Przejdź do treści

„Postanowiłam, że to ja wydymam bulimię, a nie ona mnie”. Aleksandra Dejewska o wyjściu z zaburzeń odżywiania

Tekst o walce z bulimią i samopomocy. Na zdjęciu: Kobieta siedząca na metalowej podłodze - HelloZdrowie
Podoba Ci
się ten artykuł?

Inni pilnowali diety, ja kompulsywnie ćwiczyłam, wymiotowałam lub głodziłam się. To był mój sposób na kontrolowanie wagi i nie widziałam w tym nic złego.  Zawsze zakładałam, że zaakceptuję siebie jak osiągnę coś tam,  że polubię swoje ciało, kiedy będzie idealne. Zawsze  uzależniałam miłość i akceptację siebie od osiągnięcia czegoś, a przecież bliskich nie akceptujemy za coś, akceptujemy ich takimi, jacy są, z ich wadami i zaletami – opowiada o swojej bulimii terapeutka, Aleksandra Dejewska, która pokonała uzależnienie a teraz sama pomaga chorym.

Jolanta Pawnik: Co myślałaś o sobie jako młoda dziewczyna?

Aleksandra Dejewska: Nic dobrego. Zawsze porównywałam siebie do innych. Wręcz obsesyjnie. Moja wartość zależała od oceny innych i ich sukcesów. Dzisiaj wiem, że to nie ma sensu, ale wtedy wydawało mi się to jedyną słuszną drogą. Nie podobał mi się mój wygląd, jako młoda osoba byłam mało refleksyjna. To, co o sobie wtedy sądziłam,  było echem tego, co słyszałam na swój temat: „jesteś krnąbrna”, „jesteś leniwa”, „nic nie potrafisz doprowadzić do końca”, „ kto się wróblem urodził, kanarkiem nie zostanie”, „będziesz w przyszłości  zamiatać  ulice”.

Myślę, że mój problem zaczął się od relacji rodzinnych. Mój tata był alkoholikiem i zmarł, kiedy miałam siedem lat. Ojczym był tyranem stosującym przemoc. Również był alkoholikiem. Pamiętam sytuację, kiedy miałam 7, może 8 lat. Mój ojczym, jeszcze przed ślubem, bardzo kłócił się z moją mamą i groził rozstaniem. Chciałam, żeby ją zostawił i skierował swoją złość na mnie. Czułam silną potrzebę bronienia jej. Nie pamiętam, czy coś wtedy powiedziałam, czy zrobiłam, ale zaczął na mnie krzyczeć. Zrobiło mi się wtedy tak smutno, że na kanapie na której spałam, ułożyłam ze swoich pluszaków mur i bardzo chciałam za nim zniknąć. Myślałam, że jak zniknę, znikną też problemy.

Kiedy zaczęły się u ciebie zaburzenia jedzenia, co je wyzwoliło?

Zaczęło się od silnej potrzeby zgubienia paru kilogramów. Od zawsze coś mi się w sobie nie podobało. Najpierw pojawiła się niechęć do ciała, która z czasem przerodziła się w czystą nienawiść. Wyobrażałam sobie, że stoję naprzeciwko siebie i dosłownie okładam siebie pięściami. Gardziłam swoimi słabościami, wyglądem. Oczekiwałam od siebie perfekcji, której nie potrafiłam osiągnąć. Pamiętam moment, kiedy założono mi aparat ortodontyczny. Schudłam wtedy ok. 8 kg, ponieważ nie mogłam jeść stałych pokarmów. Bardzo spodobała mi się moja nowa waga, ale problem pojawił się,  kiedy mogłam znowu jeść normalnie. Pamiętam, jak płakałam nad talerzem spaghetti, bo nie chciałam przytyć. Moja mama stwierdziła wtedy z przekąsem, że jestem nienormalna i wydziwiam.

 

Najpierw pojawiła się niechęć do ciała, która z czasem przerodziła się w czystą nienawiść. Wyobrażałam sobie, że stoję naprzeciwko siebie i dosłownie okładam siebie pięściami. Gardziłam swoimi słabościami, wyglądem

Aleksandra Dejewska

Jak wyglądało codzienne życie z bulimią, krycie się, pozorowanie normalności? Miałaś jakieś swoje „sztuczki”, żeby nikt się niczego nie domyślił?

