„Za dużo wymagamy”. O tym, dlaczego coraz więcej osób ma problem ze znalezieniem partnera, rozmawiamy z Moniką Dreger, psycholożką
„Nie dość, że sami na sobie wywieramy presję, to jeszcze mamy wyśrubowane wymagania co do partnera, partnerki. Zamiast sugerować się nierealistycznym Instragramem, czy słuchać dobrych rad koleżanek, zatrzymajmy się na chwilę przy sobie. Co jest dla nas dobre, czego naprawdę chcemy, a na co nie będziemy się godzić – to pytania, na które warto sobie szczerze odpowiedzieć. I dopiero ruszyć na poszukiwania osoby, z którą być może uda się stworzyć satysfakcjonujący związek” – mówi Monika Dreger, psycholożka.
Małgorzata Germak: Czy istnieje społeczna presja, aby być w związku?
Monika Dreger, psycholożka: Patrząc na moich klientów, powiedziałabym, że nie. Oczywiście, w mniejszych miejscowościach czy w starszym pokoleniu można zauważyć większe oczekiwania, by młodsze osoby wchodziły w relacje. Wynika to między innymi z utrwalonych tradycji i przekonań, że małżeństwo i rodzina są najważniejszymi wartościami. Niemniej jednak, współcześnie coraz częściej mówi się o szacunku dla indywidualnych wyborów, w tym także decyzji o pozostaniu singlem. Obserwuję, że starsi ludzie uczą się nie wyrażać swoich oczekiwań w tym zakresie, nie wtrącać się, nie dopytywać.
Jeśli mówimy o presji, to myślę, że bardziej widoczna jest ta, którą sami na siebie nakładamy. Często jesteśmy przekonani, że w pewnym wieku „powinniśmy” być w związku, mieć partnera, męża, żonę. To są oczekiwania, które narzucamy sobie, patrząc na innych chociażby w social mediach czy też w wyniku porównań z otoczeniem. Niektórzy czują, że bez związku coś w ich życiu jest niepełne. Ale coraz częściej słyszymy też, że szczęście nie musi być związane z życiem w duecie.
Bella DePaulo, psycholożka, która swoją karierę poświęciła singlom i ich stygmatyzacji, powiedziała: „W społeczeństwie często przyjmuje się, że ludzie są szczęśliwsi w związkach, ale badania pokazują, że single mogą cieszyć się równie satysfakcjonującym i pełnym życiem. Bycie singlem nie oznacza braku czegoś – to może być pełnia w inny sposób”. Również Marta Niedźwiecka, seksuolożka i terapeutka w swoim podkaście „O zmierzchu” często porusza temat bycia singlem i mówi: „Nie każdy singiel jest samotny i nieszczęśliwy. Coraz więcej osób wybiera świadomie życie bez stałego partnera, bo cenią sobie swoją przestrzeń, czas na rozwój osobisty i realizację swoich pasji. Bycie singlem może być bardzo świadomym wyborem”. Jakie jest pani stanowisko?
Zdecydowanie single mogą żyć pełnią życia. Współczesny świat daje ogromne możliwości do samorealizacji na wielu płaszczyznach i nie musi to być związane tylko z relacjami intymnymi. W przeszłości często postrzegano ludzi przez pryzmat tego, czy są w związku, czy też nie. Małżeństwo było swego rodzaju podstawą tożsamości, szczególnie dla kobiet, dla których rola żony i matki była kluczowa. Dziś większość kobiet spełnia się zawodowo, rozwija pasje i czerpie radość z życia bez konieczności bycia w związku.
Jednak nie oznacza to, że single nie odczuwają braku bliskości. Bycie bez stałego partnera życiowego nie wyklucza nawiązywania intymnych, seksualnych relacji, ale niektórym może brakować głębokiej, trwałej więzi, która rozwija się w związku partnerskim. Chodzi tu o poziom emocjonalny i poczucie bezpieczeństwa, które daje stabilny związek, a którego trudno doświadczyć w krótkotrwałych relacjach.
Mimo to wielu singli potrafi znaleźć balans, ciesząc się życiem i rozwijając inne aspekty w swoim życiu, jak kariera zawodowa czy relacje przyjacielskie.
