Przejdź do treści

„Partnerstwo w relacji z córką jest dla matki wielkim wyzwaniem. Podobnie jak i dla córki” – mówi socjolożka dr Elżbieta Korolczuk

„Kobiety są o wiele bliżej”
Brooke Cagle/Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Zdecydowanie partnerskie relacje matka-córka, oparte na szacunku i miłości, dają najwięcej szczęścia obu pokoleniom. Niestety, społeczny model relacji w Polsce jest inny, hierarchie są u nas niezwykle sztywne, często oparte na sile. A tak naprawdę siła tkwi w solidarności, zrozumieniu, miłości – mówi dr Elżbieta Korolczuk, socjolożka, kulturoznawczyni, działaczka na rzecz praw kobiet, autorka niezwykłej książki „Matki i córki we współczesnej Polsce”. Rozmawiamy o skomplikowanych relacjach z naszymi matkami i tym co się zmieniło w przekazie międzypokoleniowym na przestrzeni: babć, matek i córek. 

Aneta Wawrzyńczak: W książce, „Matki i córki we współczesnej Polsce” wzięła pani pod lupę relacje pomiędzy matkami i córkami. Zadecydowało o tym „mędrca szkiełko i oko”, czyli to, że na gruncie polskim temat ten jest właściwie marginalizowany?

Dr Elżbieta Korolczuk: Rzeczywiście, bardzo mało jest badań na ten temat. Generalnie w socjologii rodziny niezwykle rzadko badacze i badaczki skupiają się na tej konkretnie relacji, najczęściej mówi się o rodzinie ogólnie, o macierzyństwie, trochę o ojcostwie, natomiast więź między kobietami umyka uwadze badaczy. Jest to między innymi związane z tym, że ogółem to, co dzieje się między kobietami, wydaje się mało ważne, mało ciekawe, banalne.

Dlaczego?

Mówiąc krótko: bo o tym, co jest ważne w społeczeństwie i nauce, decydują mężczyźni. A oni nie są specjalnie zainteresowani tym, co robią kobiety, kiedy nie ma obok nich mężczyzn. Dlatego same musimy wytwarzać wiedzę i dbać o to, żeby nasze relacje, doświadczenia, historie stały się częścią socjologii i historii.

Pokutują lata patriarchatu?

W dużej mierze tak. Także poczucie, że sfera prywatna jest mało interesująca, a kobiety najczęściej do sfery prywatnej, domowej, kuchennej wręcz są spychane. I to ma dwa wymiary: z jednej strony kobietom się mówi, że to jest ich naturalna sfera, a z drugiej jest o wiele mniej niż sfera publiczna interesująca, ważna, prestiżowa.

Tekst o wyzwaniach w relacjach matka-córka. Na zdjęciu: Kobieta z brązowymi włosami i zielonym szalikiem - HelloZdrowie

Zostańmy na chwilę przy tym stereotypie: to, że miejsce kobiety jest w domu, a wręcz w kuchni, nie musi oznaczać, że nic ważnego się tam nie dzieje. Bo nawet przy gotowaniu, sprzątaniu i oczekiwaniu na mężczyzn, aż wrócą z „polowania”, dochodzi do interakcji, toczą się rozmowy, przekazywana jest wiedza, doświadczenia, emocje. W takiej kuchni gotuje się nie tylko w garnkach, ale też w samych kobietach.

Jak najbardziej. Proszę zauważyć, że bardzo dużo dzisiaj mówi się o wychowaniu dzieci, jak ważne społecznie jest to zadanie. A jednocześnie niespecjalnie wspiera się w tym matki, ta sfera życia nieszczególnie jest doceniana jako praca. Bo zajmowanie się dziećmi jest pewnego rodzaju pracą: emocjonalną, fizyczną, intelektualną, przecież trzeba dużych kompetencji, żeby dzieci dobrze wychować w trudnym, wciąż zmieniającym się świecie.

