„Nic nie tracisz, jeśli pozwolisz sobie pomóc” – mówi Sulimir Szumielewicz, psycholog pracujący w telefonie zaufania
O tym, że w kryzysie emocjonalnym warto dać sobie czas, by dać sobie szansę na skuteczną pomoc – opowiada psycholog i psychotraumatolog Sulimir Szumielewicz, koordynator Kryzysowego Telefonu Zaufania (116123).
Anna Jastrzębska: Niełatwą pracę sobie pan wybrał.
Sulimir Szumielewicz: To prawda, praca z emocjami innych ludzi jest trudna. Specyfika pomocy psychologicznej przez telefon, kiedy nie widzi się rozmówcy, wymaga wielu umiejętności, m.in. uważności i odzwierciedlania tego, co się słyszy, aby nie pomylić np. czyjegoś płaczu ze śmiechem. Każdy psycholog pracujący w tego typu pomocy na odległość musi też liczyć się z tym, że zwykle nie wie, jak potoczyły się losy osób, z którymi rozmawiał. Nie wiemy, czy skorzystały z rozwiązań lub udały się po dalszą pomoc. W sytuacjach, kiedy wzywamy służby ratunkowe do dzwoniącej osoby, nie mamy pewności, czy dotarły one na czas. Zdarza się, że policja oddzwania i informuje, że odcięto w ostatniej chwili sznur, na którym ktoś już wisiał. To jest zawsze bardzo pokrzepiające, że pomoc przybyła na czas.
A sam z siebie ktoś czasem się odzywa?
Zdarza się, czasem nawet po kilku miesiącach, że ktoś dzwoni z podziękowaniem. Mówi, że nasza rozmowa pozwoliła mu coś zmienić. Że to był ten pierwszy krok, najważniejszy. Słyszę: „Gdybym go nie zrobiła, nie wiem, czy dziś bym żyła, bo już nie dawałam rady. Dzięki tej rozmowie poszłam na terapię, wyszłam z toksycznego, przemocowego związku, teraz jestem szczęśliwa. Choć w tamtym momencie było bardzo ciężko”.
Częściej dzwonią kobiety?
Najczęściej dzwonią do nas kobiety, ale z moich obserwacji wynika, że na przestrzeni lat te proporcje bardzo się zmieniły. Powiedziałbym, że obecnie to niemal pół na pół, z nieznaczną przewagą kobiet. No, może 60 proc. dzwoniących to panie. Jeszcze 5-6 lat temu zaledwie 30 procent telefonów było od mężczyzn.
Co to są za osoby?
Powiedziałbym, że dzwonią osoby w sile wieku, 20-40 lat. Choć mamy coraz większy odsetek osób starszych, które szukają pomocy w naszej poradni telefonicznej.
Sięgają po telefon, bo znaleźli się w trudnej sytuacji?
Nie, sięgają po telefon, bo zawiodły ich mechanizmy radzenia sobie z trudną sytuacją. Łączy ich reakcja emocjonalna na daną okoliczność czy wydarzenie. Nie chodzi tu o problem sam w sobie, ale to, w jaki sposób ktoś umie lub nie sobie z nim poradzić. Dla przykładu: nie każda osoba, która straci pracę, znajdzie się w kryzysie. Jedna będzie nastawiona na zmianę, zmotywowana na dokształcanie się, zdobycie nowego zawodu. Inna – znajdzie się w sytuacji bez wyjścia.
Jak taka „sytuacja bez wyjścia” się objawia?
Mówiąc najkrócej: pojawiają się zmiany w trzech głównych obszarach: emocji, myśli i zachowania. Czyli towarzyszy nam lęk, niepokój, smutek, rozpacz. W sferze myśli pojawiają się przekonania katastroficzne.
Że to jest koniec, że nie ma sensu?
Dokładnie. Z kolei zachowania nacechowane są bezradnością. Nie możemy zrobić kroku, podjąć jakichś działań, np. poszukać ogłoszeń, wysłać CV, jeśli straciliśmy pracę. To są elementy świadczące o tym, że doszło do jakiegoś kryzysu, że nasze sposoby poradzenia sobie z problemem się nie sprawdziły.
To jest stan, który trwa długo czy krótko?
Są różne rodzaje kryzysów. Niektóre trwają długo. Ktoś może funkcjonować w kryzysie miesiącami a nawet latami – do momentu, kiedy jego zasoby przestają wystarczać. Wtedy mówimy o kryzysie chronicznym.
I co wtedy?
Wtedy warto do nas zadzwonić. Nasze telefony to taka pierwsza linia pomocy, często ratująca zdrowie lub życie. W ramach Instytutu Psychologii Zdrowia działają dwa numery: 116123 – dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym – oraz 801 889 880 dla osób uzależnionych behawioralnie (uzależnionych od określonych czynności, jak seks, hazard, praca, zakupy – przyp. red.) i ich bliskich.
”Zdarza się, czasem nawet po kilku miesiącach, że ktoś dzwoni z podziękowaniem. Mówi, że nasza rozmowa pozwoliła mu coś zmienić. Że to był ten pierwszy krok, najważniejszy”
Jest duże zapotrzebowanie na tego rodzaju pomoc?
W samym telefonie uzależnień behawioralnych, który działa przez 5 godzin dziennie, w ciągu ostatniego roku odebraliśmy blisko 1000 połączeń, a w telefonie 116123, który działa w godz. 14-22 przeprowadziliśmy ponad 4000 rozmów…
Dzwoni osoba w kryzysie i…?
Psycholog udziela pomocy w ramach interwencji kryzysowej, jest to forma wsparcia na pierwszym etapie szukania dla siebie wyjścia z trudnej sytuacji. To najczęściej pierwszy krok, który pozwala zrobić kolejne. Bardzo ważny, bo może uchronić przed depresją, uzależnieniem, a nawet samobójstwem.
Ale przecież jeden telefon nie rozwiąże nikomu problemów.
Oczywiście, że nie – i nie taki jest cel. Chodzi o poszukanie możliwych rozwiązań, nakreślenie i wdrożenie jakiegoś planu działania. Czasem parę rozmów czy spotkań, konsultacji z psychologiem wystarczy, żeby doprowadzić kogoś do funkcjonowania sprzed tego kryzysu.
Przy czym warto pamiętać, że my nie prowadzimy psychoterapii i rzeczywiście nie zawsze jest tak, że w tej interwencji możemy w pełni pomóc. Ale wtedy kierujemy do miejsc, gdzie można uzyskać kompleksową pomoc stacjonarną.
Dlaczego ludzie dzwonią na telefon zaufania, a nie idą do psychologa czy psychiatry?
Z różnych powodów. Przede wszystkim telefon jest anonimowy, bezpłatny i dostępny tu i teraz – na rozmowę nie trzeba się na umawiać jak na wizytę do specjalisty. Jeśli ktoś szuka pomocy i dzwoni do nas, to jest to dobry znak, bo pokonał już tę pierwszą barierę – wstydu czy obawy.
Rozmawiając z dyżurującymi u nas psychologami, można w poczuciu bezpieczeństwa zapytać o wszystko, o co czasami ludzie boją się zapytać. Trochę odczarowujemy pomoc psychologiczną i psychiatryczną, tłumaczymy, że nie ze wszystkim samemu trzeba sobie samemu poradzić – i że jest to całkowicie normalnie. Tak jak w razie bólu zęba idziemy do dentysty, a ze załamaną nogą – do ortopedy czy chirurga, tak w przypadku trudności psychicznych powinniśmy udać się do specjalisty. Warto mieć tego świadomość.
W XXI w. wciąż są osoby, które obawiają się wizyty u psychiatry?
Na szczęście taka stygmatyzacja „chodzisz do psychiatry, więc jesteś wariatem” jest coraz rzadsza, ale w mniejszych miejscowościach to zjawisko nadal istnieje. Na pewno sporo osób obawia się przyjmowania leków psychotropowych. Nadal pokutuje mit, że antydepresanty uzależniają.
A nie uzależniają?
Nie. Same leki mogą pomóc w ustabilizowaniu stanu psychicznego, ale bez psychoterapii nie rozwiążą często źródła problemu. Terapia to naprawdę nie są żadne czary mary, jej skuteczność ma swoje empiryczne potwierdzenie w badaniach klinicznych, więc my tłumaczymy, że psychoterapia i farmakoterapia łączone przynoszą często najlepsze efekty.
Czego jeszcze obawiają się osoby, które do was dzwonią?
Część z nich boi się tego, że jeśli ma myśli samobójcze i wypowie je głośno, to psychiatra od razu zatrzyma, wyśle do szpitala na przymusowe leczenie.
To uzasadniona obawa?
Nie. Myśli samobójcze są właśnie alarmującym sygnałem np. pojawiającej się depresji, dlatego należy o nich powiedzieć lekarzowi. Tylko wówczas możliwe jest wdrożenie właściwego leczenia. W telefonie zaufania można z psychologiem o tych wątpliwościach porozmawiać. Osobom, które do nas dzwonią, dajemy poczucie bezpieczeństwa i wyjaśniamy, z czym mogą się spotkać, szukając pomocy u psychologa czy psychiatry. Edukujemy o możliwościach dotarcia do specjalistów, tłumaczymy, że do lekarza psychiatry nie potrzeba skierowania, ale na psychoterapię już tak, podajemy im strony NFZ-u, na których mogą znaleźć najbliższe placówki czy terminy leczenia w poradniach zdrowia psychicznego.
Ludzie tego nie wiedzą?
Wiele osób nie ma pojęcia, gdzie i jak szukać pomocy. Poza tym często są w stanie, w którym bardzo trudno im działać, zrobić jakikolwiek krok. To, że znajdujemy im namiary na konkretne placówki, podajemy numerów telefonów, na które można zadzwonić, by umówić się do lekarza, bywa dla nich olbrzymim wsparciem.
”Osoba w kryzysie – zwłaszcza w etapie suicydalnym – nie widzi odcieni szarości. Myśli zerojedynkowo: albo będzie dobrze, albo będzie koniec”
Robią ten krok…. i potem tygodniami czekają na konsultację ze specjalistą?
Niestety tak bywa, że terminy wizyt u specjalistów są odległe, a jak wiadomo potrzeby są duże. Na szczęście to się też zmienia, bo Ministerstwo Zdrowia wprowadziło – na razie pilotażowo – program Centrów Zdrowia Psychicznego, które mają zaplanować pomoc w ciągu 72 godzin.
Jak to wszystko będzie funkcjonowało dalej, czas pokaże, ale na pewno jest coraz większy nacisk na szybko dostępną pomoc psychologiczną i psychiatryczną. Powstają kolejne całodobowe linie telefoniczne, które wspierają na odległość. Są ośrodki pomocy kryzysowej, które z założenia powinny udzielać krótkoterminowej, doraźnej pomocy w ramach interwencji kryzysowej. Powstało również Polskie Towarzystwo Zapobiegania Samobójstwom, w którego działania i rozwój jestem zaangażowany. Towarzystwo otwiera Poradnie Suicydologiczne, w których można otrzymać pomoc w nagłych kryzysach. Pierwsza taka poradnia działa już w Opolu.
W momentach trudnych, nawet w oczekiwaniu na psychoterapię czy wizytę u psychiatry, warto skorzystać z takich form doraźnej pomocy stacjonarnej, bądź telefonicznej, żeby kryzys nie przerodził się w zaburzenia psychopatologiczne czy depresję.
Dlaczego szybka, łatwo dostępna pomoc jest tak ważna?
Osoba w kryzysie – zwłaszcza w etapie suicydalnym – nie widzi odcieni szarości. Myśli zerojedynkowo: albo będzie dobrze, albo będzie koniec. Mózg inaczej pracuje, włącza się myślenie tunelowe. W takim momencie rozmowa ze specjalistą może pomóc spojrzeć na rzeczy inaczej, dostrzec inne odcienie sytuacji.
A jeśli ktoś już nie widzi dla siebie ratunku?
Tłumaczę wtedy: nic nie tracisz, jeśli pozwolisz sobie pomóc. W kryzysie warto sobie dać czas. Zanim zrealizujesz swoje plany samobójcze, wcześniej możesz jeszcze spróbować innych rozwiązań. Możesz tylko zyskać, ale jeśli nie spróbujesz, to pozbawisz siebie szansy.