A jeśli to, że nie jesteśmy w związku, nie jest naszym świadomym wyborem, to co może za tym stać? Często można usłyszeć z ust kobiet: „Bo ja to nie mam szczęścia do facetów”. Czy jest wzór, według którego wybieramy pewien typ partnerów?
Mam wrażenie, że osób, które nie z wyboru nie są w parze, jest coraz więcej. Dziś trudniej nam wchodzić w związki i tworzyć je niż za czasów mojej młodości. Pewnie wiele kobiet może powiedzieć: „Dlaczego zawsze wybieram złych facetów”, a mężczyźni: „Dlaczego zawsze wybieram złe partnerki”.
Przyczyn tego zjawiska może być wiele. Jednym z kluczowych czynników są wzorce, które wynosimy z dzieciństwa. Relacje, jakie obserwujemy między rodzicami, mają ogromny wpływ na to, jak postrzegamy związki w dorosłym życiu. Jeżeli ktoś dorastał w rodzinie dysfunkcyjnej, w której brakowało miłości, wsparcia lub pojawiały się konflikty, może później nieświadomie wybierać partnerów, którzy powielają te wzorce. Nawet jeśli świadomie pragniemy innego typu relacji, podświadomość często pcha nas w kierunku znanych schematów, nawet tych niezdrowych.
Innym powodem potrafią być osobiste deficyty emocjonalne, niska samoocena czy brak poczucia własnej wartości, a także negatywne przekonania na własny temat. Osoby, które mają trudności z akceptacją siebie, mogą wchodzić w związki, które nie są dla nich dobre, z obawy przed samotnością. Zdarza się, że wybierają partnerów, którzy nie spełniają ich oczekiwań lub traktują je źle, bo nie wierzą, że zasługują na lepsze relacje. Czasami to przyciąganie osób o podobnych problemach skutkuje powtarzającymi się nieudanymi związkami.
Wspomniała pani o wzorcach z domu – czy możemy przeanalizować jakiś konkretny przykład, żeby zrozumieć mechanizmy psychologiczne?
Dam mocny przykład, żeby to było wyraziste. Wyobraźmy sobie dziewczynę, która dorastała jako najstarsze dziecko w domu, gdzie jeden z rodziców pił i stosował przemoc. To trudny wzorzec rodzinny, bo między rodzicami była przemoc, a to dziecko musiało opiekować się młodszym rodzeństwem, starając się, żeby widziało i słyszało jak najmniej. W psychologii nazywamy to „bohaterem rodziny” – dzieckiem, które w dysfunkcyjnym domu przejmuje odpowiedzialność, odcina emocje, koncentruje się na zadaniach, by przetrwać.
Taka osoba, uczy się działać zadaniowo, szybko wchodzi w dorosłe życie, często wyprowadza się daleko, np. wybiera uczelnię na drugim końcu kraju, żeby ratować siebie. Kiedy tak ukształtowana osoba, z takimi przeżyciami w swoim plecaku doświadczeń, wchodzi w dorosłe życie, zwykle odnosi sukcesy zawodowe, robi karierę, ale trudno jest jej stworzyć dobry związek oparty na zaufaniu, poczuciu bezpieczeństwa, bliskości. Taka kobieta w dorosłym życiu może unikać rozwiązywania problemów, zamykać się w sobie, uciekać w pracę lub wręcz zakończyć związek, gdy poczuje zagrożenie. Budowanie relacji staje się trudne, bo emocjonalne otwarcie się wiąże się u niej z lękiem przed powtórzeniem się dawnych, traumatycznych doświadczeń.
”Ważne jest, aby każdy mógł samodzielnie zdecydować, co jest dla niego najważniejsze, i znaleźć własną równowagę pomiędzy potrzebą niezależności, a chęcią bycia z kimś blisko. Jeśli komuś bilans bycia singlem wychodzi na plus, to znaczy, że jest to dla niego korzystne i wspierające”
Czy szukając partnera, miewamy nierealistyczne wymagania?
