„Przyjaźń jest wtedy, kiedy można sobie powiedzieć wszystko. Że można komuś wyrypać prawdę prosto w oczy, a nie tylko słodzić i rzucać lakoniczne «jakoś to będzie»”
Miłości na odległość ponoć nie da się utrzymać, z przyjaźnią jest nawet jeszcze gorzej. Bo przyjaciółka musi być blisko, w razie potrzeby przyjechać w środku nocy, pomóc, przytulić. Jednym słowem: być pod ręką. Justyna i Magda udowadniają, że nie zawsze.
Ta historia zaczyna się słowami, które będą wracać jak bumerang: „nie wiem, jak to się stało, przecież jesteśmy diametralnie różne ”. Tak wielokrotnie powie Magda (29 lat) z Poznania i tak powie Justyna (31 lat) spod Wrocławia.
Zanim jednak dotrzemy do końca, okaże się, że to nie do końca prawda. Bo choćby miały najbardziej skrajne charaktery, osobowości, priorytety i zainteresowania, łączy je na pewno jedno: obie wierzą (wręcz są przekonane), że kobiecość to przede wszystkim siła.
Przecież nic nas nie łączyło
Kilkanaście lat wstecz, sanatorium w Jeleniej Górze. Justyna to tutejsza weteranka, od kilku lat co roku przyjeżdża tu na letnie turnusy, wszyscy ją znają i ona wszystkich zna, doskonale wie, gdzie, co i jak, ma już swoje „układy”. Magda jest z kolei świeżakiem, przyjechała pierwszy raz, dopiero musi się tu odnaleźć. Niepisane prawa rządzące takimi przybytkami wydają się nieubłagane: stara gwardia trzyma się razem, nowi łączą się w małe grupki, jakoś starają się to nowe miejsce i nową rzeczywistość ogarnąć.
A tu niespodzianka, Justyna bierze pod swoje skrzydła Magdę, a Magda się nie wzbrania. Przeciwnie, starsza wiekiem (nieco, raptem dwa lata) i stażem sanatoryjnym (znacznie bardziej) nowa znajoma bardzo jej imponuje. – Zrobiła na mnie wrażenie konkretnej, zdecydowanej dziewczyny. Od razu widać było, że sobie nie daje w kaszę dmuchać, że jest bardzo konkretna. I że wie, czego chce od życia. A zwłaszcza w takim wieku, nastoletnim, to jest ewenement – opowiada Magda. Sama również urzeka Justynę, już od pierwszego wejrzenia. A właściwie uśmiechu. – Pierwsze, co sobie o niej pomyślałam, to że jest niezwykle sympatyczna, uśmiech nie schodził jej z twarzy. A z drugiej strony od razu poczułam, że jest niezwykle twarda. Dlaczego? Nawet nie wiem, jak to opisać. Po prostu bardzo zaciekawiła mnie jako osoba.
Skutek jest taki, że przez trzy tygodnie są się niemal nierozłączne, wszędzie chodzą razem, na śniadanie, obiad, kolację, do sklepu na spacer i rozmawiają o wszystkim. Konkretnie? – O nastoletnim życiu – śmieje się Magda. Justyna również: – Już wtedy było dużo bardzo prywatnych opowieści.
Na każdym kroku okazuje się jednak, że poza chemią (która, jak już zostało powiedziane, zaiskrzyła między nimi od razu) i problemami zdrowotnymi (które miały jednak zupełnie różne) mało co je łączy. – Czytałyśmy różną literaturę, zupełnie inne filmy oglądałyśmy, miałyśmy odmienne pasje. Jak widziałam, jak sobie Justyna robi makijaż i rozdziela szpilką rzęsy po tuszowaniu, to się nie mogłam nadziwić, myślałam tylko o tym, że ja bym sobie od razu wydłubała oko. Poza tym ona jest mistrzynią planowania, robienia notatek i rozpisek w kalendarzu. Bardzo mi to imponuje, też bym tak chciała, ale co roku w okolicach marca stwierdzam, że mam dosyć i wszystko się sypie – śmieje się Magda. I wraca do starej mantry: – Nie wiem, zupełnie nie umiem powiedzieć, co nas do siebie przyciągnęło. Przecież nic nas nie łączyło.
