Symbol emancypacji kobiet, walki o wolność i… technika rehabilitacji. Skąd się wziął światowy szał na jazdę na wrotkach?
Wrotki od niedawna są ponownie społecznym fenomenem. Wypchnięte z mainstreamu i zastąpione przez rolki, w 2020 roku powróciły z jeszcze większą mocą, bo uzbrojone w sentyment i nostalgię – a tym ostatnio kultura karmi się łyżkami. Ale buty z kółkami mają w zanadrzu coś jeszcze. Historię, która, przynajmniej w Polsce, nie jest tak popularna, jak skojarzenie z kolorowymi imprezami disco.
30-latki na wrotki!
Jak wiele współczesnych obserwacji, tak i tę poczyniłam dzięki mediom społecznościowym, gdy pierwsza, piąta i dziesiąta kobieta w wieku około lat trzydziestu pochwaliła się kolorowymi wrotkami. Do tego: kolorowe legginsy, kolorowa bluza i coś (kolorowego) na głowę. Widać od razu: jeżdżenie na wrotkach to konkretny styl, coś więcej niż zakup pierwszego lepszego sprzętu.
„Zanim dostałam rolki, to jeździłam na wrotkach. Były lata 90., więc mogłam szpanować wśród rówieśników białymi wrotkami z różowymi sznurowadłami„ – śmieje się 35-letnia Weronika. Dodaje, że jej ekscytacja nie trwała długo, wrotki poszły w kąt, a o przyjemności, którą jej dawały, przypomniała sobie dopiero niedawno. „Dużo trendów teraz wraca, sięgamy pamięcią do tego, co było i chcemy mieć to tu i teraz. Miałam tak z wrotkami. Rolki wydały się zwyczajne, ale wrotki? Piękny czas dzieciństwa! Przez internet zamówiłam parę i stara miłość odżyła„ – tłumaczy kobieta, która po latach uznała, że wrotki „mają to coś”. I nie jest sama.
Wrotkowy renesans nie zaczął się przypadkowo. Zjawisko ma konkretną „matkę„ i jest nią Ana Coto z Los Angeles. Aspirująca aktorka jeszcze przed 2020 rokiem udostępniała na TikToku krótkie filmy, ale dopiero, gdy koronawirus rozszalał się na dobre, znudzony kwarantanną świat zwrócił uwagę na drobną dziewczynę na wrotkach.
Ana zupełnie nieświadomie zapoczątkowała nowy trend. Był początek pandemii, wrotkarnie, jak wszystkie inne miejsca publiczne, zostały zamknięte, a ona wyszła pojeździć. W rytmie J.Lo „Jenny From the Block„. I już. Zaczęło się. Mieszanka wolności, jaką daje jazda po pustej ulicy, muzyki i tęsknoty „za tym, co było„, zadziałały – co jednak ciekawe, w artykułach na temat matki chrzestnej wrotek pomijana jest „czarna historia„, na którą jako inspirację zwraca uwagę sama Coto.
W 2020 roku w Stanach Zjednoczonych zabrakło wrotek w sklepach. Potem szaleństwo rozniosło się na Kanadę, Australię, dosięgnęło Wielkiej Brytanii i przemknęło na kontynent. Ludzie zaczęli tłoczyć się pod sklepami, a w mediach społecznościowych milionowe zasięgi osiągnęły wrotkowe hasztagi i nagrania kolejnych wrotkarzy.
Gdy dopytuję znajomą, która również zaczęła jeździć na wrotkach w czasie pandemii, nie potrafi określić, skąd ta decyzja. „Jakoś tak wyszło„ – odpowiada krótko. Dopiero po zastanowieniu przyznaje, że chyba uległa przekazowi podprogowemu, bo na Instagramie zobaczyła kilka dziewczyn „w uroczych wrotkach, które wyglądają znacznie lepiej niż rolki”.
„Faktycznie, wrotki od jakiegoś czasu zaczynają wracać. Jak otwieraliśmy wrotkarnię 6 lat temu, to byliśmy jednymi z pierwszych, tak naprawdę słowo 'wrotkarnia’ w Polsce nawet za bardzo nie istniało, chociaż były środowiska wrotkarskie. Potem takie miejsca wysypały się jak grzyby po deszczu„ – mówi Karol z warszawskiej wrotkarni „Roller Disco”.