I wiąże się z wielką odpowiedzialnością. W końcu „takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.

Na poziomie deklaratywnym w Polsce bardzo dużo się o tym mówi, ale gdy spojrzymy na ostatnie 25 lat i to, w jaki sposób traktowane są matki, bo to one wciąż głównie zajmują się dziećmi, to zobaczymy przede wszystkim lekceważenie. Począwszy od tego, że państwo długo nie zajmowało się problemem niealimentacji, przez brak żłobków i przedszkoli, po brak wsparcia dla kobiet, które pracują i jednocześnie wychowują dzieci tak, żeby mogły realizować się w obu tych sferach jednocześnie, nie urabiając sobie rąk po łokcie i nie odczuwając ogromnego poczucia winy. Czyli: co innego się mówi, a co innego robi.

Pani proponuje inne spojrzenie. Cytuję: „tym, co rzeczywiście mnie interesuje jako badaczkę, kobietę i feministkę, są relacje między kobietami, to jak negocjujemy bycie kobietą, jak się tego uczymy i jak budujemy siebie w poczuciu kontynuacji bądź opozycji do tego, co dostałyśmy od rodziny, co wyniosłyśmy ze szkoły, kościoła czy usłyszałyśmy/zobaczyłyśmy w mediach”. Jaką rolę w tym negocjowaniu bycia kobietą odgrywają relacje pomiędzy matką a córką współcześnie, a jaką odgrywały wcześniej?

Dzisiaj jesteśmy w o wiele większym stopniu zanurzeni w sferze kultury popularnej. Wraz z dostępnością internetu, informacji online, mediów społecznościowych już od najmłodszych lat, powoduje to, że przekaz międzypokoleniowy traci na znaczeniu. Jeżeli patrzymy na modele z XIX czy początku XX wieku, to zarówno w relacji matka-córka, jak i ojciec-syn, częściej oczekiwało się, że dzieci podzielą, a nawet powielą los swoich rodziców. Los naszych rodziców był naszym przeznaczeniem.

Jeżeli ojciec był rzemieślnikiem, to syn kształcił się w tym samym kierunku, żeby przejąć warsztat i kontynuować rodzinną tradycję; jeżeli rolnikiem – syn dziedziczył ziemię i raczej pewnym było, że będzie pracował na roli.

Tak – i zasadniczo zdajemy sobie sprawę z tego, że kiedyś tak było, a już nie jest. Natomiast rzadko zastanawiamy się, co się dzieje z wzorcami międzypokoleniowymi dotyczącymi kobiecości i macierzyństwa. Jeżeli popatrzymy na oczekiwania wobec kobiet w pokoleniu naszych babek, naszych matek i naszym, to są to trzy bardzo różne rzeczywistości.

Bo też i tak je kształtowała historia. Patrząc chociażby z własnej perspektywy: moje babcie przeżyły zawieruchę wojenną, moja mama urodziła się, dorastała i wchodziła w dorosłość za komuny, ja jestem dzieckiem po transformacji ustrojowej, wychowanym w erze konsumpcjonizmu i popkultury.

