Dr Google cię nie wyleczy
W epoce internetu lekarzem może być każdy z nas. Wystarczy przecież wpisać do wyszukiwarki listę objawów chorobowych, by dowiedzieć się, co nam dolega. Wygodne? Pewnie. Szkoda tylko, że w ten sposób np. przejściowy spadek odporności łatwo „zdiagnozować” jako chorobę przewlekłą.
Senność, bóle głowy, osłabienie koncentracji, spadek wydolności – to dolegliwości, które mogą wskazywać na niemal dowolny problem zdrowotny: od niegroźnej infekcji po rozwijający się nowotwór. Co pewien czas doświadcza ich każdy z nas. Wielu szuka przyczyn swoich niedomagań, korzystając z zasobów „Doktora Google”. W ten sposób trudno jednak uzyskać trafną diagnozę, a znacznie łatwiej pożywkę dla obaw o swój stan zdrowia. Pod wpływem niepokoju zwykle wyolbrzymiamy swoje problemy zdrowotne, w praktyce je pogłębiając (komu jeszcze trzeba przypominać, że stres to cichy zabójca?).
Do internetu po zdrowie
Liczba osób poszukujących w internecie odpowiedzi na swoje wątpliwości zdrowotne nieustannie rośnie. Według tegorocznych badań z sieciowych zasobów korzysta w tym celu 80 proc. amerykańskich internautów. To niemal o 20 proc. więcej niż w roku 2001. 63 proc. ankietowanych próbuje zdobyć informacje na temat konkretnych chorób i przypadłości, 47 proc. – na temat terapii i procedur medycznych, a 44 proc. – na temat diety, odżywiania i witamin. Co więcej, analiza przeprowadzona przez naukowców z centrum badawczego Pew Internet & American Life Project wykazała, że poszukiwanie informacji z zakresu zdrowia i medycyny to trzecia najpopularniejsza forma aktywności, jakim oddajemy się online (po korzystaniu z e-maila i poszukiwaniu opinii na temat produktu przed jego zakupem).
Tendencja nie jest jednoznacznie zła. Według przywołanego badania większość internautów poszukujących porad zdrowotnych to osoby dobrze wyedukowane i stosunkowo zamożne. Umiejętne korzystanie z internetowej bazy danych może dla nich stanowić coś w rodzaju formy pierwszej pomocy. Kolejnym krokiem powinna być konsultacja z lekarzem i fachowa diagnostyka. Czy tak jest? Na to pytanie badania nie odpowiadają. Można się jedynie domyślać, że osoby ubezpieczone lub takie, które stać na prywatną opiekę zdrowotną, faktycznie zdecydują się na tego typu kroki. Gorzej, gdy „dr Google” pozostaje pierwszą i ostatnią instancją. A tak bywa często. Badania CBOS wskazują, że niemal 80 proc. dorosłych Polaków leczy się samodzielnie – tylko co piąty z nas szuka porady lekarza w przypadku stosowania leków dostępnych bez recepty. Problem w tym, że leki posiadają skutki uboczne i często wchodzą ze sobą w interakcje, które mogą być szkodliwe dla zdrowia. O tym poinformuje nas lekarz, wyszukiwarka internetowa – niekoniecznie.
Ryzykowne tematy
Samodzielna konsultacja z „dr. Google” prawdopodobnie nie umożliwi trafnego zdiagnozowania problemu. Może natomiast zaowocować zbędnym stresem, który potrwa do momentu rozwiania wątpliwości przez lekarza lub samoistnego ustąpienia problemu (bądź jego pogłębienia wskutek stresu właśnie). W gorszym scenariuszu porady znalezione w sieci skłonią „chorego” do podjęcia samodzielnego leczenia opartego na błędnym rozpoznaniu. To jednak może mieć przykre konsekwencje dla zdrowia. Oto popularne zagadnienia zdrowotne, w przypadku których warto zachować zwiększoną ostrożność, radząc się „dr. Google”.
