Przejdź do treści

„Apeluję do dawców krwi, by w ich sercach pojawił się heroizm. Jeśli zabraknie krwi, ludzie zaczną umierać” – mówi Karol Kukowka, twórca kampanii „Twoje TAK ma ZNACZENIE”

Tekst o krwiodawstwie i jego promowaniu podczas pandemii. Na zdjęciu: Grupa kobiet pozujących do zdjęcia - HelloZdrowie
Karol Kukawka i zespół Fundacji. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Wyobraźnia nakazuje ludziom bać się placówek medycznych, nawet mobilnych, ponieważ kojarzą się one z zarazkami i wirusami. Ta sama wyobraźnia jest na tyle beztroska, że gros ludzi wchodząc do sklepu, nie zakłada maseczek, nie mówiąc już o rękawiczkach – mówi Karol Kukowka, rezydent pediatrii i twórca kampanii społecznej „Twoje TAK ma ZNACZENIE”, która promuje ideę krwiodawstwa oraz donacji szpiku i organów.

Marianna Fijewska: Kolejne szpitale informują o braku wystarczającej ilości krwi, przez co personel medyczny jest zmuszony przekładać planowane zabiegi. Stopień dawstwa drastycznie zmalał. Wraz z pandemią zapanowała obawa o zarażenie się w trakcie procedury pobierania krwi. Czy według ciebie ten strach jest uzasadniony?

Karol Kukowka: Obiektywnie rzecz biorąc wizyta w krwiobusie lub stacjonarnym punkcie pobrań w szpitalu nie jest bardziej niebezpieczna, niż stanie w zatłoczonym supermarkecie. Wiele zależy od tego, jak sami się zachowamy – czy będziemy przestrzegać procedur ochronnych, czy zdezynfekujemy ręce, czy zachowamy dystans… Pamiętajmy, że pracownicy punktów pobrań są osobami odpowiednio przeszkolonymi, które stosują zasady aseptyki. Myślę, że to przede wszystkim wyobraźnia nakazuje ludziom bać się placówek medycznych, nawet mobilnych, ponieważ kojarzą się one z zarazkami i wirusami. Ta sama wyobraźnia jest na tyle beztroska, że gros ludzi wchodząc do sklepu, nie zakłada maseczek, nie mówiąc już o rękawiczkach. Dlaczego? Ponieważ miejsca takie jak centra handlowe, bary czy sklepy spożywcze dają poczucie normalności. Kupowanie warzyw na obiad lub popijanie piwa w gronie przyjaciół jest bardzo przyjemnie. Nie myśli się o chorobie i zagrożeniu, a wręcz przeciwnie – wreszcie można o nich zapomnieć.

Nie sądziłam, że krwiodawstwo tak ucierpi podczas pandemii. Od jakiegoś czasu oddawanie krwi stało się niezwykle popularne, a wręcz modne.

Myślę, że ci, którzy oddawali krew przez lata, z pełnym zaangażowanie, oddają ją nadal. Polska straciła pierwszorazowych dawców oraz dawców sporadycznych, którzy stanowią dużą część wszystkich dawców. To właśnie oni decydują się na pierwsze oddanie przy okazji dużych eventów, festynów czy koncertów, które teraz zostały odwołane.

W związku z oddawaniem krwi w społeczeństwie zawsze pojawiały się obawy, ale wcześniej były one raczej związane z możliwością zarażenia się wirusem HIV.

Oczywiście. Przed epidemią ludzie obawiali m.in. HIV, czy też HCV. Dziś o tych chorobach zapominamy, jakby zupełnie przestały istnieć. Zostały wyparte przez koronawirusa. Może już taka natura człowieka, że zawsze musi się czegoś bać? Powtórzę raz jeszcze: w punktach pobrań pracują wykwalifikowani ludzie, którzy wiedzą, jak zapewnić dawcom bezpieczeństwo na najwyższym poziomie. Wiem, że aktualnie pojawia się wiele plotek, a obraz świata medycznego nie jest dobry. Ja jednak zachęcam – najlepsze, co mogą zrobić wahający się przyszli krwiodawcy, to po prostu zaufać wykwalifikowanemu personelowi.

Fundacja "Twoje TAK ma ZNACZENIE"

Fundacja „Twoje TAK ma ZNACZENIE”. Foto: archiwum prywatne

Czy osoby, które oddają krew, są w jakiś sposób badane pod kątem koronawirusa?

