Kino, mecz, pójście na ryby pomagają wychodzić z bezdomności. „Droga do normalności to długotrwały proces, bywa bardzo bolesny, ale często też jest uwieńczony sukcesem”
– Czasami naprawdę niewiele potrzeba, żeby komuś wyprostować życiową sytuację. Kiedyś poznaliśmy pana, który przychodził do nas na „wydawkę”, bo spał na dworcu. Po rozmowie okazało się, że przez wiele lat pracował w Niemczech, w dużej firmie. Powiedzieliśmy mu, że przysługuje mu emerytura. „Jaka emerytura? Jestem Polakiem, tylko tam pracowałem”, przekonywał nas. Gdy wsparliśmy go poradami i działaniem, dostał niemiecką emeryturę. Wreszcie stać go było na wynajęcie mieszkania i życie na normalnym poziomie – mówi Patrycja Drożyńska, koordynatorka wolontariatu i fundraiserka „Fundacji Daj Herbatę”.
Zwyczajne śniadanie
Październikowy ranek, Aleja Krakowska w Warszawie, niedaleko lotniska. Wchodzę prosto z ulicy do przestronnej sali Centralnego Punkt Integracji „Fundacji Daj Herbatę”. Dziś jest czwartek i od rana duży ruch. Ale tak dzieje się prawie każdego ranka przez pięć dni w tygodniu, bo to czas śniadania. Przy dużym stole siedzi kilkunastu mężczyzn, jest też kilka kobiet. Na stole półmiski z wędliną, serem, konserwy, pokrojony chleb, sałatka z pomidorów. Niby nic nadzwyczajnego, normalne śniadanie. Ale dla nich, którzy tej normalności nie mają, to całkiem dużo. Pan Robert już zjadł i idzie wziąć prysznic. Wcześniej zarezerwował sobie kolejkę do łazienki. Dla osób w kryzysie bezdomności, nieraz śpiących w przeróżnych miejscach, często pod gołym niebem, te poranki to namiastka zwykłej codzienności. Czasem pojawia się tylko we wspomnieniach z dzieciństwa, albo dawno, gdy mieli „swój kawałek podłogi”.
Śniadanie w Centralnym Punkcie Integracji fundacji "Daj herbatę" /fot. archiwum fundacji
Dwie pracowniczki fundacji starają się ogarnąć poranny rozgardiasz. Pomaga im w tym Zbyszek, który wychodzi z kryzysu bezdomności i działa tu, na miejscu. Pracuje już drugi tydzień i czuje się odpowiedzialny i zadowolony, bo jest potrzebny. W punkcie nie tylko można zjeść posiłek. Jest łazienka z prysznicem, a w niej wszystkie potrzebne kosmetyki. Jest pralnia, w której można wyprać swoje rzeczy i poczekać na ich osuszenie w suszarce. Kiedy rozmawiam z Patrycją Drożyńską, koordynatorką wolontariatu „Fundacji Daj Herbatę”, podchodzi do nas młoda kobieta. Właśnie wyszła spod prysznica, na głowie ma jeszcze ręcznik. Patrycja podsuwa jej preparat z odżywką. – Rozetrzyj to w rękach i połóż na włosy – doradza jej życzliwie.
Na szafkach koło łazienki są czyste ręczniki, kosmetyki, dezodoranty, buteleczki z zapachem. Są też suszarki do włosów. – Wszystkie osoby, które tutaj widzisz, są czyste, zadbane – opowiada Patrycja. – Walczymy ze stereotypem, że osoba bezdomna, to ktoś brudny i śmierdzący. Owszem zdarzają się takie osoby, bo życie na ulicy jest trudne, ale większość o siebie dba, na ile może. A my im w tym staramy się pomóc. Nasz punkt nie jest duży. Na dyżur przychodzi około 20 osób, niektórzy regularnie, inni od przypadku do przypadku, czasem ktoś przyjdzie tylko raz. Nasi beneficjenci dowiadują się o działaniach punktu z poniedziałkowej „wydawki” w centrum Warszawy, inni pocztą pantoflową – tłumaczy Patrycja. Gdy tu przychodzą rano, najpierw wszyscy zapisują się w kolejce do łazienki. Dzięki temu jest porządek, nie ma sprzeczek. Każdy wie, kiedy jest jego kolej. Nikt nikogo nie pogania, jeżeli ktoś ma ochotę tu sobie posiedzieć dłużej, zostaje i sączy kawę.
