Lara Gessler tłumaczy się z niefortunnej wypowiedzi: „Zupełnie głupie i lekkomyślne to było z mojej strony”
Słownik definiuje słowo „antygwałty” jako potoczne określenie „damskich podkolanówek, pończoch w cielistym kolorze, rzadziej innych części ubrania, np. bielizny, spodenek sportowych o kroju i funkcjach mających na celu odstraszenie potencjalnego gwałciciela”. Jak dobrze wiemy, za gwałt ponosi winę i odpowiedzialność tylko i wyłącznie gwałciciel, zatem takie określenie na rodzaj garderoby jest pobawione sensu, zwyczajnie szkodliwe. To jednak tego słowa użyła Lara Gesser, opisując swoją bieliznę. W internecie zawrzało.
„Przepraszam, bo chyba chwilowo rozum mi odjęło”
W czasach, kiedy wydaje się, że o odpowiedzialności za publiczne wypowiedzi powiedziano już tak wiele, wciąż co chwilę przez media przetaczają się większe i mniejsze burze związane z kwestią doboru przez znane osoby słów, które potrafią wyrządzić krzywdę. I czasem nie jest to nawet związane ze złymi intencjami nadawcy. Tak najwyraźniej było i w tym przypadku.
Lara Gessler to córka słynnej restauratorki i popularna influencerka. No właśnie: popularna i wciąż popularność zyskująca, obserwuje ją obecnie tylko na Instagramie ponad 270 tys. osób. Jej przekaz dociera więc do naprawdę sporego grona odbiorców. To właśnie w social mediach 33-latka chętnie dzieli się kadrami z życia osobistego. Nie inaczej było kilka dni temu, kiedy na Instagramie zaprezentowała się w cielistej bieliźnie i opatrzyła zdjęcie podpisem:
„Dziś antygwałtowa bielizna, wkładki laktacyjne i inne takie”.
Zdjęcie nie jest już dostępne na InstaStories, ale zdążyło odbić się echem i oburzyć wiele kobiet. Możemy się domyślać, że określenie „antygwałtowa bielizna” miało być przeciwstawne do „kusząca”, „uwodzicielska” i jedynie podkreślić prostotę cielistego biustonosza i majtek. Jednak Lara Gessler dość szybko zreflektowała się, że nie powinna w ogóle takiego wyrażenia używać. I przeprosiła swoich obserwatorów: również w relacji na Instagramie.
„Dziewczynki i chłopaki, wczoraj wrzuciłam tu foto i nazwałam swoją bieliznę 'antygwałtową’. Zupełnie głupie i lekkomyślne to było z mojej strony. Nie jest to temat do banalizowania. Przepraszam, bo chyba chwilowo rozum mi odjęło” — wyznała.
„Antygwałty” to bardzo niefortunne słowo i naszym marzeniem jest, by zniknęło ze słownika języka potocznego. Ale jak tłumaczył w jednej z rozmów z nami językoznawca prof. dr hab. Mariusz Rutkowski, „język nie działa w ten sposób, że usuwa się z niego jakieś wyrazy albo wprowadza nowe”.
„Nie ma tu prostej inżynierii. To sami użytkownicy języka decydują, właśnie stosując takie, a nie inne formy językowe, o ich przydatności” – wyjaśniał, zapytany o wyrażenie „na gwałt”.
Co miałaś na sobie?
Dlaczego ta autorefleksja jest dziś tak ważna?
W 2018 roku byliśmy świadkami skandalicznego wyroku sądu w Irlandii, który uniewinnił sprawcę gwałtu na 17-latce, przyjmując za dowód jego niewinności koronkową, zatem „kuszącą” bieliznę ofiary. W geście protestu kobiety masowo publikowały w mediach społecznościowych zdjęcia swojej bielizny, aby dobitnie pokazać, że skąpe ubranie nie jest zgodą na seks. Przypominamy: tylko twoje TAK jest zgodą na stosunek!
„Co miałaś na sobie?”, „A może go sprowokowałaś?”, „Trzeba było nie zakładać tej spódniczki?”- to często słyszą ofiary gwałtów. Mimo zwiększania się świadomości społecznej i edukacji w tym temacie, stereotyp ofiary gwałciciela, która ponosi część winy za gwałt, wciąż ma się (niestety!) dobrze. Po takim zdarzeniu ofiara, często latami, próbuje odzyskać równowagę.
– Gwałt jest doświadczeniem traumy, po którym każda osoba potrzebuje pomocy. Przekroczone są granice ciała i granice intymności, nie możemy się obronić. To rodzi bardzo konkretne konsekwencje fizjologiczne, psychologiczne, społeczne, duchowe – mówiła w rozmowie z nami Agnieszka Czapczyńska, psycholożka na co dzień pracująca z osobami po przeżytej traumie.
Jen Brockman i dr Mary Wyandt-Hiebert z Uniwersytetu Kansas w 2014 roku zorganizowały wystawę zatytułowaną „Co miałaś na sobie?”, składającą się z 18 opowieści o napaści seksualnej. Wystawa pokazywana jest do dzisiaj. Prezentuje ubrania, które ofiary gwałtów miały na sobie w trakcie napadu. Ekspozycja ma na celu zwiększenie świadomość na temat przemocy seksualnej i walkę z ciągłym obwinianiem ofiar gwałtu o „zachęcanie do napaści”. Inspiracją do zorganizowania akcji był wiersz „What I Was Wearing…” autorstwa dr Mary Simmerling.
RozwińPodobny zamysł przyświecał organizatorom kampanii społecznej „Winne ubrania” podczas wiosennego Tygodnia Mody w Londynie w z 2017 roku. Kolekcja ta została stworzona na podstawie opowieści zgwałconych kobiet.
Polecamy
Wypowiedź Taylor Swift uznana przez Uniwersytet Yale za najważniejszy cytat 2024 r.
„Demure” Słowem Roku 2024. Jak Jools Lebron zrewolucjonizowała trendy dzięki TikTokowi
Aniołki Victoria’s Secret po 6 latach wróciły na wybieg. „Powiew świeżego powietrza” i „celebracja różnych typów kobiecego ciała”
Dr hab. Magdalena Formanowicz: „Używanie form męskich sygnalizuje niewidzialność kobiet i często jest tak interpretowane”
się ten artykuł?