Ewa Woydyłło: „Miłość czasem jest zaborcza i drapieżna, przyjaźń nie. W przyjaźni człowiek jest najlepszym sobą”
– Przyjaźń nie jest najeżona niebezpieczeństwami, przez co wydaje się mniej spektakularna. Nie ciągnie za sobą skandali, ponieważ oznacza wzajemne szanowanie granic, ważnych dla nas tematów i spraw. W miłości natomiast działają dwa wektory: pożądanie i lęk przed utratą – o znaczeniu przyjaźni, rozstaniach z przyjaciółmi i budowaniu z nimi trwałych relacji mówi dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka, terapeutka uzależnień, publicystka.
Marta Szarejko: Przyjaźnie trwają po kilkanaście albo kilkadziesiąt lat – czasem znacznie dłużej niż relacje romantyczne. Ale rzadko mówi się o rozstaniach w przyjaźni, o tym, że one też się czasem urywają, kończą. Dlaczego?
Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Bo przyjaźń dziś bywa płytka, w ogóle jesteśmy płytsi. Wszystko przyspieszyło, pędzimy, bezustannie bierzemy udział w wyścigu. Wszyscy się spieszymy i biegniemy – nie wiemy dokąd i dlaczego, ale robimy to.
Ja tego nie czuję…
Ja też nie, co nie znaczy, że leżę na kanapie. Ale jeśli ktoś ten wyścig odczuwa, to jakie jest w jego życiu miejsce na przyjaźń? Każda relacja w takim biegu to mignięcie, jakiś przebłysk – przelatujemy koło siebie niczym meteory, czasem nasze trajektorie się przetną, ale szybko się rozjeżdżamy. Po co w takiej sytuacji zastanawiać się nad rozstaniem w przyjaźni?
A może rację ma socjolożka Eva Illouz: przyjaźń jest mniej atrakcyjna medialnie, gorzej się sprzedaje. Nie to co miłość – dużo łatwiejsza do komercjalizacji.
Przyjaźń nie jest najeżona niebezpieczeństwami, przez co wydaje się mniej spektakularna. Nie ciągnie za sobą skandali, ponieważ oznacza wzajemne szanowanie granic, ważnych dla nas tematów i spraw. Nie obgadam przyjaciółki w mediach, a jeśli tak, to nie jest żadna przyjaźń. W miłości natomiast działają dwa wektory: pożądanie i lęk przed utratą.
W przyjaźni nie ma konkurencji.
Nawet jeśli mój przyjaciel ma wielu innych przyjaciół, może mnie z nimi poznać, a ja powiększę dzięki niemu swoje grono. Przyjaźń się pomnaża, miłość dzieli i ucina. Przyjaźń to relacja, która kojarzy nam się z trwałością, stałością, stabilnością. Myślimy, że jest dana raz na zawsze, więc nie trzeba w nią wkładać wysiłku, żadnej pracy. Tymczasem przyjaźń wymaga beczki soli, czyli wspólnych przeżyć. A te z kolei wymagają czasu.
W krótkim czasie chyba trudniej pokazać siebie – trzeba wspólnie przeżyć coś trudnego, żeby dowiedzieć się, jaki przyjaciel jest. A nie jak się przedstawia.
Przyjaźń wymaga poznania, a poznanie wymaga dwóch postaw: szczerości i zaufania. Jedno bez drugiego nie istnieje, to syjamskie rodzeństwo. Jeśli nie powiem ci czegoś, co naprawdę mnie określa, nigdy nie dowiem się, na czym oparta jest twoja życzliwość. Bo przecież często kreujemy swój wizerunek na początku różnych relacji, w miłości i przyjaźni też.
Udajemy?
To nie musi być udawanie, raczej przybieranie jakiejś postawy, która według nas pasuje do sytuacji i osoby. Widzę na przykład, że bardzo lubisz się śmiać, a mniej lubisz, kiedy płaczę, więc staram się nie pokazywać ci swojego smutku. Dostosowuję się. Tylko że przyjaźń nie polega na dostosowywaniu się, przyjaźń to jest dawanie i branie.
Branie przychodzi czasem trudniej niż dawanie – stąd ta pokusa kreowania. Jeśli będę ujawniać tylko pozytywne rzeczy na swój temat, nie będę musiała liczyć na pocieszenie. To bezpieczniejsze.
