Przejdź do treści

Asia Krukowska ma 25 lat i 28 operacji za sobą. „Miałam nie chodzić, zaczęłam tańczyć”

Asia Krukowska - Hello Zdrowie
Asia Krukowska /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Mówi o sobie: Aktywatorka Marzeń i pełnoetatowa pacjentka. Tańczy, podróżuje, oswaja niepełnosprawność i pomaga innym. Nam opowiada, jak to wszystko udaje się jej połączyć.

 

Anna Korytowska: Jakie marzenie ostatnio udało ci się aktywować?

Asia Krukowska: Wystąpiłam w ostatniej edycji programu You Can Dance. Dostałam się do trzeciego etapu, czyli castingów jurorskich. Udowodniłam sobie, że po 10 latach od operacji biodra, po której nigdy nie miałam już chodzić, mogę stanąć na scenie i zrobić coś, o czym marzyłam od najmłodszych lat. Poczułam się spełniona, poczułam, że dałam radę. 10 lat temu uczyłam się chodzić na nowo, a kilka miesięcy temu występowałam przed jury mojego ulubionego programu.

Kiedy taniec pojawił się w twoim życiu?

Jak miałam jakieś 3 lata. Mama zapisała mnie na zajęcia z rytmiki. Już wtedy poczułam, że lubię być na scenie. Potem zamieniłam rytmikę na taniec współczesny. W międzyczasie pojawił się taniec ludowy, hip-hop, twerk, dancehall. Później zakochałam się w high-heelsach i do dzisiaj to tańczę. Oczywiście na przestrzeni lat miałam wielomiesięczne przerwy w treningach spowodowane operacjami, ale taniec zawsze dawał mi siłę do tego, żebym wracała szybko na salę. Nie mogłam pozwolić sobie, żeby rehabilitacja była nieskuteczna, bo chciałam jak najszybciej tańczyć. Bolało, czułam, że mam dość, ale zaciskałam zęby i dawałam radę. W październiku zeszłego roku pojechałam do Broadway Dance Center, gdzie wzięłam udział w kilku warsztatach z hip-hopu, modernu i high heels. Naprawdę to było niesamowite uczucie i spełnienie. Zrozumiałam, że taniec jest najlepszą formą mojej rehabilitacji. A oprócz tego otwiera głowę i pozwala wyrażać siebie.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

W tańcu nie ma barier?

Dokładnie tak. Jako osoby z niepełnosprawnością ruchową mamy duże bariery chociażby związane z dostępnością architektoniczną. Tymczasem taniec daje wolność zawsze wtedy, kiedy tancerz sobie na nią pozwoli. Wystarczą otwarta głowa i otwarte serce.  Operacja biodra, o której wspominałam, była bardzo skomplikowana. Lekarz powiedział, że jeśli kiedykolwiek będę chodziła o kulach, to już będzie sukces. A ja trzy miesiące po operacji usiadłam na krześle i zaczęłam tańczyć. Oczywiście gwiazdy, mostka czy szpagatu nie zrobię. Ale poprzez ruch mogę pokazać emocje, które przeżywam.

Powiedziałaś, że taniec daje wolność, jeżeli tancerz sobie na tę wolność pozwoli. Kiedy pozwoliłaś sobie na wolność w życiu?

To jest ciekawe pytanie, bo ja na wolność pozwalam sobie dopiero od niedawna. Przez bardzo długi czas, praktycznie większość swojego życia, zakładałam maskę. Chciałam być superwoman, która się nigdy nie poddaje i idzie przez życie z podniesioną głową. Która nie płacze, nie przejmuje się, tylko robi, co musi. Ale kiedy kilka lat temu zachorowałam na depresję, nie miałam już siły tej maski zakładać. Trafiłam na terapię, na której zaczęłam pracować nad dawaniem sobie przestrzeni na wyrażanie emocji – zarówno dobrych, jak i złych. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogłabym publicznie się popłakać, a dzisiaj nie mam już z tym problemu. Jak się wkurzam, to mówię, że się wkurzam. A jak się cieszę, to mówię, że się cieszę.

Przepracowywanie emocji na terapii wiązało się z akceptacją choroby?

Tak i nie. Myślałam, że zaakceptowałam chorobę, kiedy miałam jakieś 16 lat. Tymczasem na terapii okazało się, że to była tylko pozorna akceptacja.

Co się wydarzyło kiedy miałaś 16 lat?

Poczułam misję i sprawczość. Obok mnie na sali szpitalnej leżała moja rówieśniczka, która nie chciała zgodzić się na operację kolana. Bała się blizn i tego, że już nigdy nie będzie mogła założyć sukienki, bo jej noga będzie „oszpecona” blizną. Do operacji próbowali przekonać ją bliscy, lekarze, znajomi. Udało się tylko mnie. Pokazałam jej swoją, 20-centymetrową bliznę na udzie i powiedziałam, że ona nie definiuje mnie jako osoby. Tylko to, jaką drogę przeszłam. W tamtym momencie poczułam, że to moja misja w życiu. Przez bardzo długi czas zastanawiałam się, dlaczego akurat ja zachorowałam. Moja choroba jest genetyczna. Dzisiaj wiem, że z jakieś przyczyny to ja mam to doświadczenie i misję z nim związaną. Mam pomagać swoją historią innym, motywować i pokazywać, jak radzić sobie z niepełnosprawnością.

