Żaneta Rachwaniec: „W Polsce wciąż nie mamy kultury ułatwiania kobietom powrotu do pracy”

„I chciałabym, i boję się” – nie ma chyba lepszego cytatu, który by streścił emocje wracających do pracy młodych matek. W ciągu roku (lub dłużej, jeśli wybrały urlop wychowawczy) jakoś już zdążyły sobie wszystko poukładać, zbudowały na nowo świat wywrócony do góry nogami ciążą, porodem i świeżym macierzyństwem. – I nagle ta struktura się burzy – zauważa psycholożka Żaneta Rachwaniec. Rozmawiamy z nią o luce w zawodowym życiorysie spowodowanej macierzyństwem, konieczności budowania sieci wsparcia przez same młode matki oraz rozwiązaniach, jakie pracodawcy powinni wprowadzać, by ułatwić im powrót na rynek pracy.
Aneta Wawrzyńczak-Rekowska: Skala stresu Holmesa i Rahe’a klasyfikuje ponad 40 sytuacji życiowych, od śmierci partnera, przez utratę pracy, rozwód, poważną chorobę, po zmianę nawyków żywieniowych czy drobne naruszenie prawa. Nie znalazłam na niej rozpoczęcia pierwszej pracy, a tym bardziej – powrotu do niej po przerwie spowodowanej macierzyństwem. Muszę więc poprosić panią o ulokowanie na skali tego doświadczenia.
Żaneta Rachwaniec: To dość trudne zadanie, bo poziom związanego z tą sytuacją stresu zależy od wielu indywidualnych czynników. Z pewnością wymaga przeorganizowania życia, ułożenia sobie na nowo przestrzeni, którą dana kobieta już zdążyła sobie stworzyć, bo jakoś ułożyła sobie opiekę nad dzieckiem – i nagle ta struktura się burzy. I to nie tylko dla niej, ale też jej partnera, rodziców, całej rodziny. Dlatego generalnie powrót do pracy ulokowałabym dość wysoko, mniej więcej na równi z jej utratą. A dlaczego to wydarzenie życiowe nie pojawia się na skali stresu? Pewnie dlatego, że w czasach, gdy była opracowywana, aspekt pracy kobiet był w przestrzeni zainteresowań badaczy pomijany.
Holmes i Rahe opracowali skalę stresu w 1967 roku. A w tym czasie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, jedynym żywicielem rodziny był mąż, kobiety, jeśli już, wykonywały prace nisko płatne, większość zajmowała się domem, machała dzieciom w progu, gdy wsiadały do szkolnego autobusu, i czekała na wszystkich uśmiechnięta z plackiem jabłkowym.
Dlatego właśnie to zjawisko nie było brane w analizach pod uwagę, bo albo kobiety po urodzeniu dziecka nie wracały do pracy, albo w ogóle jej nie rozpoczynały. Myślę, że gdyby tę skalę tworzono dzisiaj, byłaby znacznie inna, chociażby rozwód nie plasowałby się już tak wysoko, bo jednak jakoś przywykliśmy, że to nie jest koniec świata.
Jednocześnie pojawił się problem powrotu kobiet po urlopie macierzyńskim bądź wychowawczym, bo też i znacznie więcej kobiet pracuje zawodowo. To z kolei kwestia nie tyle emancypacji, co zmian społecznych, kulturowych, a przede wszystkim rynkowych: dziś z jednej przeciętnej pensji trudno utrzymać trzy- bądź czteroosobową rodzinę, zwłaszcza jeśli jest obciążona kredytem na mieszkanie.
Aspekty finansowe to jedno, dwa: zmieniła się również mentalność kobiet, które dostrzegły, że samodzielność finansowa daje poczucie bezpieczeństwa, umożliwia łatwiejsze podejmowanie decyzji, chociażby o wyjściu z relacji, która im nie odpowiada. Coraz więcej kobiet też kończy studia – nie po to, żeby później pracować, jedynie zajmując się domem i dzieckiem, tylko chcą swoją wiedzę i wykształcenie wykorzystać.
