Asp. szt. Leszek Jacznik: Mój zawód kojarzony jest z mandatami, łapaniem złodziei i strzelaniem. Ale mundur nie musi przeszkadzać w byciu człowiekiem
– Pewna pani otrzymała ode mnie bardzo pokaźną paczkę żywnościową. Do tej paczki ktoś z darczyńców dołączył wydziergane na drutach skarpetki. Seniorka miała łzy w oczach, bo pierwszy raz w swoim życiu dostała prezent. Jak niewiele trzeba, żeby kogoś uszczęśliwić – mówi w rozmowie z Hello Zdrowie asp. szt. Leszek Jacznik, policjant dzielnicowy z Olsztyna, autor wyjątkowego projektu Paczka z Dzielnicy.
Aleksandra Tchórzewska: Jest pan policjantem dzielnicowym, czyli osobą, która zawodowo pomaga innym. Jednak wyszedł pan poza stricte policyjne obowiązki i ruszył z projektem Paczka z Dzielnicy. Co było impulsem do jego stworzenia?
Asp. Szt. Leszek Jacznik: Wszystko zaczęło się w 2017 roku. W moim rejonie służbowym pewna starsza pani mieszkała w złych warunkach. Zajrzałem do lodówki, a tam tylko światło. Brakowało jej na jedzenie. Postanowiłem pomóc i zorganizowałem jej paczkę żywnościową. Potem udało się wejść we współpracę ze spółdzielnią, która pomogła naprawić jej drzwi wejściowe. I pomyślałem: skoro tu się udało, to może uda się też gdzieś indziej? Z roku na rok pomagam coraz większej liczbie rodzin. Udaje się wywołać uśmiech na twarzach tak wielu ludzi. Myślę, że warto.
Jakie rodzaje pomocy oferuje Paczka z Dzielnicy?
Z racji zawodu, jaki wykonuję, zawsze to będzie pomoc prawna polegająca na udzielaniu informacji. Ale też jest wiele innych sytuacji. Udało mi się na przykład zorganizować pomoc w transporcie medycznym ciężko chorej osoby: od załatwienia specjalistycznego łóżka, przez przewiezienie pacjenta, aż po codzienne zwykłe czynności, typu podnoszenie go z łóżka. Pan był pod opieką dość leciwej seniorki, która sama nie dawała sobie rady.
Z kolei innej rodzinie wyremontowałem mieszkanie, łącznie z wymianą instalacji elektrycznych i hydraulicznych, udało się też wymienić meble. Mam głowę pełną pomysłów i co roku staram się poszerzyć ten zakres pomocy. Tak to się kręci.
Działa pan w pojedynkę?
Akcję prowadzę jednoosobowo, ale udaje mi się zaangażować szereg osób do pomocy. Są to darczyńcy, są też osoby, które odstawiają na bok swoje zawodowe obowiązki i poświęcają swój czas i energię. Wspomniane mieszkanie także udało się wyremontować przy wsparciu dobrych dusz i sponsorów.
Co roku przeobraża się pan w św. Mikołaja. Domyślam się, że tutaj też potrzeba elfów.
Magia świąt pomaga, mimo że jesteśmy zaganiani. Część osób włącza się oficjalnie, część anonimowo. I wielki szacun dla nich! Ja jestem trybikiem w tej całej maszynie. Ale to dzięki ludziom ta akcja się rozwija.
Mam taką tradycję, że 6 grudnia będąc na służbie, zakładam do munduru czapkę Mikołaja i białą brodę. Kupuję karton lizaków i radiowozem policyjnym przyjeżdżam do przedszkola miejskiego mieszczącego się w moim rejonie służbowym. Dzieciaki natomiast przygotowują kartki świąteczne dla różnych osób, które potem przekazuję. To miła współpraca. Przekazuję też paczki osobom potrzebującym. Bywam w koczowiskach, altankach, domach samotnej matki, u chorych i potrzebujących. Grudzień jest bardzo intensywny. Działam w trakcie służby, przed służbą i po służbie, w swoim wolnym prywatnym czasie. Na koniec miesiąca jestem wyczerpany.
Jednak widok osób, które uśmiechem mi dziękują, ładuje mój akumulator. W styczniu już myślę, co by tu zrobić, żeby podbić jakość tej akcji i wymyślić coś nowego. Rodzina mnie w tym wspiera. Okres świąteczny jest na tyle magiczny, że nie ma zgrzytów, nerwów, pretensji. Wszystkie ręce na pokład. I działamy.
