„Nie ma leku na brak kogoś, kogo się kocha”. Ich bliscy popełnili samobójstwo, oni muszą żyć dalej
–Na początku myślałam, że się wygłupia. Złapałam go za rękę, była zimna. Tak krzyczałam, że wszyscy sąsiedzi się zbiegli – mówi Małgorzata, mama Patryka.
Barbara na Wojtka jest wściekła już od 19 lat. Nie pogodzi się z tym, że jej młodszy brat odebrał sobie życie. – Patrzę na jego zdjęcie na komodzie i klnę.
Paulina uczy się uśmiechać i normalnie funkcjonować, choć wciąż ma lęki i problemy ze snem. –Najgorsze co usłyszałam po śmierci Maćka to: ‘jeszcze przecież kogoś sobie znajdziesz’ – mówi.
Bogna, mimo upływu lat, nie umie pozbyć się żalu wobec babci, która nie pozwoliła jej przeżywać żałoby po bracie Jarku, ani nawet wymieniać jego imienia.
- „Sama kilka razy chciałam sobie to życie odebrać. Chciałam poczuć to, co on wtedy czuł”
- „Nie chcę obciążać innych swoim bólem czy żalem”
- „Policjant powiedział nam, że chłopak zabalował i wróci następnego dnia”
- „Nie mogłam nawet wymieniać imienia mojego brata”
- Herbatę rób bez pytania
- Jesteś w kryzysie? Zadzwoń!
„Sama kilka razy chciałam sobie to życie odebrać. Chciałam poczuć to, co on wtedy czuł”
Kiedy przyszedł na świat, Małgorzata miała 19 lat. – Byłam bardziej jego przyjaciółką niż mamą. Dorastaliśmy razem, swoją młodość przeżywałam jeszcze raz, z nim, przez co nasza relacja była wyjątkowa.
W 2018 roku Małgorzata straciła męża, zmarł nagle na zawał serca. Miał 50 lat. – Wtedy myślałam, że to już najgorsza rzecz, jaka może zdarzyć się w moim życiu. Zostaliśmy z synami sami, z masą kłopotów. Starszy, Patryk, przejął opiekę nad domem, nad firmą, a jednocześnie budował swoje małżeństwo, które niestety nie było zbyt udane. Odebrał sobie życie rok po śmierci ojca, w grudniu, na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia.
Tego dnia zdążył jeszcze kupić buty dla córeczki. Potem przyszedł do Małgorzaty porozmawiać, ale kontakt z nim był utrudniony. – Teraz, po licznych terapiach, już wiem, że wtedy był bardzo wyłączony. Patrzył w telewizor, siedział jak manekin. Marysia, jego córka, płakała, a on nie zareagował. To było do niego zupełnie niepodobne. Potem zrobił bratu kanapkę z pomidorem. To też powinno mnie zastanowić, bo on wcześniej nigdy nie dotknął pomidora. Miał odruch wymiotny – opowiada. – Potem powiedział: „Jeszcze sobie zapalę”.
Patryk wisiał w piwnicznym korytarzu. Przy nim leżało siedem niedopałków papierosów. – Na początku myślałam, że się wygłupia. Złapałam go za rękę, była zimna. Tak krzyczałam, że wszyscy sąsiedzi się zbiegli. Noe, mój młodszy syn, wówczas 10-letni, wybiegł boso przed dom.
Najpierw sąsiedzi reanimowali Patryka, potem ratownicy, którzy błyskawicznie dotarli na miejsce. Serce ruszyło, ale tylko na chwilę. Patryk zmarł, miał wtedy 28 lat.
Małgorzata nie może się pogodzić z tym, że wtedy, kiedy był taki nieobecny, nie powiedział jej, co chce zrobić. Wtedy poradziłaby mu, że zawsze jest rozwiązanie, że ma bliskich, którzy mu pomogą.
– To on nas zostawił, a nie my jego – podkreśla.
Patryk, syn Małgorzaty
Niewiele pamięta z tego dnia, kiedy Patryk odebrał sobie życie. Ale zapamiętała, że w jej domu zjawiło się nagle z trzydzieści osób. Przyjaciele Patryka i jego była dziewczyna pojawili się jeszcze przed przyjazdem służb.
– To pokazuje, jakim był człowiekiem, każdy chciał być przy nim, pożegnać się. Mnie karetka zabrała do szpitala psychiatrycznego – wspomina.
Miesiąc przed śmiercią ukochanego syna, Małgorzata poznała swojego obecnego partnera. – On mnie uratował. Bo wtedy czas się dla mnie zatrzymał. Sama kilka razy chciałam sobie to życie odebrać. Chciałam poczuć to, co Patryk wtedy czuł.
Małgorzata przyjmowała leki na depresję, była w terapii. – Ale ja tłumaczę lekarzowi, że to nie jest depresja, tylko żal i smutek. Nie ma leku na brak kogoś, kogo się kocha – mówi.
„Nie chcę obciążać innych swoim bólem czy żalem”
To była sobota, Paulina czekała na Maćka z obiadem. Miał wtedy wykłady, wiedziała, że wróci głodny i zmęczony. Nie wrócił. Skoczył z mostu. Zmarł po kilku dniach na OIOM-ie, na pół roku przed ich ślubem. – Krzyczałam, nie dowierzałam, czułam, jakbym była w zupełnie innym świecie – tak Paulina opisuje pierwszą reakcję na wiadomość o tym, że jej narzeczony podjął próbę samobójczą.
– Kiedy zmarł, bolało mnie całe ciało, nie jadłam, wegetowałam, próbowałam przetrwać. Po roku objawy, które utrudniały mi codzienne funkcjonowanie, minęły. Myślę o Maćku codziennie, czasem zdarzają się gorsze momenty. Jednak staram się w nich nie pozostawać na długo, bo choć mój świat się zatrzymał, to życie wokół biegnie dalej.
Kiedy Maciek odebrał sobie życie, początkowo jego bliscy szukali wśród siebie „winnych”. Na szczęście bardzo szybko się to się skończyło. – Bardziej byliśmy dla siebie wsparciem niż osobami, które stawiają sobie zarzuty – opowiada Paulina. – Miałam poczucie winy, że mogłam zrobić coś więcej. Ale od razu po tej stracie wzięłam udział w terapii, co częściowo mi pomogło.
Najgorzej wspomina bezduszne procedury. – Rozumiem, że muszą być one dopełnione, ale mam wrażenie, że nikt nie dawał nam przyzwolenia na przeżywanie tej sytuacji. Służbom zabrakło empatii, być może policjanci nie są w tym zakresie szkoleni – przypuszcza Paulina.
Policja pojawiła się już pierwszych godzinach w szpitalu, gdzie Maciek leżał nieprzytomny na OIOM-ie.
– Funkcjonariusze kazali jechać z nimi na komisariat złożyć zeznania. Nie spytali, czy w ogóle jestem w stanie. Dopiero kiedy brat Maćka zainterweniował, udało się uzgodnić, że przyjedziemy na komisariat wieczorem, sami.
Ani Paulinie, ani rodzinie Maćka nie zaproponowano wsparcia psychologa.
– Skorzystałam z Wojewódzkiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej, żeby sobie pomóc doraźnie – opowiada.
Od tragedii minął rok. Jak mówi, pozwala sobie na radość, ale ma problemy ze snem i zmaga się z lękami.
– Czytałam różne artykuły, w których psychologowie radzą, żeby zaakceptować to, co się stało. A ja uważam, że nie da się zaakceptować. Każdego dnia muszę mierzyć się z rzeczywistością po stracie – mówi.
Dlatego dołączyła do grupy na Facebooku „Żałoba- życie po stracie”, gdzie może znaleźć osoby z podobnym doświadczeniem. – Nie wszyscy, ale wielu znajomych po prostu wyparowało. W takich chwilach też nie chce się obciążać innych swoim bólem, żalem, czy być chodzącą rozpaczą. Samemu nie ma się siły, a często trzeba pocieszać tych, którzy decydują się na rozmowy. Dodatkowo nie do końca da się znaleźć zrozumienie u osób, które nie przeżyły czegoś takiego, choćby uruchomiły wszystkie swoje pokłady empatii.
Jedno z najboleśniejszych słów, jakie usłyszała? – Że jestem jeszcze młoda, że na pewno kogoś poznam. To pojawiło się w zupełnie nieadekwatnym momencie. Trudne też były komentarze na Facebooku pod opisem wypadku, z których wynikało, że Maciek był samotny, że nikt mu nie pomógł – opowiada.
A przecież Maciek miał bliskich i był kochany. Studiował mechanikę i budowę maszyn. Zdobył indeks na każdą uczelnię w Polsce. – Był wybitny – podkreśla Paulina. – Zaraził mnie swoją wielką pasją, jaką były motocykle. Choć dla mnie największą pasją było nasze wspólne życie. Był też po prostu bardzo dobrym, ciepłym człowiekiem.
– Podejrzewamy, że to była depresja. Mimo wielu prób pomocy, wsparcia, nazywania rzeczy po imieniu, oferowania swojej obecności, zabiła go. Na terapię pojechał raz, tylko dlatego że go siłą wsadziłam do auta – opowiada Paulina.
Kiedy dziękuję, że zechciała podzielić się swoją niełatwą historią, odpowiada:
– Ludzie stronią od smutku, bo on się nie sprzedaje i nie pasuje do sielankowej wizji życia, a kiedy przychodzą trudne chwile, nie wiemy, jak się zachować. Dobrze, że pani o tym pisze.
„Policjant powiedział nam, że chłopak zabalował i wróci następnego dnia”
– Co czuję na myśl o samobójstwie Wojtka? Wk..wienie – odpowiada bez zastanowienia Barbara. – Na komodzie stoi jego zdjęcie, nie wie pani jak ja do niego mówię! Żeby opowiedzieć, musiałabym kląć.
Wojtek, brat Barbary, powiesił się w rocznicę związku. Właśnie tego dnia dziewczyna oświadczyła mu, że z nim zrywa. Miał zaledwie 22 lata.
– Wysłał do wszystkich smsy, że już nie wróci, że ze sobą kończy. Tak nam jeszcze zagrał na emocjach! Wszyscy byliśmy w szoku, zaczęliśmy do niego dzwonić, nie odbierał, ale pisał do nas. Zgłosiliśmy na policję, ale nas zlekceważyli. Policjant na dyżurce powiedział, że na pewno zabalował, że wróci następnego dnia. Po lasach z nami jeździła ochotnicza straż pożarna. Kiedy wyjeżdżaliśmy z tego lasu, była 21:37 i biała poświata. I pomyślałam: on chyba nie żyje. Wojtek wisiał na gałęzi, jak go znaleźli. Potem mi się śnił i wołał do siebie.
Jak wygląda pomoc po stracie? – Nie wygląda – odpowiada bez zastanowienia Barbara– Przynajmniej nie wyglądała 19 lat temu. Policjant tylko wezwał pogotowie, żebym otrzymała środki uspokajające.
Barbarę zapytano, czy ma myśli samobójcze. Kiedy odpowiedziała, że nie, na psychologa kazano jej poczekać pięć miesięcy. – To jest nie do pomyślenia, żeby po takiej tragedii człowiek został pozostawiony sam sobie – oburza się.
Kiedy Wojtek się powiesił, miała 25 lat. Nie mieszkała już wtedy z rodziną, ale z Wojtkiem się często spotykali. Zdaniem Barbary odbiło się na nim także to, że kiedy miał 15 lat, zmarł ich ojciec.
– Nie był jednak depresyjny, nie leżał całymi dniami. Kiedy popełnił samobójstwo, miał 1,7 promila we krwi. Po tym przez rok nie tknęłam alkoholu.
Barbara nikogo za jego śmierć nie wini.
– Każdy sam jest odpowiedzialny za swoje życie. Nie ma czegoś takiego, że przez kogoś się zabija.
„Nie mogłam nawet wymieniać imienia mojego brata”
Bogna ma 52 lata, chwilowo przebywa w hospicjum, czeka na miejsce w domu opieki. Jest osobą z niepełnosprawnością. W swoim życiu doświadczyła bardzo wielu strat. Kiedy miała 17 lat, w wypadku samochodowym zginęli jej rodzice, a trzy lata później ukochany brat cioteczny, Jarek, odebrał sobie życie. Później odchodzili kolejno: bliski przyjaciel, babcia, a dwa i pół roku temu mąż, z którym zdążyła przeżyć tylko drewnianą rocznicę ślubu.
Śmierć brata Jarka boli ją tak samo jak 32 lata temu.
– Babcia, z którą wtedy mieszkałam, zabroniła mi komukolwiek o tym mówić. Nie mogłam przeżywać żałoby, ani nawet wymieniać imienia mojego brata. Do dziś mam ogromną traumę. Gdy słyszę, że ktoś odebrał sobie życie, płaczę – opowiada.
Zdaniem Bogny, babcia od strony taty obwiniała jej mamę za wypadek samochodowy i za to, że zabrała jej syna. Mimo że to nie ona prowadziła tamtego feralnego dnia samochód.
– A potem tę nienawiść przelała na mnie – twierdzi.
Jarek miał 24 lata, kiedy załamał się psychicznie. Nie zniósł oskarżeń babci, że kradnie, że jest złodziejem. Babcia wyrzuciła go z domu. Wtedy odebrał sobie życie.
Bognę boli do dziś, że ona, wówczas 20-letnia dziewczyna, nie miała z kim porozmawiać o tej stracie. Byli bardzo ze sobą zżyci.
– Dla babci liczyło się tylko to, co ona czuła – uważa. – Ja byłam zepchnięta gdzieś w kąt, bo zdaniem babci osoba niepełnosprawna fizycznie nie może nic przeżywać.
Bogna tęskni za Jarkiem, którego zapamiętała jako serdecznego i troskliwego człowieka. Ukojenie znalazła w pisaniu wierszy i opowiadań. Do tego, żeby swoje uczucia i myśli przelewać na papier, zachęciła ją jej chrzestna.
– Dzięki temu jest mi dużo łatwiej. Jarka bardzo kochałam i kocham do dzisiaj. To wszystko tkwi we mnie bardzo głęboko – mówi.
Herbatę rób bez pytania
Z czym zmagają się osoby doświadczające żałoby suicydalnej? Czy można się z niej otrząsnąć? Jak im pomóc? O komentarz poprosiliśmy dr Martę Annę Sałapatę, tanatopedagożkę i psychotraumatolożkę.
Aleksandra Tchórzewska: Gdy nasz bliski odbiera sobie życie, taka żałoba różni się od żałoby po tych, którzy zmarli w inny sposób, np. w wyniku choroby?
Dr Marta A. Sałapata: Specyfiką żałoby suicydalnej jest kwestia zmierzenia się z pewnym obszarem odpowiedzialności. Jeśli ktoś bliski umrze w wyniku choroby i zadajemy sobie pytanie, co można było zrobić, żeby tego uniknąć, to w niektórych przypadkach można wskazać zrealizowaną listę zadań, np. podjęcie procesu leczenia, poszukiwanie najlepszych specjalistów, wspieranie itd. Przysłowiowo, można „zrzucić na kogoś lub na coś winę”, powiedzieć, że ktoś umarł w wyniku nowotworu, nadciśnienia czy po prostu niesprawiedliwości, że dotknęła go choroba.
Cała trudność w przebiegu żałoby po śmierci samobójczej bliskiej osoby polega na tym, że – z jednej strony – sami pozostający borykają się z pytaniami, na które bardzo często nie znajdują odpowiedzi, a z drugiej strony – często czują się oceniani przez środowisko, w którym funkcjonują (czyli przez znajomych, współpracowników, sąsiadów czy nawet członków rodziny). Zazwyczaj pojawia się to w formie pytań o to: kto coś zrobił, czyli czemu jest winien albo czego nie zrobił, czego nie zauważył.
Mamy więc splot m.in. poczucia winy, wyrzutów sumienia, żalu co do swojej niewiedzy oraz dodatkowo presję społeczeństwa.
To się trochę zmienia, bo coraz bardziej otwarcie rozmawiamy na temat kryzysów psychicznych. Wiemy już, że samobójstwa nie popełniają, jak to dawnej określano, „albo tchórze albo ludzie bardzo odważni”. Suicydologowie wyróżniają takie czynniki jak cierpienie psychiczne, presja (stres), poczucie beznadziejności czy perturbacje życiowe. Kryzys i poczucie osamotnienia są tak przytłaczające, że czasem nie jest w stanie pomóc ani leczenie farmakologiczne, ani terapia, ani miłość bliskich.
Im więcej o tym mówimy, tym – nie wiem, czy to adekwatne słowo – łatwiej jest bliskim. Mimo tego, że wciąż borykają się z pytaniami o to, czy mogli coś jeszcze zrobić, w dużej mierze wiedza o zjawiskach takich jak kryzys psychiczny, syndrom presuicydalny czy zawężenie świadomości i widzenie tunelowe, może być wspierająca i odbarczająca w radzeniu sobie ze stratą. To właśnie elementy wyróżniające żałobę po śmierci samobójczej.
A oprócz pytań – policyjne dochodzenia, zabezpieczenie przedmiotów zmarłego, protokół… Zapewne całe to postępowanie nie ułatwia przeżywania straty.
Nie każde samobójstwo tak jest klasyfikowane. Zdarza się, że w dokumentacji pojawia się informacja o zatruciu czy wypadku, a było to samobójstwo. To sprawia, że statystyki są niedoszacowane, ale przecież nie zawsze znamy intencję danego czynu. Oczywiście w sytuacji, kiedy ktoś odbiera sobie życie w przestrzeni publicznej, na przykład rzuca się pod pociąg, przeprowadza się szereg procedur a obecność i kontakt z pracownikami ochrony zdrowia, policji, prokuratury czy mediów niestety wielokrotnie są źródłem dodatkowego cierpienia.
Kwestia przedmiotów pozostawionych przez zmarłego, o które pani pyta, porządkowanie ich, czasem odkrywanie różnych faktów, tajemnic czy trudności, z którymi borykała się osoba odbierająca sobie życie, jest bardzo obciążające. Może to skutkować powikłaniem procesu żałoby, gdyż oprócz straty bliskiej osoby mamy do czynienia z tzw. stratami pobocznymi. W przypadku odkrycia jakiejś tajemnicy tracimy nasze wyobrażenie o łączącej relacji, poczucie bezpieczeństwa, zmienia się interpretacja wspomnień. To tak, jakbyśmy utracili przyszłość, ale i jednocześnie przeszłość.
Marta A. Sałapata fot. Małgorzata De Oliveira
Jak wesprzeć osobę będącą po stracie? Co mogą zrobić rodzina i przyjaciele, żeby jej pomóc?
Bycie przy kimś, kto przeżywa stratę, stanowi czasem ogromne wyzwanie. Nas już się nie uczy tego, jak towarzyszyć w radości czy cierpieniu. W rodzinach wielopokoleniowych można było obserwować, jakie są rytuały, zwyczaje, czy coś mówić, jeśli tak, to co… Język może być zarówno wspierający, jak i krzywdzący. Wiele razy używamy zwrotów, które wcale nie pocieszają, typu: czas leczy rany, jutro będzie lepiej, on już nie cierpi, czy też musisz być silna, ona by tego na pewno chciała (albo nie chciała). To tylko kilka przykładów zdań, które określane są jako wyjątkowo krzywdzące przez osoby w żałobie. Oni nie potrzebują takiego pocieszania albo obiecywania możesz na mnie liczyć, a potem, gdy jest taka potrzeba, braku tej obecności.
