Przy dobrej pogodzie i o wschodzie księżyca. Jak leczono kobiety upustami krwi
W dziejach ludzkości nie było chyba bardziej szkodliwej metody leczenia. Upusty miały wyrównywać „humory”, uwalniać od demonów, leczyć z miłości, melancholii, gorączki, popędliwości i stanów zapalnych. W naszym nowym cyklu zapraszamy na opowieść o flebotomii.
Upusty krwi są niemal równie stare jak ludzkość. Pierwsze wzmianki o nacinaniu żył pochodzą z egipskich papirusów. Już wówczas, w połowie II tysiąclecia przed Chrystusem, uważano, że wypływająca z rany krew miała działanie oczyszczające i uwalniające od chorób. Jeszcze wcześniej, u początków ludzkości zabieg ten był raczej rytuałem magicznym związanym z inicjacją. Upustami leczono także w starożytnej Grecji, głęboko wierząc, że krew, jako jeden z „humorów” w ciele człowieka, obok flegmy, żółci i czarnej żółci, powinien być w równowadze z pozostałymi, a jeżeli nie jest – powinno się go upuścić. Od Greków medycyna przyjęła też fachową nazwę dla zabiegu upuszczania krwi – flebotomia pochodzi od słów flebos – żyła i tomos – cięcie. Medycznego charakteru zabieg ten nabrał pod wpływem przekonania, że wszelkie choroby i urazy są sprawką demona, a upuszczanie „skażonej” krwi ma działanie uwalniające od jego mocy.
W tworzonych przez wieki annałach nadwornych cyrulików i medyków pełno jest przykładów na to, jak przedziwne schorzenia leczono upuszczaniem krwi. Według Galena (Claudius Galenus ur. 129 n.e.), jednego z najbardziej znanych starożytnych lekarzy, upusty były nie tylko sposobem na wypędzenie demona, ale także migrenę, wysoką gorączkę czy uspokojenie serca. Był on przekonany, że krew zużywa się i zatruwa organizm, a upuszczenie jej przynosi ukojenie.
Przez kolejne stulecia upusty wykorzystywano do leczenia wszystkich znanych wówczas ludzkości chorób, a technika ich wykonywania urosła wręcz do rangi sztuki. Krew upuszczano jak najbliżej miejsca, które bolało. Wierzono, że żyły na kciuku były związane z bólami głowy, żyły pod językiem – z zawrotami głowy i bólami gardła, krew z żyły między piętą a kostką u nogi miały pomagać w chorobach narządów płciowych.
Wielką promotorką upuszczania krwi była żyjąca w XII wieku Hildegarda z Bingen. Uważała ona upusty za remedium na większość kobiecych dolegliwości – poprawę przemiany materii, obniżenie wysokiego poziomu cukru we krwi i nadmiaru kwasu moczowego, a także redukcję bólu i zahamowanie stanu zapalnego jajników, gruczołu sutkowego i macicy. Upuszczenie krwi miało pomóc na brak miesiączki, bezpłodność, a nawet hamować krwawienia z macicy. Mniszka stosowała upusty na wszystkie choroby związane z układem nerwowym, przede wszystkim na tzw. wędrującą macicę, przyczynę kobiecej histerii.
Bywało, że upusty stosowano wręcz profilaktycznie, wierząc, że zabranie starej krwi może tylko wyjść człowiekowi na zdrowie. Średniowieczny lekarz Guy de Chauliac, po którym pozostały obszerne zapiski, rekomendował upuszczanie krwi trzy razy do roku, ale tylko przy dobrej pogodzie i o wschodzie księżyca. Przyjmowano, że im poważniejsza choroba, tym więcej krwi należy upuścić. Pozostały zapiski o upuszczeniu choremu nawet dwóch litrów krwi. Skutkowało to omdleniami, osłabieniem, było też wiele zakażeń i powikłań, które kończyły się wykrwawieniem i śmiercią.
