„Hidżab to nie jest temat zastępczy. To jest symbol kontroli władzy. Kobiety otwarcie rzucają jej rękawicę” – rozmowa z Aleksandrą Chrobak o kobiecej rewolucji w Iranie
Od kilku tygodni, od czasu, gdy w Iranie zmarła 22-letnia Mahsa Amini, która – według policji religijnej – miała niewłaściwie założony hidżab, w dawnej Persji rozpoczęły się protesty kobiet walczących o swoje prawa. O tym, co dzieje się dzisiaj w Iranie i jak na obecną sytuację w tym państwie wpłynęły wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat, rozmawiamy z Aleksandrą Chrobak, autorką reportażu „Fashionistki zrzucają czadory”.
Anna Sierant: Kiedy w 2018 roku rozmawiałyśmy przy okazji premiery pani książki „Fashionistki zrzucają czadory”, powiedziała pani m.in., że tytuł reportażu stanowi „symboliczny obraz zmian, jakie w tym kraju zachodzą. Czador już od dawna nie dominuje na ulicach, a kobiety za pomocą mody i autoekspresji kruszą reżim. […] Myślę, że za kilka lat zostanie on zniesiony”. Mamy rok 2022 i rzeczywiście – Iranki wyszły na ulice, by protestować przeciwko obowiązkowi noszenia hidżabu, ale i – w szerszej perspektywie – by zawalczyć o swoje prawa. Czy więc tragiczna śmierć 22-letniej Mahsy Amini – która trafiła do aresztu z powodu posiadania „niewłaściwego hidżabu”, „wróciła” z niego w śpiączce i dwa dni później zmarła – wywołała protesty, których można było się już od dawna spodziewać?
Aleksandra Chrobak: Irańczycy to bardzo młode społeczeństwo. Kiedy ostatnio rozmawiałyśmy, ci młodzi ludzie, zamiast myśleć o rewolucji, cieszyli się względną odwilżą. Poluzowanie kontroli obyczajowej stanowiło pewien wentyl bezpieczeństwa. Młodzież mogła spokojnie siedzieć w kawiarniach, w centrach handlowych czy randkować bez oddechu strażników moralności na karku.
Chusty, szczególnie w miastach, to od kilku lat fikcja – listek figowy na blond fryzurze, który i tak najczęściej lądował na ramionach. Jak wygląda typowa teheranka? Poszarpane spodnie rurki, top na ramiączkach i na to włożona od niechcenia marynarka do połowy pupy. Nie zapomnijmy też o apaszce na ramionach.
W 2019 do władzy doszedł jednak człowiek o fundamentalistycznych poglądach i mrocznej przeszłości – Ebrahim Raisi. Jeszcze jako zastępca prokuratora generalnego brał udział w krwawych czystkach przeciwników politycznych w latach 80. – mówimy tu o egzekucjach, których dokładna liczba jeszcze nie jest znana, ale szacuje się ją na 3000-5000. Zmiana władzy przyniosła więc przykręcenie śruby – rządzący zabrali się za tę małą przestrzeń wolności i autoekspresji i to w sposób niezwykle brutalny. To był błąd. Ludzie poczuli, że już nie mają nic do stracenia, skoro dziewczyna ginie za źle założony hidżab. Co im pozostało?
Zwykło się mówić, że „kiedyś było lepiej”, ale – w kontekście praw człowieka – zazwyczaj uważamy, że pozytywne zmiany następują z czasem. Jednak, jeśli chodzi o pozycję kobiet w Iranie, jak wiele zmieniło się po (kontr)rewolucji Chomejniego w 1979 roku i wprowadzeniu obowiązku noszenia hidżabu w 1981? Czy w dawnej Persji rzeczywiście „kiedyś było lepiej”?
Wprowadzenie obowiązku hidżabu i usuwanie kobiet z decyzyjnych stanowisk było szokiem dla intelektualistek, które wspierały rewolucję, jak np. Shirin Ebadi, którą pozbawiono stanowiska sędziowskiego, a piastowała je jako pierwsza kobieta w tym kraju. Wtedy też zaczęło się prześladowanie intelektualistów, przeciwników politycznych. Kobietom zalecono nosić czarny czador, który – choć nie był obowiązkowy – stał się symbolem przestrzeni, którą wyznaczono kobietom. Do dziś panie pracujące w budżetówce noszą czarne płaszcze i chusty. Nie ma oczywiście w Iranie takiego prawa jak np. w Arabii Saudyjskiej, które ogranicza kobietom możliwość pracy czy samotnego podróżowania, prowadzenia samochodu, a irańskie uniwersytety są koedukacyjne, ale o swoje prawa Iranki muszą walczyć dziś, jak widzimy, z narażeniem zdrowia i życia.
Jak pani wspomniała, niedawno rządy w Iranie objął nowy prezydent, a jego dojście do władzy miało wpływ na pogorszenie sytuacji kobiet w kraju. Wcześniej było tak, że kobiety przyzwyczaiły się pewne zakazy obchodzić, a policja nie działała tak brutalnie?
Tak, Iranki opanowały do perfekcji „kombinowanie” z ubiorem i chustą. Muzułmański kanon ubioru jest zresztą w Iranie pojęciem nieostrym. Nie ma konkretnych wytycznych, jak ma wyglądać „przyzwoity” wygląd. Zasady ogólne są takie, że ramiona, nogi powinny być zakryte, na głowie musi być chusta, ale chusta irańska nie zakrywa szczelnie włosów, to raczej apaszka. Kształty ciała niby powinny być zakryte, ale nie jest powiedziane dokładnie, w jaki sposób, dlatego obcisły żakiet do połowy pośladków to popularny outfit. Kobiety swoim strojem, który coraz mocniej nagina te zasady, kruszą reżim. Zmiany w modzie, pozwalające kobietom coraz bardziej zaznaczyć swoją podmiotowość, mają aspekt polityczny. Przez lata walka o krótsze płaszcze, odsłonięcie przedramion, rurki, stanowiły symbol zmian społecznych. Tak kobiety walczą z opresyjnym systemem, to nie jest tylko domena miast. I te młode, i te w średnim wieku zakładają kolorowe obcisłe płaszczyki i pokazują siermiężny balejaż, który jest dla nich tym symbolem wolności. Podziwiam je.
Chusta jako taka obowiązuje w miejscu publicznym, więc już w samochodzie, wedle Iranek, ta zasada nie ma racji bytu, nawet jeśli szyby są opuszczone. Przecież nie po to dana kobieta zrobiła sobie chłodny blond, żeby nikt tego nie widział. W parkach, w górach, w centrach handlowych czy restauracjach chusty idą na ramiona. W środkach komunikacji publicznej, na ulicach, kobiety narzucają jedwabne apaszki na rozpuszczone włosy, puszczają końskie ogony z przodu, a starsze panie drapują chusty na tapirze. W mediach społecznościowych, np. na Instagramie Iranki są zupełnie wolne, prezentują swoje kształty à la Kardashianki, często poprawione przez chirurga plastycznego, pozują w obcisłych legginsach i crop topach, minisukienkach. One są naprawdę takimi samymi kobietami jak my – świadomymi swojej urody i spragnionymi tego, by móc być sobą także w sferze publicznej, nie tylko w kameralnych salach restauracji czy na domówkach.
W ostatnich latach panowała niepisana umowa, że my, dziewczyny, udajemy, że nosimy chusty, a wy, rządzący, udajecie, że nie widzicie. Warto dodać, że w 2017 zniesiono penalizacje przewinień obyczajowych, co oznaczało koniec gróźb więzienia za stroje czy czułości w przestrzeni publicznej. Zostały zastąpione programami reedukacji. Moim zdaniem to kupiło reżimowi trochę czasu.
Po tym, co spotkało Mahsę, widać, że były to tylko chwilowe zmiany. Teraz rząd chce odwrócić wahadło, które jego zdaniem nazbyt się wychyliło, ale spotyka się z gniewem i to jest gniew ogromny, długo tłumiony. Wybucha z niezwykłą siłą. Kobiety nie chcą już dłużej biernie przyjmować tego jarzma kontroli i opresji. Rewolucja jest kobietą.
Spójrzmy na ostanie filmy uczennic, które nie tak dawno jeszcze były zapędzane na marsze poparcia reżimu. To jest niestety w Iranie powszechne i to od podstawówki. Rozmawiałam z wieloma takimi dziewczynami, które szły z zaciśniętymi zębami na tych pochodach, przeklinając reżim w myślach i prywatnych rozmowach. Dzisiaj te dziewczyny fotografują się bez chusty i ze środkowym palcem wymierzonym w fotografie ajatollaha. Hidżab to nie jest temat zastępczy. To jest symbol kontroli władzy. Kobiety otwarcie rzucają jej rękawice, spektakularnie odmawiają posłuszeństwa brutalnej teokratycznej i władzy i – szerzej – partiarchalnemu porządkowi, który tę władzę umacnia, bo ona bez niego wali się w posadach. Dlatego reżim tłumi protesty tak brutalnie.
”Iranki opanowały do perfekcji „kombinowanie” z ubiorem i chustą. Muzułmański kanon ubioru jest zresztą w Iranie pojęciem nieostrym. Nie ma konkretnych wytycznych, jak ma wyglądać „przyzwoity” wygląd”
Oglądanie, w jaki sposób policja religijna traktuje protestujących, może budzić przerażenie, podobnie zresztą jak sama ta instytucja. W jakim stopniu kontroluje ona codzienne życie mieszkańców i mieszkanek Iranu?
Dotychczas można było mówić o odwilży, o czym wspomniałam wcześniej. Policja moralna przez kilka ostatnich lat nie miała już uprawnień do aresztowania za wykroczenia obyczajowe, bo zmieniło się prawo. Niestety teraz znów pojawiły się patrole, czyli vany ze strażnikami-ochotnikami, fundamentalistycznymi dziadersami z dodatkiem pani w czadorze, która gorliwie chce nawracać siostry. A taka pomoc jest bardzo potrzebna, bo teoretycznie mężczyzna nie może dotykać obcej kobiety czy jej przeszukać, co jednak nie przeszkadzało katom Mahsy. Ponadto zapowiedziano, że wprowadzona zostanie nowa technologia rozpoznawania twarzy, mająca służyć kontroli moralności w miejscach publicznych, taki wielki brat. To też wzbudziło ogromny protest.
W związku z sytuacją w Iranie przeczytałam w internecie m.in. takie opinie: „Skoro tak tam jest, to pewnie ludziom się to podoba”. Irańczycy często widziani są poprzez czyny ich władz, ale jak duża część społeczeństwa – pani zdaniem – rzeczywiście jest konserwatywna? Pytam również dlatego, że pamiętam z pani książki dane, które mnie (i pewnie wiele innych osób) zaskoczyły – wynikało z nich, że tylko 1,4 osób w Iranie regularnie uczęszcza do meczetu.
Ten czarny pijar to coś, co Irańczyków bardzo boli i jest źródłem kompleksów. Kiedyś Iran kojarzył się ludziom z bogactwem, pięknem, bogatą kulturą, dziś z czernią i fundamentalizmem, zagrożeniem. Ten obraz jest nieprawdziwy i krzywdzący. To indoeuropejski kraj, jedna ze starożytnych cywilizacji. Żeby zrozumieć, jak mentalnie jest im do nas blisko, wystarczy spojrzeć na irańskie niezależne kino. Irańczycy w swoich poglądach, pragnieniu wolności są dużo bardziej progresywni i prozachodni, niż się ludziom wydaje. Wśród moich znajomych w Iranie nie ma takich, którzy nie próbują wyjechać na Zachód lub choć o tym nie marzą. Oczywiście też ten Zachód idealizują, tak jak my kiedyś, gdy byliśmy żelazną kurtyną.