Dokładnie! Na przestrzeni tych trzech pokoleń kompletnie zmieniły się wzorce kobiecości dotyczące tego, co kobietom wolno, co powinny, co muszą robić w sferze publicznej. Wolniej natomiast postępowały zmiany w sferze prywatnej: nasze matki, mimo iż już pracowały zawodowo i były aktywne w sferze publicznej, to wciąż jednak tkwiły w roli kobiety, która musi dbać, żeby dom funkcjonował, i która rzadko ma możliwość, by zdecydować się na przykład na rozwód, kiedy małżeństwo jest dla niej bardzo niesatysfakcjonujące czy wręcz doświadcza w nim przemocy. Dodatkowo ich matki, a nasze babki, bardzo często oczekiwały, że córki będą wypełniały tradycyjne kobiece role. Jedna z matek w mojej książce opowiada, że jej mąż zachowywał się fatalnie, zdradzał ją i nie szanował, chciała go więc ukarać i nie podała mu obiadu. Ale jej matka ugotowała mu obiad, bo dla niej oczywistością było, że kobiety mają pełnić rolę podległą wobec mężczyzn. A moja rozmówczyni poczuła się wtedy zdradzona. Te modele zasadniczo zmieniły się w nowym pokoleniu. Dzisiaj kobiety znacznie rzadziej są gotowe zgodzić się na bycie jedyną osobą odpowiedzialną za wychowanie dzieci, pranie, gotowanie, sprzątanie i wszystko to, co wiąże się z utrzymaniem domu. I w o wiele większym stopniu oczekują od mężczyzn, że będą partnerami, prawdziwymi ojcami, a nie tylko gośćmi w domu.

Rzadko zastanawiamy się, co się dzieje z wzorcami międzypokoleniowymi dotyczącymi kobiecości i macierzyństwa. Jeżeli popatrzymy na oczekiwania wobec kobiet w pokoleniu naszych babek, naszych matek i naszym, to są to trzy bardzo różne rzeczywistości

dr Elżbieta Korolczuk

Przytoczona przez panią historia o zdradzie przez matkę przypomniała mi coraz częściej powtarzane hasło „solidarność jajników”, które w Polsce jest powtarzane coraz częściej. I jednocześnie skierowała moje myśli ku krajom Trzeciego Świata, gdzie patriarchat przybiera nieraz skrajnie drastyczne formy. Chociażby pod postacią zgwałconej dziewczyny, która jest taką „hańbą” dla rodziny, że jej członkowie posuwają się wręcz do jej ukamienowania, spalenia żywcem, oblania kwasem. Gdzie jest wtedy jej matka? Nie staje w jej obronie, daje ciche przyzwolenie na zbrodnię.

A często nawet w niej uczestniczy. Musimy jednak zdać sobie sprawę, że w kulturach, w których kobiety mają władzę małą albo żadną, to właśnie one głównie ponoszą koszty związane z „utratą honoru” przez rodzinę. Dla nas postawa takiej matki jest zupełnie niezrozumiała, ale w rzeczywistości wypływa ona po pierwsze z bardzo silnych oczekiwań społecznych, z ogromnej presji, a po drugie z konieczności ochronienia reszty rodziny, głównie pozostałych dzieci, przed ostracyzmem społecznym. Działa więc tutaj okrutna logika, w myśl której lepiej poświęcić jedno dziecko, niż utracić całą rodzinę. To właśnie prawdziwa twarz patriarchatu: mężczyźni, którzy mają władzę, podporządkowują sobie kobiety, które mając najwięcej do stracenia, stają się strażniczkami patriarchatu i zdradzają swoje córki. Trzeba też jednak zauważyć, że w tych krajach często to właśnie kobiety są liderkami społecznej zmiany i starają się walczyć o wykształcenie swoich córek.

A w Polsce?

Od 20 lat mamy do czynienia z ogromnym skokiem pod względem wykształcenia – i dotyczy to głównie dziewcząt, których jest dziś więcej na uniwersytetach niż chłopców. W dużej mierze za sprawą matek, które często nie potrafiły zmienić swojego życia i nie były w stanie przebudować patriarchalnych wartości, na których zostało ono zbudowane, ale jednocześnie starały się dać swoim urodzonym w latach 70. i 80. córkom narzędzia do tego, aby stały się bardziej niezależne dzięki edukacji, pracy, stabilności ekonomicznej. Wśród moich respondentek wiele jest matek, które mówią swoim córkom: zanim wyjdziesz za mąż, urodzisz dzieci, zdobądź wykształcenie, dobrą pracę, bądź niezależna. Bo one już przekonały się, że uzależnienie ekonomiczne może mieć naprawdę fatalne skutki.

