Monika Pyrek: „Dzieci nie mają szansy popełniać błędów, bo rodzice wyprzedzają je z pomocą. Sport może być lekarstwem”
– W dzieciństwie lubiłam aktywność, ale wcale nie byłam jakoś szczególne uzdolniona sportowo. Anemiczna, chuda, chowałam się w drugim szeregu. W szkolnej drużynie koszykarskiej dziewcząt znalazłam się przez przypadek. Byłam z bratem na hali i podpierałam ścianę, a tu kogoś zabrakło do grania. Postawiono mnie na boisku. Teraz wiem, że sport pomógł mi przełamywać lęki, niepewność. Pokazał, że warto to robić, bo tylko wtedy idzie się do przodu – mówi Monika Pyrek, lekkoatletka, mistrzyni w skoku o tyczce, komentatorka igrzysk olimpijskich w Studio Sportowym TVP.
Monika Głuska-Durnekamp: Czy w szkole podstawowej lubiłaś lekcje wychowania fizycznego?
Monika Pyrek: Bardzo lubiłam wszelką aktywność. Moje dzieciństwo wyglądało trochę inaczej niż dzisiejszych dzieci. Bardzo dużo czasu spędzaliśmy na podwórku, bawiliśmy się w berka, chowanego, podchody. Cały czas wymyślaliśmy nowe zadania dla kolegów. Najważniejsze było to, żeby być z rówieśnikami. I do tej pory traktuję zajęcia z wychowania fizycznego i aktywności jako budowanie relacji między dzieciakami. Ale też między dorosłymi, bo modne dziś triathlony, biegi, to także sytuacje, w których jesteśmy w grupie i wspólnie coś przeżywamy.
Czy to może być remedium na tak wszechobecną samotność?
Tak, bo większość samotnych szuka towarzystwa, przyjaźni, okazji do bycia razem. Czują się niepewnie, brak im wiary w siebie. A te dawne podwórkowe zabawy pomagały też w budowaniu poczucia własnej wartości wśród rówieśników. Tu się wygrało, tu cię wybrano do drużyny, bo byłaś w czymś dobra, można było na kogoś liczyć… Nawet gdy ktoś się pokłócił, to potem był czas, aby wszystko sobie wyjaśnić i pogodzić się. Dziś coraz więcej rodziców rozumie, że aktywność sportowa jest ważna dla dzieci. Zapisują je na różne zajęcia, ale to wszystko jest zorganizowane, a brakuje tej aktywności spontanicznej.
Dziś podwozimy dzieci pod bramy szkoły czy na zajęcia sportowe samochodem…
I trochę przeszkadzamy dzieciakom w poznawaniu świata. Odprowadzamy, zaprowadzamy, wyręczamy. Przez to nie pozwalamy im stać się samodzielnymi. Oni nie mają szansy popełniać błędów, bo rodzice wyprzedzają je z pomocą we wszystkim. Sport może być lekarstwem właśnie na to, bo daje szanse na popełnianie błędów i uczenia się na nich. To istotne w rozwoju młodych ludzi.
Jakie były twoje ulubione zajęcia ruchowe?
Uwielbiałam skakać na gumie. W ogóle nie rozumiem, dlaczego dziś już dzieci nie bawią się w to na podwórkach. To rozwijało zwinność i koordynację.
Co dał ci sport w dzieciństwie?
Lubiłam aktywność, ale wcale nie byłam jakoś szczególne uzdolniona sportowo. Anemiczna, chuda, chowałam się w drugim szeregu. Ale też chciałam być w grupie. Do drużyny szkolnej trafiłam przez brata. On musiał się opiekować młodszą siostrą i ciągał mnie ze sobą na wszystkie zajęcia i zabawy. Właśnie tak, przez przypadek, znalazłam się w szkolnej drużynie koszykarskiej dziewcząt. Byłam z bratem na hali i podpierałam ścianę, a tu kogoś zabrakło do grania. Postawiono mnie na boisku. Teraz wiem, że sport pomógł mi przełamywać lęki, niepewność. Popchnął mnie w stronę przełamywania moich ograniczeń i pokazał, że warto to robić, bo tylko wtedy idzie się do przodu.
Podobno miałaś lęk wysokości, a pomimo to zaczęłaś skakać o tyczce. Czy to prawda?
Ze strachu miałam nawet nawyk zamykania oczu, gdy odwracałam się do góry nogami na tyczce. Powodowało to, że nie miałam kontroli w trakcie lotu i często strącałam poprzeczkę. Zamykanie oczu zauważył na treningu ówczesny szkoleniowiec Wiaczesław Kaliniczenko. Wymyślił coś na to. W hali w Spale, w której trenowałam, była tablica z zegarem. Po każdym skoku miałam mu powiedzieć, która jest godzina. Przełamywałam swoje lęki i dzięki temu zaczęłam wyżej skakać. Przez to, że trenowałam, zdecydowałam się też pójść do ogólniaka w Gdyni i łączyć to ze sportowymi zajęciami. To mi się udało, a potem, mimo ostrych treningów, wybrałam studia prawo i administrację na Uniwersytecie Gdańskim.