W przyjaźni największą rolę odgrywa dzielenie się tym, co jest głęboko w nas. Z jednej strony jesteśmy w stanie powiedzieć bliskiej osobie te mniej przyjemne rzeczy, ale z drugiej wytrzymamy, jeśli ktoś powie nam coś niekoniecznie miłego na nasz temat. Kiedyś, po długim niewidzeniu spotkałam się z przyjaciółką – byłam u niej w domu, miło spędziłyśmy czas, aż w końcu zaczęłam się zbierać, wkładam płaszcz, jakiś szal, a ona nagle mówi: „Ewa, zrób sobie twarz!”.
Okrutne.
Ja się wzruszyłam.
Dlaczego?
Bo tylko prawdziwa przyjaciółka powie mi wprost coś takiego! Skorzystałam zresztą z jej rady i poszłam do jej kosmetologa, który starannie mnie obejrzał i powiedział: „Nic nie robimy, chyba że to pani bardzo przeszkadza…”. A ja na to: „Mnie nie, ale moja przyjaciółka…”. Kazał mi jeść więcej rosołów i mięsa, którego i tak nie jem, więc ostatecznie niewiele się zmieniło.
Nie czuła się pani źle z tym, co powiedziała przyjaciółka?
Do tej pory myślę o niej ze wzruszeniem, bo wiem, że to była najlepsza rzecz, którą miała mi do przekazania. Inne koleżanki pewnie na mnie patrzą i myślą: „Boże, jakie ona ma zmarszczki!”. A ona wyraziła to wprost, dała namiary na lekarza, ponieważ wiedziała, że ja się takimi rzeczami kompletnie nie interesuję. Ale jak już ktoś mi podsunie taki pomysł, to pójdę, sprawdzę, czemu nie? A nuż da się coś poprawić.
Jak pani patrzy na swoje ciało?
Zmarszczki w ogóle mi nie przeszkadzają, ponieważ moją mocną stroną nigdy nie była uroda. Moja mama zawsze mówiła: „Dziecko, traktuj ciało jak instrument, nie ornament”. To zdanie było w naszym domu jak mantra, ja je do tego stopnia uwewnętrzniłam, że może nawet za mało myślałam o ciele w kontekście wyglądu. Nie chodzę na przykład do kosmetyczki.
”Ludzie boją się aktualizować przyjaźń, bo dla nich to forma egzaminu, a przecież nikt nie lubi poddawać się sprawdzianom. Wracamy do kwestii szczerości – jeśli chcę być na bieżąco w naszej przyjaźni, muszę sobie zadać pytanie, ile o tobie wiem, ale też ile ty wiesz o mnie”
Jak potoczyła się ta przyjaźń?
I tu jest niezwykły zwrot akcji, naprawdę zaskakująca puenta. Jestem w operze i nagle czuję, że ktoś mnie z tyłu dotyka. Oglądam się, a to ona! Ucieszyłam się, bo dawno się nie widziałyśmy. Dałam jej znak, że złapiemy się podczas przerwy. Kończy się pierwszy akt, światła się zapalają, podnosimy się, ja stoję, czekam, aż ona wstanie i wyjdziemy razem…
I?
Patrzę kątem oka i odwracam wzrok, bo widzę kobietę w sukni Diora, o pięknej twarzy, ale tak zgarbioną, że ledwo idzie. Nie miałam sumienia na nią patrzeć. Myślałam: przecież zrobię jej przykrość, jak będę się tak przyglądać. I tu dochodzimy do kolejnej ważnej rzeczy w przyjaźni, czyli do podobnych wartości. Uroda nie jest dla mnie nadrzędną wartością.
Pamięta pani przyjaźnie, z których chciała pani wyjść, ale było to trudne?
Są ludzie, którzy mają bardzo duże zapotrzebowanie na przyjaźń, ja do nich należę. Byłam jedynaczką, żyłam tylko z mamą i zawsze miałam niesamowity głód relacji. Marzyłam, że ktoś przy mnie jest, a często byłam sama, jak to jedynak. Do tej pory zdarza mi się kogoś poznać, z impetem wejść w znajomość, a potem orientuję się, że relacja jest co najmniej niesymetryczna i trudno mi się z niej wyrwać.
Holuje pani taką przyjaźń?
Przestaję, kiedy orientuję się, że w jakiejś relacji nie mam ani sekundy dla siebie. Wtedy mówię stop, nawet jeśli nie jest to łatwe, ponieważ uważam, że w przyjaźni nie można być dawcą krwi. Przyjaźń oczywiście może być zawodna, bo jeśli po jakimś swoim geście albo otwartości oczekuję symetrii, to mogę się rozczarować. Niekoniecznie dlatego, że ktoś nie chce mi tego samego dać, tylko dlatego, że nie potrafi. Zapraszam przyjaciółkę na kawę i ciasto, jakiś czas później na kolację. A potem dzwonię i mówię: może zobaczymy wieczorem razem jakiś film?