”Nie wiem, zupełnie nie umiem powiedzieć, co nas do siebie przyciągnęło. Przecież nic nas nie łączyło”
Chemii wystarcza jednak na cały turnus, prawie miesiąc wspólnie spędzony dzień w dzień, od rana do świtu, z wyjątkiem rehabilitacji i czasu, który Justyna wykrawa sobie, by robić powtórki do matury (a przypomnijmy, jest końcówka wakacji, statystyczny maturzysta obudzi się w tym temacie w okolicach marca – ale nie Justyna, „ona taka właśnie jest!”). Powoli jednak zbliża się dzień, gdy się rozjadą, wrócą w swoje strony, Magda do Poznania, Justyna do Wrocławia, będzie je dzielić już nie korytarz między pokojem jednej a drugiej, a, bagatela, ponad 250 kilometrów.
I znów powinny wkroczyć do gry sanatoryjne prawidła, podług których nawet najmocniejsze więzi na miejscu ucina później odległość. I znów Justyna i Magda udowadniają, że są wyjątkiem od reguły.
Z każdą drobnostką byłyśmy na bieżąco
– Wiadomo było, że będziemy utrzymywać kontakt. I to, że będzie ciężko, też było wiadome. Ale esemes za esemesem, mail za mailem i jakoś samo to poszło – wyjaśnia Magda. Zwłaszcza w okresie studenckim ich przyjaźń kwitła, na telefonie wisiały „dosłownie godzinami”. A trzeba podkreślić, że to jeszcze nie były czasy, gdy połączenia były nielimitowane i „darmowe”, za esemesy i minuty słono się płaciło. – To było oczywiste, że skądś się zorganizuje kasę, żeby się skontaktować. A jak się dało, to się kombinowało inaczej, w najgorszym wypadku pisałyśmy do siebie maile.
Już wtedy okazało się, że nawet taka przyjaźń, kiedy praktycznie nie widuje się na żywo (bo – nie licząc wspólnych wakacji w Jordanii – spotkania Magdy i Justyny w cztery oczy można policzyć na palcach obu rąk, statystycznie wychodzi mniej więcej raz na półtora roku), może być przyjaźnią naprawdę codzienną. – Zwłaszcza na studiach z każdą drobnostką byłyśmy na bieżąco. Nawet bardziej, niż z osobami, które były dla nas pod ręką, na miejscu – mówi Magda. – Dosłownie, rozmawiałyśmy każdego dnia, co dzisiaj robimy, co się wydarzyło, co planujemy na następny dzień. Wiedziałyśmy o wszystkim, wszystko miałyśmy przedyskutowane – dodaje Justyna. A Magda śmieje się: – Mój tata miał wręcz teorię, że przez te rozmowy fale emitowane przez komórkę na pewno się na mnie odbiją i dostanę raka mózgu.
Jeśli chodzi o długość rozmów telefonicznych (i ich częstotliwość) można by powiedzieć, że świetlany okres przyjaźni mają za sobą. Już nie dzwonią codziennie, nie z każdą pierdółką, czasy się zmieniły i one same chyba trochę też. Mimo to wciąż są na bieżąco. Magda: – To jest zabawne, od mojego męża usłyszałam, że to jest bardzo trudne, że on nie umie utrzymywać relacji na odległość. A dla mnie oczywistym jest, że pierwszą osobą, która się o czymś dowie, jest Justyna. I zawsze tak było, bez względu na to, jakie miałam przyjaźnie, koleżanki czy kontakty codzienne tutaj, jakiekolwiek sytuacje. Taka nić porozumienia była zawsze tylko z Justyną.
Ta druga albo pocieszy albo da kopa w tyłek
Różnice różnicami, coś jednak musi je łączyć, inaczej by tak długo nie trzymały się razem, zwłaszcza na odległość. Drążę więc temat, zagajam od każdej strony, w końcu to Magda pierwsza uświadamia sobie (i Justynie chyba też): – Może chodzi o podejście do życia?
Tym sposobem w końcu dochodzimy do punktu stycznego: mimo poważnych problemów zdrowotnych (w przypadku Magdy wrodzonych; Justyny – nabytych) nigdy nie załamywały rąk, nie użalały się nad sobą. Magda: – Obie miałyśmy i dalej mamy do tego konkretne podejście. Coś nam nie wyszło, czegoś nam, powiedzmy, brakuje, mamy jakiś deficyt, pobyty w szpitalach rzutują na życie codzienne? Trudno, trzeba sobie normalnie radzić w życiu, inni mają gorzej. Może to w dużej mierze przesądziło, że tak się dogadujemy?
Skądś się jednak to nastawienie musiało wziąć. Justyna długo myśli. W końcu wyrokuje: – Na pewno jak się jest wcześniej zdrowym i nagle pojawia się choroba, to jest to trudne, zwłaszcza dla dziecka. Najgorsze jest chyba to, kiedy się słyszy, że wszystko się poprawi, wróci, będzie się żyło normalnie – i to czekanie przynosi w końcu rozczarowanie, jak się nie udało. Ale w którymś momencie pojawia się akceptacja, przynajmniej u mnie się pojawiła, bo wiem, że wiele osób bardzo to przeżywa i choroba mocno rzutuje na ich życiu.
”Im jest się starszym i dojrzalszym, tym bardziej docenia się taką relację na odległość”
Magda: – To zdecydowanie kwestia charakteru Justyny, ona po prostu jest twarda. Jasne, ma dni lepsze i gorsze, jak każdy. Ale odkąd ją znam, nigdy nie dawała sobie wmówić, że jest biedną, małą, chorą Justynką. Owszem, jest choroba, sama coś o tym wiem. Ale jest i normalne życie. Myśmy nigdy między sobą nie rozkładały naszych schorzeń na czynniki pierwsze. A nawet, jak się w trudniejszych momentach popłakało trochę, to było oczywiste, że ta druga albo pocieszy, albo da kopa w tyłek, żeby się zebrać w sobie. Zależy, czego akurat było potrzeba (śmiech).
Przyjaźń jest wtedy, kiedy można sobie wzajemnie powiedzieć wszystko
Ani Justyna, ani Magda nigdy się nad sobą nie użalają, to już zostało powiedziane. Trochę to mają we krwi, trochę ich tego życie nauczyło. I nad tą drugą też się nie trzęsą, nie mydlą oczu wyświechtanymi frazesami: „nic się nie martw, będzie dobrze, jakoś się to ułoży”. – Justyna daje mi ten komfort, że potrafi powiedzieć: o Boże, szkoda mi ciebie, współczuję ci, ciężko masz, nie wiem, co bym na twoim miejscu zrobiła – wyjaśnia Magda. – To nawet nie jest współczucie, co zrozumienie. I niczego od siebie nie oczekujemy, wystarczy, że wiemy, że druga strona to zrozumie. Nie wymyślamy na siłę rad, kiedy problem jest rzeczywiście skomplikowany i poważny, wtedy się po prostu mówi: nie wiem, co bym zrobiła. Zastanówmy się na spokojnie wspólnie, zadajmy konkretne pytania, poszukajmy konkretnych rozwiązań, może coś wymyślimy – dodaje Justyna.
Niepisaną podstawą ich przyjaźni jest też bezwzględna szczerość. – Ja uznaję, że przyjaźń jest wtedy, kiedy można sobie wzajemnie powiedzieć WSZYSTKO. Że można komuś wyrypać prawdę prosto w oczy, a nie tylko słodzić, zapewniać, że ma rację i rzucać lakoniczne „jakoś to będzie”. Może właśnie to przesądziło o naszej przyjaźni, że trwa tyle lat mimo odległości? Bo wiem, że Justyna zawsze powie, co myśli. Ostrzej lub łagodniej, ale szczerze. I ja też jej powiem, to nie jest teoria, sprawdziłyśmy to w praktyce wielokrotnie – tłumaczy Magda.
