Dlaczego trudno jest być rodzicem we współczesnym świecie, skoro mamy tyle udogodnień, których nie miały nasze babcie?

– Rodzi się dziecko i raptem życie, które było do tej pory, musi być innym życiem, a możliwości adaptacyjne rodziców są różne. Warto zwrócić uwagę, jak wysoki jest poziom narcyzmu we współczesnym pokoleniu adolescentów (…) Jeśli jest tak wysoki poziom narcyzmu i egoizmu, to obecne pokolenie będzie wymagało bardzo dużej pomocy w rodzicielstwie – mówi Lidia Popek, specjalistka psychiatrii dzieci i młodzieży, pediatra i psychoterapeutka.
Monika Szubrycht: To pytanie jest zadawane od dziesiątek lat: co jest ważniejsze – geny czy kultura, w której się wychowuje dziecko?
Dr Lidia Popek: Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od tego, w jakim kontekście spojrzymy na to pytanie. Jeśli spojrzymy na nie przez pryzmat tematu, który poruszany był na pierwszym wykładzie [rozmowa odbyła się podczas VIII Międzynarodowej Konferencji Psychotraumatologiczej w Gdańsku – dop. red.] i dotyczył rzadkich chorób genetycznych – niezależnie od kultury – a to wpływa na życie dziecka i całej rodziny. Jeśli mówimy ogólnie o populacji, to w oderwaniu od jakichkolwiek zaburzeń, badania pokazują, że geny są bardzo ważne. Rozwijająca się nowa gałąź nauki, jaką jest epigenetyka, pokazała nam wyraźnie, że jeżeli na przykład babcia przeżyła jakieś traumatyczne doświadczanie i jej geny zostały tą traumą zmodyfikowane, to taki materiał genetyczny może być przeniesiony nawet na pokolenie wnuków. Dziecko dostaje materiał genetyczny od dwojga rodziców i z pokolenia na pokolenie jest on rozrzedzany z pierwotnego materiału genetycznego.
Natomiast badania pokazały również, że pewien przekaz kulturowy jest czymś bardziej trwałym i przekazywanym transgeneracyjnie nawet bardziej niż materiał genetyczny. To jest niezwykle ciekawy temat. Myślałam, że jest inaczej, ale być może moja dusza lekarza chciała tak myśleć, ale z drugiej strony dusza psychoterapeuty jest z wyników tych badań całkiem zadowolona. To, co się teraz dzieje, pokazuje jak silny jest wpływ kulturowy na rodzicielstwo. Te zmiany nie dotyczą tylko samej struktury rodziny, ale także zmiany sposobu myślenia czy wpływu przekazu międzypokoleniowego rodziców z poprzednich pokoleń na współczesnych rodziców. Jest dużo opracowań, które pokazują, że nasze społeczeństwo jest w całości straumatyzowane. Trzeba jednak uważać ze słowem „trauma”, bo ciężkie przeżycia ma wiele społeczeństw. Można byłoby zadać sobie pytanie, czy one zawsze powodują traumę i odpowiedź będzie zróżnicowana, co jest związane ze zjawiskiem rezyliencji.
Jak działa rezyliencja?
Na skutek wykształcenia się więzi bezpiecznej w dzieciństwie, więzi, która umożliwia pokonywanie trudności, człowiek jest w stanie radzić sobie z kryzysami, nawet tragicznymi, bardzo ciężkimi. To przerabialiśmy w historii naszego społeczeństwa i innych społeczeństw. Jedni się podnoszą z trudnych przeżyć, a inni nie.
Dlaczego trudno jest być rodzicem we współczesnym świecie, skoro mamy tyle udogodnień, których nie miały nasze babcie – od jednorazowych pieluch, elektronicznych niań, po tysiące psychologicznych poradników dotyczących wychowania? Mamy badania, które pokazują, co powinniśmy robić.
Z badaniami jest trochę tak, jak z kryzysami wojennymi. Jak są kryzysy wojenne, to na ogół w jakichś dziedzinach następuje rozwój, chociaż nikt nie pragnie wojny. Pozwalam sobie przyrównać ten przykład, bo zazwyczaj jest tak, że jeśli dzieje się coś, co nas niepokoi, to badacze zaczynają się zwracać w tę stronę. W pewnym sensie to, co się dzieje w rodzicielstwie, ma też powiązanie z kulturą i ze zmianami we współczesnym świecie. Trudno powiedzieć jednoznacznie czy to, że ponad 18 proc. rodziców ma zaburzenia psychiczne, jest spowodowane zmianą w świecie, czy nasza wiedza o tym, że tak jest, zmieniła się dzięki przeprowadzanym badaniom. Czy tak było w przeszłości? Trzeba by było zrobić badania retrospektywne, żeby wiedzieć, ale nie jest to do końca możliwe. Niemniej myślę, że bardzo ważna zmiana kulturowa, która zadziała się na całym świecie, polega na tym, że nie ma rodzin wielopokoleniowych i brakuje wzajemnego wspierania się. W większości przypadków wiedza była przekazywana z kobiety na kobietę: z babci na matkę, z matki na córkę. Kobiety wspierały się w stanach ciąży czy porodu.