Przez wiele stuleci flebotomią trudnili się duchowni, a kiedy w XII wieku zakazał tego jeden z papieży, upustami zajęli się balwierzy, pełniący obowiązki dzisiejszych fryzjerów, barberów, dentystów i chirurgów.
Prawdziwy renesans upuszczanie krwi przeżywało w XIX wieku. Kuracja ta była wręcz pożądana, wprowadzano ją jako jeden z zabiegów do powstających wtedy pierwszych uzdrowisk. Zabiegi wykonywali „łaziebnicy” asystujący przy kąpielach. Była nawet moda na „ozdobne” nacięcia w kształcie inicjałów czy serca. Oprócz noży i strzykawek używano też wypełnionych gorącym powietrzem baniek i pijawek lekarskich.
Pierwsze pisma medyczne opisywały spektakularne uzdrowienia na skutek upuszczania krwi u osób, które „nadwerężyły sobie mózg”. Obserwowano wręcz przypadki uzależnienia od upuszczania krwi, które miało być panaceum na wszelkie dolegliwości. W uzdrawiającą moc tego zabiegu uwierzył amerykański prezydent George Washington, który zaaplikował sobie flebotomię na ból gardła i niedługo później zmarł.
Możni ówczesnego świata traktowali flebotomię jak wiosenne porządki w organizmie. W większości przypadków było jednak odwrotnie i choć coraz bardziej zdawano sobie sprawę z niebezpieczeństwa pozbawiania osłabionego chorobą człowieka dużej ilości krwi, jeszcze w XIX wieku powstawały szkoły leczenia, które, tak jak np. szkoła edynburska, zanim włączyły do terapii środki przeczyszczające, poddawały pacjentkę flebotomii przy podejrzeniu stanów zapalnych. Zauważono też, że upuszczanie krwi obniża napięcie mięśniowe, jest więc świetnym początkiem każdej terapii. XVII-wieczny autorytet od chirurgicznego leczenia melancholii, Jacques Ferrand zalecał upuszczanie krwi kilka razy do roku zakochanym kobietom, ale tylko tym, które były dostatecznie pulchne i dobrze odżywione.
Jednym z pierwszych lekarzy, którzy zaczęli podważać skuteczność upuszczania krwi, był XIX-wieczny krakowski lekarz Józef Dietl. Przez pięć lat obserwował on, co dzieje się ze stanem zdrowia trzech grup pacjentów z pierwotnym zapaleniem płuc. Jedna grupa miała upuszczaną krew, druga otrzymywała duże dawki leków, a trzecia grupa była leczona dietą. Jak się okazało, śmiertelność pacjentów w grupie, gdzie upuszczano krew, była wyższa niż w dwóch pozostałych. Dało to podwaliny do rewizji bezkrytycznego traktowania upustów jako skutecznej metody leczenia. Dwa lata później Dietl przedstawił badania na dwukrotnie większej próbie chorych i potwierdziły one wcześniej postawioną tezę. Jego apele o zmianę podejścia do upustów krwi pozostały bez echa. Krew upuszczano jeszcze w czasie pandemii grypy hiszpanki w latach 20. ub. wieku.
Obecnie flebotomia stosowana jest jako jedna z procedur w leczeniu czerwienicy prawdziwej i homochromatozy, choroby genetycznej polegającej na nadmiernym wchłanianiu żelaza z przewodu pokarmowego. Upusty krwi, oczywiście w kontrolowany i ściśle dozorowany sposób, oferują też przychodnie medycyny alternatywnej.
Polecamy
59-latka wpisała się do Księgi Rekordów Guinnessa. Zrobiła 1575 pompek w godzinę
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
Magdalena Popławska o samodzielnym macierzyństwie: „Chcę żyć na własnych zasadach. Nie mieć wyrzutów, że nie spełniam oczekiwań innych”
„Kiedy wygrywa kobieta, wygrywamy my wszystkie”. Rusza AWSN – pierwszy kanał telewizyjny wyłącznie z kobiecym sportem
się ten artykuł?