Przejdź do treści

„O, w poród się bawimy? Moje pieski tak robią”. Rzecznik Praw Pacjenta interweniuje w sprawie opieki okołoporodowej w jednym z krakowskich szpitali

Na zdjęciu młoda mama z noworodkiem, chwilę po porodzie- Hello Zdrowie
Ciąża i poród powinny być dobrym doświadczeniem każdej kobiety źródło: Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Brak empatii, pozostawienie rodzącej bez opieki i upokarzające komentarze – to tylko kilka z licznych przewinień, których miał się dopuścić Szpital Specjalistyczny im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. „Jeśli miałabym coś poradzić kolejnym pacjentkom, poradziłabym, żeby były głośne. Żeby dopominały się o to, co powinny otrzymać i żeby nie czuły się winne, że chcą pomocy, tylko żeby krzyczały o tę pomoc” – apeluje młoda mama. 

„Ściąga się majtki przy wszystkich, którzy są w pokoju, rozkłada się nogi i pokazuje krocze”

Każda kobieta ma prawo do dobrego i bezpiecznego porodu. Coraz więcej się mówi o podnoszeniu standardów opieki okołoporodowej: tak, aby przyjście dziecka na świat było pięknym wspomnieniem, a nie traumą do przepracowania. Niestety przemoc położnicza nadal ma się dobrze, czego dowodzi historia pani Ewy*. Sprawę nagłośnili dziennikarze TOK FM.

Pacjentka z silnymi skurczami w grudniu 2023 trafiła na oddział patologii ciąży krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego. Tam wykonano jej badanie ginekologiczne i KTG. Nikt nie poinformował ją, co dalej. Nie wiedziała, na którym etapie porodu się znajduje.

Bóle były tak silne, że pani Ewa chwytała się wszelkich sposobów, żeby sobie ulżyć. Żeby je złagodzić przyjęła tzw. pozycję kolankowo-łokciową: ta pozycja jest zalecana rodzącym właśnie w celu łagodzenia dolegliwości bólowych. Pani Ewa dowiedziała się o tym w szkole rodzenia. Wtedy weszła położna i miała zareagować na ten widok słowami:

O, w poród się bawimy? Moje pieski tak robią, gdy się chcą ze mną bawić

Drwiący i niesmaczny komentarz zszokował panią Ewę. Kazano jej udać się pod prysznic, żeby złagodzić ból. Nie było przy niej nikogo, kto by pomógł. Nie mogła wstać z podłogi.

„Leżałam na tych płytkach w pozycji kolankowo-łokciowej. Cały czas byłam na kolanach. Polewałam się wodą i w momencie, kiedy skurcz chociaż trochę przechodził, próbowałam wstać, ale udawało mi się wstać tylko na jedno kolano i natychmiast dobijał mnie kolejny skurcz” – relacjonuje w rozmowie z dziennikarzami.

Jak dodaje, nikt z personelu medycznego, nawet gdy leżała pod prysznicem, nie zainteresował się tym, jak się czuje. Do drzwi łazienki zapukała jedynie jedna z pacjentek, upewniając się, czy wszystko w porządku.

Nie rozumie, dlaczego wtedy nie została umieszczona na sali porodowej. Swój poród opisuje jako bardzo bolesny, ale jak mówi, nie ma co do niego większych zastrzeżeń.

Później musiała walczyć o kontakt z dzieckiem „skóra do skóry”, czyli o pierwszy kontakt z noworodkiem. To czynnik, który sprzyja budowaniu więzi i jest standardem w większości szpitali (wyjątki: stan mamy zagrażający życiu, dziecko w inkubatorze – red.). Ale widocznie nie w tym. Pani Ewie udało się wywalczyć kontakt z dzieckiem tylko dlatego że znała procedury.

W szpitalu wraz z synkiem spędziła sześć dni. Jak wspomina, najgorsze były badania ginekologiczne.

 „To było badanie wyzute ze wszelkiej empatii i poczucia godności – opisuje w rozmowie z TOK FM – Ściąga się majtki przy wszystkich, którzy są w pokoju, rozkłada się nogi i pokazuje krocze. Zero parawanu. A lekarka przychodzi z pytaniem: „Pupa nadal czerwona?W życiu nie byłam tak obnażona jak tam (…)”

Dodaje, że miała wrażenie, że trafiła do miejsca, które jest jej totalnie nieprzyjazne. Robiła wszystko, żeby po prostu przetrwać.

dr n. med. Katarzyna Borycka /fot. archiwum prywatne

Rzecznik Praw Pacjenta poucza szpital

Pani Ewa złożyła skargę na szpital i po miesiącu otrzymała odpowiedź.  Jednak szpital nie poczuwa się do winy. Za to uważa, że to pacjentka nie komunikowała odpowiednio swoich potrzeb.

W tej sprawie zainterweniował Rzecznik Praw Pacjenta.

Doszło do naruszenia praw pacjentki do intymności i godności, informacji oraz świadczeń zdrowotnych” — nie ma wątpliwości Bartłomiej Chmielowiec.

Nakazał szpitalowi pisemne przeproszenie pacjentki, a także wdrożenie odpowiednich procedur „naprawczych”. Placówka ma na to 30 dni.

Pani Ewa postanowiła podzielić się cenną „lekcją”, której nauczyła się podczas pobytu w szpitalu.

Jeśli miałabym coś poradzić kolejnym pacjentkom, poradziłabym, żeby były głośne. Żeby dopominały się o to, co powinny otrzymać i żeby nie czuły się winne, że chcą pomocy, tylko żeby krzyczały o tę pomoc” – mówi w rozmowie z TOK FM.

Zachęca też, żeby nie bać się składać skarg, jeśli jest taka potrzeba.

Takimi doświadczeniami trzeba się dzielić, żeby coś się zmieniło” – podkreśla.

A zmienić się powinno wiele. Spójrzmy na statystyki Fundacji Rodzić po Ludzku. Aż 54 proc. kobiet doświadcza nadużyć lub przemocy w szpitalu.  Natomiast 68 proc. kobiet i dzieci nie ma kontaktu skóra do skóry zgodnego ze standardem. Z kolei kobiet uważa, że poród to traumatyczne lub negatywne doświadczenie.

 

*w ślad za TOK FM posługujemy się zmienionym imieniem pacjentki

źródło: TOK FM

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: