Jak budować poczucie własnej wartości i nie być „tą gorszą” w korpo? Fragment książki „Feminist Fight Club”
Publikujemy część rozdziału książki „Feminist Fight Club. Jak przetrwać w seksistowskim miejscu pracy?”, napisanej przez cenioną dziennikarkę – Jessikę Bennett. Specjalnie dla was wybrałyśmy fragment o tym, jak budować poczucie własnej wartości, reklamować swoje pomysły, przyjmować pochwały w pracy i spuszczać na drzewo kolegów, którzy kolejny raz próbują wyręczyć się nami, zrzucając na nas SWOJĄ pracę!
Nieprzypadkowo przedrukowujemy akurat ten fragment. Otóż, zauważyłyśmy, że dużym zainteresowaniem w ostatnich dniach cieszył się artykuł: „Gorsza od innych. Jak żyć z kiepskim poczuciem wartości?„. To dało nam do zrozumienia, że kompleks niższości może być szczególnie dotkliwy w seksistowskim miejscu pracy. Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy gorsze, mniej kompetentne czy zbyt emocjonalne. Określenie „słabsza płeć” – to relikt! Zatem do dzieła. A raczej do lektury!
Fragment książki „Feminist Fight Club” – Część druga: POZNAJ SIEBIE
Kobiecy SAMOSABOTAŻ
To takie dziwne uczucie wierzyć w głębi serca w to, że jest się w czymś naprawdę dobrym, bo zaraz zaczyna się wątpić, czy to aby na pewno prawda. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek czuła się tak w liceum czy w college’u. Jednak po sześciu miesiącach w pierwszej pracy naszły mnie wątpliwości i przerodziły się w stale słyszalny głos z tyłu głowy. Głos ten wkrótce przejął nade mną kontrolę.
Zaczęło się od obserwowania, jak chłopaki z mojego stażu awansują i zaczynają pisać, a ja pracuję w niepełnym wymiarze godzin, niańczę w weekendy dziecko redaktora i dorabiam nocami w barze. Stan ten utrzymywał się nawet wtedy, gdy przyjęto mnie do pracy i zaczęłam budować swoją karierę – daleko w tyle za kolegami. Czasami nachodziła mnie myśl: „Czy jestem wystarczająco dobra?”. Z tego powodu na spotkaniach zacinałam się w pół zdania, przez co zapewne brzmiałam jak idiotka, albo proponowałam, że zrobię kawę lub będę notować, żeby mieć przynajmniej jakiekolwiek widoczne zasługi.
Czułam się poniekąd szczęśliwa: wiedziałam, że nie jestem sama i stoi za mną mój klub. Inne jego członkinie odczuwały to samo, tylko na swój sposób, co wyszło na jaw na pewnym spotkaniu. Shauna, przebojowa scenarzystka telewizyjna, opisała, jak w dużej stacji prezentowała pomysł na swój pierwszy odcinek pilotażowy. Nadawca oświadczył, że są zachwyceni, ale sęk w tym, że potrzebują akurat czegoś ciut bardziej „męskiego” dla swoich widzów (jej program prowadziła kobieta). Shauna była zbyt zszokowana, by cokolwiek na to odpowiedzieć – szkoda, przepadła cięta riposta, którą zawsze miała gdzieś w zanadrzu. Zastanawiała się, czy oni z niej kpią, czy naprawdę powiedzieli na głos coś takiego. Kiedy stało się jasne, że jednak nie żartują, uprzejmie podziękowała i wyszła. Następne miesiące spędziła, złoszcząc się na samą siebie o to, że nie walczyła bardziej zaciekle o swój scenariusz.
Ten problem przyjmował rozmaitą postać u różnych osób. Amanda, asystentka ds. badań w NGO, podzieliła się z nami swoją historią: poszła na rozmowę ewaluacyjną, gdzie usłyszała, że wykonuje ś w i e t n ą robotę. Po takich słowach należałoby się spodziewać, że jej pensja poszybuje w górę, tylko że ona przerwała w tym momencie szefowi i zapewniła go: „Jeśli jesteś ze mnie zadowolony, to jest to jedyna p r e m i a, jakiej potrzebuję”. (No, serio).
Nell, stand-uperka, wspomniała, że po ostatnim występie czuła się tak niezręcznie, słysząc pochwały z ust komika, którego podziwia, że udała, że ktoś akurat do niej dzwoni. Alicia, kolejna z kobiet, żartowała, że zastanawiała się nad ścięciem długich włosów i zrobieniem sobie boba (albo upinaniem ich wsuwkami z tyłu każdego dnia), bo tak przejmuje się każdym spotkaniem, że zaczyna się w ich trakcie nerwowo bawić włosami.
Co z nami było n i e t a k? Dlaczego nie umiałyśmy z pełnym przekonaniem reklamować swoich pomysłów, przyjmować pochwał i wytrzymać w centrum uwagi? Próbując odpowiedzieć sobie na to pytanie, postanowiłyśmy przyjąć na naszych spotkaniach zasadę: możesz narzekać, ile wlezie, ale masz się też czymś przechwalać. A jeśli nie chcesz sama się chwalić, możesz powiedzieć coś miłego o innej osobie. Plan był dobry, ale wyszło jak zawsze. Zamiast klubu walki nasze kolacje przypominały sesje terapii grupowej dla nieudaczników: edycja ze smutnymi, samosabotującymi się feministkami.
W 1963 roku Betty Friedan opublikowała książkę The Feminine Mystique, w której opisała towarzyszące wielu kobietom ze swoich czasów uczucia, o których nie mówiły one głośno: niepokój, poczucie pustki, wrażenie, że – mimo domów na przedmieściach, lśniących zmywarek, dzieci i mężów (wszystkiego, czego może zapragnąć kobieta!) – czegoś im… b r a k u j e. Problem ten dotykał głównie białej wyższej klasy średniej: nie każdy mógł sobie pozwolić na luksus odczuwania takiej pustki. Bądź co bądź od tego rozpoczęła się rewolucja. Friedan określiła to mianem „problemu bez nazwy”.
Być może dzisiejszy problem bez nazwy bierze się z resztek tamtego uczucia. Pustka zniknęła – kobiety mogą robić karierę – ale zastąpiło ją wrażenie, że nadal nie zasługujemy na to, by tam być. Odbywa się to na dużą i na małą skalę: to ten słaby głosik wątpliwości, który nadwątla twoją pewność siebie; poczucie, że nawet jeśli dostajesz awans, to na niego nie zasługujesz, jesteś nieprzygotowana i zapewne dasz plamę na całej linii; albo przekonanie, że już jeden mały błąd oznacza, ż e n a j p e w n i e j p o w i n n a ś s i ę p o d d a ć, n i e j e s t e ś s t w o r z o n a d o t e j r o b o t y. To skromność w obliczu komplementów. Mówienie „tak”, gdy naprawdę chcesz powiedzieć „nie”. Zaciskanie nóg i kurczenie się w sobie, żeby nie zajmować zbyt wiele przestrzeni. Założenie, że pochylając głowę i ciężko pracując, zostaniesz doceniona za swoją ultracichą pilność.
D l a c z e g o odczuwamy takie dylematy? Przede wszystkim to wina historii, wynik tego, że przez setki lat postrzegano nas jako „słabą płeć”, mówiono nam, że tutaj nie przynależymy. To uczucie wniknęło nam w końcu w psychikę, weszło w krew. A do tego dochodzi dezorientacja: mówią nam, że możemy osiągnąć w s z y s t k o, c z e g o t y l k o z a p r a g n i e m y, a potem uświadamiamy sobie, że to nieprawda (i nie dlatego, że brak nam umiejętności). Wiąże się to z presją: musimy się dobrze spisać, skoro pokolenia przed nami przygotowały nam grunt. Nie wolno nam popełniać błędów, musimy być idealne, i to bez widocznego wysiłku. Zdajemy sobie też sprawę, że nasze potknięcia zostaną prędzej zauważone i na dłużej zapamiętane niż te naszych kolegów.
Każdego czasem dopadają wątpliwości – mężczyzn także. Kluczowe jest, żeby dostrzec, kiedy to się dzieje, i uświadomić sobie, że możemy to jakoś obejść albo wylać na siebie kubeł zimnej wody.
Sabotażystka: ZASŁUGOUMNIEJSZACZKA
Jeśli poprosisz mężczyznę, żeby zdradził ci tajemnicę swojego sukcesu, wymieni wrodzone predyspozycje i swoje umiejętności. Ale jeżeli zapytasz o to kobietę, zasługi przypisze „ciężkiej pracy”, „pomocy innych”35 lub „łutowi szczęścia”. Zasługoumniejszaczka wie, że w zespole nie ma żadnego „ja”, ale często zapomina, że „ja” jest w domyśle, gdy mowa o tym, że ktoś „zasługuje na podwyżkę”, „prowadzi ten projekt” lub „chce awansować”. To skutek odmawiania kobietom przez wieki (jeśli nie tysiąclecia) słowa uznania za ich osiągnięcia (patrz Posiadacz lepkich rączek, strona 45) i mówienia im, że muszą być „skromne”36. Zasługoumniejszaczka waha się, czy ma mówić o swoich osiągnięciach, i deprecjonuje nawet swoją wiedzę w porównaniu do wiedzy mężczyzn. Popełnia też błąd z b y t m o c n e g o identyfikowania się z grupą i dlatego nie przyjmuje pochwał, nawet jeśli na nie zasługuje – podważając przy tym własne kompetencje.
METODY WALKI
- Odrzuć dług ”wdzięczności”
Znasz ten rodzaj długu: jesteś „wdzięczna” za pomoc, którą otrzymałaś od teamu, zamiast po prostu przyjąć słowa uznania. Kobiety już i tak częściej chwalą kolegów, niż jest to konieczne, a nawet ma faktyczne uzasadnienie („Nie udałoby mi się tego zrobić bez Sama”). W niektórych przypadkach wskazują nawet własne braki, żeby jakoś sparować wyrazy podziwu. Pierwszym krokiem ku temu, by inni nie zbierali pochwał za twoją pracę, jest nieoddawanie tych kilku chwil chwały. Nie rozdawaj zaszczytów jak cukierków.
- Zbieraj pochwały, gdy ci się należą
Dopilnuj, żeby wszyscy wiedzieli, co jest twoim i n d y w i d u a l n y m wkładem w przedsięwzięcie całego teamu – szczególnie jeśli w zespole są mężczyźni. Badania dowodzą, że kobiety są doceniane mniej więcej w takim samym stopniu, gdy wykonują coś same lub z innymi kobietami, za to współpraca z mężczyznami działa na ich niekorzyść, bo to oni zbierają laury za pracę całego zespołu.
- Przyjmuj słowa uznania
Zastosuj następujące radykalne, aczkolwiek proste rozwiązanie, żeby chronić własne interesy: powiedz: „dziękuję”, kiedy następnym razem ktoś skomplementuje twoją pracę.
SZEF: Świetnie się dzisiaj spisałaś z tą prezentacją!
TY: Dziękuję! Ale to wszystko zasługa Harolda.
SZEF: Ten proposal to kawał dobrej roboty; wiem, że dużo się przy tym
napracowałaś.
TY: Dziękuję. Ale to naprawdę nic wielkiego. (Możesz dodać: Rzeczywiście
ciężko nad nim pracowałam).
WSPÓŁPRACOWNIK: Gratuluję awansu.
TY: Dzięki. Miałam dużo szczęścia.
