Polka szyje lalki dla niepełnosprawnych dzieci. „W zabawie jak i w życiu, świat może dzielić się na zdrowych i chorych”
Pomocnicy świętego Mikołaja zamówili u mnie kilka sztuk laleczek dla niepełnosprawnych dzieci. Mam nadzieję, że znalezione pod choinką zabawki sprawią najmłodszym wiele radości i pomogą oswoić się z chorobą – mówi Klaudia Ciastoń właścicielka „Fabryki Lalek”. To spod jej igły powstają misie na wózkach inwalidzkich, z protezami nóg czy szynami.
Laleczki tworzone z pasją i empatią dla osób dotkniętych chorobą – tak w skrócie można opisać zabawki, które wędrują z Gródka nad Dunajcem do domów niepełnosprawnych dzieci. A zaczęło się niepozornie od ludzika stworzonego na zaliczenie z animacji w krakowskiej szkole pedagogicznej. – Mieliśmy za zadanie stworzyć wideo. Zrobiłam animację poklatkową na wzór „Misia Uszatka”. Poszłam na strych, pozbierałam ścinki materiałów, zniosłam stare miśki i z tego, co udało mi się znaleźć stworzyłam ludzika z główką misia. Ruszał nóżkami i rączkami. Zanimowałam go. Zajęcia zaliczyłam i myślałam, że na tym się skończy. Nie przypuszczałam, że ten miś stanie się początkiem „Fabryki Lalek” – przyznaje Klaudia Ciastoń, która na co dzień pracuje jako grafik komputerowy.
„Mamo, miś ma wózek”
Kolejne laleczki powstawały w formie prezentów dla najbliższych. Zamówień było coraz więcej, ale takim przełomowym i jednocześnie najważniejszym było to zrealizowane dla trzylatka o imieniu Arek. Chłopczyk na co dzień poruszał się na wózku inwalidzkim.
– Pomyślałam, że prezent w postaci zabawki, z którą mógłby się utożsamiać, chociaż w niewielkim stopniu pomoże mu oswoić się z niepełnosprawnością. Pomysł wpadł nagle i tak szybko, jak się na niego nakręciłam, tak szybko zaczęłam mieć wątpliwości. Choroba to dosyć wrażliwy temat. Nie chciałam być nachalna i wolałam najpierw zapytać moją koleżankę Marzenę, czy nie miałaby nic przeciwko, gdybym taką laleczkę zrobiła dla jej synka. Ona też miała wątpliwości. Obawiała się reakcji Arka i tego, czy będzie chciał się taką zabawką bawić. Ostatecznie zaryzykowała, a ja razem z nią. I tak zrobiłam pierwszą laleczkę na wózku inwalidzkim – wspomina Klaudia.
Ludzik dla Arusia miał dużą, puszystą główkę z okularami. Ubrany była w biały t-shirt, koszulę w kratkę, spodnie i ciepłe skarpetki. Do tego plecaczek z gadżetami z ulubionej bajki chłopca – „Strażak Sam” i wózek inwalidzki wzorowany na tym, na którym na co dzień się porusza. Mały sobowtór skradł serce chłopca w ułamku sekundy. – Mama, on ma wózek, ma wózek jak ja! Zobacz tata! On ma wózek, miś ma wózek – krzyczał radośnie trzylatek. Ludzik tego samego dnia stał się nowym członkiem rodziny.
Klaudia stara się utrzymywać kontakt z osobami, które zamówiły u niej laleczki. Pyta rodziców, jak się sprawują, jak reagują na nie dzieci. Ostatnio odezwał się do niej tata chłopczyka, któremu ponad rok temu robiła laleczkę z ortezami. – Poprosił o dorobienie wózka inwalidzkiego, bo jego synek zaczął jeździć na wózku i chciał, by laleczka też jeździła – mówi Klaudia i dodaje, że dla niej to oznacza, że dziecko nie rozstaje się z tą zabawką. Jest dla niego ważna i utożsamia się z nią na tyle, że jeśli u niego zachodzą zmiany, to chce żeby te zmiany dotykały również lalkę.
Kompan, który daje wsparcie
To, że lalki Klaudii mają schorzenia i niepełnosprawności prawdziwych ludzi, sprawia, że dzieci otrzymują swojego kompana, który choruje tak samo jak oni. Tak samo jeździ na wózku, nosi ortezy, aparaty słuchowe czy chodzi w ciemnych okularach i z laską. Nie dalej jak miesiąc temu zamówienie w „Fabryce Lalek” złożyła mama niepełnosprawnej 6-latki. Jej córeczka weszła w taki wiek, w którym zaczyna rozumieć swoją chorobę i to, że wózek inwalidzki będzie jej towarzyszył przez resztę życia. – Z wiadomości mamy zrozumiałam, że dziewczynka przechodzi taki kryzysowy moment. Mówi o sobie, że jest inna, że wszystkie dzieci biegają, a ona nie może, że jest dziwna i ma dziwne nóżki. Mama nie chce dopuścić do tego, by ten kryzys się pogłębiał. Ma nadzieję, że niepełnosprawna lalka pomoże jej pogodzić się z chorobą, że będzie dla niej towarzyszką, która podobnie jak ona porusza się na wózku inwalidzkim. Liczy, że dziewczynka zrozumie, że skoro są nawet niepełnosprawne zabawki, to nie jest odosobniona w swojej chorobie – wyjaśnia.
