Maja Kapłon z „The Voice” z nowym kręgosłupem. „Nie wiem, jak żyje się w świecie, w którym jestem zdrowa”
Na początku marca znana z programu „The Voice of Poland” piosenkarka Maja Kapłon przeszła dwie ratujące życie operacje kręgosłupa w nowojorskim szpitalu. Maja od urodzenia cierpiała na zaawansowaną skoliozę idiopatyczną. Pod koniec ubiegłego roku wstawiony kilka lat wcześniej pręt stabilizujący w jej kręgosłupie pękł, doprowadzając do powolnego miażdżenia organów wewnętrznych. Operacja w USA była jedyną szansą na powrót Mai do zdrowia. Dzięki zbiórce charytatywnej udało się zgromadzić ponad 3 miliony złotych i zorganizować zabieg. Dziś Maja jest już w rodzinnym domu w Polsce – z prostymi plecami i o 11 centymetrów wyższa.
Marianna Fijewska: Udało się.
Maja Kapłon, piosenkarka: Udało. I ciągle nie mogę w to uwierzyć. Patrzę w lustro i widzę inną Maję.
Jak się czujesz ze swoim nowym kręgosłupem?
Czuję, jakby nowy był nie tylko kręgosłup, ale też żołądek, płuca, jelita… W moim organizmie nagle powstało mnóstwo wolnego miejsca i wszystkie organy muszą ułożyć się na nowo. Lekarze obiecywali mi 75 proc. wyprostowania garbu, tymczasem udało się wyprostować go aż w 90 proc., praktycznie nie pozostawiając po nim żadnego śladu!
Twoje ciało bardzo się zmieniło. Jesteś o 11 cm wyższa. Czy jest coś, do czego najtrudniej ci się przyzwyczaić?
Bardzo trudno przywyknąć do nowego wzrostu. Gdy po operacji wstałam z łóżka, czułam się, jakbym latała. To było chore! Odległość od ziemi jest teraz znacznie większa, ale chyba najtrudniej jest przyzwyczaić się do spania. Całe życie miałam garb i potrafiłam się z nim ułożyć – czasem na boku, czasem na brzuchu. Teraz wygodnie jest tylko na plecach, ale jestem do tego zupełnie nieprzyzwyczajona. W nocy się wiercę, a za dnia nie mam siły. Sen jest teraz bardzo ważny, bo każdego dnia mój organizm wykonuje ogromną pracę regeneracyjną. Mam w kręgosłupie aż pięć prętów. Wszystkie są nowe. Mięśnie wokół tych prętów muszą się wzmocnić, tak by utrzymywać je w pionie.
Rozumiem, że na razie twoje ciało musi odnaleźć się w nowym układzie. Czy wiesz, ile to będzie trwało?
Powiedziano mi, że będę czuła najróżniejsze bóle spowodowane adaptacją organizmu. Czasem jest to wrażenie duszenia, czasem uczucie, jakby jedna noga była krótsza od drugiej, a czasem straszny ból bioder, bo moje biodra dźwigają teraz znacznie więcej niż wcześniej. Po upływie trzech miesięcy od operacji bóle mają zacząć ustępować. Po pół roku powinnam czuć się w miarę dobrze, a po roku wrócić do pełni sił.
Czy epidemia koronawirusa w jakiś sposób wpływa na twoją rehabilitację?
Niestety wpływa i boję się, że opóźni cały proces dochodzenia do siebie. W normalnym świecie powinnam być teraz na basenie, a wieczorem ćwiczyć pod okiem specjalistów. W aktualnych warunkach mogę jedynie rehabilitować się na własną rękę – czyli dużo chodzić i rozciągać mięśnie. Czasem zdarza mi się narzekać na tę całą sytuację i staję się okropną marudą.
Ty marudą? Z każdego postu, który publikowałaś podczas trwania zbiórki i wyjazdu do Stanów, biła pozytywna energia. To było dość niesamowite.
Rzeczywiście, było zaskakująco pozytywnie. Nie wiem, skąd mi się to wzięło i sama byłam zdziwiona swoją energią. Chodzi mi tylko o to, że czasem się niecierpliwię i marudzę. A kiedy marudzę za bardzo, dotykam swoich pleców – pod palcami nie czuję już garbu, tylko blizny po operacji. Wtedy przypominam sobie, jak źle było wcześniej i nabieram pokory.
Śpiewasz?