Jakie są największe wyzwania w projekcie Paczka z Dzielnicy?
Cała organizacja jest wyzwaniem. Mam dużo ograniczeń z racji zawodu. Muszę podopinać wszystko formalnie, prawnie, wystąpić o zgody do przełożonych. W końcu występuję w mundurze, nie mogę się narazić.
”Grudzień jest bardzo intensywny. Działam w trakcie służby, przed służbą i po służbie, w swoim wolnym prywatnym czasie. Na koniec miesiąca jestem wyczerpany. Jednak widok osób, które uśmiechem mi dziękują, ładuje mój akumulator. W styczniu już myślę, co by tu zrobić, żeby podbić jakość tej akcji i wymyślić coś nowego.”
Czy są jakieś granice niesienia pomocy? Sytuacje, w których musi pan powiedzieć „nie”?
Uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Ale czasami wymagania bądź oczekiwania osób są większe niż moje możliwości. Pomagam na tyle, na ile mogę. Wiem, że niektórzy potrzebują więcej nakładów niż te, którymi dysponuję. Ale często to zaczątek tego, co można zrobić. Czasem to, że przekażę jedną paczkę czy cenną informację albo skieruję potrzebującego w dobre ręce, uruchamia całą lawinę pomocy. Tak było w przypadku wspomnianego mieszkania: potrzebowałem tylko puszki farby i tapety, żeby je odświeżyć. Nie wiedziałem, że skończy się na totalnym remoncie. Ale to nie wszystko. Osoby, które włączyły się w akcję, zaangażowały się dodatkowo. A to ktoś dziewczynce z tej rodziny opłacił treningi piłkarskie, a to wyjazd na wakacje. Miałem w planach jedynie odświeżyć mieszkanie, a skończyło się na długofalowej pomocy. Często się tak właśnie dzieje, że kiedy trafiam do danej rodziny, to pierwsza iskierka wywołuje pożar pomocy.
Nie zdarzyło się natomiast, że ktoś był niezadowolony z pomocy, jakiej mu udzieliłem.
Czy zdarzają się sytuacje, w których czuje się pan bezradny?
Tak było w przypadku tej ciężko chorej osoby, o której opowiadałem. Udało się załatwić sponsorów, którzy wyłożyli pieniądze na rehabilitację, na łóżko rehabilitacyjne, na wsparcie medyczne. Niestety ten pan odszedł. To było bardzo ciężkie. Ta świadomość, że mimo iż tyle osób się zaangażowało, nie udało się…
Przykra historia. Na pewno ma pan też mnóstwo takich, które zakończyły się happy endem.
Jest ich wiele. Chociażby historie osób, które doznawały przemocy. Udało się tę przemoc zastopować, dać poszkodowanym nowe życie. Próbuję też wspierać osoby będące w kryzysie bezdomności. Jednej z nich udało się z tej bezdomności wyjść. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że zmieniając życie jednej osoby, nie zmienimy całego świata. Ale zmienimy cały świat dla tej osoby.
Naukowcy przekonują, że pomaganie wpływa korzystnie na zdrowie, wzmacnia poczucie szczęścia, a nawet wydłuża życie. Co jest dla pana najbardziej satysfakcjonujące w pomaganiu innym?
Uważam, że pomagając komuś, pomagamy sobie. Zyskujemy dużo: czerpiemy przyjemność, satysfakcję, to buduje w nas poczucie wartości. Otrzymujemy więc coś w zamian. Coś niematerialnego, co wpływa na nasze samopoczucie, morale.
Pewna pani otrzymała ode mnie bardzo pokaźną paczkę żywnościową. Do tej paczki ktoś z darczyńców dołączył wydziergane na drutach skarpetki. Pani miała łzy w oczach, bo pierwszy raz w swoim życiu dostała prezent. Jak niewiele trzeba, żeby kogoś uszczęśliwić. Wystarczy trafić w potrzebę danej osoby. To bardziej cenne niż pieniądze.
To właśnie skłoniło pana do podjęcia pracy dzielnicowego? Zawsze chciał pan pomagać ludziom?