Skutkiem tego Magda bez ceregieli mówi Justynie na przykład, w której fryzurze jej dobrze, a w której nie. Justyna z kolei gani bez cienia litości Magdę za wysuszanie cery. Podobnie rzecz ma się w przypadku tematów damsko-męskich. Pełnia zrozumienia, nawet bez słów, zachodzi z kolei przy tematach zdrowotnych. – Jeśli ktoś nie doświadczył tego, że coś go boli 24 godziny na dobę, to może starać się zrozumieć, bo empatycznych ludzi jest całkiem sporo. Ale tak naprawdę nigdy nie zrozumieją, jakie to jest uczucie, jakie wiążą się z tym dylematy – wyjaśnia Magda. – A u nas wystarczy jedno zdanie: miałam koszmarną noc. I już ta druga wszystko wie.
W międzyczasie stałyśmy się dorosłe
Tylko raz Magda musiała nabrać wody w usta przed Justyną, trzymać za zębami wielką tajemnicę. A i tak Justyna doskonale wiedziała, co się kroi – ale nie zdradziła się ani słowem. – Nikt nie wiedział, że zaręczyliśmy się z Michałem, tylko Justynie powiedziałam na około, że takie rozmowy się toczą. Ale już o datę ślubu – i że w ogóle tak szybko do niego dojdzie – ukrywaliśmy przez dwa miesiące. Bo skoro postanowiliśmy, że nikt nie będzie o tym wiedział, to nikt – opowiada Magda. – Tak mi było koszmarnie ciężko, żeby ci nie powiedzieć – zwraca się bezpośrednio do Justyny, wiszącej z nami na telefonie 300 kilometrów dalej.
”Uznaję, że przyjaźń jest wtedy, kiedy można sobie wzajemnie powiedzieć WSZYSTKO. Że można komuś wyrypać prawdę prosto w oczy, a nie tylko słodzić, zapewniać, że ma rację i rzucać lakoniczne „jakoś to będzie”. Może właśnie to przesądziło o naszej przyjaźni, że trwa tyle lat mimo odległości”
– Ja doskonale przecież wiedziałam, dało się wyczuć, że coś jest na rzeczy. Ale wiedziałam, że Madzia się bardzo boi, że będę pytać i będzie jej ciężko lawirować tak, by się nie zdradzić. Więc o nic nie pytałam, czekałam, aż sama mi powie – śmieje się Justyna. Magdzie na to jakby kamień z serca spadł, już wiedziała to wcześniej, po reakcji Justyny, gdy jej w końcu powiedziała. A teraz się to potwierdza, więc i drugi spada, lżejszy, ale jednak. – Już po wszystkim Justyna zareagowała wspaniale, po prostu się cieszyła z nami, nie robiła mi żadnych wyrzutów. Nie wszyscy wykazali się taką dozą zrozumienia. Część naszych znajomych i rodziny miała pretensje, że ich z nami nie było tego dnia. A Justyna? Pełna radość. Uratowała mi tym samym moje sumienie (śmiech).
– Ja tylko, chociaż bardzo się cieszyłam, nie mogłam uwierzyć, ule to już lat, jakie dorosłe się w międzyczasie stałyśmy, że Madzia ma już męża. Ciężko mi było po prostu ogarnąć, że tak się wszystko pozmieniało – wtóruje jej Justyna. A Magda znów potakuje: – Miałam dosłownie to samo, gdy Justyna budowała dom. Myślałam sobie co chwilę: Boże, naprawdę już jesteśmy takie stare, że małżeństwa, domy, jak to przyszło, kiedy?
Nie mamy wspólnych doświadczeń, tylko wspólną obecność
Nie przyszedł do nich nigdy natomiast moment zwątpienia w sens utrzymywania przyjaźni na odległość. Pytanie o to wydaje im się wręcz irracjonalne. – Jak tu mieć moment zwątpienia, kiedy wybranie numeru do tej drugiej jest całkowicie dobrowolne? Kiedy przyjaźnisz się z kimś na przykład w pracy, widujecie się siłą rzeczy, kontakty między wami zachodzą bez waszego świadomego wyboru. Ja wręcz mam wrażenie, że taka przyjaźń jest łatwiejsza niż typowo „fizyczna”, kiedy rodzą się często jakieś oczekiwania, a w przypadku ich rozmijania się – konflikty. Nas to nigdy nie dotyczyło – wyjaśnia Magda.
