Przejdź do treści

HELLO PIONIERKI: Jak Jadwiga Sikorska „po trupie profesora” pokazała, gdzie jest „miejsce dla pań” na uniwersytecie, a potem w aptekarstwie

HELLO PIONIERKI: Jak Jadwiga Sikorska "po trupie profesora" pokazała, gdzie jest „miejsce dla pań” na uniwersytecie, a potem w aptekarstwie
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Zanim trafiła na krakowski uniwersytet, długo musiała przekonywać właściciela warszawskiej apteki, że jej obecność na zapleczu nie przestraszy klientów. „Żaden kawaler się do ciebie nie zbliży, bo będzie cię czuć karbolem i jodoformem!” – straszyły ją kuzynki i ciotki, kiedy postanowiła spróbować niemożliwego – dostać się na farmację. Przedstawiamy Jadwigę Sikorską, jedną z trzech pierwszych studentek na  ziemiach polskich.

 

Obawy warszawskiego aptekarza wydawały się jak najbardziej uzasadnione – pod koniec XIX w. nie wyobrażano sobie, by kobieta miała dość wiedzy i rozumu, by znać się na lekach. Aptekarz nie pozwolił więc wolontariuszkom, by przygotowywały medykamenty, bo uważał, że klienci nie będą ich kupować. Mimo to Jadwiga i jej koleżanka Stanisława Dowgiałło przez trzy lata pracowały na zapleczu apteki po kilkanaście godzin na dobę bez wynagrodzenia, żeby tylko zdobyć wymagane zaświadczenie o odbytych praktykach. Swoją drogą,  aptekarz nie mógł sobie wymyślić lepszej reklamy – bardzo szybko do jego placówki zaczęły ściągać tłumy klientów z całej Warszawy, którzy chcieli zobaczyć kobiety przy menzurkach.

Pomimo przeciwności Jadwiga śpiewająco zdała egzaminy i złożyła podanie o przyjęcie na Wydziały Farmacji na Uniwersytecie Warszawskim i Jagiellońskim. Na tym pierwszym z miejsca została odrzucona. Na UJ otrzymała pozwolenie pod warunkiem zdobycia pisemnych zgód od wszystkich prowadzących zajęcia. „Po moim trupie będą panie chodziły na zoologię” – powiedział starającym się o przyjęcie kobietom profesor Antoni Wierzejski. Jedna z przyszłych studentek farmacji odcięła mu się, że „pewnie w takim razie umrze w wakacje, bo na zoologię chodzić będą”. Choć graniczyło to z cudem, Jadwiga Sikorska, Stanisława Dowgiałło i Janina Kosmowska zdobyły wszystkie zgody, mogły więc rozpocząć edukację, ale na prawach hospitanta, czyli wolnego słuchacza, bez możliwości zdawania egzaminów końcowych.

Anna Tomaszewicz-Dobrska/grafika: Joanna Zduniak

W wydanej pod koniec życia autobiografii Jadwiga Sikorska cytuje ówczesnego rektora UJ ks. prof. W. Knapińskiego, który zauważył obecność kobiet w swoim wystąpieniu inaugurującym: „Rok bieżący stanowić będzie pamiętną w dziejach Uniwersytetu epokę. W progi jego bowiem po raz pierwszy wstępuje grono słuchaczek. Cieszę się bardzo, że mogę powitać Was, Panie! Szczerze Wam winszuję, że zdobyłyście sobie cząstkę tego prawa, które już gdzie indziej rówieśnice Wasze posiadły. Wiecie dobrze, że pewna część społeczeństwa nie tai swej obawy przed Waszym krokiem, inni jeżeli wprost nie ganią, to z nieufnością na Was patrzą. Jako pionierki torujące nową w naszym społeczeństwie drogę jesteście obserwowane z podejrzliwością przez niechętnych. (…) Do Was należy tak postępować, żeby honoru swego i akademickiego na szwank nie narazić i żeby niechętnym wykazać, że obawy ich nie były słusznymi”.

Jego przewidywania sprawdziły się co do joty – przed pierwszymi zajęciami studentki zostały przywitane gwizdami i krzykiem. Gdyby nie przypadkowo spotkany w sali wykładowej kolega Jadwigi z Warszawy, który pomógł im zdjąć płaszcze, nie miałyby odwagi zająć trzech miejsc w pierwszym rzędzie oznaczonych tabliczką „Miejsce dla pań”. Studentki obawiały się ośmieszenia i konfrontacji swojej wiedzy z wiedzą kolegów.  „W głębokim poczuciu swej małowartościowości, gnębiona nieśmiałością, poczułam się źle w tym otoczeniu i wydało mi się, że jest to poziom o wiele dla mnie za wysoki” – wspominała swoje uczelniane początki Jadwiga Sikorska.