Życie z chorobą było dosyć łatwe, bo często byłam w domu sama albo tylko z bratem. Mama często pracowała po 12 godzin. Zawsze miałam wymówkę,  że już jadłam albo jadłam u koleżanki, w mieście. Ponieważ jedzenie znikało, nie było podejrzeń.  Potrafiłam też jeść normalnie i nie zwracać. Na początku głodziłam się i prowokowałam wymioty przed jakimiś okazjami, żeby wyglądać dobrze i szczupło. Było to raz na miesiąc, potem co trzy tygodnie, co dwa i tak doszłam do 5-6 napadów codziennie. W bulimii nie ma tak, że od razu  jest 15 napadów dziennie (objadanie się a potem wywoływanie wymiotów lub ćwiczenia sportowe mające na celu spalanie kalorii do zera).  Na początku nic nie widać, bo przecież chory zaczął zwracać uwagę na to, co je, ale JE. Z czasem zaczynają się głodówki.

 

 

Zobacz także

Potrafiłam planować napady. Wiedziałam np., że między 14.00 a 17.30 będę miała pusty dom, więc kupowałam drogie słodycze w sklepie z niemiecką żywnością, by następnie ponad 100 zł spuścić w toalecie. Zagłuszałam wymiotowanie odkręconą wodą w kranie albo kaszlem. Czasem robiłam to bez wydawania dźwięków. Używałam odświeżacza, by zamaskować zapach wymiocin. Potrafiłam wszystko zrobić po cichu. Kiedy nie mogłam się przeczyścić, katowałam ciało ćwiczeniami. Czasem do tego stopnia, że drętwiały mi kolana. Były oczywiście miejsca, gdzie nie miałam napadów, np. praca czy uczelnia. Z czasem jednak nawet te miejsca przestały być „bezpieczne”.

To o czym się nie mówi, to aspekt finansowy.  W tym czasie zrobiłam sobie długi na ok. 40 000 zł, bo zamiast spłacać zobowiązania, kupowałam ogromne ilości jedzenie i spuszczałam je w toalecie. Ktoś może zapytać, dlaczego nie mogłam poprosić o pomoc. Otóż mogłam, ale było mi wstyd. Tego, że wyrzucam pieniądze w postaci jedzenia oraz tego, że proszę o pomoc. Miałam wtedy silną potrzebę rządzenia własnym życiem i bycia samodzielną. Uważałam, że prośba o pomoc byłaby czymś w rodzaju upodlenia.

 

To o czym się nie mówi, to aspekt finansowy.  W tym czasie zrobiłam sobie długi na ok. 40 000 zł, bo zamiast spłacać zobowiązania, kupowałam ogromne ilości jedzenie i spuszczałam je w toalecie

Aleksandra Dejewska

Kiedy zdałaś sobie sprawę, że to, co robisz jest niepokojące, że jesteś chora?

Na początku nie widziałam problemu. To był mój sposób na kontrolowanie wagi i nie widziałam w tym nic złego. Inni pilnowali diety, ja kompulsywnie ćwiczyłam, wymiotowałam lub głodziłam siebie przez tydzień, czasem dwa tygodnie. Dopiero po paru latach zaczęłam dostrzegać takie konsekwencje jak krew w ślinie, palpitacje serca,  osłabienia, wypadające włosy, problemy z cerą, ból w stawach bez konkretnej przyczyny, migreny, bóle w brzuchu, pogłębiające się stany depresyjne. To, co mnie naprawdę przeraziło, to krew w ślinie i palpitacje serca. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że sytuacja jest poważna. Wychowywałam się w środowisku medycznym – moja mama pracowała w szpitalu, więc wiedziałam, że pewnych sygnałów ciała nie należy lekceważyć.

Aleksandra Dejewska
fot: Alicja Bodnar

 

Wtedy też zaczęłam spotykać się z moim aktualnym partnerem, dla którego byłam ideałem.  Miałam wyrzuty sumienia, że go okłamuję. No bo jaki ideał wymiotuje? To zmotywowało mnie, by nowy związek budować na zdrowym fundamencie, takim jak szczerość. Był pierwszą osobą, której przyznałam się do choroby. Nie chciałam go oszukiwać. Dla niego chciałam być lepszą wersją siebie. Potem zrozumiałam, że tak naprawdę nie robię tego dla niego, ale dla siebie.

 

Mój partner nauczył mnie, że miłość jest bezwarunkowa. Zawsze zakładałam, że zaakceptuję siebie jak osiągnę coś tam,  że polubię swoje ciało, kiedy będzie idealne. Zawsze  uzależniałam miłość i akceptację siebie od osiągnięcia czegoś, a przecież bliskich nie akceptujemy za coś, akceptujemy ich takimi, jacy są, z ich wadami i zaletami.