Moje rozmówczynie, które wracają do pracy po urlopie macierzyńskim, wychowawczym, mają w sobie burzę emocji: od ekscytacji, że będą znów wśród ludzi i mają szansę rozwoju, przez obawę, jak uda im się własną pracę połączyć z pracą męża, wożeniem dzieci do przedszkola i szkoły, po to, ile będą miały dla nich siły i czasu. Ta labilność stanów i emocji wydaje mi się bardzo uniwersalna.
Tak, widzę to u siebie w gabinecie. Pacjentki też często wyrażają obawy, że ich współpracownicy poszli do przodu, a one obawiają się, czy ich dogonią.
To zależy od branży, w niektórych i za kilka lat będzie się robić to samo i tak samo, ale wiele jest przecież takich, które wymagają fizycznej obecności, jak usługi czy nowoczesne technologie. Te szybko się zmieniają albo wymagają ciągłego szkolenia, aktualizowania swoich kompetencji i umiejętności. Wypadnięcie z obiegu nawet na rok czy dwa rzeczywiście może więc frustrować.
Dodajmy do tego kłębiące się w głowie pytania: co jeśli dziecko będzie chorować? Czy pracodawca będzie zły, gdy będę musiała brać zwolnienia? Czy uda mi się dotrzymywać terminów? I jeszcze ciągłe analizy, czy wracając do pracy, będę wystarczająco dobrą mamą? Zwłaszcza że bywają podsycane przez matkę czy teściową, które czynią wyrzuty, że „oddaje dziecko do przechowalni”. A kobieta często ma żal do siebie, że kiedy wraca z pracy wieczorem, zostaje jej już niewiele wspólnego czasu z dzieckiem.
”Gdy miewałam kryzys jako młoda matka, dzwoniłam do koleżanki, mówiłam, że już nie mogę, mam bajzel w domu, wszystko wali mi się na głowę, a ona odpowiadała: „zostawmy to, weźmy dzieci w wózki i chodźmy na spacer, obiad się zamówi” – i to było szalenie wspierające”
To ja jeszcze dorzucę niepewność, jak będę oceniona przez kolegów i koleżanki z pracy. Czy będą przyglądali się, jak się zmieniłam, lustrowali moje ciało, brzuch, piersi? Czy nie zaliczę wpadki, np. z nawałem mleka? Stąd, co sama odczuwam, chociaż pracuję od lat niezależnie i nie mam współpracowników, może na przykład pojawić się ciśnienie, by przed powrotem do pracy szybko schudnąć.
Tu dochodzi właśnie aspekt tego, że zazwyczaj wracamy do grupy ludzi, którzy znali nas w trochę innej formie i rzeczywiście mogą nas oceniać. Do tego może pojawić się obawa o trudności z integracją z zespołem czy nawet wykluczenie z niego na płaszczyźnie towarzyskiej. Jeśli na przykład wszyscy w piątek po pracy idą razem na piwo, a młoda matka nie ma jak dołączyć, już nie może spędzać ze współpracownikami czasu tak jak wcześniej, kiedy dziecka nie miała.
To zafrasowanie ewentualną oceną może mieć, moim zdaniem, jeden dobry aspekt: sprawić, że kobieta zatroszczy się o siebie. I absolutnie nie mówię o chudnięciu na rympał, tylko o autentycznym poświęceniu czasu tylko sobie, pójściu do kosmetyczki czy SPA, kupieniu czegoś nowego, karnetu na basen czy siłownię, zadbaniu o odżywianie.
Rzeczywiście, ważny jest ten aspekt zadbania o siebie, ubrania się inaczej niż na co dzień, zrobienia makijażu – pod warunkiem, że kobiecie uda się to tak zaplanować, żeby wykorzystać ten czas właśnie dla siebie, bo czasami może stać się to dodatkową presją. I kobiety mają na przykład poczucie winy, że siedzą u fryzjera, a dziecko musiały zostawić pod czyjąś opieką.
A przecież ciągle mówi się, że szczęśliwa mama to i dziecko szczęśliwe.