W rodzinach wielopokoleniowych zawsze była dodatkowa para uszu, żeby dziecko usłyszeć, i oczu, żeby na nie popatrzeć, więc opieka była lżejsza, nie spoczywała tyko na mamie.
Myślę, że to jest jedno – izolacja międzypokoleniowa, która teraz nastąpiła, ale też sytuacja zmiany. Rodzi się dziecko i raptem życie, które było do tej pory, musi być innym życiem, a możliwości adaptacyjne rodziców są różne. Warto zwrócić uwagę, jak wysoki jest poziom narcyzmu we współczesnym pokoleniu adolescentów, o czym była mowa na wykładach. Bardzo mnie to zmartwiło. Jeśli jest tak wysoki poziom narcyzmu i egoizmu, to obecne pokolenie będzie wymagało bardzo dużej pomocy w rodzicielstwie. Jest cały szereg różnych, ciekawych zjawisk, które myślę, że znajdują odzwierciedlenie w badaniach przeprowadzanych na całym świecie. Czytałam, że w Finlandii jest ogólnokrajowy program, którym są objęci wszyscy rodzice, a dotyczy on pracy nad ich mentalizacją. W naszym kraju nic takiego się nie dzieje i bardzo trudno jest iść do przodu z takimi zmianami, bo jest wiele przeszkód.
”Prowadzę dział psychiatryczny dla dzieci do lat 14, czyli mam na oddziale pięcio-, sześcio-, siedmioletnie dzieci. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że w grupie naszych pacjentów zjawisko parentyfikacji dotyczy zdecydowanej większości pacjentów”
A może u nas rodzice nie chcą się uczyć, myślą, że jak się dziecko urodzi, to sobie poradzą, bo tak działa biologia?
Nie mam takiego poczucia, a dlatego nie mam, bo wiem, że korzystają w taki sposób z wiedzy, w jaki są przyzwyczajeni. To jest pokolenie ludzi, którzy urodzili się w latach 90. i na początku XXI wieku, więc są przyzwyczajeni do korzystania z mediów i wiem, jak dużo czytają na temat rodzicielstwa, na przykład na różnych forach. Są takie fora, które tworzą rodzice, tylko trzeba się zastanowić, jaka tam jest wiedza i jaki przekaz. Są fora dla matek zaraz po urodzeniu dziecka i te przekazy są czasami bardzo obciążające dla kobiet, bo nie tylko dzielą się radością z powodu urodzenia dziecka, ale też traumą, bo to się teraz nazywa traumą, nawet jak jest poród fizjologiczny. Oczywiście – wciąż jest dużo do zrobienia na poziomie traktowania kobiet w ciąży, w trakcie porodu, połogu. W stosunku do tego, jak było kiedyś, zmieniło się dużo, ale nie wszędzie. Ciągle kobiety opowiadają o tym, jak były traktowane w czasie porodu.
Myślę, że rodzice chcą się uczyć, tylko brakuje dobrze przekazywanej wiedzy, prawidłowej wiedzy. Takich programów, o których wspomniałam, jak choćby ten z Finlandii, które mają kształtować prawidłowe mechanizmy w relacji rodzic-niemowlę. Myślę, że stąd jest tak duża potrzeba pomocy terapeutycznej i psychiatrycznej. Młodsze pokolenia – dzieci i młodzież, moi pacjenci – są bliżej tego, żeby się zgłosić po fachową pomoc. Czasami dzieci same o nią proszą i wcale nie są takie duże dzieci. Oczywiście jest grupa rodziców, którzy to zaniedbują i z chęcią nauki jest różnie, bo mam też takie doświadczenia.
Od 2022 roku w szpitalu, gdzie pracuję, mój zespół prowadzi psychoedukację dla rodziców. Raz w tygodniu, o godzinie 18.00, odbywają się spotkania – jest ich 12. Spotkania te są kompletnie anonimowe, bezpłatne. W szpitalu jest zwykle około 100 pacjentów, bo są tam trzy odziały. Jak pani myśli – ile rodziców przychodzi na takie spotkania?

Dr Lidia Popek / Fot. archiwum prywatne
Z setki pacjentów? Myślę, że dziesięciu.
Jest pani blisko. Czasami przychodzi dziesięciu rodziców, a czasami pojedyncze osoby. To pokazuje problematykę pacjentów psychiatrycznych. Brak dostatecznej uwagi na potrzeby dziecka, brak zainteresowania – nie wiem, co musieliby robić specjaliści, żeby to miało się zmienić w rodzicach. Dlatego tak ważne, żebyśmy mogli zaczynać pracę w jak najwcześniejszym okresie rodzicielstwa. Praktycznie powinni to zauważać ginekolodzy i położnicy i kierować do nas, ale musiałaby się rozwinąć sieć pomocowa, bo myślę, że ten rodzaj interwencji w sytuacjach, o których tu mówimy, jest niezwykle ważny.
Sama pamiętam, jak urodziło się moje pierwsze dziecko, jaka byłam wtedy osamotniona, jak niewiele wiedziałam, mimo tego, że byłam lekarzem. Jednocześnie byłam obciążona podwójną odpowiedzialnością – byłam pediatrą, jeszcze wtedy nie psychiatrą, byłam młodą matką, byłam osamotniona, bo niedawno zamieszkałam w nowym miejscu, nikogo praktycznie nie znałam, mąż był cały czas na dyżurach. To obciążenie wywierało wpływ i na mnie, i na moje dziecko, ale wtedy tego nie wiedziałam. Teraz wiem, ale żałuję, że tej wiedzy nie miałam wtedy. Musiałam się wiele uczyć, żeby się nauczyć.
Pracę jako pediatra zaczęłam dawno temu, kiedy rodzice nie przebywali jeszcze z dziećmi w szpitalu. Widok niemowląt z igłami w główkach, płaczących, wyciągających do mnie rączki, teraz kojarzy mi się z opisami depresji niemowląt przez Rene Spitza, ale wtedy nie wiedziałam, co to jest. Bardzo mnie to obciążało. Teraz się to zmieniło, mamy wenflony, więc nie trzeba kłuć dziecka trzy razy dziennie. Mamy też rodziców w szpitalu, ale znowu – dziecko w szpitalu i rodzic w szpitalu – to sytuacja, w której dużo będzie zależało od tego, jak rodzic się skoncentruje na problemie dziecka, na tym, że się znalazło w takim miejscu, jak będzie mentalizował tę sytuację. To jest też sytuacja, która wymaga adaptacji, zmiany podejścia, a to jest bardzo trudne dla rodziców.
Dlatego nigdy nie rozumiałam, dlaczego osoba, która ma kierować samochodem, zdaje egzamin z prawa jazdy, a do tego, żeby zostać rodzicem, nic nie jest potrzebne.
Myślę, że to jest oczywiste. My mówimy w tej chwili o mechanizmach psychologicznych, a prokreacja jest funkcją biologiczną. Biologicznie jesteśmy przygotowani do bycia rodzicem – i matki, i ojcowie – ponieważ w czasie ciąży zmienia się poziom hormonów, rośnie poziom oksytocyny nie tylko u kobiet, ale również u mężczyzn, co wyzwala funkcje opiekuńcze. Okazuje się, że funkcje biologiczne mogą też być modyfikowane przez geny, przez traumatyczne wydarzenia, więc w tę biologię, która przygotowuje organizm ludzki do bycia rodzicem, wkrada się to, co wydarza się w jego życiu, i modyfikuje to.
”Myślę, że bardzo ważna zmiana kulturowa, która zadziała się na całym świecie, polega na tym, że nie ma rodzin wielopokoleniowych i brakuje wzajemnego wspierania się”
Myślę, że nie każdy rozumie, że rodzic i dziecko to naczynia połączone. W dodatku rodzic zawsze ma nad dzieckiem władzę.