Aleksandra Dejewska

Na informację o chorobie mój partner zareagował niesamowicie – zapytał się spokojnym i czułym tonem czy może jakoś mi pomóc. Byłam w szoku, spodziewałam się krzyków i awantury, bo taki model miałam w rodzinnym domu. Mama najpierw się zdenerwowała, ale nie nakrzyczała na mnie. Myślę, że się przestraszyła. Na początku traktowała to jako fanaberię, ale z czasem zrozumiała, że to jest choroba. Potem wspierała mnie tak, jak tylko potrafiła. Nie miała się wtedy kogo poradzić. Reszta rodziny domyślała się, że coś jest na rzeczy, ale nie wiedzieli dokładnie co. Reagowali różnie, starali się doradzać, ale częściej udawali, tak jak z alkoholizmem taty i ojczyma, że problemu nie ma. Pamiętam jak strasznie denerwowało mnie takie zamiatanie pod dywan, udawanie,  że problemu nie ma, nie sprawia przecież, że on znika. Choroba zweryfikowała też moje przyjaźnie. Z większością osób straciłam kontakt na stałe. Bardzo mnie to wtedy bolało, miałam żal, że mnie zostawili. Jako młoda osoba byłam pewna, że będą to przyjaźnie na całe życie. Dzisiaj nie mam żalu, nawet jestem wdzięczna za to, co mnie spotkało, ponieważ otaczam się osobami, dla których jestem ważna i na które mogę liczyć. Wspierają mnie w twórczym działaniu, nie ciągną na dół. Trudne sytuację są świetnym filtrem na znajomości.

Jak przebiegała twoja walka z chorobą? Czy bulimię/anoreksję można pokonać samemu?

Moja walka trwała dwa lata. Przeszłam przez ręce trzech specjalistów, po czym postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Udałam się do księgarni Akademii Medycznej w Gdańsku i kupiłam książki psychologiczne. Pod ich wpływem zaczęłam podważać to, co wiem na swój temat i bardziej świadomie analizowałam to, co mówią inni. Przestałam dyskredytować komplementy, w zamian zaczęłam je analizować: dlaczego tak powiedział? Czy naprawdę tak jest? Co sprawia, że widzę siebie inaczej? Odkryłam również, że tak jak moje zachowanie jest uwarunkowane przez środowisko w jakim się wychowałam, tak i zachowanie moich rodziców zostało w ten sam sposób ukształtowane. Dzięki temu przestałam obwiniać za chorobę moją rodzinę. Im bardziej rozumiałam ich, tym bardziej odpuszczałam sobie.

 

Odkryłam również, że tak jak moje zachowanie jest uwarunkowane przez środowisko w jakim się wychowałam, tak i zachowanie moich rodziców zostało w ten sam sposób ukształtowane. Dzięki temu przestałam obwiniać za chorobę moją rodzinę. Im bardziej rozumiałam ich, tym bardziej odpuszczałam sobie.

Aleksandra Dejewska

Niestety poznanie mechanizmów własnej rodziny nie uzdrowiło mnie, bo kolejne pytanie brzmiało: „ świetnie, że to wszystko wiesz, ale co masz teraz z tym zrobić?”. To było bardzo ważne pytanie, ponieważ sprawiło, że znowu szukałam rozwiązania. Znalazłam w swoim otoczeniu osobę, która była stabilna emocjonalnie i dobrze radziła sobie z jedzeniem (nie liczyła kalorii, odżywiała się zdrowo, ale były odstępstwa). Porównywałam nasze zachowania i zastanawiałam się, ile jest wpływu genów a na ile są to nawyki. Wiedziałam, że genów nie zmienię, ale jeśli chodzi o nawyki, okryłam, że skoro potrafię zmusić swoje ciało do ekstremalnych zachowań takich jak wymioty czy głodówki, to potrafię wyrobić w sobie każdy nawyk. I tak zaczęła się żmudna praca nad nowymi nawykami. Zdobywałam wtedy wiedzę na temat zaburzeń odżywiania. Założyłam blog, który okazał się dla mnie dodatkową terapią. Chciałam być szczera i naturalna. Ważyłam każde napisane słowo, bo wiedziałam że u innych źle dobrana treść może zwiększyć ilość napadów. Zaczęłam rozmawiać z innymi i dzięki temu przestałam czuć się jak odmieniec. Wtedy też złożyłam sobie obietnicę: „ to ja wydymam bulimię, a nie ona mnie.” i tak ją wykorzystałam, by pomagać innym. Od tamtego czasu nieustannie się uczę. Im więcej wiem, tym bardziej zdaje sobie sprawę, ile jeszcze czeka mnie nauki.