Dodaje, że wzrost zainteresowania wrotkami według niego wynika również z serialu dla młodzieży „Soy Luna„, który emitowany jest od 2016 roku.
Rozbite lustro i hamburger na wrotkach
Jazda w butach na kółkach zamarzyła się ludziom już 300 lat temu, a inspiracją były łyżwy. Ponoć belgijski producent John Joseph Merlin w XVIII wieku wjechał na skonstruowanych przez siebie wrotkach do sali balowej, grając jednocześnie na skrzypcach. Ten pomysł nie mógł się udać, jeżeli nie wie się, jak hamować i skręcać – John nie wiedział. Wielkie lustro i skrzypce nie przetrwały tej próby.
Dopiero w 1863 roku patent na czterokółkowe wrotki, które miały hamulec i pozwalały wykonywać zaawansowane figury, otrzymał nowojorczyk James Plimpton. W kolejnych latach rosło zainteresowanie wynalazkiem i powstały pierwsze wrotkarnie – w 1876 roku w Cincinnati, a rok później w Berlinie. Na początku XX wieku na wrotkach jeżdżono już masowo – a one same stały się, podobnie jak rower, jednym z pierwszych symboli emancypacji kobiet.
Wrotek używano w teatrach i operach, w biurach, a później w pierwszych restauracjach typu fast-food, gdy szukano sposobu, by było jeszcze bardziej „fast„, a klienci nie musieli wysiadać z samochodów, którymi coraz częściej podjeżdżali pod restauracje.
„Wszystko zaczęło się w 1921 roku. Samochody zaczęły być wszechobecnym widokiem w Dallas w Teksasie. Biznesmen o nazwisku J.G. Kirby i lekarz o nazwisku R.W. Jackson postanowili wykorzystać fakt, że coraz więcej osób ma samochody i coraz więcej jest zbyt leniwych, żeby wyjść z samochodu i zjeść. Otworzyli restaurację o nazwie Pig Stand„ – można przeczytać na stronach poświęconych historii wrotek.
Rozwój tego pomysłu przypadł jednak na lata 50., gdy wygoda życiowa stała się priorytetem nowoczesnych społeczeństw. Wraz z rozwojem produkcji i pojawieniem się tworzyw sztucznych, udoskonalano sprzęt.
W powszechnym myśleniu bezsprzecznie wrotki kojarzą się jednak z latami 70., rozkwitem disco, kulami dyskotekowymi i wymyślnymi strojami. Motyw ten chętnie wykorzystywali twórcy filmowi, którzy podtrzymali skojarzenie z beztroską zabawą, nastoletnimi miłostkami i flirtami w rozświetlonej wrotkarni. Mniej znany jest inny kontekst wrotkowej ery – wrotki są bowiem silną podstawą kultury afroamerykańskiej, która ma niemały związek z walką o prawa obywatelskie.
Wrotka jako symbol walki
W latach 50. XX wieku amerykańskie wrotkarnie oferowały tylko jedną noc w tygodniu, podczas której czarnoskórzy mogli wspólnie cieszyć się muzyką i jazdą na wrotkach. Pierwotnie wydarzenia te nazywały się „Black night„ („Czarna noc„), później „Soul Night„ (nawiązując do muzyki soulowej, która była grana na żywo) i „Nocą Martina Luthera Kinga„ (w czasach formowania się ruchu na rzecz praw obywatelskich). W tym okresie czarnoskórzy mieszkańcy nadal podlegali segregacji, byli dyskryminowani z powodu obyczajów, ubioru i kultury. Mieli zakaz wstępu na kryte lodowiska i wrotkarnie, a ich sposobem na wolność i swobodę ekspresji stała się jazda na ulicach. Tańczyli w nowojorskim Central Parku i w Los Angeles – w tym na słynnym Venice Beach, które od 1979 roku do dziś jest wrotkowym centrum świata.