Zauważmy, że na samym początku osoba po stracie zazwyczaj jest otoczona dużą liczbą ludzi: dzwonią, interesują się, pytają, jak sobie radzi, w czym można pomóc. Po kilku tygodniach trzeba wrócić do rzeczywistości. Każdy przecież zajmuje się swoim życiem. A osoba w żałobie często zostaje sama. Potem okazuje się, że trzeba wymienić opony na zimowe, wyczyścić rynny czy przeorganizować całe swoje życie, bo nie ma już tego kogoś, kto pomagał na co dzień, kto był ważny w strukturze rodzinnej codzienności i że trzeba inaczej ogarnąć czas i przestrzeń. Bywa, że trzeba wrócić do pracy. Nauczyć się rzeczy, których się nigdy nie robiło. Przyjąć nową rolę, a jednocześnie nie wychodzić z własnej. A nie zawsze jest to możliwe. Dlatego warto tę pomoc osobie w żałobie nie tylko zamykać w ramy myślenia o wspólnym siedzeniu i głaskaniu po dłoni.
Być może wielu z nas nie wie, jak się zachować…
Dobrym źródłem budowania wsparcia jest relacja, którą się miało do tej pory. Jeśli znamy osobę, która doświadczyła straty, zazwyczaj wiemy, z czym może mieć trudności. Wówczas łatwiej będzie nam odnaleźć te przestrzenie, w których możemy się pojawić, pomóc. A nie tylko mówić: wszystko będzie dobrze.
Osoby, które pytają, jak pomóc komuś w żałobie, często mówią, że boją się zadzwonić, bo wtedy ta osoba będzie znowu smutna, przypomni sobie o tragedii. Warto zauważyć, że i bez tego telefonu zapewne bywa smutna i myśli o tym, co się stało… Z kolei osoby po stracie boją się narzucać i przeszkadzać. Mówią, że nie chcą wnosić w czyjeś poukładane i bezpieczne życie swojego smutku i cierpienia. Kiedy jednak czujemy taką potrzebę, aby być przy cierpiącym bliskim, naprawdę nie trzeba się bać pytań w stylu: Co mogę dla Ciebie zrobić? Można też po prostu być. Przyjechać z kawałkiem ciasta. Zrobić herbatę. I niekoniecznie musimy coś mówić.
Przed laty nawet tej herbaty nie było. Był za to wstyd, ukrywanie przyczyn śmierci przed sąsiadami, proszenie księdza o udzielenie pogrzebu…
Tak, to prawda. Ostatnio na jednej z facebookowych grup dla osób w żałobie, którą współmoderuję, miała miejsce rozmowa właśnie na ten temat. Okazuje się, że w wielu miejscowościach w Polsce nadal zdarzają się utrudnienia w pochówku ze względu na charakter śmierci.
Jednak widać także zmiany w dobrym kierunku. Śmierć samobójcza osoby bliskiej to nie jest powód do wstydu, ale nadal spotykam się z sytuacjami, kiedy bliscy mają trudność w mówieniu o tym, co się stało naprawdę. Zwłaszcza, kiedy mają wątpliwości czy wyrzuty sumienia. Czasem nawet nie chcą uznać faktów przed sobą samym. To forma mechanizmów obronnych, które mają za zadanie chronić nas przez uczuciami i myślami, które są zbyt trudne dla świadomego umysłu. Nie należy wówczas „na siłę” odwoływać się do faktów, gdyż może być to dodatkowo traumatyzujące. Żałoba to proces o indywidualnej i czasem skomplikowanej dynamice.