O tak! Mamy tendencję do stawiania bardzo wysokich wymagań wobec partnera. Współczesny związek ma spełniać funkcje, które kiedyś były rozdzielane między różne osoby. Oczekujemy, że partner będzie jednocześnie naszym najlepszym przyjacielem, kochankiem, wsparciem emocjonalnym i intelektualnym, a nawet kompanem do rozwijania wspólnych pasji. To bardzo dużo oczekiwań, i choć niektóre osoby potrafią spełniać te wszystkie role, to jednak nie zawsze jest to możliwe. Zbyt wysokie wymagania mogą prowadzić do rozczarowań i trudności w budowaniu trwałych relacji.
Dodatkowo żyjemy w czasach, w których łatwość zakończenia związku jest większa niż kiedyś. Dawniej pary, które napotykały problemy, starały się naprawiać swoje relacje, bo rozwód czy rozstanie były postrzegane jako ostateczność. Dziś, mając szerokie możliwości wyboru i z tyłu głowy to, że zawsze można się rozstać, rozwieść, poszukać kogoś nowego – nie wkładamy wysiłku, by związek naprawić. Czasem prowadząc mediacje rozwodowe, mam taką refleksję w stosunku do par: „szkoda, że nie spróbowaliście, widzę tu potencjał”.
Ludzie tego nie potrafią zrobić, nie mają pomysłu, czy im się po prostu nie chce?
Chyba wszystkiego po trochu. Dodałabym do tego przekonanie, które wiele osób w sobie ma, że „ja nic nie muszę, poradzę sobie, nie muszę od nikogo zależeć”. A związek jednak jest pewną zależnością od drugiej strony, pewną relacją między dwojgiem ludzi. Ciężko coś z kimś budować, jeśli ma się przekonanie, że będzie tak, jak ja chcę albo wcale. W związku każdy ma swoje prawa, ale jeśli każde ciągnie w swoją stronę, to trudno będzie się dogadać. W relacji trzeba się układać i zawierać kompromisy, czasem trochę odpuścić.
Czy bojąc się utraty autonomii, niektórzy podświadomie sabotują relacje?
Teoretycznie tak, może się tak zdarzać. Tylko jakby się nad tym zastanowić, to czy ludzie faktycznie poświęcają swoją potrzebę bycia w związku, bo są tacy niesamowicie niezależni? Myślę, że raczej w ten sposób racjonalizują fakt, że nie potrafią stworzyć związku. Wmawiają sobie, że jest im fantastycznie w tej sytuacji, że wspaniałe jest bycie niezależnym singlem, ale tak naprawdę nie do końca tak jest. Może to być forma unikania lęku przed utratą kontroli nad własnym życiem.
Czy ludzie odrzucają związki z lęku przed zranieniem?
Lęk przed zranieniem jest jednym z głównych powodów, dla których niektóre osoby unikają nawiązywania głębokich relacji. Jeżeli ktoś doświadczył w przeszłości trudnych sytuacji, takich jak zdrady, przemoc w związku czy trudne relacje w rodzinie, może obawiać się, że ponownie zostanie zraniony. Taki lęk potrafi prowadzić do niechęci do angażowania się w nowe relacje lub do szybkiego kończenia związków, zanim zdążą się one rozwinąć. Nieufność wobec partnera, wynikająca z wcześniejszych doświadczeń, może skutecznie zablokować możliwość nawiązania głębokiej więzi.
A jak determinują nasze bycie singlem związki, w których byliśmy do tej pory?
Każdy związek, szczególnie ten, który kończy się bolesnym rozstaniem, zostawia w nas ślad. Nieudane relacje mogą wpłynąć na nasze podejście do przyszłych partnerów i na nasze oczekiwania wobec nich. Osoby, które przeżyły bolesne rozstania, często potrzebują czasu, aby emocjonalnie się zregenerować. Czują, że chcą się teraz zająć sobą, odpocząć po zakończonym związku. Niestety, zdarza się, że niektórzy w pośpiechu skaczą z jednej relacji w drugą, unikając refleksji nad tym, dlaczego poprzedni związek się nie udał. A to prosta droga do powtarzania tych samych błędów i wchodzenia w podobne, niezdrowe schematy.
Czyli ważny jest ten czas dla siebie między związkami.