I to niezwykle ważne, by potrafić wytłumaczyć sobie, że zdrowie psychiczne i fizyczne mamy jest też bardzo ważne dla rozwoju dziecka. Mama udręczona, która nie robi nic dla siebie, z czasem zaczyna przelewać narastającą frustrację na dziecko, czynić wyrzuty: „tyle dla ciebie poświęciłam”. Wiele tu zależy też od wsparcia partnera, zauważenia w partnerce nie tylko matki, ale kobiety i jej potrzeb.
”Znam sporo przykładów małżeństw lekarzy, poznali się na studiach, pobrali, a później ona urodziła dziecko, może drugie, on w tym czasie zrobił specjalizację, czasem zdążył się doktoryzować”
Zamknijmy temat obaw, związanych z powrotem do pracy. Na coś jeszcze zwróciłaby pani uwagę?
Myślę, że możemy dodać niepewność co do tego, jak ułoży się współpraca z osobami z młodego pokolenia, które w międzyczasie weszło na rynek pracy – a także z pracodawcą, na ile będzie elastyczny co do wymiaru czy godzin naszej pracy. Tym bardziej, że w Polsce wciąż jednak nie mamy kultury ułatwiania kobietom powrotu do pracy, podczas gdy w innych krajach firmy często tworzą w swoich siedzibach żłobki i mini przedszkola, jest znacznie więcej form hybrydowych, powszechniejsza jest praca zdalna i nastawienie na wykonywanie zadań, a nie odsiedzenia przy biurku ośmiu godzin.
Naszą elastyczność ograniczają godziny otwarcia żłobków, przedszkoli czy świetlic i czas dojazdu do nich z pracy. A to z kolei może powodować konieczność proszenia o pomoc matkę, babcię, teściową.
Co staje się elementem nacisku i szantażu, bo w takiej sytuacji pomoc w opiece nad dzieckiem staje się elementem władzy nad pracującą matką i kontroli, co wychodzi potem nieraz przy rodzinnych sprzeczkach.
A wtedy zaciska się zęby i zostaje zakładniczką swojej sytuacji.
Dlatego jestem absolutną fanką tego, żeby to kobiety wzajemnie się wspierały. Sama jestem akurat samodzielną mamą, więc różne obciążenia nie są mi obce, mam natomiast takie wsparcie od kumpelek i matek koleżanek mojej córki, że wszystko udaje nam się pogodzić, wzajemnie sobie pomagamy, odbieramy dzieci ze szkoły, bierzemy na nocowanie i tak dalej. Wiadomo, że to nie jest rozwiązanie na co dzień, nikt nie da rady funkcjonować w takim trybie przez cały czas, ale część problemów udaje się dzięki temu rozwiązać. I właśnie taka zdrowa solidarność powinna być moim zdaniem promowana, bo kto zrozumie kobietę lepiej niż druga kobieta? Przecież lepiej się wzajemnie wspierać, niż patrzeć i oceniać, która sobie gorzej radzi, bo nie upiekła pięciu ciast i chleba domowej roboty.
Właśnie, w żadnym z raportów, opracowań czy opinii, które czytałam na temat zatrudnienia kobiet, nie znalazłam wątku siostrzeństwa.
Mnie on zawsze absolutnie wzrusza. Gdy miewałam kryzys jako młoda matka, dzwoniłam do koleżanki, mówiłam, że już nie mogę, mam bajzel w domu, wszystko wali mi się na głowę, a ona odpowiadała: „zostawmy to, weźmy dzieci w wózki i chodźmy na spacer, obiad się zamówi” – i to było szalenie wspierające. Dlatego zależy mi, żeby zachęcać kobiety do budowania takich sieci wsparcia, bo często nie przychodzą nam takie rozwiązania do głowy. A to z kolei jest bagaż doświadczeń odziedziczony po poprzednich pokoleniach: kobieta ma zagryźć zęby i choćby miała się umordować, nie przyjmie pomocy.