”Język może być zarówno wspierający, jak i krzywdzący. Wiele razy używamy zwrotów, które wcale nie pocieszają, typu: czas leczy rany, jutro będzie lepiej, on już nie cierpi czy też musisz być silna, ona by tego na pewno chciała (albo nie chciała). To tylko kilka przykładów zdań, które określane są jako wyjątkowo krzywdzące przez osoby w żałobie”
Co by pani powiedziała osobie, która przez wiele lat odczuwa złość na bliskiego za to, że odebrał sobie życie?
Można być na kogoś złym, tylko pytanie, jak długo ta złość jest adaptacyjna, a po jakim czasie przestaje być? Doświadczenie bycia wściekłą od wielu lat wymaga zaopiekowania przez profesjonalistę. Długotrwałe tak intensywne emocje bywają niszczące i utrudniające realizację kolejnych zadań żałoby. W rezultacie uniemożliwiają przystosowanie do rzeczywistości, w której jesteśmy, zakotwiczając nas w przeszłości, bez stabilizacji, nadania znaczenia czy tworzenia nowej więzi.
Jak długo, z pani obserwacji, trwa proces żałoby po śmierci samobójczej bliskiej osoby?
W pewien sposób strata będzie w nas obecna przez całe dalsze życie. To nie jest tak, że żałobę się przechodzi, odkłada do szuflady i się o niej zapomina. Żałoba to utrata ukochanej, bliskiej osoby, dowód na to, że miała miejsce jakaś więź, emocje i uczucia. Bazujemy na wspólnych wspomnieniach czy doświadczeniach. I teraz wszystko zależy od tego, jak się z tą żałobą poukładamy.
W miejscu, gdzie bliskiej osoby nie ma, pojawia się pustka i mnóstwo różnych emocji, również pozytywnych. Wcale nie jest tak, że żałoba jest związana tylko z żalem i cierpieniem. Może się pojawić wdzięczność, ulga, miłość. Te emocje będą towarzyszyły nam już do końca życia. Oczywiście w różnej intensywności i w różnych momentach. Można to odnieść do trajektorii cierpienia, czyli pewnego cyklu doświadczania emocji. Może być przez kilka miesięcy w porządku, kiedy chodzimy do pracy, do kina, spotykamy się ze znajomymi. A potem w kalendarzu jest Dzień Taty, który sprawia, że wszystkie emocje wracają, bo przecież tego dnia co roku z ojcem jedliśmy gofry, a teraz go nie ma.
Żałoba nie jest chorobą, z której trzeba się wyleczyć, albo procesem, który trzeba definitywnie zakończyć. Możemy jej nie manifestować czarnym ubiorem czy stale smutnym wyrazem twarzy, ale tę pustkę, tęsknotę, możemy nosić w sobie już zawsze.
A jakie symptomy świadczą o tym, że osoba w żałobie potrzebuje profesjonalnego wsparcia lub wymaga leczenia?
Wszystko zależy od naszych kompetencji radzenia sobie i od tego, jakie zmiany wywołuje w naszym codziennym funkcjonowaniu stan bycia w żałobie. W Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-11 jak i w klasyfikacji zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego DSM-5-TR pojawiła się jednostka chorobowa taka jak zespół przedłużającej się żałoby (Prolonged Grief Disorder; odpowiednio 6B45 i F.43.8). Klinicznie istotny ostry stres związany z żałobą może być diagnozowany jako zaburzenie adaptacyjne, jeśli żałoba jest nieproporcjonalna do tego, czego można by się spodziewać, lub źle wpływa na samoopiekę i relacje międzyludzkie. Jeśli pojawiają się na przykład zaburzenia lękowe, problemy w pracy, zrywanie więzi z bliskimi czy korzystanie ze środków psychoaktywnych, to są wskazania do tego, żeby skorzystać zarówno z pomocy psychiatry, jak i psychoterapeuty. Niektóre osoby doświadczają deprywacji podstawowych potrzeb, nie mogą ani jeść, ani spać. Niestety nie można leczyć tylko złamanego serca, jeśli sam organizm nie jest w stanie właściwie funkcjonować.