1. Przewlekłe zmęczenie
To raczej objaw niż choroba. Może być symptomem ukrytej infekcji, stanu zapalnego lub po prostu przepracowania bądź utrzymującego się napięcia nerwowego. Jednak źródła internetowe wiążą tę dolegliwość nie tylko z drobnymi niedomaganiami, ale również z wieloma poważnymi chorobami – łatwo więc uroić sobie, że cierpimy na którąś z nich. Szczególnie gdy do pary ze zmęczeniem pobolewa nas czasem głowa, żołądek lub gardło, co w chwili słabości może podsunąć nam „mroczne” interpretacje. Tymczasem problem najczęściej można rozwiązać prostymi zmianami w stylu życia: korektami w diecie, większą dawką ruchu, ograniczeniem stresu i używek. A po dokładniejszą diagnozę najlepiej zgłosić się do lekarza.
2. Odchudzanie
Piękne ciało jest w modzie, ale jego wyrzeźbienie wymaga ciężkiej pracy. Niektórzy wybierają drogę nieco na skróty: zamiast łączyć wysiłek ze zbilansowaną dietą, wolą zaaplikować sobie terapię odchudzającą. Najczęściej wedle własnego uznania. Pomysłów na zrzucenie zbędnych kilogramów jest wiele – wystarczy zajrzeć do internetu (choć może lepiej nie?). Problem w tym, że wiele z nich działa jedynie na krótką metę, a w dodatku może przysporzyć nam kłopotów. Jakich? Poza dobrze znanym efektem jo-jo źle rozpisana dieta może doprowadzić do zaburzeń metabolizmu i rozregulowania gospodarki hormonalnej. Dlatego wszelkie poważniejsze decyzje dietetyczne lepiej skonsultować z dietetykiem – a nie z internetem.
O skażeniu środowiska i „zatrutej” żywności słyszymy na każdym kroku. Pod wpływem informacji o wszechobecności toksyn łatwo popaść w paranoję i udać się na poszukiwanie radykalnych rozwiązań. Szczególnie gdy niepokoje idą w parze ze strzykaniem w kościach, katarem siennym lub uczuciem zmęczenia. W tej sytuacji „dr Google” może nam zarekomendować (z pewnością nie zrobi tego lekarz) całą listę kuracji oczyszczających: od picia soku z cytryny, przez dietę warzywną, po wielodniową głodówkę. Tego typu zabiegi mogą mieć sens w pewnych okolicznościach, ale stosowane nieroztropnie i na własną rękę raczej przysporzą nam problemów.
4. Diety eliminacyjne
Dolegliwości zdrowotne często mają związek z niewłaściwą dietą. To ogólne przeświadczenie może nas doprowadzić do wniosku, że eliminacja określonej grupy produktów pomoże pozbyć się problemu o trudnej do ustalenia etiologii. Jednak nagła zmiana w sposobie odżywiania się i odcięcie organizmu od źródeł cennych składników (np. rezygnując z nabiału, pozbywamy się najlepszego źródła wapnia) może wywołać nieprzyjemne skutki zdrowotne, zaburzyć metabolizm czy osłabić odporność organizmu. Dlatego tego typu eksperymenty lepiej przeprowadzać po konsultacjach z lekarzem. Tym prawdziwym.
5. Problemy jelitowe
Jelita – i układ trawienny w ogóle – to skomplikowany mikrokosmos. Czasem szwankuje z niejasnych powodów, ale po pewnym czasie zwykle odzyskuje sprawność. Chyba że mu w tym przeszkodzimy, np. z powodu nieuzasadnionej paniki. Przykład? Kilka lat temu w internecie pojawił się fenomen „candidy”. Określenie to zaczęło funkcjonować niemal jako jednostka chorobowa. Tymczasem Candida albicans to pospolity drożdżak zasiedlający ludzki organizm. W niektórych sytuacjach może dojść do jego rozrostu, ale zdarza się to rzadko, jeśli stosujemy prawidłową dietę, zażywamy odpowiednio dużo ruchu i nie przesadzamy z antybiotykami. Temat wywołał jednak szerokie poruszenie i wiele osób było skłonnych diagnozować u siebie zaawansowaną grzybicę. Konsekwencją było poszukiwanie – a może i stosowanie – dziwacznych, a często ryzykownych terapii, np… lewatyw z czosnku.
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy
Emma D’Arcy: „Zdecydowałom się zrobić coming out, aby pokazać młodym osobom, że jest dla nas przestrzeń i jest jej coraz więcej”
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
„Wielu Polaków boi się mówić po angielsku – szczególnie wśród innych Polaków”. Jak skutecznie nauczyć się angielskiego, mówi Arlena Witt
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
się ten artykuł?