Ja zawsze powtarzam: pomoc jest możliwa i ona jest skuteczna. Tylko trzeba się po nią zwrócić. Oczywiście czasem są lepsze, czasem gorsze rozwiązania. Ale są! Żeby je dostrzec, potrzeba czasem spojrzeć na swoją sytuację oczyma kogoś obiektywnego, posiadającego specjalistyczną wiedzę i przygotowanego do takiej pomocy. Bliscy, znajomi zwykle podchodzą do problemów emocjonalnie. Pocieszają na podstawie własnych doświadczeń np. mówią: „czym się przejmujesz, inni mają gorzej”. To powoduje u osób w kryzysie frustrację, gdyż czują się niezrozumiane oraz umniejszone i nie widzą szansy na zmianę.
Nasi bliscy nie mają wystarczających narzędzi, żeby pomóc?
Często nie wiedzą, zwłaszcza gdy ktoś mówi, że się zabije. Od lat pokutuje takie przekonanie, że jak ktoś mówi, że się zabije, to tego nie zrobi. To też trzeba odczarować i powiedzieć, że tak naprawdę jest to wołanie o pomoc. Należy pamiętać, że mówienie może przerodzić się w planowanie i działanie.
Jak w takiej sytuacji najlepiej zareagować?
Warto wysłuchać, dać rozumienie i dopytać, o czym myśli dana osoba, czy coś planuje, a jeśli tak – zaproponować rozmowę i konsultację z psychiatrą lub psychologiem. Dobrze jest też znaleźć konkretne miejsce, przychodnię, specjalistę oraz pomóc w zapisie do niego.
Dzwonią do was osoby, które chcą pomóc komuś bliskiemu?
Tak, właściwie kobiety dzwonią częściej w sprawie nie swojej, tylko swoich bliskich – mężów, dzieci. Nazywam je „ratowniczkami”. Chcą wiedzieć, jak naprawić świat wokół siebie.
To źle?
Jeśli zapominają całkowicie o sobie, swoich emocjach, to nie jest najlepiej. Pamiętam, że zadzwoniła kiedyś pani, która opowiedziała, że pracuje po 12-14 godzin dziennie, żeby pomóc synom na studiach… W jej ciele już zaczęły się pojawiać niepokojące dolegliwości: coraz większe napięcie, bezsenność, stany lękowe. Ona w ogóle nie łączyła tego z pracą ponad swoje możliwości! Telefon do nas pozwolił jej uświadomić sobie, że rolą matki nie jest pracowanie na dwóch etatach, żeby utrzymać dorosłe dzieci.
„Ratowniczka” nie zauważa takich, zdawałoby się, oczywistości?
Chce uratować cały świat. Zajmuje się wszystkimi dookoła, a nie zajmuje się sobą. Pyta: jak zmienić męża, żeby nie pił?
”Od lat pokutuje takie przekonanie, że jak ktoś mówi, że się zabije, to tego nie zrobi. To też trzeba odczarować i powiedzieć, że tak naprawdę jest to wołanie o pomoc”
No więc? Jak zmienić męża, żeby nie pił?
Przede wszystkim uświadomić sobie, że mąż się nie zmieni, jeśli sam nie będzie chciał. To, co można zrobić, to zadbać o siebie. Poszukać grup wsparcia dla osób współuzależnionych, pobyć z osobami, które maja podobne doświadczenia… Nauczyć się stawiać granice. To jest najtrudniejsze, żeby wyjść z tej roli „pomagacza”.
Pewnie sporo „ratowniczek” słyszycie na linii dla behawioralnie uzależnionych?
Tak, tu często mamy żony, partnerki hazardzistów oraz matki dzieciaków czy nastolatków uzależnionych od internetu, które stają się agresywne. Zdarza się, że dzwoni mama nastolatka z jakimś problemem i słyszę w słuchawce ojca, który podpowiada, co ma powiedzieć, tak jakby sam nie mógł wziąć słuchawki do ręki i zadzwonić w sprawie swojego dziecka.
Ale na linię behawioralną dzwoni też wiele kobiet współuzależnionych i tych, które uzależniły się – co jest dość nowym zjawiskiem – od chwilówek.