Ważną kwestią jest obserwowanie zarówno siebie w żałobie, jak i kogoś bliskiego, kto ją przeżywa. Jeżeli widzimy bardzo duże różnice w zachowaniu, codziennym funkcjonowaniu, w kontekście psychofizycznym, niebezpieczne zmiany nawyków, czy myśli rezygnacyjne, warto zaproponować profesjonalne wsparcie.
dr Marta Anna Sałapata – psychotraumatolożka specjalizująca się w tematyce straty i żałoby, nauczycielka akademicka Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku, pedagożka i filolożka zajmująca się między innymi tanatopedagogiką (związaną z umieraniem i śmiercią) oraz językiem, narzędziem komunikacji społecznej. Certyfikowana biblioterapeutka. Autorka profilu @Alfabet Żałoby.
Jesteś w kryzysie? Zadzwoń!
Lista bezpłatnych numerów pomocowych:
- Wsparcie dla osób po stracie bliskich (będących w żałobie) – tel. 800 108 108 (czynny od poniedziałku do piątku w g. 14- 20)
- Tumbo Pomaga pomoc dzieciom i młodzieży w żałobie – tel. 800 111 123 (czynny od poniedziałku do piątku w g. 12- 18)
- Telefon zaufania dla mężczyzn – tel. 608 271 402 (Czynny we wtorki od 17:00 do 19:00 oraz czwartki od 19:00 do 21:00)
- Dobre Słowa – telefon dla seniorów tel. 12 333 70 88 (czynny od poniedziałku do piątku od 10:00 do 12:00 oraz od 17:00 do 19:00)
- Ogólnopolski telefon zaufania Narkotyki – Narkomania- tel. 800 199 990 (czynny codziennie od 16:00 do 21:00)
- Bezpłatny anonimowy telefon i czat zaufania dla dzieci i młodzieży – tel. 800 119 119 (czynny codziennie w g. 14 do 22)
- Telefon dla rodziców i nauczycieli w sprawie bezpieczeństwa dzieci – tel. 800 100 100 (czynny od poniedziałku do piątku od 12:00 do 15:00)
- Telefon dla rodziców i opiekunów dzieci w kryzysie – tel. 800 800 602 (czynny od poniedziałku do piątku, w godzinach 16:00-20:00)
- Antydepresyjny telefon zaufania– tel. 22 484 88 01 (czynny od poniedziałku do piątku od 15:00 do 20:00)
Czynne przez całą dobę:
- Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym – tel. 800 702 222
- Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży – tel. 116 111
- Telefon wsparcia emocjonalnego dla dorosłych – tel. 116 123
- Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka- tel. 800 121 212
- Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia” – tel. 800 120 002
- Bezpłatny całodobowy numer Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Krakowie – tel. 12 421 92 82
UWAGA! Masz myśli samobójcze? Czujesz, że Twoje życie jest zagrożone? Nie zwlekaj. Dzwoń: 112
Zobacz także
Miłość wygasła, pozostał kredyt. „Taka sytuacja jest źródłem wielu nieszczęść i tragedii” – mówi psycholożka Paulina Koszut
„Moje wspomnienia są dlatego tak pozytywnie ukrwione, bo tam była miłość”. Bogdan Frymorgen o życiu z ojcem i jego chorobą afektywną dwubiegunową
„Odeszła dokładnie tak, jak chciała”. Barbara Nawratowicz-Stuart poddała się eutanazji
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy
Nie żyje Jadwiga Barańska. Legenda kina miała 89 lat
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
Zimowit jesienny może zabić. Leśnicy ostrzegają: „To roślinny arszenik, 5-10 nasion to dawka śmiertelna”
W Ministerstwie ds. Samotności króluje język zdrobnień. Je się tu obiadki i pije kapuczinko. Może to sposób na zmiękczenie nie tylko słów, ale też rzeczywistości
się ten artykuł?