Przejdź do treści

Lekarze chcą zarabiać więcej. Ale czy publiczna ochrona zdrowia to wytrzyma? „Nie będziemy w stanie w nieskończoność cenami bić się o kadrę”

lekarze pracujący w szpitalu - Hello Zdrowie
Ile zarabiają lekarze w Polsce? / Fot. AdobeStock
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Słyszę już, że anestezjolodzy domagają się 270 zł za godzinę. Tam, gdzie mamy do czynienia z brakiem kadry, a niewątpliwie dotyczy to anestezjologów, chirurgów czy lekarzy SOR, stawki kształtują się na tym najwyższym poziomie” – mówi Renata Kaznowska, zastępczyni prezydenta Warszawy, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Ile zarabiają lekarze w Polsce? Czy system stać, by zarabiali jeszcze więcej?

„Prywatny rynek nie zna granic, może zaproponować lekarzowi tyle pieniędzy, ile zechce”

Renata Kaznowska, zastępczyni prezydenta Warszawy, udzieliła wywiadu „Gazecie Wyborczej”, którego tematem przewodnim były zarobki lekarzy.

„W tej chwili, jeśli chodzi o pensje wynikające z ustawy, które dotyczą umów o pracę, lekarz i lekarz dentysta ze specjalizacją dostają minimalnie 10 375 zł brutto. W porównaniu z poprzednim rokiem to więcej o 1173 zł. To pensja podstawowa. Trzeba doliczyć m.in. dodatek za wysługę lat, który po 5 latach wynosi 5, a po 20 latach – 20 proc. pensji. Do tego chodzą nierzadko nadgodziny, gdy lekarze biorą dyżur w szpitalu, czy dodatek funkcyjny” – wylicza.

I dodaje, że trudno jest jednoznacznie stwierdzić, ile zarabiają lekarze, bo często są zatrudnieni w wielu miejscach naraz na podstawie różnego rodzaju umów.

„Nie wiemy, ile czasu pracują. Trochę wiedzy ma Narodowy Fundusz Zdrowia, ale to wiedza niepełna. Placówki prywatne muszą informować go o liczbie przepracowanych godzin przez personel medyczny tylko wówczas, gdy ten personel świadczy usługi na NFZ. Jeśli poświęca czas na komercyjne przyjęcia pacjentów, tego już nie raportują” – tłumaczy Kazanowska.

Jak mówi dalej, lekarze z dużych miast, dzięki zatrudnieniu na etat lub jego część, odprowadzają składki emerytalne. Poza etatem pracują często na kontraktach zarówno w publicznych, jak i w prywatnych sektorach.

„Prywatny rynek nie zna granic, może zaproponować lekarzowi tyle pieniędzy, ile zechce. I o ile kilka lat temu mówiło się o tym, że lekarze wyjeżdżali za pracą i godną płacą za granicę, to teraz znam przypadki powrotów. W kraju też można bardzo dobrze zarobić. I to nie tylko w prywatnych poradniach czy szpitalach” – mówi Kazanowska.

Jak to zatem wygląda w publicznej ochronie zdrowia?

„Nasze podmioty płacą najczęściej według stawek godzinowych i to wygląda bardzo różnie (…). Dla przykładu chirurdzy dostają za godzinę 100–180 zł, ginekolodzy 95–200 zł, psychiatrzy 150–250 zł, anestezjolodzy 184–250 zł, podobnie lekarze zatrudnieni na szpitalnych oddziałach ratunkowych. W naszych placówkach na kontraktach zarabiają bardzo różnie: 15–20 tys. zł miesięcznie. Ale wyższe pensje, na poziomie 30–40 tys. a nawet więcej, wcale nie należą do rzadkości” – mówi w wywiadzie Kazanowska.

Dochodzi do tego, że publiczne placówki rywalizują ze sobą i z prywatnymi zakładami. A oczekiwania lekarzy rosną.

Słyszę już, że anestezjolodzy domagają się 270 zł za godzinę. Tam, gdzie mamy do czynienia z brakiem kadry, a niewątpliwie dotyczy to anestezjologów, chirurgów czy lekarzy SOR, stawki kształtują się na tym najwyższym poziomie” – zauważa.

Lekarz siedzący przy stole, nie widać twarzy- Hello Zdrowie

Skąd brać na to pieniądze?

Czy istnieje jakiś limit, jeśli chodzi o zarobki lekarzy? Wszak, jak zauważa „Wyborcza”, idą na nie publiczne pieniądze.

„Pytanie o granice zarobków w publicznej ochronie zdrowia jest bardzo, bardzo zasadne. Nie będziemy w stanie w nieskończoność cenami bić się o kadrę. Jeśli koszty pracy będą wciąż rosły, a już nierzadko wynoszą 65–70 proc. wszystkich kosztów, to skąd brać pieniądze na inne obligatoryjne wydatki? Na pensje personelu niemedycznego, utrzymanie infrastruktury budynkowej, sprzętu medycznego czy opłaty za media?” – pyta Renata Kaznowska.

Dodaje, że prywatna ochrona zdrowia powinna być dopełnieniem publicznej i nie może z nią konkurować.

„Pamiętajmy, że niepubliczne placówki mogą sobie pozwolić na wybieranie usług tylko dobrze wycenianych, podczas gdy publiczne podmioty muszą brać wszystko” – uzasadnia.

Szansy na zmiany Kazanowska upatruje w reformie szpitalnictwa.

„Polski system ochrony zdrowia wymaga zmian. I nie chodzi tu tylko o oczywisty brak kadry medycznej, o wysokość wynagrodzeń, poziom wyceny poszczególnych świadczeń, przenikanie się publicznej i prywatnej ochrony zdrowia. To wszystko jest jednym wielkim systemem naczyń połączonych”- podsumowuje.

źródło: Gazeta Wyborcza, oprac. AT

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?