Wspomniała pani wcześniej o zmianie rutyny: zajmując się głównie domem i dzieckiem, mamy często zupełnie inny rozkład dnia niż wtedy, gdy wychodzimy na kilka godzin do pracy. O tym opowiadają na przykład żołnierze po misjach: wystarczy pół roku, by odzwyczaić się od płacenia rachunków, gotowania, prania, po powrocie trzeba na nowo uczyć się żyć w „normalnych” warunkach. I ja widzę tu podobieństwo z tematem naszej rozmowy.
Zdecydowanie, to są zupełnie różne światy. Tak naprawdę nie da się przygotować na to, jak zmienia się życie każdej kobiety i ogółem pary wraz z urodzeniem dziecka, to zawsze jest początkowo jakiś szok. W końcu udaje się wszystko jakoś poukładać – i wtedy kolejna zmiana, i znów trzeba wszystko reorganizować, co powoduje stres. Przychodzą mi teraz na myśl pary wykonujące ten sam zawód, znam sporo przykładów małżeństw lekarzy, poznali się na studiach, pobrali, a później ona urodziła dziecko, może drugie, on w tym czasie zrobił specjalizację, czasem zdążył się doktoryzować, podobnie jak ich wspólni znajomi. W takim otoczeniu młode matki naturalnie czują się mniej kompetentne, co jest dodatkowo frustrujące.
Ja bym spojrzała szerzej: jeśli mężczyźnie kobieta zaimponowała niezależnością, ambicją, pewnością siebie, to po urodzeniu dziecka, gdy jest zmuszona odłożyć tę część siebie na dalszy plan, może stracić w jego oczach – i mamy kolejny problem.
Dużo zależy od samej kobiety: jeżeli poświęci się całkowicie tylko macierzyństwu, to rzeczywiście może się tak zdarzyć. Jeśli natomiast uda jej się pełnić rolę matki i jednocześnie pozostać kobietą – i to taką, jaka była wcześniej, z cechami, o których pani mówi, to jest duża szansa, że uda się przed tym ochronić. Zdecydowanie jednak potrzebne jest do tego również miłość, zrozumienie i wsparcie partnera.
Skupiłyśmy się na luce w zawodowym życiorysie spowodowanej macierzyństwem, ale przecież kobiety wypadają z rynku pracy z różnych powodów. Przychodzi mi na myśl poświęcenie się opiece nad członkiem rodziny w chorobie przewlekłej, terminalnej, z niepełnosprawnością, w kryzysie zdrowia psychicznego. Z badań wynika, że osobą ze schizofrenią najczęściej opiekuje się spokrewniona z nim kobieta, w wieku 50+, niepracująca lub pracująca w niepełnym wymiarze.
Tak, opieki nad chorymi członkami rodziny podejmują się głównie kobiety, zazwyczaj starsze niż młode matki, więc im może być nawet jeszcze trudniej wrócić na rynek pracy, który niespecjalnie sprzyja osobom około 50. roku życia, w związku z czym mogą mieć jeszcze większe poczucie straty i wykluczenia. Zwłaszcza że to pokolenie nie jest przyzwyczajone do elastycznego zatrudnienia, może więc mieć obawy, co ze sobą począć, jeśli nie ma powrotu do miejsca czy zawodu, którego się wyuczyło i całe życie wykonywało.
Te wszystkie problemy, o których rozmawiamy, mogą dotyczyć też osób wyłączonych z pracy z powodu własnej choroby przewlekłej, na przykład nowotworu czy depresji. W reemisji starają się odnaleźć na nowo w rzeczywistości, mając z tyłu głowy traumę choroby i obawę o własne zdrowie w przyszłości. Pod tym względem będzie to nieco inna sytuacja niż ta, w której jest matka, bo jednak dzieci rosną, stają się coraz bardziej samodzielne i wymagają coraz to innego rodzaju zaangażowania z naszej strony – więc wiadomo, że stres związany z łączeniem obowiązków zawodowych i domowych będzie malał z biegiem czasu.