Uważasz, że to głównie sport uczy systematyczności i obowiązkowości?
Sport uczy lepszego funkcjonowania, myślenia, odpowiedzialności ze siebie. Są badania, które mówią o tym, że dzieci, które mają pasję i dodatkowe zajęcia, są dobrze zorganizowane i lepiej sobie radzą. Wiedzą, że muszą zorganizować naukę i zajęcia domowe, kontakty z przyjaciółmi. Pamiętam, jak po którymś zgrupowaniu musiałam nadrabiać dużo materiału do szkoły. Zrozumiałam, że lepiej pójść przed wyjazdem do nauczycieli i poprosić o zadania do przerobienia. Nauczyciele widzą, że ci zależy i że się starasz, i lepiej potem traktują. W ten sposób uczyłam się radzenia sobie w życiu.
”Przeszkadzamy dzieciakom w poznawaniu świata. Odprowadzamy, zaprowadzamy, wyręczamy”
A jakie sporty lubią twoi synowie?
Chłopaki nie mają jeszcze jednej sprecyzowanej ulubionej dziedziny. Dzieciom trzeba pokazać jak najwięcej, żeby wybrały to, co lubią, a nie spełniały niezrealizowane marzenia rodziców. Moi synowie uwielbiają zabawy w wodzie. Namawiają mnie na pływanie, a ja niestety staram się unikać wejścia do Bałtyku, bo za zimny. Ale negocjujemy. Moi rodzice, gdy zaczęłam trenować lekkoatletykę, nie wiedzieli nic na temat sportu. Akceptowali moje wybory, choć oczywiście stawiali warunki dotyczące nauki. Ja też daję swoim dzieciom wolność. Starszy syn, jedenastolatek, chodzi do klasy sportowej, ale nie dlatego, żeby zrobić z niego mistrza, tylko żeby miał regularną aktywność. Dzięki temu lepiej się uczy i jest stabilniejszy emocjonalnie.
Co jeszcze dają dzieciom lekcje WF-u?
Można się na tych lekcjach wykrzyczeć, wyszaleć, wyrzucić emocje. To dobre, szczególnie po zajęciach, na których trzeba być skupionym. Małym dzieciom trudno wysiedzieć przez 45 minut w ciszy, bo są wszędobylskie i ruchliwe. Lekcje WF-u po prostu regulują ich emocje.
Regulowanie emocji jest nam potrzebne i w dorosłym życiu…
Czas pandemii pokazał nam, że nawet spacer jest dla nas bardzo ważny, aby się wyciszyć, a organizm dobrze funkcjonował. Jest coraz więcej naukowych publikacji, które podkreślają, że ruch usprawnia pracę mózgu. Lepiej się śpi, ale i wypoczywa.
Badania prowadzone niedawno w warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego pokazują, że 88% dzieci z klas pierwszych do trzecich nie jest w stanie wykonać przewrotu w przód, 74% dzieci z klas cztery do sześć nie umie kozłować piłki, 57% nie umie skakać przez skakankę. Dlaczego dziś dzieci unikają WF-u?
Niestety lekcje te zostały zepchnięte na margines, jako te mniej ważne. Przez całe lata podważano i obniżano wartość tego przedmiotu i zdegradowano pozycję nauczyciela WF-u. Wielu nauczycielom spadło morale, więc nie angażują się tak, jak by mogli. A przecież bardzo dużo zależy od nauczyciela i jego podejścia do lekcji. Ja mam wokół siebie bardzo fajnych nauczycieli WF-u. Współpracuję z nimi w fundacji, jak i w klubie, który prowadzę. Oni zwykle na jednej godzinie robią to, co trzeba w programie, a na drugiej dają dzieciom wolność, aby wymyśliły, co chcą robić. Razem z nauczycielami tworzymy platformę sportowo-edukacyjną, na której pokazujemy przeróżne dyscypliny, gry i zabawy. Dajemy nauczycielom i zabieganym rodzicom ściągawkę. Pokazujemy nowe sporty, którymi dzieciaki się teraz interesują.
”Są badania, które mówią o tym, że dzieci, które mają pasję i dodatkowe zajęcia, są dobrze zorganizowane i lepiej sobie radzą”
Dziś chyba lekcje WF-u muszą być bardziej konkurencyjne do telefonu komórkowego i świata wirtualnego…
Musimy podążać za dziećmi i sprawdzać to, co nam pokazują, o czym mówią. Warto wykorzystywać nowe technologie. Dziś telefony, zegarki wszystko mierzą, liczą, więc to jest sposób, aby dzieci mogły się w aktywności fizycznej też się sprawdzić.
Jak wyglądają Kinder Joy of moving – alternatywne lekcje WF-u?
