Przejdź do treści

Anita Lipnicka i Moriah Woods: obie czułyśmy, że musimy artystycznie wyrazić się w sprawie, w której nasza wolność jest zagrożona

Moriah Woods i Anita Lipnicka
Moriah Woods i Anita Lipnicka / mat. pras.
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Mamy poczucie dobrze spełnionego obowiązku – mówią Anita Lipnicka i Moriah Woods, które wspólnie nagrały piosenkę „Our Voice/Nasz głos”. To ich odpowiedź na wyrok  TK w kwestii zaostrzenia prawa aborcyjnego. Bo choć wiele je różni, śpiewają jednym głosem, pełnym rozczarowania, smutku, ale i nadziei na zmianę i lepszą przyszłość.

 

Marta Krupińska: Jak doszło do waszej współpracy?

Anita Lipnicka: Nasza znajomość zaczęła się parę miesięcy wcześniej, w bardzo nowoczesny sposób, bo na Instagramie. Nawiązałam kontakt z Moriah, zaintrygowana jej twórczością. Okazało się, że od sześciu lat mieszka w Puławach. Przyjechała do Polski z Kolorado, ze swoim psem i z banjo na plecach, i postanowiła tu zamieszkać. Tu tworzy, żyje, uczy angielskiego dzieciaki w szkole i starszych ludzi, jest bardzo zaangażowana społecznie. Odkryłam jej dwie płyty nagrane z polskimi muzykami i nawiązałam z nią kontakt pod kątem współpracy przy tworzeniu muzyki na moją kolejną płytę. Moriah wysłała mi trochę pomysłów. W międzyczasie nawiązała się między nami przyjaźń. Rozmawiałyśmy o różnych sprawach, nie tylko o muzyce, ale i o wydarzeniach, które miały miejsce u nas w kraju.

Gdy zaczęły się strajki kobiet, siedziałam w domu z moim chłopakiem, który miał koronawirusa. Nie mogłam iść na protest, ale nie umiałam przestać o tym myśleć. Swój smutek i złość przelałam w piosence. Zostałam wychowana tak, żeby mieć własne zdanie, sprawdzać, co się dzieje

Moriah Woods

Moriah, pochodząca z USA, kraju, który ma znacznie bardziej zakorzenione w historii zasady demokracji, była zdruzgotana tym, co się u nas dzieje. Rzeczy, o które przyszło nam walczyć: możliwość bycia sobą, wyznawania swoich wartości, religii, orientacji seksualnej, tam są oczywistością. Była zszokowana, że w polskich szkołach uczy się religii. Strajki kobiet dla nas obu były kroplą, która przelała czarę goryczy, stały się też zapalnikiem do tego, by coś powiedzieć. Moriah napisała muzykę, wysłała mi demo ze szkicem tekstu po angielsku. Ja dopisałam polskie części. Cała piosenka powstała zdalnie, wysyłałam jej fragmenty nagrane na dyktafon. Ostatnim etapem były nagrania, też zdalne.

Pierwszy raz na żywo spotkałyśmy się w listopadzie, o 5.30 rano w Warszawie na planie teledysku. To było bardzo wzruszające, bo utworzyła się między nami zażyłość, bliska relacja, mimo, że znałyśmy się tylko wirtualnie. Obie jesteśmy bardzo dumne z tego utworu. Jego siłą jest właśnie ta podwójna perspektywa: Moriah, która jest innej narodowości, a wybrała Polskę jako swój dom, i mojej – jako osoby, która tu się urodziła i została wychowana. Mimo tych różnic, znalazłyśmy się w tym samym punkcie, broniąc tej samej sprawy.

Moriah, jesteś w Polsce od sześciu lat. Co sprawiło, że postanowiłaś zostać tu na stałe i jak z perspektywy czasu patrzysz na to, co się teraz tu dzieje?