Jeszcze nie. Ani płuca, ani przepona nie działają tak, jak wcześniej. Zaraz po operacji wpadłam w panikę, ale lekarz zapewnił mnie, że jeśli będę wykonywać ćwiczenia na oddech i przeponę, to odbuduję swój głos i za kilka miesięcy będę mogła wrócić do śpiewania.
Jaka będzie pierwsza piosenka, którą zaśpiewasz?
Ciągle tę piosenkę tworzę. Długo to trwa, bo trudno mi znaleźć słowa podziękowania za całe dobro, które mnie spotkało. Chciałabym podziękować wszystkim, którzy pomogli mi w walce o życie i zdrowie. Zrzekam się też środków, które zarobię za tę piosenkę. Każdego roku w okresie świątecznym cały dochód będę przekazywać na cele charytatywne.
Masz już wybrany konkretny cel?
Chciałabym wspierać osoby ze skoliozą – w Polsce mnóstwo ludzi cierpi na choroby kręgosłupa, a mimo to jest bardzo mało organizacji pomocowych. Do tego chciałabym skupić się na osobach dorosłych. Nasze społeczeństwo mocno angażuje się w zbiórki dla dzieci, ale im ktoś starszy, tym jest trudniej. Ludzie niechętnie wpłacają też środki na operacje korekcyjne, będące poprawieniem poprzednich operacji – tak, jak w moim przypadku.
Takie zabiegi są bardzo drogie i w opinii publicznej chyba mniej spektakularne?
Dokładnie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak trudno jest przejść przez drogę pozyskania pieniędzy ze zbiórki, choć moja motywacja była najwyższa – przecież walczyłam o swoje życie. Gdybym nie spotkała ludzi, którzy wskazali mi drogę, prawdopodobnie, by mi się nie udało. Teraz ja chcę być drogowskazem dla innych.
Powiedziałaś wcześniej, że w lustrze widzisz inną Maję. Ta nowa Maja zmieniła się chyba nie tylko fizycznie?
Nowa Maja jest dużo bardziej wrażliwa. W ciągu ostatnich miesięcy skontaktowało się ze mną mnóstwo potrzebujących osób, które nie dość, że zmagają się z potwornymi chorobami, to nie mają żadnego wsparcia. Kiedyś nie robiło to na mnie tak dużego wrażenia. Dziś dosłownie czuję, jakby kłuło mnie serce. Ta nowa Maja zaczęła też bardziej doceniać wsparcie bliskich. Jestem niesamowicie wdzięczna, że moja mama i mój chłopak polecieli ze mną do Stanów na operację.
To, przez co przeszliście, musiało niesamowicie wzmocnić wasze więzi.
To na pewno niecodzienna sytuacja, że dwoje ludzi się poznaje – bo my z Michałem poznaliśmy się zaraz przed tym, jak zachorowałam – i nagle muszą przejść najcięższe z możliwych momentów. Ale jeśli pytasz, jaka jest nowa Maja, to nie do końca mogę odpowiedzieć. Każdy dzień jest dla mnie nowością, a ja naprawdę nie wiem, jak się żyje w świecie, w którym jestem zdrowa.
”Nie mam zamiaru żegnać się ze smutnymi piosenkami. Kiedy już stanę na scenie, zaśpiewam je i będę myśleć o bólu, który kiedyś czułam. I o tym, że go pokonałam.”
Wracając jeszcze do tego drugiego świata – świata sprzed operacji – jak się czułaś, czekając na moment, który miał zmienić twoje życie?
W New York Presbyterian Hospital poznałam dwoje Polaków – Jacka i niedługo potem jego żonę Gosię. Jacek był tamtejszym instrumentariuszem – na podstawie przypadku musiał przewidzieć, jakie narzędzia będą potrzebne w czasie operacji i kompletował je. Dzięki Gosi i Jackowi nie miałam czasu na strach czy wahanie. Te najgorsze przedoperacyjne dni były wypełnione wartościowymi rozmowami, pysznym jedzeniem i spacerami po Nowym Jorku i New Jersey. Jestem im ogromnie wdzięczna, że przeprowadzili mnie przez to wszystko. Miałam szczęście do ludzi, których poznałam w szpitalu i nie boję się powiedzieć, że lekarz przeprowadzający operację wraz z całym swoim zespołem dokonał cudu. Do końca życia będzie moim największym idolem. Nie żaden aktor, czy wokalista, ale właśnie pan doktor Lawrence Lenke. To niezwykle skromna i spokojna osoba, a jednocześnie bardzo pewna swoich umiejętności i konkretna. Codziennie po operacji przychodził do mnie osobiście, sprawdzić, jak się czuję fizycznie i psychicznie.
