Polscy lekarze na misji w Zambii: „Jeśli ktoś pokocha ten kontynent, łatwo w niego wsiąka. Jeszcze bardziej czujemy tu sens naszej pracy”
Grupa polskich lekarzy właśnie dotarła do Zambii z misją specjalną. Przez prawie miesiąc będą leczyć afrykańskich pacjentów. Wśród medyków jest lek. Katarzyna Cybula, na co dzień pracująca w Klinice Chirurgii w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie.
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Wyjazd do Zambii jest pani trzecim wyjazdem misyjnym. Czego młodzi, świetnie rozwijający się w Polsce lekarze, szukają w najbiedniejszych krajach na świecie?
Katarzyna Cybula: Uczucie do Afryki przypomina rodzaj choroby zakaźnej. Jeśli ktoś pokocha ten kontynent, to bardzo łatwo w niego wsiąka. My – lekarze, jeszcze bardziej czujemy tam sens naszej pracy. Choć wyjazdy na misję odbywają się w ramach naszych urlopów, pobyt w Afryce daje nam niesamowitą satysfakcję. Niesienie pomocy jest budujące i nakręcające jak narkotyk. A radość tamtejszych mieszkańców – bezcenna. Pamiętam wdzięczność ze strony afrykańskiego nauczyciela, któremu podczas pierwszej misji operowaliśmy tarczycę. Spotkaliśmy go po dwóch latach, w środku buszu, gdy jechaliśmy autem do wioski pigmejskiej. Byliśmy bardzo wzruszeni – i on, i my. Takie wspomnienia na zawsze zostają w pamięci.
Takiej satysfakcji nie daje leczenie polskich pacjentów?
Nasza praca w polskich szpitalach też dostarcza nam mnóstwo emocji i wyzwań. Ale w Afryce od razu widzimy, w jaki sposób nasza praca poprawia komfort życia pacjentów. W Republice Środkowoafrykańskiej dostęp do służby zdrowia jest płatny. Jest to jeden z biedniejszych krajów Afryki z bardzo słabą infrastrukturą, co rusz targany konfliktami. Większości osób nie stać na opiekę medyczną. Poza tym nie pomaga jej kiepska jakość i ograniczona dostępność do placówek ochrony zdrowia – w skali całego kraju jest ich bardzo mało. Dlatego kraj boryka się z wysoką śmiertelnością, zwłaszcza wśród dzieci i kobiet ciężarnych. W wielu regionach jedyną sensowną pomoc chorzy mogą otrzymać w szpitalach misyjnych – my właśnie z takimi współpracujemy. W Bagandou, gdzie byliśmy dwukrotnie, szpital wspierają misjonarze z diecezji tarnowskej.
Podobno w szpitalach misyjnych na co dzień nie ma lekarza. Więc kto opiekuje się pacjentami?
W Bagandou pracował felczer. To starszy człowiek, który uczył się zawodu od lekarzy z Armii Francuskiej. Potrafił udzielić pierwszej pomocy i zareagować w prostszych przypadkach, ale brakowało mu pełnej wiedzy. Dlatego naszą rolą w Afryce jest też szkolenie miejscowego personelu. Najczęściej są to osoby bez wyższego wykształcenia medycznego.
Co sprowokowało panią do pierwszego wyjazdu?
Już jako 10-latka marzyłam o tym, aby wyjechać na misję do Afryki. Jednak do pierwszego wyjazdu najbardziej przyczyniła się znajomość z lekarką Emilią Bylicką. Pracowaliśmy w jednym szpitalu – ja, Emilia i mój mąż, Paweł Sobieszczuk. Z zainteresowaniem słuchaliśmy opowieści Emilii o Republice Środkowoafrykańskiej. Kiedy okazało się, że potrzebni są tam chirurdzy, którzy mogliby operować wola tarczycy, nie wahaliśmy się. I tak w 2016 roku znaleźliśmy się w Bagandou. Na miejscu konsultowaliśmy i operowaliśmy chorych z powodu przepuklin pachwinowych, przypadki ginekologiczne, urologiczne, ale przede wszystkim – wola tarczycy, które ze względu na niedobór jodu występują u wielu chorych. Mój mąż został nawet nazwany „dyrektorem od tarczyc”.
W jakich warunkach odbywały się te operacje?
