Polski dziennikarz przeżył w nocy chwile grozy. Teraz apeluje: „Nie ładujcie urządzeń elektronicznych podczas snu!”

„To jest historia ku przestrodze” – mówi reporter Artur Molęda na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych. Opowiedział on potencjalnie tragicznych konsekwencjach wynikających z pozostawiania na noc urządzeń elektronicznych do ładowania. Takiej sytuacji doświadczył podczas wyjazdu służbowego do USA.

Ładował w nocy powerbank

Artur Molęda, reporter TVN24, zrelacjonował w mediach społecznościowych swojej stacji niebezpieczną sytuację, w jakiej się znalazł podczas służbowego wyjazdu do USA. W hotelu, w którym miał zapewniony nocleg, podłączył na noc do ładowania sprzęt elektroniczny, między innymi powerbank.

„W nocy obudził mnie dziwny dźwięk, a także swąd spalenizny. Okazało się, że powerbank, którego pozostawiłem do ładowania na stoliku nocnym koło głowy, zaczął się dymić” – mówi Molęda.

W odruchu obronnym tlące się urządzenie wyniósł z pokoju hotelowego na korytarz. Jak wyjaśnił, zdecydował się na taki krok, ponieważ w pokoju miał dużo innej elektroniki i obawiał się, że może ona ucierpieć w sytuacji ewentualnego wybuchu.

„Kiedy go [powerbank – przyp. red.] położyłem na podłodze, to płomienie zaczęły sięgać mojego pasa” – relacjonuje reporter.

I dodaje, że początkowo chciał ugasić pożar wodą, ale przypomniał sobie apele strażaków, by elektroniki nie gasić w ten sposób. Odszukał więc w korytarzu gaśnicę proszkową, którą  stłumił płomienie. Miejsce pożaru zabezpieczyli później strażacy. Na nagraniu, które pojawiło się na Instagramie TVN24, możemy zobaczyć, jak dramatycznie wyglądała ta sytuacja chwilę po wybuchu: zadymione pomieszczenie i wypalone wgłębienie w podłodze. Na koniec reporter zwrócił się do internautów z apelem: „Nie róbcie tego, nie ładujcie urządzeń elektronicznych podczas snu”.

„Co siódmy pożar jest skutkiem zwarcia instalacji elektrycznej”

W opisanej przez reportera TVN24 sytuacji wystarczyła chwila nieuwagi, kilka minut snu dłużej i finał mógłby być o wiele bardziej dramatyczny, biorąc pod uwagę, że powerbank znajdował się na stoliku nocnym tuż obok głowy mężczyzny. Ładowanie urządzeń elektronicznych nocą lub pod naszą nieobecność w domu bywa częstą praktyką, jednak eksperci ostrzegają przed takim zachowaniem, bo niesie ono za sobą wiele zagrożeń. Incydent, którego doświadczył Artur Molęda, potwierdza, że może dojść do zwarcia elektrycznego, które spowoduje pożar.

„Średnio co siódmy pożar, który powstaje w naszych domach i mieszkaniach, jest skutkiem zwarcia instalacji elektrycznej. Stanowi to drugą, po wadach i nieprawidłowej eksploatacji urządzeń i instalacji grzewczych, przyczynę pożarów w obiektach mieszkalnych” – mówił na antenie Polsat News rzecznik prasowy wielkopolskiej straży pożarnej Sławomir Brandt.

Ryzyko wystąpienia zwarcia zwiększa używanie nieoryginalnej, a także nieatestowanej ładowarki nieznanego producenta. Jeśli w domu mamy kilka telefonów różnych producentów, powinniśmy używać oryginalnych ładowarek, bo różne urządzenia mogą mieć ładowarki o innym napięciu znamionowym. Sięganie po ładowarkę męża, bo akurat była pod ręką, może doprowadzić do nagrzewania się urządzeń, przepalenia izolacji, a w ostateczności także pożaru.

Nocne ładowanie telefonów wiąże się z nieustanną pracą akumulatora, co z kolei przyczynia się do skrócenia żywotności baterii. Choć obecne telefony po pełnym naładowaniu baterii automatycznie blokują dalszy proces pobierania energii, to w praktyce telefon nadal pozostaje w trybie czuwania, a więc zużywa baterię. Jeśli jej poziom spadnie poniżej 100 proc., proces ładowania może się aktywować na nowo. Śpiąc, niestety nie mamy nad tym kontroli, dlatego urządzenia mobilne najlepiej ładować w ciągu dnia, pamiętając o tym, aby nie podłączać do jednego gniazdka zbyt wielu sprzętów. Bo również zbyt wiele urządzeń w jednym gniazdku może doprowadzić do przegrzania instalacji.