Praca na open space nie służy naszemu zdrowiu. Biurowiec to źródło wielu chorób
Praca w biurowcu niespecjalnie służy naszemu zdrowiu. Osoby zatrudnione w korporacjach są skazane na pracę za biurkiem i tym samym narażone na wiele dolegliwości, a nawet ryzyko rozwoju poważnych chorób. I nie chodzi wyłącznie o skutki nadużywania pozycji siedzącej.
Biurowiec to nowoczesny wynalazek. Nie przewidziała go więc ewolucja, „projektując” ludzki organizm – i nie zdążyła dostosować do jego wymagań. Nasze ciała wciąż najlepiej czują się w ruchu i na świeżym powietrzu, a praca za biurkiem, w warunkach ograniczonej wentylacji, niespecjalnie służy naszemu zdrowiu. Jednym z przejawów tego stanu rzeczy jest tzw. Syndrom Chorego Budynku, w skrócie SBS (od ang. Sick Building Syndrome).
Syndrom Chorego Budynku – czym się objawia i jak zdiagnozować?
SBS to określenie zbiorcze odnoszące się do szerokiej gamy dolegliwości mogących mieć związek ze środowiskiem pracy. Jak szerokiej? Trudno ocenić, bo w wielu sytuacjach mogą one mieć charakter idiosynkratyczny – związany z indywidualnymi predyspozycjami – i nasilać już istniejące problemy.
Najczęściej wymienia się, takie niedomagania jak:
- przewlekłe zmęczenie,
- senność,
- spadek nastroju,
- trudności z utrzymaniem koncentracji,
- bóle zatok,
- zatkany nos,
- suchość i drapanie w gardle,
- kaszel,
- wysuszone spojówki i swędzenie oczu,
- bóle głowy,
- dolegliwości żołądkowe,
- alergie,
- a nawet ataki astmy i zmiany osobowości.
Słowem, są to objawy niespecyficzne, mogące świadczyć o rozmaitych problemach zdrowotnych rozwijających się na różnorodnym podłożu.
Sygnałem świadczącym o tym, że możemy mieć do czynienia z SBS, jest przemijanie dolegliwości po opuszczeniu miejsca pracy. Również wyraźna poprawa samopoczucia podczas weekendowego lub wakacyjnego wyjazdu powinna dać nam do myślenia.
Problem częściowo może być spowodowany słabościami naszego organizmu i jego niezdolnością do uporania się z niesprzyjającymi warunkami. Gdy jednak na podobne dolegliwości uskarżają się nasi współpracownicy, może to stanowić podstawę do wystawienia „diagnozy” samemu budynkowi – o niespełnianiu przez niego wymogów BHP.
Według kryteriów National Institute for Occupational Safety and Health, amerykańskiej agencji rządowej zajmującej się bezpieczeństwem i higieną pracy, o SBS można mówić w sytuacji, gdy na przewlekłe dolegliwości o niejasnej etiologii uskarża się 20 proc. osób pełniących obowiązki zawodowe w danym budynku.
Skąd się biorą „chore” budynki?
Niestety, takich przypadków może być bardzo dużo. Nie dotyczą one wyłącznie połyskujących wysokościowców i „pałaców” międzynarodowych korporacji, ale również zwykłych budynków użyteczności publicznej. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska przyjmowała zgłoszenia o podwyższonej zapadalności na „dziwne” dolegliwości m.in. wśród pracowników bibliotek, szpitali czy muzeów. Według badania przeprowadzonego jeszcze w 1989 r. na grupie 4373 pracowników z 42 biur w Wielkiej Brytanii aż 29 proc. objętych obserwacją osób zdradzało objawy mieszczące się w spektrum symptomów SBS.
Z kolei z szacunków Światowej Organizacji Zdrowia z 1984 r. wynika, że nawet 30 proc. nowo powstających i przerabianych budynków na całym świecie może stwarzać niesprzyjające warunki do pracy ze względu na kiepską jakość powietrza. W niektórych przypadkach problem ma charakter przejściowy, często jednak jest trwały.
Mankamenty sprzyjające rozwojowi SBS wynikają z lekceważenia norm i procedur, nieuprawnionych przeróbek, źle zaprojektowanych budynków, a czasem także aktywności samych lokatorów.
Latające toksyny
Czynników, które sprawiają, że biurowiec staje się „chory”, jest niemal równie dużo co objawów SBS. Pewne jest, że do ich wzmocnienia przyczynia się kiepska wentylacja – bo większość z nich unosi się w biurowym powietrzu. Wśród nich są rozmaite patogeny, m.in. bakterie i pleśnie rozwijające się w systemach wentylacyjnych i klimatyzacyjnych. Szkodzić mogą również pyły nagromadzone w instalacjach jeszcze podczas budowy czy wykańczania budynku, sadze, zarodniki grzybów i roślin, roztocza, cząstki i gazy pochodzące z zewnętrznych zanieczyszczeń powietrza.
To nie wszystko. Źródłem toksyn może być wyposażenie wnętrza i sprzęt biurowy. Przykładowo, drukarki mogą uwalniać takie związki jak barwniki azotowe, benzen, ozon czy styren. Szkodliwe cząstki mogą pochodzić również z farb, dywanów, powierzchni mebli. Niektóre z tych substancji ze względu na małe rozmiary mogą przedostawać się do jąder komórkowych i uszkadzać DNA.
Do SBS może również przyczyniać się nadmierne natężenie pola elektromagnetycznego generowane przez biurową elektronikę. Długofalowe skutki narażenia na tego typu czynniki są trudne do przewidzenia. Z licznych badań wiadomo, że mogą one sprzyjać rozwojowi chorób przewlekłych.
Jak uchronić się przed SBS?
Przyczyn syndromu SBS może być tak wiele, że najłatwiej ująć je w określeniu zbiorczym: cywilizacja. „Szary pracownik” nie może uchronić się przed nimi wszystkimi – chyba że przeniesie swoje środowisko zatrudnienia bezpośrednio w okoliczności przyrody.
Zanim to zrobi, może poszukać prostszych rozwiązań, takich jak:
- częstsze wstawanie od biurka (ku poprawie krążenia),
- poprawa zwyczajów żywieniowych (obejmująca zwiększenie spożycia warzyw bogatych w przeciwutleniacze),
- częstsze wietrzenie biura lub stosowanie oczyszczaczy powietrza,
- zaopatrzenie się w zestaw roślin doniczkowych, które pochłaniają szkodliwe substancje, chronią przed szkodliwym działaniem pola elektromagnetycznego, no i wytwarzają tlen, którego może brakować w słabo wentylowanym pomieszczeniu.
Zobacz także
Brzuch kortyzolowy, czyli dlaczego „tyjemy z powietrza”. Na nasze pytania odpowiada diabetolożka Agnieszka Przychodzień
Wraca niebezpieczna moda z lat 2000. Zetki twierdzą, że opalenizna jest dla nich ważniejsza niż ochrona przed rakiem skóry
Płeć lekarza ma znaczenie? „Kobiety są mniej narażone na śmierć, jeśli są leczone przez kobiety”
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Środki dezynfekujące i odświeżacze powietrza mogą zwiększać ryzyko Alzheimera
Wyrzuć czarne akcesoria kuchenne. Zawierają alarmujące ilości środków toksycznych… ze starych telewizorów
To nie Briana Coxa powinniśmy się bać, tylko własnych biurek. Chcemy więcej takich reklam!
„Mamo, zobacz, Elza!”. O tym, jak to jest być albinoską, opowiada Alicja Bazan
się ten artykuł?