Od pożyczek?
Tak, to jest nowa forma uzależnienia, którą zauważamy z niepokojem – uzależnienie od szybkich kredytów i parabanków. Często zaczyna się właśnie od tego, że kobieta chce ratować sytuację w domu. Mąż stracił pracę, przestał zarabiać, zaczyna być depresyjny, czy jest uzależniony. Kiedy budżet się nie spina, żeby nie zmartwić czy nie rozzłościć męża, ona bierze chwilówkę. A ponieważ taką pożyczkę w parabanku można wziąć niemal w każdej chwili bez zbędnych formalności, to potem bierze następną…
Kiedy pojawia się problem?
Kiedy rodzina odzyskuje płynność finansową, a ona nie może przestać pożyczać.
A dlaczego nie może?
Bo te pieniądze są łatwe, na koncie pojawiają się szybko, nie wymagają niemal żadnych zaświadczeń. I wcale nie chodzi o zakupy. Zaciąganie kolejnych pożyczek pomaga rozładować napięcie, daje złudne poczucie dobrostanu. Od tego można naprawdę bardzo łatwo się uzależnić. Panie ukrywają to przed bliskimi, spirala długów się nakręca, jednymi pożyczkami spłacają drugie. Nierzadko dzwonią do nas matki dorosłych kobiet, mówią, że córki zaciągają kolejne kredyty, nie wiadomo, na co je wydają. Zobowiązania sięgają setek tysięcy złotych, a one nie potrafią się powstrzymać. W naszych rozmowach coraz częściej pojawia się ten problem.
Będzie się pogłębiał?
Tak sądzę. W USA jest on znacznie bardziej „zaopiekowany”, powstały już kluby anonimowych dłużników, gdzie otrzymują oni profesjonalną pomoc. W Polsce skala zjawiska narasta, ale brakuje programów pomocy osobom uzależnionym od pożyczek. Jedynie w Poznaniu działa fundacja, która zajmuje się tą kwestią. Jestem przekonany, że coraz więcej osób (również za sprawą wszechobecnych reklam chwilówek), będzie potrzebowało pomocy, także prawnej (w takich sytuacjach kluczowa może okazać się upadłość konsumencka). W każdym razie – takie długi doprowadzają do bardzo dużych kryzysów, problem głównie wśród kobiet jest coraz poważniejszy.
Z jakimi jeszcze problemami zgłaszają się kobiety?
Kobiety mają większą łatwość w wypowiadaniu tego, co czują, nazywaniu emocji. Ale te emocje czasem powodują, że trudniej im podjąć jakieś działania. Bo przeżywanie tych silnych stanów emocjonalnych może paraliżować i nie pozwalać podjąć skutecznych kroków…
Mężczyźni mają inaczej?
Mężczyźni są bardziej zadaniowi, odcięci, wstydzą się tych emocji, nazywają je złymi. Jest to znamienne, bo przecież nie ma dobrych ani złych emocji, wszystkie są potrzebne i wyrażanie ich jest jak najbardziej naturalne. Ale z racji norm kulturowych, społecznych mężczyznom trudno jest mówić o smutku, lęku, o tym, że sobie z czymś nie radzą, że mają poczucie beznadziei. No i nierzadko regulują sobie to napięcie przez używki i różnego rodzaju zachowania prowadzące do uzależnień behawioralnych.
Często dzwonią pod wpływem alkoholu?
Zdarza się. To jest szczególnie niebezpieczne, kiedy są już na etapie myślenia suicydalnego, tunelowego, nie widzą żadnych innych rozwiązań, wówczas jest większe ryzyko, że pod wpływem dokonają aktu samobójczego. Musimy pamiętać, że mężczyźni dokonują ich bardziej skutecznie, stosują bardziej drastyczne i nieodwracalne formy. Na piętnaście udanych prób samobójczych dwunastu dokonują mężczyźni. 70 proc. przypadków, do których wzywaliśmy pomoc, to byli właśnie mężczyźni.
Bywa, że w trakcie tych rozmów waży się zdrowie lub życie?