W końcu nadchodzi moment refleksji.
Tak, np. kiedy ostatni raz ja byłam u niej? I okazuje się, że to działa tylko w jedną stronę. Nie krępuję się wtedy i rozmawiam, mówię na przykład: „Słuchaj, powtarzasz, że tak się cieszysz, kiedy do ciebie dzwonię i zapraszam do siebie. Dlaczego ty do mnie nie dzwonisz?”. Ona odpowiada: „No wiesz, jesteś taka zajęta, nie chcę ci przeszkadzać”. A ja na to: „Wiesz co? To jest wykręt, to nie brzmi racjonalnie”. Bo moim zdaniem to wygodnictwo: oddawanie odpowiedzialności za relację drugiej osobie.
Przypomina mi się scena z serialu „Pracujące mamy”: dwie przyjaciółki, które znają się od najmłodszych lat, w którymś momencie orientują się, że destrukcyjnie na siebie działają i postanawiają na jakiś czas się zdystansować. Przerwać przyjaźń i zobaczyć, jak im będzie bez siebie.
Taka postawa wymaga dużej dojrzałości, umiejętności zadawania sobie ważnych pytań. I odwagi do zadawania ich bliskim. Ludzie boją się aktualizować przyjaźń, bo dla nich to forma egzaminu, a przecież nikt nie lubi poddawać się sprawdzianom. Wracamy do kwestii szczerości – jeśli chcę być na bieżąco w naszej przyjaźni, muszę sobie zadać pytanie, ile o tobie wiem, ale też ile ty wiesz o mnie. Kto dominuje? Jak ci ze mną jest? Co byś chciała w naszej relacji zmienić? Czy coś cię uwiera?
”W przyjaźni największą rolę odgrywa dzielenie się tym, co jest głęboko w nas. Z jednej strony jesteśmy w stanie powiedzieć bliskiej osobie te mniej przyjemne rzeczy, ale z drugiej wytrzymamy, jeśli ktoś powie nam coś niekoniecznie miłego na nasz temat”
Wydaje mi się, że taka aktualizacja może pomóc uratować relację, która się psuje. Albo dobrze zamknąć taką, w której już nie chcemy być.
Miałam okazję otrzeć się o inną kulturę niż nasza, studia psychologii kończyłam w Stanach Zjednoczonych i dobrze poznałam południowo-kalifornijski styl układania relacji, oparty na prostej zasadzie: każdą sprawę, która dotyczy tylko mnie, rozwiązuję ja. Mam problemy z trawieniem, idę do lekarza, zajmuję się sobą. Jeśli natomiast mam problem w relacji, to rozwiązuję go z osobą, z którą w tej relacji jestem.
Uczciwe podejście.
Nieważne, czy to będzie krytyka, czy pochwała. Ponieważ dotyczy to dwóch albo kilku osób, wszystkie biorą udział w rozwiązywaniu problemu. I te przyjaciółki z serialu, o którym pani mówi, właśnie coś takiego zrobiły. U nas jest odwrotna tendencja, często słyszę takie pytania: „Mam przyjaciółkę, która pije, jak z nią o tym rozmawiać? Przecież ona zerwie naszą przyjaźń!”. Moja odpowiedź brzmi: „Może warto o tym powiedzieć, żeby się przekonać, czy to faktycznie jest przyjaźń?”.
Uznajemy, że przyjacielowi nie można mówić trudnych rzeczy.
Przyjaciółka pachnie na przykład potem. Kto ma jej to powiedzieć, jeśli nie bliska osoba? Przecież jeśli zrobi to ktoś przypadkowy w tramwaju, to będzie brutalne i obcesowe. A jeśli jej to powie przyjaciel, to ona poczuje wdzięczność i będzie mogła to zmienić. Bez publicznego upokorzenia. To trochę tak, jak z moją twarzą! Kto ma mi powiedzieć o zmarszczkach, jeśli nie przyjaciółka? Potem się oczywiście z tego śmiałyśmy.
A co, jeśli ktoś kończy z nami przyjaźń i nie chce o tym rozmawiać?
U nas to niestety dosyć częste: coś się dzieje nie po naszej myśli, więc co robimy? Obrażamy się. Często ludzie pamiętają to z dzieciństwa, słyszałam mnóstwo opowieści typu: moja mama jest cudowna, ale czasami przez dwa tygodnie nie odzywała się do mnie w ogóle. Albo: tata z mamą całymi dniami nie rozmawiali ze sobą. Byłam mała, nie wiedziałam, o co chodzi i to było straszne.