Czasem to jeden krok
W dzisiejszych czasach zostanie osobą bez domu wcale nie jest trudne, przecież każdemu może się powinąć noga. Czasem weźmiesz za dużą pożyczkę, kredyt, którego nie możesz spłacić, często to głodowa emerytura, która sprawia, że nie masz jak płacić czynszu za mieszkanie. Albo rozwaliła cię utrata bliskiej osoby, jesteś życiowo niezaradny, wpadłeś w uzależnienie od alkoholu, czy brak ci rodzinny i wsparcia.
Patrycja podkreśla, że każda pora roku swoje wady i zalety dla ludzi w kryzysie bezdomności. Tego roku upalne lato dało im w kość. Upał to spuchnięte nogi, otarcia od niedopasowanych butów. W mieście nie ma gdzie skryć się przed żarem, a ochroniarze zwykle przepędzają ich z klimatyzowanych galerii handlowych. Gdy śpi się na ławce można zostać też napadniętym, skopanym. Osoby w kryzysie bezdomności są łatwym celem. Ale w lecie nie zmarznie się tak albo po prostu nie zamarznie jak w zimową, mroźną noc, gdy nie ma gdzie się skryć.
Zdjęcie zrobione podczas "wydawki" fundacji "Daj herbatę" na Dworcu Centralnym w Warszawie /fot. archiwum fundacji
Dziś Anna, pracownica socjalna, wybiera się z panem Tomaszem do urzędu pracy. W punkcie jest komputer z dostępem do internetu, drukarka, xero, dostęp do artykułów biurowych. Każdy kto przychodzi, może z tego skorzystać. Wielu z przychodzących tu nie ma telefonu komórkowego ani swojego adresu. Dlatego mogą podawać adres fundacji do korespondencji. Jeżeli ktoś nie ma stałego miejsca zamieszkania, to kontakt z urzędami, czy przesłanie dokumentów robi się problematyczne. W fundacji przestrzega się RODO i wszystko wpisywane jest do książki korespondencyjnej, a później wydawane zainteresowanym. W punkcie robi się też bezpłatnie zdjęcia do dokumentów. Pan Andrzej właśnie czeka dziś na kopie swoich dokumentów, aby iść z nimi do ZUS.
Jest tu też pokój terapeutyczny, w którym można porozmawiać np. z terapeutą uzależnień, specjalistą czy prawnikiem. Specjaliści mają dyżury i można uzyskać od nich potrzebne porady. – Czasami naprawdę niewiele potrzeba, żeby komuś wyprostować życiową sytuację – tłumaczy Patrycja. – Kiedyś poznaliśmy pana, który przychodził do nas na „wydawkę”, bo spał na dworcu. Po rozmowie okazało się, że przez wiele lat pracował w Niemczech w dużej firmie. Powiedzieliśmy mu, że może się starać o emeryturę. „Jaka emerytura? Jestem Polakiem, tylko tam pracowałem”- przekonywał nas. Gdy wsparliśmy go poradami i działaniem, dostał niemiecką emeryturę. Wreszcie stać go było na wynajęcie mieszkania i życie na normalnym poziomie. A on po prostu tego nie wiedział…
Powrót jest możliwy
– A co z biletami na Legię? Jest szansa? – zagaduje pan Patryk. – Będą, będą – odpowiada Patrycja. – Współpracujemy od kilku lat z Fundacją Legii. To cudowni ludzie. W przeszłości pomogli nam i zorganizowali na naszą rzecz akcję Mikołajkową. Na aukcjach w internecie można było kupić ciekawe przedmioty z klubu. Zebrano prawie 30 tysięcy złotych. Zostaliśmy też beneficjentem akcji „Wszyscy do wioseł”. W tej akcji sportowcy, celebryci, aktorzy, influencerzy spotykali się na stadionie Legii, aby wiosłować na ergometrach, a „wywiosłowane” kilometry przeliczane zostały na złotówki. Do nas wpłynęło ponad 200 tysięcy złotych. Działamy głównie dzięki sponsorom, to między innymi dlatego udało się otworzyć nasz punkt.
Patrycja przyznaje, że czasami spotykają się ze stereotypowym myśleniem o bezdomności i z hejtem. Z pytaniami i dotkliwymi komentarzami, dlaczego pomagają ludziom, którym „nie chce się pracować”, albo że „im w głowach się przewraca”. Wielu wciąż uważa, że ludzie w kryzysie bezdomności powinni się cieszyć jedynie z oddanych dziurawych ciuchów i starych butów. A przecież warto pomyśleć, że tzw. normalność: kino, mecz, pójście na ryby pomagają wychodzić z bezdomności. Czasem to może być pierwszy krok do zmiany. A one nie są proste. Tak, jak i zmiany, których właściwie boi się każdy z nas. Ktoś od lat pracuje i codziennie narzeka, że jest tam okropnie, ale nic z tym robi. Wybiera sytuację, która jest znana, bo boi się nieznanego, nowego.