Gdy ludzie czekają na stresujący moment, często powtarzają sobie w głowie jakiś tekst lub nucą piosenkę, która dodaje im otuchy. Ty miałaś swój wewnętrzny „pocieszacz”?
Jest taki jeden zespół, który zawsze przewijał się przez moją głowę w czasach operacyjnych. Parę lat temu, dzień przed osiemnastą operacją, wyszła płyta zespołu Mikromusic „Matki i Żony”. To nie był wesoły album – dotyczył śmierci najbliższych – ale dla mnie tamten czas też nie był wesoły. W tym roku ukazała się kolejna płyta Mikromusic, która nie była aż tak smutna. W przedoperacyjnych dniach słuchałam jej codziennie i bardzo mnie wzruszała. Z kolei moim zewnętrznym „pocieszaczem” była mama. Gdy się śmiałam, śmiała się ze mną. Gdy płakałam, płakała ze mną. Po drugiej i ostatniej operacji w Nowym Jorku nie zmrużyłyśmy oka. Caluśką noc płakałyśmy. Nigdy tej nocy nie zapomnę.
”Jeśli pytasz, jaka jest nowa Maja, to nie do końca mogę odpowiedzieć. Każdy dzień jest dla mnie nowością, a ja naprawdę nie wiem, jak się żyje w świecie, w którym jestem zdrowa.”
To były łzy radości?
Radości i niedowierzania. Że to już. Po wszystkim. Podczas tej nocy myślałam sobie, ile zawdzięczam mamie. Przecież ona nie tylko towarzyszyła mi w tej ostatniej walce, ale od kiedy pamiętam, znosiła moje irytacje, kryzysy i zwątpienia. Podnosiła mnie i niosła całe życie. Tylko my dwie wiemy, ile emocji ze sobą dzieliłyśmy.
Twoja osobista walka, twój dramat, przypadł na czas, w którym walczy też cały świat i cały świat przeżywa swój dramat. Co byś poradziła tym, którzy psychicznie nie potrafią poradzić sobie w czasach epidemii?
W momentach zwątpienia polecam rozmowy z bliskimi albo trochę dalszymi osobami – ważne, by były to osoby, które zarażają nas pozytywną energią i podnoszą na duchu. Poza tym najlepszym odganiaczem złych myśli jest ciekawe zajęcie i nie mówię o patrzeniu przez okno i oglądaniu seriali.
Zatem, jaki jest twój odganiacz złych myśli?
Przesłuchuję swoje stare piosenki. Sprawdzam, czy jestem jeszcze w stanie je reanimować i napełnić nowym życiem, czy raczej musimy się pożegnać.
Podoba mi się! Jeśli ktoś nie śpiewa, może analogicznie wygrzebać pudło z pamiątkami, poczytać stare listy albo pamiętniki…
I napawać się emocjami płynącymi z tamtych momentów.
A ty, jakie emocje znalazłaś w swoich starych piosenkach?
Cały wachlarz emocji. Gdzieniegdzie dużo strachu, zwątpienia i bezradności. Nie mam zamiaru żegnać się ze smutnymi piosenkami. Kiedy już stanę na scenie, zaśpiewam je i będę myśleć o bólu, który kiedyś czułam. I o tym, że go pokonałam.
Zobacz także
Psycholożka Anna Cyklińska o biernej agresji: „ona gości w naszych życiach tak często, że już nie zwracamy na nią uwagi”
Ogród, który leczy. Poznaj wszystkie zalety ogrodów terapeutycznych
„Nie uczy się nas miłości do siebie. Uważane jest to za egoizm. A im będziemy lepsze dla siebie, tym będziemy lepsze dla innych” – mówi psycholog i coach Joanna Chmura
Polecamy
Znany lekarz oskarżony o śmierć pacjentki. Eksperyment medyczny zakończony tragedią
„Gdyby pobrano organy, to byłby koniec”. W jednym szpitalu miano stwierdzić śmierć mózgu, w drugim – przywrócić do życia
Pacjentka miała ciśnienie 256 na 157 i „tykającą bombę” przy aorcie. Nowatorska operacja uratowała jej życie
Lekarz pozwolił 13-latce wywiercić dziurę w głowie pacjenta. Media piszą o gigantycznym skandalu
się ten artykuł?