Ten projekt naszej fundacji ma już prawie osiem lat. Na tych lekcjach bawimy się i trenujemy różne sporty, m.in. grę w kosza, sprint, kolarstwo, wioślarstwo, piłkę nożną, przeciąganie liny, ćwiczenia sprawnościowe. Są też zabawy na różnych symulatorach sportowych i urządzeniach interaktywnych. Na zajęciach są klasyczne formy ruchu: rzuty, skoki, biegi, strzały na bramkę, ale jest i trenażer sportowy, który mierzy, pokazuje wykresy, wyniki. Przed bramką stoi radar, który mierzy prędkość strzału. Gdy robimy bieg na 30 metrów, mierzymy dzieciom czas jak na mistrzostwach świata – przez fotokomórkę. Dzięki elektronice dzieciaki są zainteresowane, zmobilizowane, bardziej się angażują i zdrowo rywalizują ze sobą. Chcemy im pokazać, że poprawianie wyników to sposób na samodoskonalenie, a nie porównywanie się do kogoś innego. Bo takiej rywalizacji w świecie jest dziś za dużo.
Czy dzieci uczą się, że trzeba czasem umieć przegrywać?
To najważniejsza lekcja ze sportu, bo wygrywają nieliczni, a z porażki można wyciągnąć dużo więcej niż z wygranej. Ważne, aby dziecko doświadczyło jej naprawdę. Musi też poznać smak zwycięstwa, aby chcieć kolejny raz wygrać, ale nie jestem zwolenniczką dawania dzieciakom forów. Nawet jeśli dziecko gra z nami w planszówkę i przegra, to widzimy jego emocje, złość. Można mu wtedy pomóc, aby pozbyć się niedobrych emocji. Warto powiedzieć, że rodzic też chce wygrać, dlatego gra i walczy. W szkole przecież spotyka się z różnymi sytuacjami i tu nikt nie daje forów. W ten sposób budujemy bliskość, więź, zaufanie. Budujemy młodego człowieka.
Organizujesz też z fundacją Monika Pyrek CAMP warsztaty skoku o tyczce. Dla jakich dzieci?
Zawsze promuję to, co mi najbliższe. Organizujemy campy dla najmłodszych dzieci z klas 0-4. Na campach jest dużo zabawy. Są biegi, biegi przez płotki, gimnastyka, tor przeszkód, ćwiczenia koordynacyjne, ale i podstawowe elementy treningu tyczkarskiego. Dzieci w asyście instruktora skaczą na wielkim dmuchańcu, który ma kształt zeskoku do tyczki, lub skaczą do basenu z kulkami. Ten moment oddania skoku jest ważny, bo mimo że się boją, to się przełamują. A po skoku jest lądowanie i najszczęśliwsza buzia na świecie.
Czy z synami oglądasz igrzyska olimpijskie?
W tym roku to trudne, bo podczas igrzysk pracuję w telewizji publicznej jako prezenterka-komentatorka. Dzieci są z babcią i pewnie pomachają mi do telewizora. Chłopcy będą aktywnie spędzać wakacje, ale na pewno obejrzą te dyscypliny, które ich interesują.
Monika Pyrek – lekkoatletka, mistrzyni w skoku o tyczce. Dziś jako ekspertka komentuje w Studio Sportowym TVP igrzyska olimpijskie 2024 w Paryżu. Czterokrotna uczestniczka igrzysk olimpijskich (Sydney 2000, Ateny 2004, Pekin 2008, Londyn 2012). Na swoim koncie ma dwa srebrne i jeden brązowy medal mistrzostw świata oraz dwa brązowe medale halowych mistrzostw świata, a także srebro mistrzostw Europy i dwa brązy halowych mistrzostw Europy. Wielokrotna mistrzyni Pucharów Europy, mistrzostw Polski, a także pobitego 69 razy rekordu Polski oraz pięciu tytułów najlepszej polskiej lekkoatletki Złote Kolce. Prezeska Fundacji Moniki Pyrek realizującej projekty dla dzieci i młodzieży upowszechniający sport przez zabawę m.in. Monika Pyrek Camp, Alternatywne Lekcje WF, E-platforma Siła Sportu, Monika Pyrek Tour. Ma dwóch synów: Grzegorza i Juliana.
Zobacz także
Czas na kobiety w polskim sporcie. „Liczbą tytułów i medali nie ustępujemy mężczyznom na krok”
Polscy uczniowie nie chcą się ruszać, a przez to nie potrafią: biegać, skakać, rzucać. Fatalne wyniki raportu o kondycji fizycznej dzieci
Agata Baranowska: „Nie chodzi o to, żeby się cisnąć i codziennie zmuszać. Da się być aktywnym i mieć z tego zarówno frajdę, jak i korzyści zdrowotne”
Polecamy
Dziewczynce przez pomyłkę wpisano męską płeć w akcie urodzenia. „Nie mogę uwierzyć, że to nieodwracalne” – komentuje ojciec
Carl the Collector to kreskówkowy szop w spektrum autyzmu. Ma za zadanie budować zrozumienie i empatię
Wojtek Sawicki o nowym filmie Disneya: „Rzeczy, których nie spodziewałem się dożyć”
Więzienie i wysoka grzywna za skorzystanie z usług surogatki za granicą. Włosi przegłosowali nowe prawo
się ten artykuł?