O, to jest bardzo ważny temat – że rodzic ma nad dzieckiem władzę. Jednak zdarza się, że władzę nad rodzicem musi przejmować dziecko, a dzieje się to wtedy, gdy jest parentyfikowane (zjawisko, które polega na odwróceniu ról w rodzinie, gdzie dziecko pełni rolę opiekuna, jest partnerem lub powiernikiem rodziców – dop. red.).
Prowadzę dział psychiatryczny dla dzieci do lat 14, czyli mam na oddziale pięcio-, sześcio-, siedmioletnie dzieci. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że w grupie naszych pacjentów zjawisko parentyfikacji dotyczy zdecydowanej większości pacjentów. Władza rodzicielska powinna być odpowiednia, natomiast, co to oznacza?
Odpowiedzialność.
I tzw. „zasada czterech C” (z j. angielskiego – przyp. red.) – to jest troska, kształtowanie zaufania, konsekwencja w postępowaniu oraz umożliwianie dziecku podejmowania wyborów odpowiednich do jego wieku, a nie podejmowanie wyborów za rodziców. Pytanie sześciolatka: „Synku, a do której ty chcesz pójść szkoły?” – to jest świetny przykład przerzucania odpowiedzialności na dziecko. Albo: „Czy chcesz pójść do szkoły z Kasią czy z Adasiem?”. To nie dziecko powinno decydować, w tym wieku nie ma takich możliwości. To jest drobny przykład implikujący później następstwa.
Czy zasada czterech C wystarczy, żeby być wystarczająco dobrym rodzicem?
Nie wystarczy. Są jednak programy, które mogą pomóc opiekunom. Powinniśmy zatem dążyć do tego, aby wiedza na temat trudności w rodzicielstwie była dostępna wraz z profesjonalną pomocą.
Dr n . med. Lidia Popek – specjalista psychiatrii dzieci i młodzieży, pediatra, certyfikowany psychoterapeuta i superwizor Sekcji Naukowej Psychoterapii i Sekcji Naukowej Terapii Rodzin Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, psychoterapeutka Psychoanalitycznej Psychoterapii Rodzic – Niemowlę. Prezes i założycielka Polskiego Stowarzyszenia Zdrowia Psychicznego Niemowląt, członek The World Association for Infant Mental Health. Jest pomysłodawczynią Projektu „Siła więzi” Psychoterapii Rodzic-Niemowlę w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii. Konsultant wojewódzki w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży na Mazowszu. Aktywnie działa na rzecz rozpowszechniania wiedzy na temat zdrowia psychicznego niemowląt i małych dzieci oraz zaburzeń psychicznych u dzieci i młodzieży.
Zobacz także

Tata z ławki rezerwowych wchodzi na boisko. Łukasz Dominiak i dr Radek Wierzbiński o ojcostwie

Gdy bycie z dzieckiem nie sprawia przyjemności. Małgorzata Stańczyk o wypaleniu rodzicielskim

Marta Wroniszewska: „Każda z nas nie raz słyszała o dziecku wychowującym się bez ojca. O dzieciach wychowujących się bez matki znacznie rzadziej, jeśli w ogóle”
Polecamy

Kiedy rodzic nie chce siąść za kierownicą. „Passenger parenting to nowoczesne określenie zjawiska, które psychologia zna od dawna”

Europa bez dzieci to całkiem realny scenariusz. Eurostat: już teraz na Starym Kontynencie dominują bezdzietne rodziny

„YouTube i TikTok nasze dzieci budzą i kołyszą do snu”. Magda Bigaj o bezpieczeństwie dzieci w sieci

Tata z ławki rezerwowych wchodzi na boisko. Łukasz Dominiak i dr Radek Wierzbiński o ojcostwie
się ten artykuł?