Czas rozstania jest bardzo trudny i emocjonalnie obciążający. Jak już uporządkujemy sprawy formalne związane z rozstaniem czy rozwodem, to dobrze jest zatrzymać się przy sobie i zastanowić – co się stało, dlaczego tak się stało, jaki był w tym mój udział. To są wnioski, które mogą nas zabezpieczyć na następne lata i na następne związki, żeby pewnych błędów nie popełniać. A jeśli skaczemy w kolejną relację, to już nie ma na to czasu i przestrzeni.
Czy do pani gabinetu przychodzą osoby, które nie są w związku i chciałyby to zmienić, ale nie wiedzą jak? Chcą zrozumieć dlaczego są same?
Bardzo często. Próbują wejść w związek raz, drugi i nie wychodzi im to. Przychodzą do mnie do gabinetu, żeby zastanowić się, co na to wpływa, jakie błędy z poprzednich relacji mogą mieć znaczenie. Chcą odkryć, czy może czegoś się boją i dlatego nie idzie im w relacjach. W rozmowie z terapeutą bądź psychologiem można ustalić prawdziwe źródło problemów relacyjnych. Pojawia się temat doświadczeń z dzieciństwa, a także tego, jak toczyły się ich dotychczasowe związki, jak one im się układały. Na tej podstawie decydujemy, co dalej – czym i jak się zająć.
”Niektórzy czują, że bez związku coś w ich życiu jest niepełne. Ale coraz częściej słyszymy też, że szczęście nie musi być związane z życiem w duecie”
Czy są jakieś strategie terapeutyczne, które mogą pomóc osobom, które chcą zrozumieć swoje wzorce zachowań i otworzyć się na związki?
W terapii często pracuje się nad odkrywaniem wzorców wyniesionych z dzieciństwa, które mogą wpływać na nasze relacje w dorosłym życiu. Popularnym tematem w ostatnich latach są style przywiązania, które definiują, jak radzimy sobie z bliskością i związkiem. Osoby o lękowym stylu przywiązania mogą mieć trudności z zaufaniem i otwarciem się na drugą osobę, natomiast osoby o stylu unikającym mogą unikać związków z obawy przed utratą niezależności. Świadomość tych wzorców i praca nad nimi może pomóc w zrozumieniu własnych potrzeb.
Czy bycie singlem może być trwałym i służącym nam wyborem życiowym?
Bycie singlem, podobnie jak bycie w związku, ma swoje zalety i wady. Dla wielu osób bycie singlem oznacza większą wolność i możliwość realizowania swoich marzeń oraz celów bez konieczności kompromisów, które są nieodłączne w związkach. Z drugiej strony, związek daje poczucie emocjonalnego wsparcia i zaspokaja potrzebę bliskości i uznania, która w piramidzie Maslowa jest wysoko – tuż po potrzebach fizjologicznych. Takiej bliskości i intymności nie da się uzyskać w relacjach z przyjaciółmi czy rodziną.
Single często podkreślają, że nie są samotni, że mają wokół siebie wspierające osoby, przyjaciół.
Jeśli to jest dla danej osoby wystarczające, to w porządku. Ważne jest, aby każdy mógł samodzielnie zdecydować, co jest dla niego najważniejsze, i znaleźć własną równowagę pomiędzy potrzebą niezależności, a chęcią bycia z kimś blisko. Jeśli komuś bilans bycia singlem wychodzi na plus, to znaczy, że jest to dla niego korzystne i wspierające.
Czy im dłużej jestem singlem, tym trudniej będzie mi stworzyć z kimś relację i odnaleźć się w związku?
To indywidualne. Jednym będzie trudniej, bo mają własne przyzwyczajenia, układają każdy aspekt dnia czy życia pod siebie. I być może po dłuższym czasie życia w pojedynkę z trudem przyszłoby im zmienić coś pod drugą osobę. Inni z kolei będą tak spragnieni związku i relacji, że od razu w nią wejdą, gotowi na kompromisy i układanie się.
Wspomniała pani wcześniej o wpływie social mediów na to jak podchodzimy do relacji, związków lub ich braku. Jak to, co widzimy na Instagramie, może się przekładać na nasze samopoczucie psychiczne i postrzeganie bycia singlem?
