Czy nagradzanie za stuprocentową frekwencję w szkole ma sens? Ostry komentarz Stowarzyszenia Umarłych Statutów
„Potrzebowałeś/aś udać się do lekarza w czasie lekcji? Choroba sprawiła, że nie byłeś/aś w szkole chociażby jeden dzień? Musiałeś/aś wyjechać na pogrzeb kogoś z rodziny? Nie należy ci się nagroda” – tak rozpoczynają wpis na Facebooku autorzy profilu organizacji broniącej prawa uczniów. I biorą na tapet kontrowersyjny zapis o stuprocentowej frekwencji w szkole, która jest gwarancją otrzymania nagrody.
Za wzorową frekwencję ucznia rozumie się 100 proc. obecności na zajęciach lekcyjnych. Uczeń, który będzie na każdych zajęciach, może liczyć na bonusy, które będą wyglądać różnie w zależności od szkoły. Może to być nagroda rzeczowa, dyplom, dodatkowe punkty z zachowania czy też list pochwalny do rodziców.
„Czy nagradzanie uczniów za stuprocentową frekwencję jest w porządku?” – takie pytanie zadali autorzy profilu Stowarzyszenie Umarłych Statutów.
„Mamy prawo być nieidealni”
„Wydawałoby się, że wszystko spoko — ktoś chodził do szkoły, nie omijał żadnych lekcji, nie wagarował. Super, nagrodźmy go!” – piszą na wstępie.
Ale czy na pewno? I zaraz wyjaśniają, co tak naprawdę oznacza 100 proc. frekwencji w szkole.
„Oznacza, że taka osoba: nie utknęła nigdy na zbyt długo w autobusie stojącym w korku, nie wstała z rana ze złym samopoczuciem wymagającym pozostania w domu, a każdą chorobę pokonywała zawsze w jedno popołudnie (no, ewentualnie w weekend), przez co wizyty u lekarzy nie były nigdy potrzebne, a jeśli nawet — to oczywiście wszyscy specjaliści dostępni byli po szkole lub w dni wolne” – ironizują.
I podkreślają, że każdy ma prawo do gorszego samopoczucia. Przeziębiony uczeń powinien zresztą zostać w domu, żeby nie zarażać innych. Czasem są to sprawy rodzinne, na przykład pogrzeb bliskiej osoby. Zdarzają się też sytuacje losowe, które uniemożliwią mu dotarcie do szkoły.
„Nagradzanie za to, że ktoś w danym roku szkolnym ani razu nie zachorował lub nie musiał nigdzie wyjechać nie przynosi żadnych pozytywnych skutków” – podkreślają.
Podają przykłady pilnych uczniów, którzy z przyczyn od nich niezależnych musieli zostać w domu: obowiązkowego ucznia zatrzymała w domu kwarantanna w pandemii, a uczennicę, która również zawsze była na lekcjach, nagła gorączka.
„Jak (oni- red.) będą patrzeć na osobę, której przyznawana jest nagroda za 100 proc. frekwencji? Czy oczekujemy, że pomyślą: 'No w przyszłym roku to już na pewno ani razu nie zachoruję i nie wyjadę na pogrzeb żadnego wujka i to ja otrzymam tę nagrodę!’? Czy tego chcemy od uczniów? Czy w ten sposób kreujemy postawę dbania o swoje zdrowie (zarówno fizyczne, jak i psychiczne)?” – pytają retorycznie.
Autorzy posta pokusili się o gorzkie wnioski.
„Oczekiwanie i nagradzanie stuprocentowej frekwencji nie kreuje odpowiedzialnych młodych ludzi. Za to wymaga nieosiągalnej perfekcji, stania się idealnymi, nieskazitelnymi robotami” – napisali.
Ich zdaniem, w życiu nie chodzi o to, aby dążyć do „robotycznej” doskonałości.
„Wszyscy potrzebujemy wiedzieć, że mamy prawo być nieidealni” – podsumowują swoje przemyślenia.
Stowarzyszenie Umarłych Statutów – co to za profil?
Stowarzyszenie Umarłych Statutów jest pierwszą i największą w Polsce organizacją bezpośrednio broniącą interesów uczniów. Jego założycielem i prezesem jest Łukasz Korzeniewski, student prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, autor poradników z zakresu prawa oświatowego.
O sobie piszą: „Przyświeca nam cel rozpowszechniania wśród polskiej braci uczniowskiej wiedzy o jej prawach i sposobach ich ochrony, pomocy w indywidualnych przypadkach oraz lobbowania za zmianami w prawie czyniącymi polską szkołę wolną od bezprawia i skutecznie przygotowującą do życia w XXI wieku”.
Są aktywni w social mediach. Ich profil na Facebooku obserwuje prawie 27 tys. osób. Jak piszą, wizją szkoły, do której dążą, jest szkoła odpowiedzialnie i prawidłowo przygotowująca młodego człowieka do dorosłego życia.
Rozwiń
Polecamy
„Wielu Polaków boi się mówić po angielsku – szczególnie wśród innych Polaków”. Jak skutecznie nauczyć się angielskiego, mówi Arlena Witt
„Mam wspomnienie strasznego pragnienia”. Pokolenie 30- i 40-latków o tym, czego brakowało im w szkole
Wojtek Sawicki o nowym filmie Disneya: „Rzeczy, których nie spodziewałem się dożyć”
„Ten pan już tak ma” – słyszały uczennice zgłaszające nauczycielom molestowanie ze strony wuefisty
się ten artykuł?