- Formułowanie selektywne
Jest taka scena w filmie Annie Hall Woody’ego Allena, w której Alvy (grany przez reżysera) próbuje odgadnąć, dlaczego jego związek z Annie (Diane Keaton) się rozpadł. Oboje siedzą u terapeuty i mają odpowiedzieć na pytanie, jak często uprawiali seks. „Prawie nigdy, może trzy razy w tygodniu” – mówi Alvy. „Bez przerwy, powiedziałabym, że trzy razy w tygodniu” – mówi Annie. To idealna przenośnia, która pokazuje znaczenie f o r m u ł o w a n i a przekazywanej wiadomości. A tak można wykorzystać to w miejscu pracy:
PRACODAWCA: Proszę mi powiedzieć o swoich doświadczeniach.
STEVE: Z mojego sześciomiesięcznego doświadczenia wynika…
WILLA: Mam wprawdzie tylko sześciomiesięczne doświadczenie, ale…
Nie bądź Willą!
Sabotażystka: DZIEWCZYNKA NA POSYŁKI
Stawiając potrzeby innych ponad swoimi, boi się powiedzieć „nie” nawet wtedy, kiedy chce, a w rezultacie staje się przepracowana i wyczerpana. Dziewczynka na posyłki różni się od biurowej mamuśki tym, że nie jest obarczana wyłącznie zadaniami związanymi z matkowaniem. Powszechnie się zakłada, że zgodzi się zrobić w s z y s t k o, i na jej nieszczęście antidotum na tę przypadłość nie jest po prostu częstsze mówienie „nie”. Dziewczynka na posyłki to nie popychadło, chociaż zapewne zdaje sobie sprawę, że wszyscy wprost o c z e k u j ą od niej, że się zgodzi, bo jest kobietą – więc jest skora do poświęceń dla innych! uległa! pomocna! – i mają co do tego rację. Kiedy mężczyźni się przed czymś wzbraniają, rozumiemy to (na pewno są zajęci!), ale jeśli kobiety odmawiają, spotyka je za to kara: otrzymują gorszą ocenę ewaluacyjną, mniej głosów za swoim awansem i uchodzą za mniej lubiane od kolegów. Jak więc powiedzieć „nie” w taki sposób, żeby nie ściągnąć na siebie kary? Albo przynajmniej zdecydować, kiedy ta gra jest warta świeczki?
METODY WALKI
- Znaj swoje miejsce w hierarchii
Wyobraź sobie drabinę i uplasuj się na którymś szczeblu. Jesteś praktykantką? Asystentką? Czy twoja praca polega na wyrabianiu nadgodzin i zdzieraniu butów? Tak? A zatem odmawianie nie jest może najszczęśliwszym pomysłem. Tak czy inaczej, oceń, na którym szczeblu znajdujesz się ty i ten, kto cię o coś prosi. Czy jest to senior, czy kolega na praktyce z boksu obok? Tak jak w przypadku wszystkich porad z tej książki, zaufaj instynktowi. I zdrowemu rozsądkowi.
- Zrób bilans zysków i strat
Zanim się do czegokolwiek zobowiążesz, rozważ, ile jest warte dane zadanie – lub „szansa”, tak też może się zdarzyć. Ile czasu ci to zajmie? Co z tego będziesz miała? Czy jest to stosowna praca, żeby prosić o nią właśnie ciebie (na przykład: proszę, przejrzyj ten dokument pod względem zgodności faktów), czy też jesteś managerką, która ma odebrać rzeczy szefa z pralni? Zastanów się nad tym w szerszym kontekście: czy lubisz pytającego, szanujesz go lub pracujesz bezpośrednio pod nim? Czy ta osoba z a w s z e prosi cię o pomoc, czy tylko w wyjątkowych sytuacjach? Czy się odwdzięczy? Czy wykonanie zadania sprawi ci p r z y j e m n o ś ć? Żadne z tych pytań nie jest rewolucyjne, ale warto myśleć strategicznie. Jeśli przejrzysz czyjś raport, zyskasz jego przychylność, więc zrób to. Zgadzanie się niekoniecznie musi być czymś złym, pamiętaj jednak, że ludzie często zwyczajnie zwalają swoje obowiązki na innych.