Nie bez przyczyny Maria Skłodowska-Curie czy Józefa Joteyko studiowały we Francji i w Szwajcarii. Były to jedyne uniwersytety, które od lat 60. XIX w. przyjmowały studentki, a ich studia mogły być zwieńczone dyplomem. Polska debata związana z walką o równouprawnienie była szczególnie skomplikowana w Krakowie, który pomimo liberalnego podejścia austriackich władz pozostawał bardzo konserwatywny. Nawet kręgi kobiece bywały przeciwne edukacji kobiet – Gabriela Zapolska pisała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy, itd. Nie filozofuj! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej. To czar! To twoja władza!”

W swoich wspomnieniach Jadwiga opisywała życie pierwszych krakowskich studentek – nikt nie chciał wynająć im stancji, bo samotna kobieta wynajmująca mieszkanie posądzana była o prostytucję. Mieszkały więc razem u znajomej, utrzymywane przez rodziny, bo uczelnia nie przewidziała dla nich stypendium. Bardzo szybko były  rozpoznawalne w Krakowie – zaczepiano je na ulicy, robiono zdjęcia, a w teatrze podglądano je przez lornetki. Jadwiga Sikorska najwięcej złego na temat swojej decyzji usłyszała od ciotek i kuzynek: „Żaden kawaler się do ciebie nie zbliży, bo będzie cię czuć karbolem i jodoformem!” i „Męża nie dostaniesz, bo mężczyźni nie lubią uczonych kobiet!” –  tłumaczyły jej.

Jadwiga Beaupré /grafika: Joanna Zduniak

„I na co paniom to wszystko? Powinnyście teraz wejść na wysoką górę, aby wam wichry całą tę naukę z głowy wywiały” – powiedział do nich jeden z profesorów, kiedy celująco zdały egzaminy. Problem był także z uzyskaniem dyplomu. By Jadwiga Sikorska, Stanisława Dowgiałło i Janina Kosmowska mogły przystąpić do egzaminów, musiały prosić o zgodę cesarza w Wiedniu. Trwało to na tyle długo, że Jadwiga zdążyła w tym czasie wyjść za mąż za Zygmunta Klemensiewicza, lekarza i działacza politycznego, a nawet urodzić dwoje dzieci. Kiedy prof. Antoni Wierzejski, ten, który  po swoim trupie  miał przyjąć kobiety na swoich wykładach, kiedy spotkał ją z dziećmi, wyraźnie ucieszył się, że jednak „spełniała swoje przeznaczenie”, a nawet zapytał  „na co jej się zdało to całe aptekarstwo”.

Dopiero po dwóch latach od zakończenia studiów otrzymały pozwolenie na przystąpienie do egzaminu magisterskiego, ale z adnotacją, że nie wolno im wykonywać zawodu na terenie Austro-Węgier. Stanisława Dowgiałłówna wyjechała wtedy do Moskwy, a Kosmowska i Klemensiewiczowa otrzymały tytuły Uniwersytetu Jagiellońskiego dopiero w 1898 r. W tradycyjnej rocie ślubowania dla magistrów farmacji nie zmieniono formuły Pan na Pani, wypowiadały więc jej treść, używając rodzaju męskiego.

W 1903 r. Jadwiga założyła pierwszą w Krakowie drogerię, gdzie zatrudniała swoje koleżanki ze studiów. Drogerie, nazywane składami aptecznymi, miały charakter zbliżony do aptek i mogły być prowadzone tylko przez magistrów farmacji. Oprócz leków, można tam było kupić artykuły higieny kobiecej i środki do pielęgnacji niemowląt. „Skład apteczny magistra farmacji J. Klemensiewiczowej” mieścił się przy ul. Karmelickiej 15. Po wybuchu I wojny światowej Jadwiga kontynuowała pracę w aptece Pod Gwiazdą, a kiedy jej mąż wstąpił do Legionów, by utrzymać pięcioosobową rodzinę, rozpoczęła pracę w jednej z krakowskich fabryk. Później, w majątku w Sygneczowie pod Wieliczką, zajmowała się hodowlą roślin leczniczych. Była także przewodniczącą Ogólnozawodowego Stowarzyszenia Kobiet Pracujących.

Do pracy w zawodzie wróciła w latach dwudziestych, obejmując stanowisko kierowniczki działu taksacji recept Okręgowego Związku Kas Chorych. Działała w Polskim Towarzystwie Psychologicznym, pisała w „Kwartalniku Psychologicznym” i innych krakowskich periodykach. Po śmierci męża w 1948 r. na siedem lat wyjechała do jednej ze swoich córek do Hiszpanii. Zmarła w 1963 r. w wieku 92 lat. Jej córką była Jadwiga Beaupré, znana ginekolożka z Nowej Huty, inicjatorka szkoły rodzenia.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: