Kobieca historia sportu: Jadwiga Jędrzejowska, czyli „druga rakieta tenisowa świata”
Współcześnie powiedzielibyśmy o niej, że była pierwszoligową celebrytką. Przez wiele lat wygrywała wszystkie plebiscyty popularności, przyjaźniła się z królami, brylowała w reklamach, nakręcono o niej romantyczny film. Była też „drugą rakietą tenisową świata” i niekwestionowaną królową tego sportu. Oto Jadwiga Jędrzejowska!
Ruszamy z nowym, sobotnim cyklem – o tych, które były pierwsze. Tym razem jednak nie pierwsze w nauce, medycynie, czy polityce – tylko pierwsze na mecie i pierwsze na podium. Kobiety w sporcie wcale nie miały łatwiej niż te, które przełamywały bariery braku równouprawnienia w innych dziedzinach życia. A ich historie to niejednokrotnie gotowy materiał nie tylko na artykuł, ale i na książkę.
„Urodziłam się na korcie” – tak zatytułowała swoją autobiografię. Prawie dokładnie tak było, bo jej rodzinny dom, położony przy ulicy Parkowej 3 przylegał do parku Krakowskiego, gdzie mieściły się wówczas korty tenisowe. Nie było więc przesady, kiedy pisała, że od pierwszych chwil życia (urodziła się w 1912 roku) przez okno słyszała odgłosy odbijanych piłek. W tym czasie było to jednak miejsce nieosiągalne dla córki ubogiego pracownika zakładu oczyszczania miasta. Tenis był sportem dla elit i panien z dobrych domów.
By pomóc rodzinie już jako dziecko dorabiała na kortach, podając zabłąkane piłki. O jej dalszych tenisowych losach, jak to zwykle bywa, zadecydował przypadek. Jak opisywała, kiedy miała 8 lat, jeden z graczy dał jej do potrzymania prawdziwą rakietę, a kiedy od niechcenia odbiła piłkę, zwrócono uwagę, że robi to wyjątkowo dobrze. Od tamtej pory korty stały się jej drugim domem, a ojciec wystrugał jej drewnianą rakietę, dzięki której mogła doskonalić swoje umiejętności, podglądając starszych graczy a z czasem partnerując im, kiedy nie mieli z kim ćwiczyć.
Miała 11 lat, kiedy dostała w prezencie prawdziwą rakietę a zarząd kortów stanął przed dylematem, czy przyjąć do AZS-u biedną, ale doskonale zapowiadającą się dziewczynkę. Na szczęście zrobiono to mimo sprzeciwu części sponsorów. Trenowała zazwyczaj z silniejszymi od siebie mężczyznami, co skłoniło ją do wypracowania wielu technik gry na poziomie przekraczającym jej fizyczne możliwości. Już pierwszy wyjazd na zawody, które odbyły się w Katowicach, zakończyła zwycięstwem, które przez klubowe koleżanki zostało przyjęte nie tylko z lekceważeniem, ale i niewiarą w jej możliwości.
Sukces na zawodach przyniósł jej kłopoty w szkole, skąd próbowano ją wyrzucić za przynależność do organizacji sportowej i trzeba było protekcji ministra edukacji, by mogła dalej kontynuować edukację.
Jako piętnastolatka, mimo braku pieniędzy na trenera, odpowiedniego stroju (brak białych pończoch uważano wówczas za odstępstwo od zasad) i mało profesjonalnego przygotowania, zagrała o mistrzostwo Polski. Mimo młodego wieku startowała w kategorii seniorów, ponieważ młodszych zawodniczek nie było. W singlu przegrała, w grze podwójnej natomiast odniosła zwycięstwo i wróciła do domu ze złotym zegarkiem.
„Jadwiga Jędrzejowska stała się rewelacją tegorocznych mistrzostw. Takich drajwów chyba nikt w Polsce nie ma. A zaciętość, a talent! Dziewczyna zupełnie instynktownie wyczuwa każdą piłkę i plasuje instynktownie. Wszystko u niej to wrodzone” – pisał o niej „Przegląd Sportowy”.
W 1929 roku odniosła jeszcze kilka innych prestiżowych zwycięstw, które poniosły jej sławę poza granice Polski i zdobyła mistrzostwo Polski w grze pojedynczej. Pozostała z tym tytułem niepokonana na wszystkich zawodach, w jakich startowała, aż do 1953 roku. W tym czasie nie straciła ani jednego seta.
Kiedy w trybie eksternistycznym zdała maturę, przyszedł czas na jej pierwszy prestiżowy występ za granicą. Były to korty Rolanda Garrosa i choć przegrała po ostrej rywalizacji z dwukrotną mistrzynią świata, to właśnie ją okrzyknięto odkryciem i gwiazdą turnieju.
„Miss Ryan przeszła prawdziwe męki, zanim pokonała tę małą Polkę” – zauważono w relacjach z turnieju.
Tak rozpoczęła się jej pierwszoligowa kariera tenisowa. Ponieważ zagraniczni komentatorzy mieli kłopoty z wymówieniem jej polskiego nazwiska, zaczęto nazywać ją „Dżadża” lub „Żaża”, od zdrobnionego imienia. Kiedy grała na Wimbledonie, w gazetach napisano fonetycznie, jak brzmi wymowa jej personaliów: „Yaduiga Yenjeyoska”.
Zanim doszła do finałów na trawiastych kortach Wimbledonu, od dawna była w pierwszej lidze zawodniczek rangi światowej. Bez trudu przeszła do półfinału, w finale zmierzyła się z Dorothy Round.