W mojej 8-letniej pracy z osobami w kryzysie miałem wiele takich rozmów. Bardzo emocjonalnych, trudnych, gdy osoba jest w trakcie samobójstwa, połknęła leki, słychać w rozmowie, że przestaje być w dobrym kontakcie….
Co się robi w takiej sytuacji?
Muszę stanąć na wysokości zadania, utrzymać tę osobę jak najdłużej na linii, zdobyć informacje, które ułatwią ustalenie miejsca przebywania tej osoby.
Jakiś telefon szczególnie zapadł panu w pamięci?
Pamiętam, jak kiedyś zadzwonił pan po dużych stratach osobistych, jego partnerka poroniła dziecko, on w międzyczasie stracił pracę. Był nad jakimś stawem, wziął na szczęście tylko część przygotowanych wcześniej leków, planował się utopić, kategorycznie odmawiał wezwania pomocy. To była mała miejscowość, wstydził się, że ktoś miałby do niego przyjechać. Przez Google Maps prowadziłem go do szpitala, na szczęście okazało się, że znajduje się ok. 500 m od niego.
To była długa rozmowa, bo leki zaczynały działać. Ponadto mężczyzna doświadczał silnych ataków paniki, momentami nie mógł iść, siadał. Ale w końcu dotarł na izbę przyjęć, gdzie poprosiłem, żeby przekazał słuchawkę komuś z personelu medycznego, abym mógł poinformować, co zażył i w jakiej sytuacji się znalazł. Ważne, że był już bezpieczny.
Poprowadzenie takiej rozmowy to duża odpowiedzialność.
Tak, na szczęście mamy swoje superwizje, którym poddajemy się regularnie, na których omawiamy emocje, jakie się w nas pojawiają w trakcie różnych rozmów. No i nie możemy zapominać, że to inni decydują o swoich wyborach. My możemy tylko rozważyć różne ewentualności, wskazać możliwe rozwiązania. I powtarzać osobom w kryzysie: dopóki nie sprawdzisz, nie wdrożysz danego działania, to nie będziesz wiedział, czy przyniesie skutek. W danym momencie wydaje ci się, że nie ma wyjścia, ale zarówno perspektywa, jak i sytuacja może się zawsze zmienić.
Często czuje pan bezradność?
To jest nieodłączny element pracy w telefonicznej pomocy psychologicznej. Zdarzają się sytuacje, kiedy trudno jest znaleźć jakieś zasoby: ktoś mieszka daleko od ośrodków pomocy, w słabo skomunikowanej miejscowości, jest to osoba starsza, bez bliskich. Wówczas możemy okazać empatię i zrozumienie. Wskazać np. fundacje, do których ktoś może się zwrócić po wsparcie. Z bezradnością osób szukających pomocy psycholodzy i konsultanci, którzy dyżurują w Kryzysowym Telefonie Zaufania, spotykają się w codziennej pracy. Zwłaszcza wówczas, kiedy ktoś odrzuca proponowane rozwiązania lub nie chce się udać do specjalisty. Dzwoni tylko po to, aby się wyżalić. Nie chce podjąć działania ku zmianie.
A telefon dzwoni ciągle?
Telefony dzwonią cały czas. Na pewno jest ich więcej niż możliwości odebrania.
Zobacz także
„Im więcej zrobimy dla siebie w wieku średnim, tym większe mamy szanse na udaną starość. Na swoją starość pracujemy też tym, jacy jesteśmy dla ludzi”. O depresji ludzi starych rozmawiamy z prof. Dominiką Dudek
„Jedzenie jest jak plaster na trudne emocje i jednocześnie jest najczęściej nadużywanym środkiem uspokajającym”
Polecamy
„Teraz radzę sobie o wiele lepiej”. Amanda Bynes po latach zmagań z problemami zdrowia psychicznego stara się wrócić do formy
„Wiek pierwszego kontaktu drastycznie się obniżył i dziś dotyczy nawet dzieci 7-, 8-letnich”. Z seksuolożką Aleksandrą Żyłkowską rozmawiamy o pornografii
Tom Holland żyje w trzeźwości od blisko trzech lat. Teraz stworzył… piwo bezalkoholowe
Nowy groźny trend wśród młodzieży. Szkoły ostrzegają przed snusami
się ten artykuł?