Tym sposobem jazda na wrotkach z popularnej rozrywki ewoluowała do symbolu wolności w latach 60., a przypieczętował to gest 27-letniego Ledgera Smitha – nazywanego również „Roller Manem”. Mężczyzna na butach z kółkami pokonał ponad 1100 km (685 mil), by z Chicago w 10 dni dotrzeć do Waszyngtonu na przemówienie Martina Luthera Kinga „I Have A Dream„ w 1963 roku.
Historyczka Victoria Wolcott wskazuje, że to właśnie wrotkarnie były ostatnim bastionem społecznych przestrzeni, w których oddzielało się białych od czarnych, a wiązało się to tyle z taneczną aktywnością, co muzyką – na początku XIX w. do jazdy przygrywały orkiestry, w latach 50. – grupy jazzowe, soulowe i R&B, a później ich miejsca zajęli czarnoskórzy DJ’e.
„W miejscach, w których aktywnie konsumowano czas wolny, mieszali się mężczyźni i kobiety, niezmiennie następowała segregacja„ – pisała Wolcott, wskazując, że chodziło o powszechny strach przed między rasową seksualnością. Gwałtowne protesty, sprzeciwy i wrotkowe wiece niestety, zamiast sprzyjać integracji, doprowadzały do coraz większego rozbicia na wydarzenia dla „białych„ i „czarnych„, co praktykuje się właściwie do dziś.
Film „Ameryka na wrotkach„ z 2018 roku pokazuje, że nadal na wrotkarniach organizowane są specjalne imprezy dla osób czarnoskórych – jednak na zasadach ustalonych przez białych ludzi. Czyli: niektóre figury taneczne są zabronione, podobnie jak czarne spodnie (co nawiązuje do zakazów z 1860 r., gdy czarni nie mogli wchodzić na tory), osoby, które jeżdżą na wrotkach o małych kółkach, są wyrzucane (do tej pory niektórzy samodzielnie robią wrotki poprzez doczepianie małych kółek do ulubionych butów), a na czas wydarzeń ustawiane są bramki i zastępy policji, która sprawdza uczestników, sugerując, że „Black night„ są źródłem przemocy i zamieszek.
Obecnie wiele środowisk nie może znaleźć wrotkarni, która zgodziłaby się na organizowanie historycznych nocnych imprez „dla dorosłych„, w czym organizacje (chociażby „Family Skate Association„ – OFSA, która tworzy wrotkowe archiwum) dostrzegają „ślad walki o prawa obywatelskie”. Pandemia okazała się jednak momentem odrodzenia kultury wrotkowej i powrotu na ulice.
Wrotki po polsku
Z oczywistych względów kontekst jeżdżenia na wrotkach w Polsce jest zgoła inny. Karol Gajdziński z „Roller disco„ wskazuje, że „w Stanach Zjednoczonych całe rodziny chodzą na wrotkarnie, których swego czasu było bardzo dużo”. Wspomniany dokument „Ameryka na wrotkach„ pokazuje skalę tego fenomenu, towarzysząc z kamerą kilku rodzinom, dla których jeżdżenie jest aktywnością przekazywaną z pokolenia na pokolenie, jednoczącą i prozdrowotną (jedna z mam opowiada o synu z autyzmem, dla którego wrotki mają znaczenie terapeutyczne). Ten ostatni aspekt podkreśla również instruktor z warszawskiej wrotkarni.
„Jedni jeżdżą po prostu dla frajdy i rozrywki, ale są osoby, które w ten sposób chcą wyrzeźbić nogi i pośladki. Przychodzą też do mnie osoby po wizycie u ortopedy, który zabronił im biegać, ale mogą jeździć, bo to mniej obciąża kręgosłup i stawy, więc faktycznie może być to forma rehabilitacji. Jazda na wrotkach wzmacnia układ krążenia, dotlenia organizm, a to wszystko sprawia, że mamy więcej energii i czujemy się szczęśliwi. Ponadto doskonale wzmacnia mięśnie całego ciała – w szczególności nóg i pośladków oraz poprawia koordynację ruchową. Wrotki są dla każdego. Nie ma tutaj żadnych limitów i ograniczeń„ – mówi Karol Gajdziński.