„Najdramatyczniejszym ze wszystkich finałów stał się singiel kobiet. Odwaga i zaciętość, z jaką obie tenisistki walczyły w czasie wielkiego upału, wzbudziły największy podziw. W drugim secie tempo narzucone przez Polkę było fenomenalne, wtedy dominowała ona nad grą. W trzecim ją zawiodły nerwy” – tak opisywała ten przegrany dla Polki pojedynek londyńska prasa.
Jędrzejowska startowała w czasach, kiedy sport nie był źródłem dochodów. Za finał na Wimbledonie dostała bon towarowy na 3,5 funta. Aż trudno w to uwierzyć, wiedząc, jak ogromne nagrody zdobywają współcześni tenisiści. Wówczas „ukłonem władz” w stronę zawodników było finansowaniem im wyjazdów, najlepsi, m.in. właśnie Jędrzejowska, mogli liczyć na fikcyjne posady w państwowych firmach. Dzięki sfinansowanej przez sponsorów podróży polska mistrzyni wyjechała na turnieje do Stanów Zjednoczonych, gdzie zajęła drugie miejsce w mistrzostwach Ameryki. Wróciła do Polski tuż przed wybuchem II Wojny Światowej, choć mogła zostać za oceanem albo wyjechać do dowolnego kraju poza strefą zagrożenia.
Zaraz na początku wojny razem z innymi sportowcami, m.in. Januszem Kusocińskim, założyła przy ulicy Jasnej w Warszawie knajpę Pod Kogutem, gdzie można było napić się kawy i poczytać prasę. Niemcy szybko zainteresowali się inicjatywą i aresztowali jej bywalców za działalność konspiracyjną. Jadwiga dostała zaproszenie od króla Szwecji, by – za zgodą Niemców – wyjechać do tego neutralnego w czasie wojny kraju. Król był jednym z jej partnerów na korcie w czasach zimowych treningów na francuskiej Riwierze. Także sami Niemcy proponowali jej granie na kortach III Rzeszy. Nie zdecydowała się jednak na to, podjęła pracę w fabryce a później uciekła z Warszawy.
Po wojnie wyjechała do Bydgoszczy, gdzie zaangażowała się w odbudowę kortów i wróciła do treningów. W 1946 roku wyszła za Alfreda Galerta, którego poznała przed wojną na korcie w Chełmku pod Krakowem, gdzie inżynier przyjeżdżał w interesach do tamtejszej fabryki firmy „Bata”. Pobrali się zaraz po wojnie i wyjechali do Katowic, gdzie Alfred został dyrektorem państwowych zakładów obuwniczych.
W 1946 roku ponownie zaproponowano Jędrzejowskiej grę na Wimbledonie. Pojechała na zawody, choć doskonale wiedziała, że nie ma żadnych szans z zawodniczkami, które nie miały kilkuletniej wojennej przerwy w treningach. Odpadła, wygrała jednak tzw. turniej pocieszenia, czyli zaniechaną obecnie, ale wtedy jeszcze popularną i uważaną za prestiżową, rywalizację zawodników, którzy odpadali podczas rozgrywek w I i II rundzie.
W Polsce jeszcze przez wiele kolejnych lat pozostawała niekwestionowaną mistrzynią, choć zbliżała się do 50-tki, a później ją przekroczyła.
„Pod koniec kariery oczywiście nie grała już tak dobrze jak wcześniej, ale pełniła funkcję kata całej następnej generacji krajowych tenisistek. Była nie do przeskoczenia i miała filozofię: gram dopóty, dopóki ktoś mnie nie zdetronizuje. Więc dopóki mogła, lała te młodsze” – mówił o niej wybitny komentator sportowy Bohdan Tomaszewski.
Tytuł mistrzyni Polski w grze pojedynczej po raz ostatni wywalczyła mając 49 lat, w deblu – 54.
Zdobyła w sumie 65 tytułów mistrzyni Polski.
„My, polscy gracze, powinniśmy jak najwięcej jeździć i jeździć, i… dać się bić. Jeszcze długo będziemy bici, zanim nauczymy się grać w tenisa tak, jak to widać na wielkim świecie” – mówiła nestorka oficjalnie żegnając się z kortem w 1968 roku.
Nigdy nie przestała palić papierosów, nie zmieniła trybu życia. Zmarła na raka krtani w 1980 roku w swoim katowickim mieszkaniu. Choć pozostała niekwestionowaną mistrzynią sportu, żyła bardzo skromnie, dorabiając do emerytury pracą portierki na kortach. Po śmierci pochowano ją w rodzinnym Krakowie na cmentarzu Rakowickim.
Najbliżej zwycięstwa na korcie w Wimbledonie była po niej dopiero Agnieszka Radwańska.
Zobacz także
Polecamy
„Kiedy wygrywa kobieta, wygrywamy my wszystkie”. Rusza AWSN – pierwszy kanał telewizyjny wyłącznie z kobiecym sportem
Irańska studentka w ramach protestu rozebrała się do bielizny. Została brutalnie zatrzymana i aresztowana
Dziennikarz Fox News powiedział na wizji: „Jeśli żona zagłosuje inaczej niż ja – to będzie jak zdrada”
Agata Młynarska nazwała Andrzeja Sołtysika „patriarchalnym dziadem”. „Czasem warto powiedzieć, co się myśli”
się ten artykuł?