To jeden z mechanizmów, którymi kieruje się część matek: dla mnie jest już za późno, ale ty jeszcze masz szansę mieć lepsze życie niż ja. Jest jednak i drugi, mniej konstruktywny, a bardziej destruktywny, oparty na dziedziczeniu niedoli: mnie było źle, więc i ty zaciśnij zęby i dźwigaj swój krzyż.

Taka postawa też funkcjonuje, zwłaszcza wśród matek, które były nieszczęśliwe, nie mogły zaspokoić swoich potrzeb, nie miały możliwości dążenia do tego, czego pragnęły. Często wtedy przenoszą swoje rozczarowanie, złość, nienawiść na kolejne pokolenie, upokarzając swoje córki, nie pozwalając im się wyzwolić, nie pozwalając im na lepsze życie. To jest ciemna strona władzy, jaką daje macierzyństwo. Pokazuje, że relacje matka-córka mogą być nie tylko niezwykle wzbogacające, ważne i ustanawiające nas jako osoby, ale też trudne, pełne cierpienia.

A to ma kolosalne znaczenie, bo, jak sama pani pisze, relacja ta jest „centralnym ogniwem w procesie budowania kobiecej tożsamości”.

Zdecydowanie. Pewne jej elementy przejmujemy od swoich matek, czasami nieświadomie, inne świadomie staramy się odrzucić. Niezwykle istotne w relacjach matka-córka jest partnerstwo rozumiane w ten sposób, że matki nie starają się ulepić córek na swój obraz i podobieństwo czy też wtłoczyć je w, ich zdaniem, dobry model życia, ale podążają za nimi, są otwarte na to, że ich córki w inny sposób matkują swoim dzieciom – o ile je mają i chcą mieć – inaczej gotują czy budują relacje z partnerem. Otwartość i obustronny szacunek są najistotniejszymi elementami dobrej więzi pomiędzy matką a córką.

Podkreślmy to wyraźnie: ta relacja powinna być partnerska? A właściwie stać się partnerska, bo do pewnego momentu siłą rzeczy, chociażby ze względów biologicznych czy ekonomicznych, jest z założenia hierarchiczna.

Zdecydowanie partnerskie relacje matka-córka, oparte na szacunku i miłości, dają najwięcej szczęścia obu pokoleniom. Niestety, społeczny model relacji w Polsce jest inny, hierarchie są u nas niezwykle sztywne, często oparte na sile. Spójrzmy chociażby na dyskusję wokół tego, czy wolno bić dzieci, dać im klapsa. To pokazuje, że wiele osób traktuje dziecko nie jak odrębnego człowieka, którym się opiekujemy i którego kochamy, ale jak swoją własność, przedmiot, z którym możemy zrobić, co chcemy.

Niezwykle istotne w relacjach matka-córka jest partnerstwo rozumiane w ten sposób, że matki nie starają się ulepić córek na swój obraz i podobieństwo czy też wtłoczyć je w, ich zdaniem, dobry model życia

dr Elżbieta Korolczuk

W końcu nawet w prawie funkcjonuje termin taki jak władza rodzicielska.

To jest sfera, która wymaga ogromnej pracy i dyskusji. Bardzo dużo mówi się u nas o dobru dzieci, a jednocześnie tysiące pada ofiarą przemocy, mamy 10 milionów Dorosłych Dzieci Alkoholików! I w większości przypadków relacje córki z matką, które są bardzo trudne, w których występuje przemoc czy wręcz okrucieństwo ze strony matki, w których córki dostają od nich przede wszystkim przemoc, nienawiść i pogardę, wiążą się z alkoholizmem albo z doświadczeniem przemocy przez matkę.

Dlaczego relacje na linii matka-córka są zazwyczaj nawet jeśli nie skomplikowane, to mocno zniuansowane? To kwestia czynników biologicznych – bo, jak usłyszałam w jednym z wywiadów od pani psycholog, jesteśmy z natury uczuciowe i sferę kobiecej emocjonalności można porównać do pasa startowego samolotu, a męskiej do dróżki polnej?