Z uzyskanych przeze mnie informacji wynika, iż jednostki zajmujące się poborem krwi, czy też jej przygotowaniem i magazynowaniem nie pobierają od dawców próbek w kierunku COVID-19. Pracownicy danego punktu pobrań zbierają natomiast dokładny wywiad epidemiologiczny oraz notują temperaturę dawcy. Ewentualne prawdopodobieństwo przeniesienia choroby z dawcy krwi na biorcę jest znikome.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawienia

Chciałam porozmawiać również o twojej Fundacji. W jaki sposób udaje wam się działać – to znaczy promować ideę transplantacji i donacji oraz profilaktyki w czasie trwania pandemii?

Myślę, że nasza Fundacja, jak i wiele innych fundacji medycznych w sposób szczególny dostała „po głowie” przez pandemię. Ludzie uciekają od tematu śmierci i chorób, a tym samym od tematu transplantologii. O krwiodawstwie mimo to jakoś nadal mówimy, ale pobieranie organów to już prawdziwe tabu. Jako działacze Fundacji „Twoje TAK ma ZNACZENIE”, trafialiśmy do ludzi, ponieważ przemawialiśmy do nich przy okazji konferencji, outdoorowych eventów czy na szkolnych apelach. Mieliśmy szansę, by złapać uwagę publiczności. Pandemia właściwie całkowicie nas tej szansy pozbawiła. Musieliśmy przejść na działania online, a przy takiej ilości webinarów, jaką w dobie koronawirusa proponuje sieć, nasza walka o atencję Polaków jest bardzo nierówna. Przy natłoku bodźców ciężko zdecydować się na cokolwiek, a tym bardziej na pogadankę o transplantacji. Poza tym to nie jest „internetowy” temat. O krwiodawstwie i potencjalnym dawstwie szpiku oraz organów trzeba rozmawiać face to face, na żywo, z rodziną i najbliższymi.

Jesteśmy fabryką cudów – mówi Tisa Żawrocka-Kwiatkowska, prezes Fundacji Gajusz wspierającej rodziny i samotne matki w kryzysie

Czyli szansa na skuteczność internetowych apeli do Polaków jest nikła?

Wyobraź sobie, że ktoś zauważy w sieci ciekawą akcję społeczną, której celem jest namawianie do oddawania krwi, albo że przeczyta nasz artykuł i pomyśli, że dobrze byłoby przełamać swój strach. Ten sam człowiek kilka godzin później usiądzie do obiadu i obwieści rodzinie, że zdecydował się na wizytę w krwiobusie. Jest wielce prawdopodobne, że na taką deklarację rodzice czy dziadkowie zareagują następująco: „Dziecko, zwariowałeś! Teraz?! Nigdzie nie idź, to bardzo niebezpieczne!”. Dana osoba bardzo szybko dojdzie do wniosku, że nie ma co denerwować najbliższych i że krew odda, gdy wszystko się uspokoi. Zamiast tego spędzi miłe popołudnie, pomagając babci w zakupach.  Tymczasem zagrożenie i tu, i tu będzie takie samo – tyle że w pierwszym przypadku osoba ta kupi worek ziemniaków, a w drugim – uratuje komuś życie. Tym bardziej że patrząc z perspektywy chorych, nie łatwo jest walczyć o życie w takich warunkach. Wielu pacjentów w dużym stresie oczekuje na przekładane wciąż zabiegi. Czas w szpitalu spędzają samotnie, bo odwiedziny są albo całkowicie odwołane, albo znacznie ograniczone.

Fundacja „Twoje TAK ma ZNACZENIE”.

Fundacja „Twoje TAK ma ZNACZENIE”. Foto: archiwum prywatne

Temat dawstwa musi być niezwykle trudny do poruszenia w przestrzeni publicznej, nie tylko podczas pandemii. W którym momencie zrodziła się w tobie idea założenia Fundacji?