W szpitalu w Bagandou była sala operacyjna, co w Afryce wcale nie jest takie oczywiste. Stół operacyjny przypominał polskie stoły z lat 60., nie było aparatu do znieczulenia, na pierwszej misji nie mieliśmy wsparcia anestezjologa, o oddziale intensywnej terapii nie wspominając, a operacja tarczycy jest bardzo poważna. Powikłania potrafią zagrażać zdrowiu i życiu. Dlatego kwalifikując pacjentów do operacji, musieliśmy kierować się dużą ostrożnością. Było to dla nas bardzo obciążające psychiczne, a każda operacja wiązała się z dużym stresem.
”Nasza praca w polskich szpitalach też dostarcza nam mnóstwo emocji i wyzwań. Ale w Afryce od razu widzimy, w jaki sposób nasza praca poprawia komfort życia pacjentów”
Według danych ONZ w Republice Środkowoafrykańskiej 11 proc. populacji w wieku od 15 do 49 lat jest nosicielem wirusa HIV. Czy stosowaliście szczególne środki ostrożności?
W Afryce dostęp do badań jest bardzo ograniczony. Mimo to u każdego z naszych pacjentów wykonywaliśmy podstawowe badanie krwi oraz badania na HIV i kiłę. Standardem było też oznaczenie grupy krwi. Poza tym po prostu przestrzegaliśmy standardowych zasad bezpieczeństwa, dodatkowo zakładaliśmy okulary ochronne.
Jak znieczulaliście pacjentów?
Operowaliśmy głównie w znieczuleniu miejscowym połączonym ze znieczuleniem dożylnym ketaminą (chory nie był intubowany, lecz pozostawał na oddechu własnym). Nie mieliśmy dostępu do aparatu do znieczulenia ani do tlenu. Zresztą koncentrator tlenu przywieźliśmy z Polski na drugą misję, dzięki naszej koleżance anestezjolog.
Skąd chorzy wiedzieli, że do Afryki przyjeżdżają chirurdzy?
Taka informacja była podawana w miejscowym radiu. Personel szpitalny tworzył listę chętnych pacjentów. Po naszym przyjeździe odbywały się kwalifikacje, potem operacje. Niektórzy pacjenci pokonywali nawet 600 kilometrów, aby do nas dotrzeć. Grupę Pigmejów z odległego od ponad 450 km regionu Sangha Mbaere przywiózł misjonarz wraz z doktor Emilią. Musieliśmy też pokonać barierę komunikacyjną. W Republice Środkowoafrykańskiej językiem urzędowym jest francuski, a językiem lokalnym – sango. W trakcie misji nauczyliśmy się podstawowych zwrotów, dzięki którym mogliśmy zapytać pacjentów o ich samopoczucie, o to, gdzie ich boli i jak bardzo dotkliwy jest to ból. W komunikacji pomagała nam lekarka Emilia, która zna zarówno język francuski, jak i sango.
Jak wyglądał wasz typowy dzień na misji?
Staraliśmy się maksymalnie wykorzystać czas, jak najwięcej operować, z przerwami na posiłki i odpoczynek. Sporym obciążeniem są warunki klimatyczne – wysokie temperatury i duża wilgotność. Po operacji byliśmy po prostu mokrzy. Po południu wracaliśmy na obchód, sprawdzaliśmy, w jakim stanie byli nasi pacjenci. Rozmawialiśmy z nimi i ich bliskimi, ponieważ w Afryce nieodłącznym elementem pacjenta jest jego rodzina. To z najbliższymi chorzy podejmowali decyzję o operacji. Mimo że na miejscu nie było luksusów i zmagaliśmy się czasami z pchłami czy pająkami, czuliśmy się zaopiekowani. Misjonarze bardzo o nas dbali. Nawet gdy okazało się, że nie mam odpowiedniego obuwia do operacji, kupiono mi klapki na targu, które miejscowy ksiądz przyciął odpowiednio do rozmiaru mojej stopy.
”W Afryce mnóstwo kobiet umiera podczas porodu. Powodem jest słaba edukacja, kiepska jakość opieki nad kobietą ciężarną, w tym brak dostępności do cesarskiego cięcia, które czasem jest jedyną bezpieczną metodą rozwiązania ciąży”
Czy coś was na miejscu frustrowało?