Hormony mają znaczenie, ale wzór relacji w rodzinie to kwestia kulturowa. Gdy spojrzymy na inne kręgi kulturowe, na przykład azjatycki, gdzie kolektywizm zdecydowanie góruje nad indywidualizmem, skutkiem czego córki wychowuje się w duchu nakazu służenia rodzinie, to zauważmy, że tam właściwie nie występuje problem młodzieńczego buntu, wynikającego z dążenia do indywidualizacji. Natomiast w kulturze zachodniej jest znacznie większy nacisk na indywidualny rozwój i ów bunt, który ma docelowo prowadzić do uniezależnienia się młodego pokolenia od rodziców. Jednocześnie, w dzisiejszym świecie ten bunt traci na znaczeniu, hierarchia międzypokoleniowa rozluźnia się, konflikty związane z przejściem w dorosłość nie są tak intensywne i powszechne, jak jeszcze 10 czy 20 lat temu.

A mimo to wciąż rzadko o tej więzi rozmawiamy. Jak sama pani zauważa, „dla wielu moich rozmówczyń, szczególnie z pokolenia matek, sytuacja wywiadu była jednym z pierwszych momentów, kiedy świadomie analizowały relacje w swojej rodzinie i otwarcie o nich mówiły, szczególnie z kimś z zewnątrz”.

To wynika z kilku kwestii – i znów są to kwestie kulturowe. Z jednej strony brakuje wzorców, bo poza literaturą poradnikową mamy bardzo niewiele opowieści o relacji matka-córka. Gdy szukałam filmów fabularnych, które koncentrowałyby się na relacji między matką a córką, znalazłam dosłownie kilka. Po drugie: Polskę ominęła kultura terapii, która w krajach zachodnich, szczególnie Stanach Zjednoczonych, jest bardzo silna, promowana przez media i poradniki, zachęcające do analizowania siebie i swoich emocji, nazywania ich, poddawania się terapii, gdy mamy problemy. Po trzecie wreszcie: nasz słownik jest stosunkowo ubogi w słownictwo, które pozwalałoby nam mówić o emocjach i relacjach w sposób świadomy i zniuansowany.

Co prowadzi do tego, że mówimy o nich często jako jednoznacznie „dobrych” lub „złych”. Pani się przed klasyfikowaniem ich jako pozytywne lub negatywne jako socjolożka i badaczka wzbrania, ja natomiast czy to w rozmowach prywatnych ze znajomymi kobietami, czy w wywiadach z rozmówczyniami prędzej czy później często słyszę stwierdzenie, że za wiele złych wyborów, wewnętrznych dylematów, autodestrukcyjnych zachowań kobiet odpowiadają ich złe matki.

To akurat wynika z bardzo prostej zasady: poza sytuacjami, kiedy ojcowie są przemocowcami czy alkoholikami, najczęściej są właściwie nieobecni w wychowaniu dzieci. Wystarczy spojrzeć chociażby na statystyki czasu poświęcanego potomstwu: do niedawna statystycznie więcej czasu spędzali dziennie z telewizorem niż ze swoimi dziećmi. A trudno jest winić kogoś, kogo nie ma. I o ile nieobecność ojca jest w polskiej kulturze usankcjonowana historyczno-martyrologicznym wzorcem, o tyle nieobecność matki automatycznie wywołuje oceny: nieobecna matka jest potworem. „Matka wszystkiemu winna” stała się w Polsce modelem kulturowym.

Skoro tej matki w życiu domowym jest przeważnie znacznie więcej, to czy możemy określić, co daje swojej córce? Wyposaża ją w jakiś pakiet wiedzy, tożsamości, przekonań, lęków, uprzedzeń?