- Po prostu powiedz „NIE”
Spróbuj odróżnić odmowę od odrzucenia prośby. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni mają tendencję, by czuć się winne/winni, gdy muszą powiedzieć „nie”, ale kobiety czują się z tego powodu b a r d z i e j winne. Pomyśl o kosztach związanych z niepowiedzeniem „nie”, takich jak: mniej czasu na ważniejsze zadania lub dokończenie pracy albo najzwyklejsze wyjście o czasie z biura. Pamiętaj: nie możesz cały czas wszystkich uszczęśliwiać. Jesteś pracownicą, nie wolontariuszką pomagającą chorym dzieciom. Bycie miłym to nie twój priorytet.
- Mniej obiecuj, więcej dawaj
Badania pokazują, że od kobiet częściej niż od mężczyzn oczekujemy tego, że się zgodzą (ach, ten patriarchat!)42. Jednak z badań wynika też, że proszący o pomoc w gruncie rzeczy n i e d o c e n i a j ą tego, w jak dużym stopniu dana osoba jest skłonna powiedzieć „tak”43 (innymi słowy: mogą być przygotowani na to, że usłyszą „nie” częściej, niż ty rzeczywiście im odmawiasz). W pewnych okolicznościach bezpieczniej jest założyć, że ta druga strona nie oczekuje twojej zgody z taką pewnością, jak ci się wydaje.
- Coś za coś
Nie tylko niemówienie „nie” powoduje niesprawiedliwość, lecz także nieoczekiwanie niczego w zamian, jeśli się na coś zgodzisz. Kiedy rozważasz, czy podjąć się danej pracy, zadaj sobie pytanie: „A co ja z tego będę miała?”.
Sabotażystka: SZARA MYSZKA
Znajdziesz tę dziewczynę w szkolnej klasie: niezdecydowanie podnosi rękę, tylko na moment, potem ją opuszcza, bo nie jest na sto procent pewna swojej odpowiedzi. Znajdziesz ją w biurze: szepczącą za biurkiem, zalęknioną, że ktoś uzna, że zachowuje się z a g ł o ś n o, gdy będzie mówić normalnie, kulącą się w sali konferencyjnej, z oporami prezentującą swój pomysł, a później martwiącą się, że tak długo zabierała głos. Kobiety częściej od mężczyzn słyszą, że „się nie udzielają” na spotkaniach, a im większa jest w sali przewaga mężczyzn, tym mniej mówią. To zachowanie jest, rzecz jasna, reakcją na stałe przerywanie (patrz Przerywacz, strona 41) i wynika z obawy przed łatką uprawiającej prywatę (patrz Skromna chwalipiętka, strona 111) oraz z faktu, że w mieszanych płciowo grupach wpływ kobiet ekspertek jest mniejszy.
Być może paraliżuje nas też lęk przed popełnieniem błędu (i świadomość, że jeśli na czymś się potkniemy, zostaniemy ocenione surowiej niż mężczyźni). Ostatecznie skutek jest więc taki, że swoje pomysły zachowujemy dla siebie.
METODY WALKI
- Koniec tajemnic
Trzeba ci wiedzieć, że ten nawyk rozwija się przez całe życie. Jego źródła można znaleźć w przedszkolu, gdy dziewczynki mają zazwyczaj jedną lub dwie bliskie przyjaciółki, którym szepczą na ucho sekrety. Chłopcy otaczają się z kolei grupą przyjaciół, z którymi wspólnie się bawią, i wydają sobie nawzajem polecenia. Nie jest więc niespodzianką, że ci chłopcy – później, gdy dorosną i staną się mężczyznami – czują się swobodnie, przemawiając do dużych grup lub wykrzykując odpowiedzi, a kobiety nadal preferują interakcję jeden na jeden lub w ramach mniejszych grup.