Od dziecka chciałem być policjantem. Mój zawód kojarzony jest z mandatami, łapaniem złodziei i strzelaniem. Staram się pokazać tę inną stronę: pomocową, opartą na wsparciu i walce z przemocą domową, podpowiadaniu, co można zrobić w życiu, żeby było lepiej. Mundur nie musi przeszkadzać w byciu człowiekiem.
Jakie są, według pana, największe potrzeby mieszkańców pana rewiru? Czy zmieniają się na przestrzeni ostatnich lat?
Pracuję na osiedlu nowszym, bardziej zamożnym. Nie ma tu zbyt wielu osób potrzebujących. Dlatego też wspieram ludzi nie tylko ze swojego rejonu, ale na terenie całego Olsztyna.
Czasem dostaję informację od innych dzielnicowych, że ktoś czegoś potrzebuje, często sam zauważam potrzebę, a innym razem wpłynie do mnie informacja od osoby postronnej czy instytucji. Burza mózgów i szukamy możliwości, jak pomóc. Czasem jest to paczka żywnościowa, a czasami załatwienie wersalki. Teraz na przykład idzie zima, śnieg, mróz. Szukam męskich butów dla mężczyzn doświadczających bezdomności.
Domyślam się, że są ludzie, którzy nigdy nie poproszą o pomoc, bo się wstydzą. W jaki sposób rozpoznaje pan ich potrzeby?
Najczęściej właśnie tak jest, że osoby najbardziej potrzebujące nie zgłaszają się do żadnej instytucji, nie proszą nikogo o pomoc. Mimo ciężkiej sytuacji, zamykają się w czterech ścianach. Najczęściej dowiaduję się o tym dzięki zwykłej rozmowie, wymianie informacji czy doświadczeń z innymi. Potem wchodzę w dane środowisko i widzę, że rzeczywiście jest problem: czasem finansowy, czasem materialny, a czasem natury psychologicznej. A niekiedy ktoś potrzebuje informacji, gdzie może się udać po wsparcie.
Kiedy przekazuję paczkę świąteczną, słyszę: „Weźmie pan tę paczkę i zawiezie tej osobie”. Widzę, że obdarowany sam żyje w kiepskich warunkach, że jest potrzebujący, ale mimo tego chce podzielić się z kimś, kto ma jeszcze gorzej.
Co powiedziałby pan osobie zastanawiającej się nad pracą w policji – w takim jak pana pionie prewencji?
Że praca dzielnicowego jest bardzo ciekawa. Nasze pole działania jest naprawdę szerokie: wspieramy służby patrolowe, kryminalne, działamy dla różnych instytucji. Co więcej, jesteśmy policjantami uniwersalnymi – nie ograniczamy się tylko do swojej działki stricte policyjnych zadań, ale włączamy się też w te typowo ludzkie, polegające na wsparciu.
Niedługo święta. Co chciałaby pan dostać pod choinkę?
Mam świetną żonę, cudowne dzieci, jest zdrowie, więc już wszystko mam.
Asp. Szt. Leszek Jacznik– dzielnicowy z Posterunku I Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie, twórca akcji charytatywnej ,,Paczka z dzielnicy”. W 2022 roku został uhonorowany tytułem „Kawalera Białej Wstążki” za niesienie pomocy kobietom doświadczającym przemocy.
Zobacz także
„Nie ma czystego altruizmu. Coś sobie po prostu tym pomaganiem kompensujemy” – mówi Kasia Nicewicz, która od kilku lat rozdaje bezdomnym herbatę i ciepłe posiłki
W Ministerstwie ds. Samotności króluje język zdrobnień. Je się tu obiadki i pije kapuczinko. Może to sposób na zmiękczenie nie tylko słów, ale też rzeczywistości
„A wy wiecie, kogo trzymacie pod ramię? Anioła”. O Wojciechu Aniele, który nie czekając na interwencję z nieba, ruszył na pomoc powodzianom
Polecamy
Kogo nie zaprosilibyśmy na Wigilię? Polskie oblicza (nie)tolerancji
„Nie możesz, nie dasz rady, zostań w domu”. To codzienność 5 milionów Polaków. Czas na nastanie epoki dostępności!
Babcia, córka i wnuczka – w Kinie Żeglarz mieszkają za ekranem. Jak Beatlesi. „Żyjemy i pracujemy w naszym ‘kontrolowanym chaosie’”
Dlaczego krawaty i gorące herbaty nie są dla lekarzy psychiatrów? Tłumaczy dr Benji Waterhouse
się ten artykuł?