Matki współczesnych dorosłych kobiet bardzo często wyposażyły je w chęć zdobycia niezależności, wiarę w siebie, w swoje możliwości, bardzo silną etykę pracy. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich matek, jednak jest to pewna cecha pokoleniowa. Ale jednocześnie matki często wciąż wyposażają swoje córki w lęki i poczucie niepewności, głównie w sferze cielesnej, w szczególności seksualnej.

Która jest wciąż u nas tematem tabu. Zwłaszcza jeśli chodzi o seksualność matki.

A jest tematem tabu, bo nikt nas nie uczy, jak o tym rozmawiać, to raz. Dwa: matki zazwyczaj obawiają się o los swoich córek – że za wcześnie zajdą w ciążę albo spotkają się z przemocą seksualną. W efekcie jedyny przekaz, jaki córki na temat tej sfery życia otrzymują od matek, brzmi: uważaj, świat jest zły, czyhają na ciebie różne niebezpieczeństwa, musisz się ochronić. Właściwie nie mówimy o tym, że nasze ciała są piękne i mogą być dla nas źródłem przyjemności.

Seks seksem. Pamiętam oburzenie mojej nauczycielki w gimnazjum, kiedy usłyszała, że rozmawiam ze swoją mamą na temat menstruacji. „Ja bym się wstydziła rozmawiać o tym ze swoją córką”, stwierdziła. A jej córka była raptem rok młodsza ode mnie, miała więc wtedy 14-15 lat.

Przerażające, prawda? Chociaż pierwsze telewizyjne reklamy podpasek pojawiły się już na początku lat 90., to rodzice, w tym matki, wciąż liczą na to, że ich córki skądś się o sprawach związanych z kobiecością dowiedzą, od koleżanek albo z mediów. I faktycznie dowiadują się, sęk w tym, że tę wiedzę, w połączeniu ze wsparciem, powinno się otrzymywać od osoby, która jest nam najbliższa, z którą przebywamy na co dzień. Bo wiedza służy przede wszystkim podejmowaniu dobrych, świadomych decyzji. Największym mitem, który obecnie się propaguje, jest to, że poruszanie tematu seksualności powoduje nadmierne zainteresowanie seksem wśród dzieci i młodzieży. To ordynarne kłamstwo, bo wszystkie badania i doświadczenia konkretnych osób jasno pokazują, że jest wręcz przeciwnie: zaopatrzone w dobrą, wartościową, rzetelną wiedzę dzieci rozpoczynają później swoje życie seksualne, mniej jest niechcianych ciąż czy choćby problemów z infekcjami intymnymi.

Powiedziała już pani, co matki dają córkom. A odwrotnie?

Często również wsparcie, informację zwrotną dotyczącą poczucia własnej wartości, ponadto mogą być dla matek nauczycielkami czy przewodniczkami w różnych sferach życia. W moich badaniach kilkakrotnie pojawiły się opowieści o córkach, które wzmacniały matki w ich decyzji o usamodzielnieniu się i odcięciu od przemocowego partnera. Bardzo ważną kwestią jest to, żeby córki zrozumiały, że ich matki zostały ukształtowane w wyraźnie określonych warunkach społecznych i kulturowych, a zachowanie i poglądy jest nam bardzo trudno zmienić, gdy mamy już 50, 60 czy 70 lat. Dlatego z obu stron, matki wobec córki i córki wobec matki, ważne jest zrozumienie, elastyczność i tolerancja.

Jakie są najbardziej newralgiczne momenty dla takiej relacji?