Lalki Klaudii dają nie tylko wsparcie dzieciom, ale pełnią też funkcję terapeutyczną. Jedno z zamówień otrzymała ze stowarzyszenia. – Pani poprosiła mnie o wykonanie trzech lalek niepełnosprawnych (na wózku inwalidzkim, niewidomą i z protezą), które będą brały udział w spektaklach dla dzieci. Stowarzyszenie dąży do tego, by dzieci niepełnosprawne nie były odrzucane przez rówieśników. Ich zajęcia mają pomóc nauczyć zdrowe dzieci właściwego reagowania na osoby niepełnosprawne – wyjaśnia.
– W sklepach ciężko jest znaleźć zabawki dotknięte niepełnosprawnością. Wszystkie są robione seryjnie, takie same i przesadnie idealne. Chorym dzieciom trudno dostrzec w nich skrawek siebie. Mam wrażenie, że mogą jeszcze pogłębiać ich wyobcowanie. Swoimi laleczkami chciałam pokazać, że w zabawie jak i w życiu, świat może dzielić się na zdrowych i chorych – podkreśla Klaudia i dodaje, że jej laleczki są spersonalizowane. Każda z nich jest inna, niepowtarzalna i wyjątkowa, bo każda jest stworzona z myślą o innej osobie. – Jak ktoś składa zamówienie, to wypytuję o wszystko, co dotyczy dziecka i pomoże mi stworzyć lalkę jak najbardziej dopasowaną do niego, do jego zainteresowań, pasji czy choćby wizualnych podobieństw – wyjaśnia.
Lalki z odzysku
To, co je łączy, to chude i długie kończyny, nieproporcjonalnie duża główka i przeskalowane okulary. Klaudia wszystkie laleczki szyje na maszynie swojej mamy. Stara się nie robić ich z nowych rzeczy, tylko wykorzystać stare. Materiały i gadżety kupuje w secondhandach i na targach staroci. Czasem coś ciekawego znajdzie w szafie swojej babci. – Okularów najczęściej szukam na targach staroci, bo w szmateksach rzadko się pojawiają. Główki pochodzą od miśków, które znalazłam w ciucholandach albo które dostałam od rodziny i znajomych. W ten sposób przywracam nowe życie misiom, którymi nikt już się nie chciał się bawić, które zalegają w ciucholandach albo które lada moment trafiłyby na śmietnik – wyjaśnia.
Wózki inwalidzkie 26-latka robi z drucików, do których dobiera kółka ze starych zabawek. Jednak największym wyzwaniem było dla niej zrobienie protezy nogi. – Standardowe laleczki mają w nóżkach drut, gąbkę i taśmę. Długo zastanawiałam się, jak to ugryźć, aż w końcu znalazłam drewnianą rączkę, którą podzieliłam na dwie części, by zginała się w kolanie – wyjaśnia.
Rodzice najczęściej kupują laleczki na urodzinowe prezenty dla dzieci, ale też na inne okazje. – Moje misie pozwalają przetrwać trudne badania czy pobyty w szpitalu. Kiedy widzę na zdjęciach, które otrzymuję od rodziców, ile radości przynoszą laleczki dzieciom, to naprawdę się wzruszam – mówi 26-latka. Najwięcej zamówień Klaudia otrzymuje w okresie przedświątecznym. W tym roku również produkcja niepełnosprawnych lalek nie zwalniała tempa. – W Wigilię kilkoro dzieci otrzyma pod choinką misia z „Fabryki Lalek”. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnią ze sobą – podkreśla.
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy
„Celem było zrobienie serialu, a to, że przy okazji dostałam obraz solidarnego świata, poruszało mnie do głębi”. O „Matkach Pingwinów” opowiada Klara Kochańska-Bajon
„Można być obecnym ojcem, spędzając z dziećmi godzinę dziennie”. Z Jackiem Masłowskim rozmawiamy o „Syndromie tatusia”
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
Kino, mecz, pójście na ryby pomagają wychodzić z bezdomności. „Droga do normalności to długotrwały proces, bywa bardzo bolesny, ale często też jest uwieńczony sukcesem”
się ten artykuł?