- Nie włączaj się, a wcinaj się…
…do rozmowy. Z badania „Harvard Business Review” wynika, że podczas zebrań mężczyźni wyrażają się potocznie, a kobiety preferują bardziej formalny sposób mówienia (i wcześniej się przygotowują)53. W rzeczywistości nie zawsze da się przewidzieć najlepszy moment na zabranie głosu, czasem po prostu trzeba wciąć się do rozmowy. Pewna moja przyjaciółka, redaktorka magazynu, zmuszała się, by na każdym spotkaniu przedstawić dwa pomysły, i przyznawała sobie pół punktu za każde wyrażenie opinii na temat pomysłu kogoś innego. Inna moja znajoma podkreśla znaczenie zadawania pytań ukierunkowanych, bo to jej zdaniem prostszy sposób na spontaniczne zabieranie głosu.
- Zwiady
Badania dowodzą, że kobiety są bardzo w y d a j n e podczas zebrań w biurze – wykorzystują czas efektywniej – mężczyźni natomiast więcej czasu od nich poświęcają na nawiązywanie kontaktów p r z e d spotkaniem, by przetestować swoje pomysły (i zjednać sobie sojuszników)54. Przyjdź więc na spotkanie trochę wcześniej, choćby po to, żeby się pokazać i opowiedzieć o swoim pomyśle każdemu, kto tylko zechce cię posłuchać. To pomoże ci zawrzeć pakt i będziesz czuła się lepiej przygotowana oraz wspierana, gdy nadejdzie twoja kolej na zabranie głosu.
- Wrzuć na luz
Przyrzekam, nawet jeśli czujesz, że paplasz – albo jeżeli masz wrażenie, że o n a papla – w rzeczywistości minęło najpewniej dużo mniej czasu, niż ci się wydaje. To dlatego, że w grupach mieszanych powszechnie sądzi się, że kobiety mówią więcej, niż faktycznie mówią; wkład kobiet uznaje się za „dobrze zbalansowany”, kiedy w gruncie rzeczy czas ich mówienia wynosi tylko 25 procent lub mniej, a „zdominowanie rozmowy” zarzuca im się już wtedy, gdy mówią zaledwie przez 25 do 50 procent czasu. Typowy problem z kurą i jajkiem – oczywiście mówiąc więcej, narażasz się na krytykę, że mówisz za dużo. Ale jeśli głos zabierze każda z zebranych kobiet, w końcu stanie się to po prostu normalne.
- Utrzymuj równowagę
Doprowadź do tego, żeby na zebraniach panowała równowaga płci. Zachęci to kobiety do zabierania głosu. Zwróć uwagę, ile czasu spędzają na mówieniu mężczyźni i kobiety w twoim teamie, i zachęć tych bardziej zamkniętych w sobie do czynnego udziału. Prezydent Obama znany był z tego, że podczas narady zwracał się wprost do najcichszego współpracownika na sali – czemu sama też tego nie wypróbujesz?
Jessica Bennett „FEMINIST FIGHT CLUB. Jak przetrwać w seksistowskim miejscu pracy”, Wydawnictwo Buchmann, w księgarniach od 27.02.2019
Polecamy
Elizabeth Gilbert: „Kobiety, które nie mają dzieci i męża, żyją dłużej niż mężatki z dziećmi. Mają więcej pieniędzy, są zdrowsze”
Taylor Swift ogłosiła, kogo popiera w wyborach prezydenckich. Swoje oświadczenie podpisała: „bezdzietna kociara”
Katarzyna Zillmann: „Odbiera się nam prawa, ale nie zmniejsza zakresu obowiązków, płacimy te same podatki, często nawet wyższe”
O niej mówią „Kamala”, o nim „Trump”. Dlaczego tak się dzieje? Wyjaśnia Martyna F. Zachorska
się ten artykuł?