W różnych raportach dotyczących zatrudnienia kobiet i diagnozowania tego, dlaczego w Polsce jest ono wciąż niższe niż średnia europejska, jednym z najbardziej eksponowanych powodów jest „patriarchalny model rodziny”. Z jednej strony bym z tym polemizowała, bo w gronie moich bliskich znajomych kobiet wiele z nas doszło do wniosku, że fajnie jest dbać o rodzinę i można się w tym spełnić. Ale jak się przyjrzałam bliżej temu, co faktycznie robimy, to każda z nas pracuje zawodowo, robi jakieś szkolenia, warsztaty, w praktyce nie jest klasyczną „panią domu”. I zrozumiałam, że to kwestia wyboru: bo my mamy zajęcia, które lubimy, a nie które wypełniać musimy.
Ja się czasami śmieję sama do siebie, po co mi był ten cały feminizm; czy źle byłoby mieć męża, który by mnie utrzymywał. Myślę, że wiele zależy nie tylko od tego, czy się swoją pracę lubi, ale też od jej elastyczności. Ja na przykład byłam w pracy 5 tygodni po porodzie, ale to dlatego, że mogę gospodarować swoim czasem dość swobodnie, nie jestem zmuszona siedzieć 8 godzin w biurze czy gabinecie i moje „wyjście do ludzi” nie zaburzało mi układania sobie życia na nowo z małym dzieckiem. Mając takie warunki, jest z pewnością łatwiej pogodzić jedno z drugim niż wówczas, gdy się swojej pracy nie lubi. Myślę, że większość kobiet, które traktują pracę jak obciążenie, gdyby tylko miało taką możliwość finansową, wolałoby zostać w domu.
Stąd też jak mantra powtarzane jest, że rozwiązania takie, jak elastyczny grafik pracy, niepełny etat czy możliwość pracy zdalnej są kluczowe dla powrotu do pracy młodych matek. Tylko jak zachęcić do tego pracodawców? Co wracające do pracy matki mogą wnieść do firmy?
Badania pokazują, że matki są bardzo zaangażowanymi pracowniczkami, bo mają motywację, żeby nie stracić pracy i są dobrze zorganizowane. Są oczywiście zawody, w których nie da się wykonywać pracy zdalnej, ale tam, gdzie jest ona możliwa, pracodawcy nie powinno obchodzić, czy zadanie będzie wykonane od 9 do 17, czy po 20, gdy dzieci będą spały. Wsparcie ze strony pracodawców powinno przede wszystkim opierać się na rozmowie, zapytaniu kobiety: „jak możemy ci ten powrót ułatwić?” – i znalezieniu odpowiedzi na zgłaszaną przez nią potrzebę, na przykład zorganizowanie dodatkowego szkolenia, by poczuła się pewniej. To jest tak naprawdę sedno sprawy: dobre nastawienie na drugiego człowieka.
Żaneta Rachwaniec – psycholożka, socjolożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS i Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, założycielka i prezeska Fundacji Po Skrzydła.
Zobacz także

„To nie jest zmęczenie, które minie po weekendzie, pysznej kawusi i trzech afirmacjach. To emocjonalne wyczerpanie i poczucie, że nic nie zależy ode mnie” – mówi Marta Młyńska o wypaleniu zawodowym

Młodzi z pokolenia Z nie chcą ukrywać frustracji. Odejdą z pracy „rzucając papierami” i gorzkimi słowami

Ilona Kostecka o wcześniejszej emeryturze: „Nie do końca została wymyślona dla kobiet”
Polecamy

„To nie jest zmęczenie, które minie po weekendzie, pysznej kawusi i trzech afirmacjach. To emocjonalne wyczerpanie i poczucie, że nic nie zależy ode mnie” – mówi Marta Młyńska o wypaleniu zawodowym

„Szukamy grup wsparcia, jakiejkolwiek wspólnoty, choćby miała to być wspólnota thermomixowa”

Czy kobiety uratują świat? Aga Maciejowska: „Chcę móc patrzeć córce w oczy”

Wyprosili Polkę ze spotkania twórców filmów dla dzieci, bo… przyszła z dzieckiem. Skandaliczna sytuacja na konferencji w Szwecji
się ten artykuł?