym filmie Disneya: „Rzeczy, których nie spodziewałem się dożyć”
„Ten pan już tak ma” – słyszały uczennice zgłaszające nauczycielom molestowanie ze strony wuefisty
Tęczowy Piątek po nowemu. Warsztaty z języka inkluzywnego, przychylność dyrektorów szkół i otwartość małych miasteczek
„Pociekły mi łzy ulgi, że wszystko jest OK”. Natalia Klimas-Bober opowiedziała o lęku o dzieci
się ten artykuł?