Social media mogą namieszać w wielu aspektach życia, nie tylko w temacie związków. Tworzą obraz odrealnionego świata – to, co tam widzimy, często nie istnieje w rzeczywistości. Jeśli gonimy za tym nierealnym wizerunkiem, może to powodować poważny chaos w naszym życiu. Warto pamiętać, że na Instagrama trafiają w większości wyselekcjonowane zdjęcia i informacje. To nie jest „dom wielkiego brata”, gdzie widzimy wszystko. Zamiast tego mamy pokazane tylko idealne momenty – od Świąt Bożego Narodzenia, gdzie wszyscy są w eleganckich strojach, a dom pachnie kawą, po romantyczne momenty w związkach. Tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej, np. lepimy pierogi w dresach, pobrudzonych mąką.
W social mediach pojawia się wyidealizowany partner, który „obsypuje różami”, podczas gdy w rzeczywistości związki to kompromisy, wspólne rozwiązywanie problemów i praca nad relacją. Social media mogą również wpływać na postrzeganie bycia singlem. Singiel pokaże na Instagramie tylko to, co najlepsze: podróże, piękne zdjęcia, ekscytujące życie, ale nie zobaczymy samotnych wieczorów spędzonych przed telewizorem.
Jak się przed tym bronić, nie poddać się tym fałszywym wizjom?
Najważniejsze to zachować zdrowy rozsądek i umiejętność krytycznego myślenia. Trzeba pamiętać, że ani social media, ani opinie innych osób nie powinny definiować tego, co dla nas jest ważne i dobre. Warto skoncentrować się na tym, czego my sami naprawdę chcemy. Bo w wielu przypadkach ochroną przed przekazami w mediach, ale też przed dobrymi radami, presją otoczenia, jest to, żebyśmy my sami wiedzieli, co jest dla nas ważne i dobre. Często podkreślam to w swoim gabinecie – możesz omawiać swoją sytuację czy wybory życiowe z kim chcesz, ale pamiętaj, że ostatecznie konsekwencje tych decyzji poniesiesz tylko ty. To my musimy wiedzieć, czego chcemy. Dlatego zachęcam, aby poświęcić czas na poznanie siebie, na zrozumienie, czego chcemy, jakie mamy mocne i słabe strony oraz do czego dążymy. Bo Instagram nie powinien definiować, jak ma wyglądać nasze życie.
Czy takie „sprawdzam” warto częściej robić ze sobą? Przecież zmieniamy się i za rok czy dwa nasza wiedza o nas samych może być już nieaktualna.
Oczywiście, że tak. Zmieniamy się na przestrzeni lat, zmieniają się również nasze cele, potrzeby i priorytety. Ma to szczególnie znaczenie w odniesieniu do związku. Kiedy wchodzimy w relację w wieku 20 lat, nasze oczekiwania i cele zapewne będą inne, niż gdy skończymy 30 lat. Czasem z tego powodu związki się rozpadają. Po zakończeniu relacji również warto zastanowić się: co przyczyniło się do jej rozpadu, co można by zmienić w przyszłości i czy w ogóle chcemy to zmieniać. Taki monitoring własnych potrzeb i celów jest istotny w każdym aspekcie życia – nie tylko w związkach, ale także w pracy i rozwoju osobistym.
Monika Dreger – psycholożka, mediator rodzinny, założycielka i koordynator zespołu Warszawskiej Grupy Psychologicznej. Ukończyła kierunek społecznej psychologii klinicznej na SWPS Uniwersytecie Humanistycznospołecznym w Warszawie oraz szkolenie I stopnia w Centrum Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach CTSR. Ukończyła studia podyplomowe na SWPS Uniwersytecie Humanistycznospołecznym z zakresu mediacji rodzinnych.
Zobacz także
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
„Niezamężna i bezdzietna Taylor Swift fatalnym wzorem dla dziewczyn”. Dziennikarz w ogniu krytyki: „Stos mizoginicznych bzdur”
„Lista 10 rzeczy, których nie robię dla męża”. Ilona Kostecka stworzyła dekalog zdrowego związku
Polecamy
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
„To nowy rozdział w długim marszu po równość”. Jest projekt ustawy o związkach partnerskich
Kinga Zawodnik o relacji z mężczyznami po metamorfozie: „To mnie przeraża i strasznie boli”
„Nie chcę się bać być, kim jestem”. Klaudia Janas zrobiła coming out
się ten artykuł?