Plus jest też taki, że dzięki dystansowi, który je dzieli, a przez to – ograniczonym polu do manewru, koncentrują się na sobie w stu procentach. – Dzięki temu, że rozmawiamy telefonicznie, nie rozpraszają nas inne bodźce. Nie wyjdziemy razem do dyskoteki, gdzie będzie dudnić muzyka, nie siądziemy w kawiarni, gdzie będzie się kręcił przystojny kelner i tak dalej – mówi Magda. – Jesteśmy w pełni skupione na tym, co ta druga mówi i przeżywa. Zawsze pilnujemy, żeby była cisza i spokój wokół, gdy się zdzwaniamy. I nie ma ryzyka, że rozmowę przerwie telefon, bo blokujemy linię – dodaje ze śmiechem Justyna.
Magda jeszcze rzuca refleksyjnie: – W naszym przypadku trudno mówić o wspólnych doświadczeniach. To jest raczej… wspólna obecność.
Przyjaźń na odległość uzupełniają też coroczne prezenty urodzinowe. – Zawsze przychodzi do Justyny paczka ode mnie na jej urodziny, zawsze do mnie przychodzi paczka od niej. Czasami udaje się idealnie w terminie, czasami dwa-trzy dni wcześniej lub później. Ale to już jest taka nasza spodziewana niespodzianka – śmieje się Magda. Tym razem Justyna zdobywa się na powagę: – Właśnie wczoraj mówiłam Madzi, że im jest się starszym i dojrzalszym, tym bardziej docenia się taką relację.
Kobiecość to wolność i pewność siebie
Jest jeszcze jedno, co łączy Magdę i Justynę: to, jak postrzegają kobiecość. Pierwsza głos zabiera Justyna. Mówi, że to nie tylko zadbane paznokcie, włosy, cera. – Kobiecość kojarzy mi się przede wszystkim z siłą. To między innymi umiejętność poradzenia sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu – a przynajmniej stawienia im czoła. Wyraża się też w sposobie wyrażania opinii, rozmawiania z ludźmi, nawet samym chodzie. Nieraz się mija taką kobietę na ulicy, a już się wie – wyjaśnia. Magda wtrąca: – Kobieca to znaczy konkretna i zdecydowana. Czyli taka jak ty!
– Kiedyś bym tak o sobie nie powiedziała. A teraz czuję, że już nadszedł odpowiedni moment dla mojej kobiecości. Wcześniej krępowało mnie to, że chodzę o kulach. A teraz mam to gdzieś – przyznaje Justyna. – Jak Terminator – śmieje się Magda. Już nieco bardziej na serio przytakuje: to, że chodzi „krzywo” nieraz wywoływało krzywe spojrzenia. Być może teraz też wywołuje, ale Magda na już to nie zwraca uwagi. Co skutkuje między innymi tym, że i ona czuje się kobieca. – Bo kobiecość to ponad wszystko pewność siebie – mówi stanowczo.
I dalej: – Trzeba uczyć dziewczynki od małego, żeby chodziły z podniesionym czołem. Żeby przestały odczuwać potrzebę nieustającej rywalizacji z mężczyznami i udowadniania, że jesteśmy równie dobre, wartościowe, silne. Chciałabym, żeby to była norma, żeby nasze córki kiedyś mogły normalnie podejść do tego, że są super profesorami, lekarkami, dziennikarkami. Tak właściwie, to chciałabym, żebyśmy nie musieli definiować, czy jesteśmy kobiece, czy nie. Ważne jest to, czy jestem kobietą i się nią czuję. Cała reszta jest bez znaczenia…
Wreszcie, po chwili namysłu, Magda wyrokuje: – Kobiecość to wolność.
Zobacz także
Polecamy
Sydney Sweeney o braku kobiecej solidarności: „Nie wiem, dlaczego zamiast podnosić się wzajemnie, ściągamy się w dół”
Magdalena Popławska o samodzielnym macierzyństwie: „Chcę żyć na własnych zasadach. Nie mieć wyrzutów, że nie spełniam oczekiwań innych”
Ashley Graham o swoim debiucie na pokazie Victoria’s Secret: „Wahałam się, bo ich wizja piękna wydawała się wąska”
Hanna Turnau oburzona zachowaniem mężczyzny w saunie. „Mam dosyć przyzwolenia na takie teksty”
się ten artykuł?