Moriah Woods: Gdy przyjechałam do Polski, miałam 23 lata. Wcześniej pracowałam w knajpach, podróżowałam, grałam dla siebie, w domu, czasem na imprezach. Ale to właśnie tutaj zdecydowałam, żeby poświęcić życie muzyce i zająć się nią zawodowo. Przez pierwsze lata żyłam w błogiej bańce, nie znałam języka, więc nie rozumiałam do końca, co piszą w gazetach, ani co politycy mówią w telewizji. Ale mieszkam w małym mieście, gdzie siłą rzeczy musiałam nauczyć się komunikować po polsku. I wtedy to wszystko zaczęło do mnie docierać. Wstrząsnęło mną nieludzkie traktowanie przez rząd mniejszości seksualnych. Do tego Puławy to strefa wolna od LGBT, co jest dla mnie szokujące.

Gdy zaczęły się strajki kobiet, siedziałam w domu z moim chłopakiem, który miał koronawirusa. Nie mogłam iść na protest, ale nie umiałam przestać o tym myśleć. Swój smutek i złość przelałam w piosence. Zostałam wychowana tak, żeby mieć własne zdanie, sprawdzać, co się dzieje, nie wierzyć ślepo w to, co widzę w mediach społecznościowych czy w telewizji. Zawsze staram się poznać perspektywę każdej ze stron, podejść do tematu z empatią. To nas połączyło z Anitą, bo od początku była wobec mnie bardzo otwarta, przyjacielska, nie czułam żadnej bariery między nami. Mamy podobną wrażliwość, charakter, lubimy się dzielić swoimi doświadczeniami, emocjami, spostrzeżeniami. Łączy nas poczucie siostrzeństwa.

Nigdy nie spodziewałam się, że będę śpiewała manifesty czy społecznie zaangażowane protest songi, nie czułam takiej potrzeby. Ale teraz ją czuję i wiele osób czuje podobnie. Wierzę, że w grupie siła. Bez naszego gniewu, wyrażania go, jesteśmy na dobrej drodze, aby tę wolność utracić

Anita Lipnicka

Poza tym po pierwszym lockdownie bardzo brakowało mi kontaktu z innymi twórcami, próbowałam robić koncerty live, bo muzyka, granie na żywo są dla mnie jak terapia, podróż do wnętrza siebie. Na początku trochę się obawiałam, jak to połączenie angielskiego z polskim będzie brzmiało, ale wyszło bardzo spójnie i prawdziwie. Wszystko idealnie współgrało, tworząc piękną całość.

Anita Lipnicka: Nigdy nie spodziewałam się, że będę śpiewała manifesty czy społecznie zaangażowane protest songi, nie czułam takiej potrzeby. Ale teraz ją czuję i wiele osób czuje podobnie. Wierzę, że w grupie siła. Bez naszego gniewu, wyrażania go, jesteśmy na dobrej drodze, aby tę wolność utracić, a wtedy już nie będziemy mieć szansy się wypowiedzieć, zrobić cokolwiek. Jeśli nie zawalczymy teraz, to w przyszłości może być nam trudno. Obecna sytuacja jest dla mnie sygnałem, że coś bardzo niepokojącego się dzieje w Polsce. I to nie dotyczy tylko kwestii zaostrzenia prawa aborcyjnego, bo co i rusz na kolejnych polach tracimy możliwość bycia sobą i podejmowania własnych wyborów. Nasza wolność jest poważnie zagrożona i należało wypowiedzieć się w tym temacie. Obie z Moriah czułyśmy, że musimy zrobić to, tak jak najlepiej potrafimy, każda po swojemu. Teraz mamy poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Są takie momenty, kiedy po prostu nie wolno odwracać.

Miley Cyrus, Patti Smith, Juliette Binoche

Jaki wpływ na twoje zaangażowanie w tę sprawę ma fakt, że jesteś matką nastoletniej córki?

Anita Lipnicka: To, że jestem matką, ale też córką i wnuczką, na pewno ma  duże znaczenie. Ta sytuacja zbulwersowała cztery pokolenia kobiet w mojej rodzinie, co przyniosło dla mnie ciekawą refleksję. Możemy się różnić w tak wielu sprawach, siedzieć przy stole i się spierać na różne tematy, ale w tej kwestii jesteśmy zgodne. Na pewno moja babcia ma inną perspektywę, inna jest
u mojej mamy, u mnie i mojej córki, młodziutkiej dziewczyny, która w lutym kończy 15 lat i właśnie spotyka się z pierwszym chłopakiem. Moja mama, choć sympatyzowała do niedawna z partią rządzącą, była naprawdę wściekła, nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam. Kompletnie utraciła wiarę w państwo. Moja babcia jest bardzo oddaną katoliczką, ja jestem agnostyczką. Moje osobiste doświadczenia z rodzimym kościołem jako instytucją  nie są pozytywne. Ale w tej kwestii byłyśmy zgodne. Moja Pola, która jest w pierwszej klasie liceum, nie ukrywa swojego rozczarowania tym, co się dzieje u nas w kraju. Po protestach związanych ze środowiskiem LGBT odmówiła chodzenia na religię, stwierdziła, że nie jest w stanie wysłuchiwać na lekcjach, że ci ludzie to jakaś „ideologia”.

W teledysku do piosenki oprócz was wystąpiło aż 50 kobiet, znanych, jak Sonia Bohosiewicz, Aleksandra Domańska, Marta Dyks, Joanna Horodyńska, i nieznanych.  Dzięki temu wasz głos ma wybrzmieć jeszcze mocniej?

Anita Lipnicka: Tak, bo to pokazuje, że kobiety reprezentujące zupełnie różne zawody, środowiska, choć  inne od siebie, są tak jednogłośne w tej sprawie. Cieszymy się, że udało nam się je zaangażować, bo obecny czas nie sprzyja realizacji takich projektów, przez pandemię wszystko jest utrudnione. A ich udział dodał mocy całemu przekazowi, sprawił, że piosenka oprócz tekstu i muzyki działa wizualnie na wyobraźnię i ma jeszcze większą siłę rażenia.

Okładka singla „Our Voice”/Nasz głos” / autor: Mark Gray

Mocna jest też okładka singla z wizerunkiem kobiety z flagą Polski na piersi i motywem błyskawicy.

Anita Lipnicka: To kolejny wyraz tego, co się u nas dzieje, podejrzany z zewnątrz. Grafikę stworzył mój mąż, który jest obcokrajowcem, żyje w Polsce od 5 lat i obserwuje całą sytuację ze swojej perspektywy.  Rysunek zawiera wiele ukrytych symboli. To jest jego wizja Polki, która zresztą bardzo mi się spodobała – silnej, zdeterminowanej, pewnej siebie, ale też seksownej , co wiele osób uraziło, pojawiły się głosy, że to profanacja. Te ręce, które ściągają ją w dół też są symboliczne, to męskie dłonie, odzierające kobietę z jej mocy i praw, a ona wbrew wszystkim i wszystkiemu staje dzielnie do walki w obronie swojej wolności i swoich przekonań.

Na okładce jest kobieta, nasz głos jest kobiecy, ja i Moriah, uczestniczki teledysku – jesteśmy kobietami, ale walczymy o szerszą sprawę niż prawa kobiet. To, co się dzieje w Polsce od kilku lat, napawa mnie ogromnym niepokojem w kontekście przyszłości mojej córki, która najpewniej będzie tu żyć. Jakie życie ją czeka? Chciałabym być dumna z tego kraju, tak jak kiedyś byłam i żeby ona też gdy pojedzie gdzieś kiedyś w świat i powie, skąd pochodzi, mogła czuć dumę ze swojej narodowości, a nie wstyd.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawienia

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?