Dla lekarza praca w takich warunkach jest ogromnym przeskokiem. W Polsce mamy dostęp do wszystkiego. Tam ludzie nie są leczeni na podstawowe choroby jak cukrzyca. Nie ma tomografu, a na cały kraj jest tylko trzech ortopedów. Poza tym Republika Środkowoafrykańska jest miejscem, gdzie wciąż wybuchają konflikty. Zdajemy sobie sprawę, że gdyby ci ludzie przyjechali do nas, mogliby otrzymać większą pomoc. I to rzeczywiście jest frustrujące. Ale wychodzimy z założenia, że trzeba zrobić tam tyle, ile jesteśmy w stanie. Trzeba się skupić na działaniu, a nie na rozpaczaniu, czego nie mogę zrobić. Z takim założeniem wyruszamy teraz do Zambii. Jedziemy w dużym zespole – ja i mój mąż – też chirurg, anestezjolog Ania Borkowska, ginekolog Ania Madej i instrumentariuszka Hania Kolasińska. Większość z nas ma na koncie afrykańskie doświadczenia, więc mam nadzieję, że przełoży się to na jeszcze lepsze efekty misji.
Skąd pomysł na Zambię?
Pewnego dnia mój mąż trafił na siostrę Mirosławę Górę, która pracuje w Zambii. Jest lekarzem – ma specjalizację z chirurgii ogólnej – i jednocześnie dyrektorem szpitala w Katondwe, jedynego w promieniu 250 km. Stworzyła ośrodek o bardzo wysokiej renomie, do którego przyjeżdżają nawet pacjenci z Mozambiku. Trafiają tam poszkodowani w wypadkach drogowych, kobiety w ciąży, osoby pokąsane przez dzikie zwierzęta. Podczas tej misji zamierzamy skupić się na przepuklinach, które są ogromnym problemem Afryki. Zabierzemy ze sobą siatki przepuklinowe. Operacje z wszyciem siatki nazywane są beznapięciowymi i są standardową metodą leczenia przepuklin w krajach zachodnich. W Afryce większość operacji przepuklin wykonuje się metodą napięciową, co wiąże się z większym ryzykiem nawrotu przepukliny. Myśleliśmy też o operacjach proktologicznych – zamierzamy skupić się na hemoroidach i zmianach w okolicy odbytu. Oprócz operacji przeprowadzimy szkolenia dla personelu. Na pewno dużo pracy będzie miała lekarz ginekolog. W Afryce mnóstwo kobiet umiera podczas porodu. Powodem jest słaba edukacja, kiepska jakość opieki nad kobietą ciężarną, w tym brak dostępności do cesarskiego cięcia, które czasem jest jedyną bezpieczną metodą rozwiązania ciąży.
W jaki sposób można wesprzeć misję?
Nasz wyjazd wspiera Fundacji Redemptoris Missio. Na stronie Fundacji została zorganizowana zbiórka, którą wsparło mnóstwo życzliwych osób, za co serdecznie dziękujemy. Bardzo pomogło nam również Stowarzyszenie Misji Afrykańskich (SMA). Cieszymy się z tego, co udało nam się zebrać, zwłaszcza że między czasie wybuchła wojna w Ukrainie. Część rzeczy, które zebraliśmy na wyjazd do Afryki, przekazaliśmy na potrzeby mieszkańców Ukrainy. Cały czas można wspierać szpital, wpłacając środki na zbiórkę: Operacja Zambia — Redemptoris Missio, Mimo że w Zambii czeka nas mnóstwo pracy, jedziemy tam pełni pozytywnych emocji. Choć ciało będzie zmęczone, głowa na pewno odpocznie.
Katarzyna Cybula – lekarz chirurg. Od 2017 roku pracuje w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie, w Klinice Chirurgii. Wcześniej była związana ze Szpitalem Praskim. Była dwa razy na misji w Republice Środkowej Afryki. Wyprawa do Zambii to jej trzecia misja.
Polecamy
Znamy laureatów medycznego Nobla. Victor Ambros i Gary Ruvkun docenieni za odkrycie mikroRNA
Lekarze przetoczyli krew pacjentce wbrew jej woli. Trybunał w Strasburgu przyznał jej odszkodowanie
Ruszył proces lekarzy oskarżonych w związku ze śmiercią Izabeli z Pszczyny. „Bardzo wiele wskazuje, że można było tę dziewczynę uratować”
Odnaleziono ciało zaginionego chirurga. Jest kolejną ofiarą powodzi w Polsce
się ten artykuł?