Czy chcielibyśmy, aby ludzie oceniali nas przez pryzmat bolesnej historii lub ludzi u władzy? Irańczycy jako społeczeństwo są trzymani za twarz przez brutalny reżim i mają tego dość. Rewolucja z lat 1978-79 była w dużej mierze zrywem intelektualistów, którzy walczyli przeciw zamordyzmowi szacha Pahlawiego. Upowszechnienie szkolnictwa wyszło mu bokiem, ponieważ nowe pokolenie poczuło, że traci swoją tożsamość, suwerenność na rzecz interesów obcych państw, za pomocą których szach chciał budować swój projekt wielkiego Iranu. Jednocześnie podział zysków z ropy nie był sprawiedliwy.
Dla społeczeństwa zmiany obyczajowe, szalona westernizacja i modernizacja następowały zbyt gwałtownie. I tu pojawił się Chomejni upominający się o „irańskość”, którą widział tylko jako zespoloną z szyickim islamem. Twierdził, że szach chce ją ludziom wydrzeć. Zręczna propaganda trafiła na podatny grunt. Ludzie domagali się odejścia Pahlawiego, a Chomejni był witany jak zbawca. Bardzo szybko okazało się, że nowy reżim jest jeszcze bardziej bezwzględny i krwawy. Dziś ludzie mają dość nie tylko opresji ideowej, obyczajowej, ale też niegdysiejsi beneficjenci nowego porządku są rozczarowani, społeczeństwu nie żyje się lepiej, „Iran nie wstał z kolan”, nie ma sprawiedliwego podziału dóbr, państwo jest pariasem na arenie międzynarodowej, a swoich bogactw naturalnych nie może spieniężyć, ze względu na embargo. A przecież miały być drugie Emiraty. Irańczycy mają dostęp do satelity, internetu, podróżują bez wiz do Turcji czy Dubaju, na świecie istnieją liczne diaspory irańskie, więc ludzie wiedzą, że może być inaczej.
To też nie jest tak, że Irańczycy wybrali to, co teraz mają. Wybory prezydenckie nie są bezpośrednie. W tym skomplikowanym systemie wyborczym kandydatów zatwierdza ciało złożone z konserwatywnych duchownych. To jest zabetonowany system, żaden reformator nie dojdzie tam do głosu, bo ajatollah Chamenei, czyli najwyższy przywódca na to nie pozwoli. To właśnie do niego piją protestujący na ulicach z okrzykami: „Śmierć dyktatorowi”, jak niegdyś wołali do szacha. Historia zatacza koło.
Na ulicach irańskich miast widać coraz więcej protestujących i niestety coraz więcej ofiar… Czy w Iranie, republice islamskiej, rodzi się społeczeństwo obywatelskie?
Ono tylko czeka na iskrę i lidera. Ta pierwsza już się pojawiła.
”Czy chcielibyśmy, aby ludzie oceniali nas przez pryzmat bolesnej historii lub ludzi u władzy? Irańczycy jako społeczeństwo są trzymani za twarz przez brutalny reżim i mają tego dość”
Warto dodać, że do protestujących kobiet dołączyli też mężczyźni je wspierający. Czy można powiedzieć, że protest przeciwko obowiązkowemu noszeniu hidżabu przekształcił się w walkę o prawa człowieka w Iranie? O to, by móc zatańczyć na ulicy czy złapać za rękę dziewczynę/chłopaka bez obaw o zostanie aresztowanym / aresztowaną? Z czym szczególnie chcą walczyć Irańczycy i Iranki?
Oprócz tego, o czym wspomniałam wcześniej, na pewno z problemami ekonomicznymi, z którymi też wiąże się jednostronne zerwanie przez Trumpa umowy nuklearnej i nałożenie na Iran sankcji w 2018 roku. W 2019 były też duże protesty po podwyżkach cen gazu, które wprowadzono w kraju. Ludziom ciężko się żyje.
Warto też dodać, że do głosu dochodzi kolejne pokolenie ludzi dość dobrze wykształconych. Dodajmy do tego fakt, że w Iranie jest więcej studentek niż studentów, a także globalizację, internet i media społecznościowe, które też przyczyniły się do tego efektu kuli śniegowej.