Na pewno momenty przełomowe: dojrzewanie córki, jej wyjście z domu i usamodzielnienia się, a przede wszystkim czas, kiedy córka sama zostaje matką. Albo przeciwnie, podejmuje decyzję, że nie będzie mieć dzieci, bo według szacunków 20-25 proc. młodych kobiet nigdy nie zostanie matkami, często z wyboru. Co do tych, które chcą i mogą mieć dzieci, jest to szczególnie newralgiczna sytuacja, bo wśród córek często pojawiają się inne wzorce rodzicielstwa, niż te, które obowiązywały w pokoleniu matek. Matka chce doradzić i klops! Z kolei decyzja o nieposiadaniu dzieci przez córkę wywołuje zazwyczaj u matki lęk i lawinę pytań: gdzie popełniłam błąd, może ona ma jakąś traumę z dzieciństwa? Przecież w pokoleniu naszych matek, nie mówiąc o babkach, nieposiadanie dzieci jako świadoma decyzja właściwie w ogóle nie pojawiało się jako opcja. Założenie było takie, że wszystkie kobiety chcą mieć dzieci, tylko niektóre nie mogą. To się zmieniło i to trzeba mieć na uwadze.

Te momenty, które pani wymieniła, są związane z wydarzeniami w życiu córki: dojrzewanie, wyprowadzka z domu, macierzyństwo lub decyzja o tym, że nie chce się mieć dzieci. A co z sytuacjami, kiedy piłeczka jest raczej po stronie matki? Przychodzi mi do głowy klimakterium i menopauza, które są trudnym okresem dla dojrzałej kobiety, bo wchodzi w trzecią fazę życia, a jej tożsamość zostaje zachwiana z racji chociażby bardzo krzywdzącego mitu, że skoro już nie może rodzić, to jest bezproduktywna dla społeczeństwa.

Nie spotkałam się z tym, przynajmniej w moich badaniach. Natomiast po stronie matki potencjalnie trudnym wyzwaniem jest czas, kiedy córka musi opiekować się matką z racji dopadających ją chorób czy po prostu starości. Tym bardziej, że mamy do czynienia ze zmianą społeczną, która powoduje, że kobiety rodzą dzieci coraz później i w momencie, gdy ich rodzice zaczynają potrzebować stałej opieki, córki mają we własnych domach małe albo dojrzewające dzieci.

Seksualność jest tematem tabu, bo nikt nas nie uczy, jak o tym rozmawiać, Przekaz, jaki córki otrzymują od matek, brzmi: uważaj, świat jest zły, czyhają na ciebie różne niebezpieczeństwa, musisz się ochronić. Właściwie nie mówimy o tym, że nasze ciała są piękne i mogą być dla nas źródłem przyjemności.

Dr Elżbieta Korolczuk

Sytuacja odwraca się o 180 stopni, bo zamiast babci, która pomoże przy dzieciach, pojawia się kolejna osoba, którą trzeba otoczyć opieką.

I to jest kolejny niezwykle ważny problem społeczny, o którym w ogóle się nie mówi. A to jest bomba, która praktycznie już wybuchła. Jeżeli nie stworzymy systemu wspierania opiekunów osób zależnych, dawania im wytchnienia, nie zorganizujemy tej opieki w sensowny sposób, to koszty społeczne związane z wypaleniem kobiet, które opiekują się rodzicami i wynikającymi z tego ich problemami zdrowotnymi i zawodowymi, mogą być ogromne.

Podsumujmy: w czym tkwi siła kobiecej narracji?

Myślę, że kobiety są o wiele bliżej siebie i bliżej swoich emocji niż mężczyźni, których się wychowuje w przekonaniu, że czuć jest niedobrze, a jeszcze gorzej o tym mówić. Ta świadomość własnych uczuć, tego jak emocje wpływają na nasze życie to ogromny skarb. Dobrze jest, gdy matki są w stanie przekazać ten skarb córkom, bez obciążania ich nadmiernymi oczekiwaniami i swoimi trudnymi emocjami. To samo dotyczy córek: dobrze jest, gdy są w stanie zobaczyć w swoich matkach także kobiety, z których każda ma swoją historię, seksualność, pragnienia i rozczarowania. Siła tkwi w solidarności, w zrozumieniu, w miłości.

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?