 

Złożyłam sobie obietnicę: „ to ja wydymam bulimię, a nie ona mnie.” i tak ją wykorzystałam, by pomagać innym. Od tamtego czasu nieustannie się uczę. Im więcej wiem, tym bardziej zdaje sobie sprawę, ile jeszcze czeka mnie nauki.

Aleksandra Dejewska

Napisałaś książkę dla osób zmagających się z chorobą, pomagasz ludziom z zaburzeniami odżywiania. Na ile Twoja historia jest typowa dla tych, z którymi spotykasz się w swojej pracy zawodowej?

Myślę, ze jest wiele wspólnych elementów. To, co najbardziej typowe to niska samoocena i perfekcjonizm.  Nie każda chora osoba wyrasta w domu, gdzie są problemy alkoholowe lub przemoc fizyczna. Czasem są to rodziny, w których jeden lub dwójka rodziców są nadopiekuńczy przez co dziecko nie jest w stanie osiągnąć własnej autonomii. Jedynym obszarem na który może mieć wpływ jest ciało. Dodatkowo jedzenie lub głód jest katalizatorem emocji. Na moment wyłączamy myślenie o problemie. Potem wraca do nas ze zdwojoną siłą.

 

"Jedzenie jest jak plaster na trudne emocje i jednocześnie jest najczęściej nadużywanym środkiem uspokajającym"

Mówi się, że bulimia/anoreksja to choroby młodych ludzi. Tymczasem bardzo często wcale nie wyrasta się z problemów z niską samooceną, co więcej, doświadczenia życiowe sprawiają, że problemy wracają, albo nasilają się u kobiet znacznie starszych.

Nie są to choroby tylko młodych ludzi. Kontaktują się ze mną kobiety, które mają powyżej 50 lat. Samoocena sama się nie zbuduje, tak samo jak prawidłowa relacja z jedzeniem. W zasadzie nic w naszym życiu samo się nie dzieje. By pojawiły się zmiany, należy podjąć inne kroki niż do tej pory.

 

Samoocena sama się nie zbuduje, tak samo jak prawidłowa relacja z jedzeniem. W zasadzie nic w naszym życiu samo się nie dzieje. By pojawiły się zmiany, należy podjąć inne kroki niż do tej pory

Aleksandra Dejewska

Czy znajdujesz w swojej praktyce kobiety w wieku 40+ czy 50+, które podejmują walkę z zaburzeniami odżywania?

Tak, ale jest ich mniej i bardziej się wstydzą. Pokutuje stereotyp, że to anoreksja, bulimia to niedojrzałych emocjonalnie nastolatek. Każda chorująca osoba na początku ma mylne przekonanie, że skoro sama na to zachorowała, to sama z tego musi wyjść, bo to nie choroba lecz fanaberia. Prawda jest zupełnie inna, zaburzenia odżywiania są sklasyfikowane w DSM IV oraz ICD 10 jako jednostki chorobowe. Zauważyłam, że kobiety w wieku 40/50 + częściej rezygnują z terapii, nie kończą jej. Tak długo żyją z chorobą, ze nie wyobrażają sobie bez niej funkcjonowania. Być może dziwnie to zabrzmi, ale istnieje silny lęk przed zmianą, a  wyzdrowienie jest zmianą.

Co powiedziałabyś teraz młodej dziewczynie, która zaczyna niebezpiecznie eksperymentować ze swoim ciałem i ma poczucie, że to zmierza w niedobrym kierunku?

Po tylu latach pracy nic bym jej nie powiedziała. Pozwoliłabym jej mówić i słuchałabym. Skupiłabym się na tym, co do tej pory już osiągnęła, co potrafi zrobić, jakim jest człowiekiem, bo w tym wszystkim najmniej chodzi o wygląd. Jeżeli z taką osobą poruszamy kwestię wyglądu, nieświadomie dajemy temu wyższy priorytet, a to tylko wzmacnia złe nawyki, a nie osłabia.

 

Aleksandra Dejewska – od 6 lat pracuje terapeutycznie z chorymi zmagającymi się z zaburzeniami odżywiania i ich rodzinami.  Prowadzi edukację dietetyczna dla dzieci i młodzieży w szkołach i klubach sportowych. Jest prezesem Fundacji Aż Sobie Zazdroszczę, której celem jest pomoc osobom potrzebującym. Autorka poradnika „Uwolnij się! Poradnik eks bulimiczki”,  aktualnie prowadzi zbiórkę pieniędzy na nową książkę.

 

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?