I tak, mężczyźni wspierają kobiety, oni też mają dość życia w reżimie kontrolującym ich życie. Kobiety wspierają ich ojcowie pamiętający czasy, kiedy nosiło się spodnie dzwony. Ba! Robiły to ich matki i babcie, te, które teraz na co dzień noszą czador. Nawet osoby szczerze religijne nie chcą, żeby hidżab był narzucony siłą. Bohaterka mojej książki „Fashionistki zrzucają czadory”, kobieta-„hidżabówa”, czyli taka, która nosi chustę czy czador nie z przymusu, ale z własnej woli, stoi po stronie kobiet protestujących. Hidżab nie może być jarzmem.
Kiedy myśli się o przeciwnikach respektowania praw kobiet (czy nawet ich sformułowania) w Iranie, przed oczami staje najczęściej islamski duchowny z długą brodą i groźnym wzrokiem. Na filmach z Iranu widać jednak, że protestujące kobiety atakują również panie nie tylko w chustach na głowach, ale czarnych czadorach. Kim jest taka „typowa” konserwatywna Iranka?
Istnieją kobiety wspierające reżim, o nich też pisałam w książce, wiele z nich otrzymuje benefity od państwa, mieszkania, pensje, spora część to krewne żołnierzy poległych w wojnie iracko-irańskiej tzw. męczenników szahidów. To są agitatorki systemu i obowiązkowego stroju muzułmańskiego, stanowią jednak znikomą część społeczeństwa.
Konserwatywna, szczerze religijna Iranka nie zmusza do hidżabu, bo wie, że wiara i pobożność musi wypływać z serca i woli. Co innego fundamentalistycznie nastawieni zwolennicy reżimu, jednak takich jest niewielu, nawet na prowincji.
Wiem, że trudno przewidywać przyszłość, ale czy pani zdaniem ta kobieca rewolucja ma szansę powodzenia? Czy jest na to szansa bez wsparcia Zachodu i czy uważa pani, że władze krajów europejskich, USA zareagują/powinny zareagować? Czy wsparcie, jakie Iranki otrzymują w mediach społecznościowych – zarówno od osób powszechnie znanych, jak i niepublicznych, okaże się wystarczające?
Podejrzewam, że Irańczycy nie zaakceptowaliby bezpośredniej ingerencji Zachodu w swoje sprawy. To już było i podczas rewolucji zostało odrzucone. Za każdym razem, kiedy Zachód angażował się w ich sprawy, kończyło się to klęską i rozczarowaniem. To musi być mądre wsparcie, a nie wyręczanie w drodze do demokracji. Oni mają w sobie tę siłę. Możemy pomóc, starając się ich poznać, zrozumieć, wyjść poza stereotypy. Wierzę, że w końcu Iranki i Irańczycy zmiotą też brutalny reżim.
Aleksandra Chrobak – absolwentka religioznawstwa i polonistyki oraz była studentka iranistyki z Krakowa, która przez pół dekady mieszkała w Abu Zabi, wielokrotnie odwiedzała Iran. Jest autorką książek „Fashionistki zrzucają czadory” (o Iranie) oraz „Beduinki na Instagramie” o Zjednoczonych Emiratach Arabskich
Zobacz także
„Konwencja stambulska to parasol ochronny dla systemu, który mamy w tej chwili. Wypowiedzenie jej zdaje nas na łaskę i niełaskę przyszłych ustawodawców” – mówi Joanna Gzyra-Iskandar
„Przekonaliśmy się, że nie wszystkie osoby deklarujące pomoc uchodźcom, miały dobre intencje”. O handlu ludźmi w czasach wojny mówi Prezeska Fundacji La Strada
„Przez uwarunkowania kulturowe, społeczne i religijne kobiety zgwałcone przez męża często nie wiedzą, że są ofiarami przestępstwa” – mówią Kamila Ferenc i Adam Kuczyński z Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Patricia Kazadi skonfrontowała się ze swoim oprawcą. „Popłakał się, bo sam ma dwie córki”
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
ONZ bije na alarm: Liczba aktów przemocy wobec kobiet wzrosła o 50 proc.
się ten artykuł?