Specjalista dodaje, że wbrew pozorom nie jest to sport łatwy i lepiej nie dać się zwieść spektakularnym nagraniom z sieci, bo osiągnięcie takiego poziomu może zająć trochę czasu i wiązać się z upadkami.
„Teoretycznie można nauczyć się jeździć z filmików na YouTubie, ale raczej nie polecam. Znam panią, która pojechała do Barcelony, zobaczyła, jak tam na bulwarach ludzie jeżdżą, więc od razu kupiła wrotki. Ledwo dojechała do pierwszego krawężnika i połamała obie ręce i nogę. Potem trafiła do mnie na lekcje. Niestety na początku nauki pojawia się dużo błędów, których sami nie widzimy. Możemy oglądać poradniki i lekcje online, ale one nie powiedzą nam, co robimy źle, nie zwrócą uwagę na technikę czy postawę, a ważne jest, żeby od początku uczyć się poprawnych nawyków, bo jak się nałapie tych złych, to później będzie coraz trudniej. Warto też pamiętać o ochraniaczach i kasku – tym bardziej na początku, bo upadki są częste. Naprawdę wystarczy mały kamyczek, małe pęknięcie w asfalcie i lecimy. Całą naukę zaczynamy jednak od nauki chodzenia i to jest dla niektórych bardzo trudne, ponieważ musimy się przyzwyczaić, że odchylamy się do przodu, musimy być na zgiętych nogach – najczęściej ludzie odruchowo wychylają się do tyłu, machają rękami, prostują plecy„ – wskazuje Gajdziński.
Przed rozpoczęciem wrotkowej przygody warto również zastanowić się, jaki sprzęt wybrać. Instruktor z „Roller Disco„ odradza zakup najtańszej pary, w której „trudno będzie wytrzymać nam pół godziny„ – a o to łatwo, gdy retro-vintage trend sprawia, że chcemy mieć coś ładnego, a nie wygodnego. „Nie ukrywam, też uległam modzie i na grupie na Facebooku kupiłam używane, tanie i kolorowe wrotki, na których zwyczajnie nie dało się jeździć, bo miały plastikowe kółka. Gdy zdecydowałam, że jednak nie chcę rezygnować z tej aktywności, zainwestowałam trochę więcej w sprzęt„ – mówi Weronika.
„Kółka lepiej, żeby nie były plastikowe, a jednak z kauczuku – plastikowe poza uciążliwym dźwiękiem, ślizgają się i zwyczajnie wolniej jeżdżą, będziemy musieli się mocno natrudzić podczas odpychania. But musi być wygodny i sprawiać wrażenie, że wytrzymamy w nim dłużej niż pół godziny. Podczas wiązania warto zwrócić uwagę na to, żeby ściągnąć sznurówki od samych palców, a nie zaciskać je tylko na górze. Kolejna sprawa to hamulec – lepiej, żeby był regulowany, a nie wkręcony na stałe„ – poleca Karol Gajdziński.
Zobacz także
„Joga to nie wyścig. Chodzi tylko o to, żeby się czuć dobrze w swoim ciele, nauczyć się je szanować i akceptować” – mówi Aldona Filipiuk, instruktorka Ashtanga joga
„Weekend w lesie wzmacnia układ odpornościowy na cały miesiąc. Przychodzisz i jesteś, a las cię wspiera” – mówi Maria Hawranek
„Mogę śmiało powiedzieć, że mandale karmią duszę i ratują zdrowie” – mówi Mayra Wojciechowicz, która prowadzi warsztaty z układania mandali. Czym są mandale? Jak wygląda proces tworzenia?
Polecamy
Irakijscy szyici chcą obniżyć wiek zgody na ślub dla dziewczynek do 9 lat. Aktywiści: „To gwałt na dzieciach”
Agata Młynarska nazwała Andrzeja Sołtysika „patriarchalnym dziadem”. „Czasem warto powiedzieć, co się myśli”
„To nowy rozdział w długim marszu po równość”. Jest projekt ustawy o związkach partnerskich
Wiadomość, która może ucieszyć: weekendowi sportowcy mają takie same zdrowotne benefity, jak ci, którzy sumiennie ćwiczą w tygodniu
się ten artykuł?