Zaraz po studiach, gdy miałem 26 lat dostałem się na staż do hospicjum. Jednym z pacjentów był Darek. Chłopak młodszy ode mnie zaledwie o dwa lata, chory terminalnie na nowotwór. Początkowo w ogóle nie chciał rozmawiać z personelem, był w wewnętrznej rozsypce. Wiedział, że choroba spustoszyła jego organizm. Nie mógł nawet chodzić – mówiąc językiem niemedycznym, nowotwór sprawił, że w nogach po prostu zatrzymała się woda. Jego świat ograniczał się do łóżka i grającej w słuchawkach muzyki. Był wściekły na życie i trudno mu się dziwić. Po kilku próbach udało mi się nawiązać z nim kontakt i przekonać, żeby dał sobie pomóc. Darek zaufał mi i fizjoterapeucie pracującemu w hospicjum, który rozpoczął intensywną rehabilitację.  To była naprawdę ciężka praca, ale również niezwykle owocna. Darek w ciągu tygodnia zrzucił kilka litrów wody. Jego nogi wróciły do normalnych rozmiarów, przez co mógł zacząć chodzić. Czasem opowiadał o sobie. Jego pasją było rysowanie. Zrozumiałem, że w życiu tego chłopaka musi zadziać się jeszcze coś pięknego. Darek też był tego zdania. Razem z jego kolegami zorganizowaliśmy koncert. Rockowy koncert w hospicjum! To było niezwykłe wydarzenie, które pokazało, że otwartość na nowe rzeczy może przynieść radość nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach. Przebywanie z Darkiem bardzo mnie inspirowało. Wtedy właśnie wymyśliłem, żeby powołać do życia fundację, która trochę otworzy ludzkie serca i umysły. Darek, gdy zdecydował, że da sobie pomóc, powiedział jedno słowo: „Tak”. Od tego słowa wyszedłem.

Decyzja o donacji własnych organów lub organów kogoś bliskiego to naprawdę dobra decyzja. Zawsze powtarzam, że to nie jest walka: ktoś musi umrzeć, żeby ktoś żył. Nie. Donacja to szansa: ktoś może żyć, chociaż ktoś inny umarł.

Karol Kukowka

Jak Darek zareagował na twój pomysł związany ze stworzeniem Fundacji?

Od razu zaangażował się w rysowanie loga. Jak mówiłem wcześniej, był bardzo uzdolniony plastycznie, co zresztą udowodnił. Fundacyjne logo z jednej strony przypomina serce, z drugiej – łapkę z kciukiem wyciągniętym ku górze. Ta grafika doskonale współgra z naszą ideą, która nakłania ludzi do mówienia „tak” i to aż cztery razy. Pierwsze tak powinniśmy powiedzieć sami sobie, ponieważ jest to „tak” dla zdrowego stylu życia. Byśmy mogli cieszyć się nim w pełni i jak najdłużej. Kolejne „tak” mówimy innym: „tak” dla idei krwiodawstwa , „tak” dla idei dawstwa szpiku i „tak” dla idei dawstwa organów. Szczególnie trudne jest pokazanie ludziom, że tego ostatniego „tak” nie musimy się bać. Decyzja o donacji własnych organów lub organów kogoś bliskiego to naprawdę dobra decyzja. Zawsze powtarzam, że to nie jest walka: ktoś musi umrzeć, żeby ktoś żył. Nie. Donacja to szansa: ktoś może żyć, chociaż ktoś inny umarł. Fundacja „Twoje TAK ma ZNACZENIE” zaczęła działać niedługo po śmierci Darka, w 2016 roku. Od czterech lat prowadzimy akcje propagowania transplantacji, kursy z zakresu pierwszej pomocy i wykonujemy badania profilaktyczne. Przeprowadziliśmy już ponad siedem tysięcy darmowych badań i konsultacji.

Sukces twojej fundacji dowodzi, że w ludziach jest chęć do dbania zarówno o siebie, jak i o innych.

Tak, warto powiedzieć, że Polska jest na drugim miejscu w Europie i czwartym miejscu na świecie pod względem potencjalnych dawców szpiku. Poza tym do Krajowego Rejestru Sprzeciwu, gdzie wpisują się osoby niewyrażające zgody na pobranie organów w razie śmierci mózgowej, widnieje ledwie około 30 tys. nazwisk, co w skali całego kraju nie jest dużą liczbą. Myślę, że Polacy mają w sobie pokłady dobrej woli i chcą pomagać innym.

Zatem, co radziłbyś ludziom, którzy nie wiedzą, jak zachować się w aktualnej sytuacji – z jednej strony chcieliby pomóc, z drugiej odczuwają strach przed pandemią.

Chciałbym jasno zaznaczyć, że aktualną sytuację związaną z krwiodawstwem w Polsce oceniam jako bardzo niebezpieczną. Musimy zdawać sobie sprawę, jak poważnym zagrożeniem jest brak krwi. Każdy z nas może zarazić się koronawirusem i zdecydowana większość przejdzie tę chorobę bardzo łagodnie lub całkowicie bezobjawowo. Jeśli zabraknie krwi, ludzie zaczną umierać, ponieważ my, lekarze, nie będziemy w stanie na czas udzielić im pomocy. Dlatego apeluję do dawców, by w ich sercach pojawił się heroizm. Strażak po prostu walczy i nie zastanawia się, czy wejść do płonącego budynku, w którym utknęli ludzie. Krwiodawcy też nie powinni się zastanawiać.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?