– Droga do normalności to długotrwały proces, bywa bardzo bolesny, ale często też jest uwieńczony sukcesem – tłumaczy Patrycja. – To nie jest tak, że wszyscy, którzy do nas przyjdą po pomoc, staną na nogi. Ale dajemy szansę, staramy się pomagać długofalowo, wspierać człowieka na każdym etapie. A osoby dotknięte bezdomnością potrzebują kompleksowej, zindywidualizowanej pomocy i relacji, którą z nimi budujemy, opartej na szacunku i akceptacji.
Pomóc może każdy
Choć w „Fundacji Daj Herbatę” dużo dzieje się dzięki wolontariuszom, tu w Punkcie Integracji działają głównie profesjonalni pracownicy. Patrycja przyznaje, że to specyficzne miejsce i trzeba mieć silny charakter. – Wszystko to, co się dzieje się przy poniedziałkowych „wydawkach” na Dworcu Centralnym opiera się w stu procentach na wolontariacie. Nie ma tam pracowników, podobnie jak podczas wszystkich dyżurów w magazynie. Tam wolontariusze przyjmują dary, m.in. jedzenie, ubrania i szykują paczki dla beneficjentów fundacji. Stworzyliśmy specjalną aplikację, która ułatwia nam pracę i porządkuje zbieranie potrzeb i wydawanie rzeczy osobom potrzebującym. To bardzo pomaga w organizacji.
„Fundacja Daj Herbatę” została założona w 2015 roku, ale działa już wcześniej od 2012 roku. Jej twórczynią i prezeską jest Katarzyna Nicewicz, absolwentka pedagogiki resocjalizacyjnej i specjalnej oraz edukacji artystycznej na Akademii Pedagogii Specjalnej oraz grafiki w PJATK, arteterapeutka. Gdy była studentką pracowała dorywczo w sklepiku w podziemiach Dworca Centralnego. Tam, w zimowe, mroźne dni dostrzegła ludzi w potrzebie. Na pierwszą zorganizowaną przez nią akcję kilka osób przyniosło termosy z ciepłymi napojami. Otrzymywane dary pozwalały na podobne działania jedynie dwa razy w miesiącu.
W 2014 r. poza kawą i herbatą Katarzyna i jej znajomi rozdawali już kanapki. Potem zbierane po znajomych ubrania i obuwie. Z czasem pojawiły się proste gorące posiłki. Jedzenie przygotowywali w swoich kuchniach, rzeczy trzymali w przydomowych schowkach. Komuś pomogli wykupić leki albo zaprowadzili do lekarza. Działalność rozszerzała się wraz z poznawaniem historii kolejnych osób w kryzysie bezdomności. Dziś „Fundacja Daj Herbatę”, to cotygodniowe poniedziałkowe „wydawki” – akcje wydawania posiłków i paczek na Dworcu Centralnym w Warszawie. To Centralny Punkt Integracji oraz szereg inicjatyw mających za zadanie wspieranie osób w kryzysie i edukowanie. Fundacja działa w duchu redukcji szkód i dialogu motywującego. Tworzą nowatorskie rozwiązania i wdrażają rozwiązania na rzecz osób w kryzysie bezdomności. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, albo chce pomóc, wszelkie informacje znajdzie na stronie „Fundacji Daj Herbatę” .
Zobacz także
Nie-ładni, nie-mądrzy, nie-młodzi, nie-potrzebni i nie-zdrowi. „Tych osób nie da się wyeliminować, one żyją, istnieją” – mówi Marta Orzełowska, prezeska Fundacji Bonifraterskiej
15-letni Sebastian napisał wstrząsający list: „Często z mamą śpimy na dworze”. Odzew był natychmiastowy
Marina ma umiejętność włączania w pomoc także tych, co nic nie mają. „Nawet nie posiadając wiele, zawsze masz coś, czym możesz się z innymi podzielić”
Polecamy
Agnieszka Hajdukiewicz: „Pokazuję swoją niepełnosprawność, bo to jest część mnie”
„Dzieciom wstęp wzbroniony”. Łódzka pływalnia w ogniu krytyki za kontrowersyjny plakat
„Czym się różni serce od murzyna?”. Poruszająca kampania Ogi Ugonoh z Grzegorzem Daukszewiczem
„Mamo, zobacz, Elza!”. O tym, jak to jest być albinoską, opowiada Alicja Bazan
się ten artykuł?