To się dzieje w domach, w przestrzeni prywatnej, ale też w publicznej, politycy przecież dość często się obrażają.
Ciągle następuje jakaś obraza uczuć. Żyjemy w kulturze katolickiej, w której kara boska jest bardzo ważnym elementem: będziesz się smażyć w piekle albo trafisz do czyśćca – nawet jeśli człowiek nie wierzy, nasiąka tym od dzieciństwa. Kara stała się walutą. Tymczasem od karania lepsza jest nawet wyrocznia: zrobiłaś mi przykrość, nie chcę już z tobą przebywać. Bo obrażanie się to komunikat: „Nie rozwiązuję problemu, nie zajmuję się nim. Podkreślam go, uwidaczniam, daję ci czas, żebyś się dręczył, zastanawiał, rozgrzebywał”. W efekcie męczą się obie strony.
Jak kończyć przyjaźń, jeśli cenimy osobę, z którą chcemy się rozstać?
Jeżeli nie chcemy kontynuować przyjaźni, to znaczy, że przestajemy ją cenić. Najwyraźniej bilans plusów i minusów jest na niekorzyść. Można wtedy powiedzieć: 'Słuchaj, ta relacja przynosi mi szkodę, a nie pożytek. Nie chcę już w niej być”. Albo: „Czuję się wykorzystywana, już tego nie chcę”. Lepiej uczciwie to powiedzieć niż milczeć, bo to pozwala obu stronom zamknąć jakiś rozdział, nie rozpamiętywać, nie zastanawiać się, tylko uczciwie się pożegnać.
Ma pani wspomnienia dziwnie zakończonych przyjaźni w swoim życiu?
O tak. Takie z mojej winy też. Wiem, że gdybym była bardziej aktywna, to one by trwały, ale z jakiegoś powodu w tamtym momencie odpuściłam. I mam w sobie taką tęsknotę nie-tęsknotę. Kiedyś dostałam w prezencie ramę z wieloma otworami i napisem FRIENDS. Powklejałam zdjęcia swoich przyjaciół, to było z dziesięć lat temu. Dziś nie żyje żadna z tych osób. Gdybym zaprosiła tu teraz swoje przyjaciółki, zobaczyłaby pani, że one wszystkie są o dwadzieścia, czterdzieści lat ode mnie młodsze. Więc mam taką świadomość: nic nie trwa wiecznie, a na pewno nie życie.
Czym dla pani jest przyjaźń?
Relacją, w której jestem najlepszą sobą. W przyjaźni nigdy nie chcę, żeby komuś było źle. Nie chcę, żeby ktoś miał za swoje, nie chcę, żeby cierpiał. Miłość czasem jest zaborcza i drapieżna, przyjaźń nie. W przyjaźni człowiek jest najlepszym sobą.
Ewa Woydyłło-Osiatyńska: dr psychologii, terapeutka uzależnień, publicystka. Autorka książek z zakresu psychologii i rozwoju osobistego, m.in. „Sekrety kobiet”, „My-rodzice dorosłych dzieci”, „W zgodzie ze sobą. Droga do siebie” czy „Nasz bieg z przeszkodami. O wrażliwości i inności”. Ostatnio ukazała się jej książką „Żyć lepiej”, którą Hello Zdrowie objęło matronatem medialnym.
Zobacz także
„Bywamy egocentryczni, mamy cechy narcystyczne, a współczesne trendy sprzyjają ich rozwijaniu” – mówi psycholożka Urszula Struzikowska-Marynicz
„Mężów mogę mieć kilku, a na przyjaźń trzeba sobie zasłużyć”. Czyli kiedy przyjaźnisz się 57 lat
Dr Małgorzata Bulaszewska: Plotka nie ma płci – i mężczyźni, i kobiety plotkują o tym samym – o awansach, zdradach, pożyczaniu pieniędzy
Polecamy
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
Pedro Pascal zabrał na premierę siostrę. Lux, sojuszniczka osób transpłciowych, skradła mu całe show, a on poprawiał tren jej sukni
Agnieszka Włodarczyk na prawie 5 miesięcy powierzyła opiekę nad synem swojej mamie. „Nie mam siły już mówić”
„Za dużo wymagamy”. O tym, dlaczego coraz więcej osób ma problem ze znalezieniem partnera, rozmawiamy z Moniką Dreger, psycholożką
się ten artykuł?