Jak skomplikowana jest twoja choroba?

Moja choroba polega na wykrzywianiu się stawów. Zostałam zdiagnozowana, kiedy miałam 12 lat, to stosunkowo wcześnie. Mam na przykład powyginane palce w dłoniach. Przeszłam w sumie 28 operacji, kolejna przede mną. Głównie to są operacje ortopedyczne, ale czasami problemy pojawiają się w organach, takich jak nerka czy żołądek. Mam zaburzoną wchłanialność witaminy D3. Jestem pełnoetatową pacjentką szpitali.

Taniec daje wolność zawsze wtedy, kiedy tancerz sobie na nią pozwoli. Wystarczą otwarta głowa i otwarte serce

Co pozwala ci przetrwać najtrudniejsze chwile?

Moim największym wsparciem jest moja przyjaciółka Julia, z którą znam się 20 lat. Była przy 27 moich operacjach. Jest zawsze obok i daje mi kopa do działania. Tak jak moi rodzice. Mama nigdy mnie nie opuściła, poświęciła się, żebym była tu, gdzie jestem. Była zawsze przy moim szpitalnym łóżku. Rodzicom zależało, żebym była jak najbardziej sprawna i to się udało. Nigdy im tego nie zapomnę. Teraz bardzo mocno wspiera mnie moja siostra. Kiedy była młodsza, nie do końca rozumiała, co się dzieje, ale dzisiaj jest przy mnie zawsze, kiedy tego potrzebuję. Na przestrzeni lat sporo osób się ode mnie odsunęło, przerosła ich moja choroba, cierpienie, leczenie. Ale ja poza chorobą jestem Asią z pasjami, radością, energią. Trudne chwile się pojawiają, ale to tylko kolejne przeszkody do pokonania. Od kiedy opowiadam w internecie o swoim życiu, duże wsparcie dostaję też od internetowej społeczności. Jestem też na takim etapie, że mam zbudowaną wewnętrzną siłę, rozumiem swoje emocje i przechodzę z nimi przez życie. Nikt za mnie mojego życia nie przeżyje.

Wspominasz o swojej społeczności, wcześniej mówiłaś o misji, która wtedy, w szpitalu dopiero się rozpoczęła. Jak ewoluowała?

Kiedy byłam młodsza, chciałam zostać lekarzem. Ale okazało się, że nie jest mi po drodze z chemią, biologią. A najbardziej nie lubię krwi, więc lekarzem bym była średnim. Z drugiej strony potrzebowałam stałego kontaktu z ludźmi. Otworzyłam kanał na YouTubie, na który nagrywałam filmy z perspektywy pełnoetatowej pacjentki. Potem przeniosłam się na TikToka i Instagrama. Obserwują mnie osoby pełnosprawne i z te niepełnosprawnościami. A ja opowiadam o codzienności pacjentki, o chorobie, rzeczywistości szpitalnej. O wszystkim tym, czego szukałam, będąc na początku swojej drogi z chorobą. Pokazuję na przykład, jak umyć głowę po operacji. Ale mówię też o pasjach, o budowaniu siebie, o życiowej energii i spełnieniu.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

W jednym ze swoich postów napisałaś, że niepełnosprawność nie powinna być przeszkodą. Zastanawiam się, co powinno się wydarzyć, żeby nie była?

Każda osoba moim zdaniem powinna odnaleźć swoje „dlaczego”. Odnaleźć powód, dla którego to się wszystko wydarza. Wszystko się w życiu dzieje po coś. Gdyby nie moja choroba, pewnie nie byłabym tak uparta i zawzięta w dążeniu do celu. A tak, to nie poddaję się łatwo, jestem waleczna. Oczywiście, choroba utrudnia życie, nie mogę powiedzieć, że nie. Czasami jest tak wkurzająca, że mam ochotę krzyczeć. Czasami nie rozumiem, dlaczego znowu coś mi się przydarza. Ale pewnie dzięki temu mogę być wiarygodną ekspertką w oswajaniu niepełnosprawności, która dzieli się swoją wiedzą, jest inspiracją dla siebie i innych. Kobietą, która może robić wszystko, co chce. Czasami musi włożyć w to więcej wysiłku, ale może. Gdybym była pełnosprawna, zwiedzając jeden z historycznych zamków, nie mogłabym skorzystać z jego legendarnej windy. A tak byłam w garstce osób, którym to się udało. Staram się właśnie tak podchodzić do swojej niepełnosprawności.

Pamiętasz moment, w którym poczułaś, że żyjesz pełnią życia?

Doskonale. To było w Stanach, w Broadway Dance Center. W ostatniej minucie zajęć, po ostatnim tańcu łzy napłynęły mi do oczu. Spełniłam swoje największe marzenie. Chciałam żyć pełnią życia i to mi się udało, mimo wielu przeciwieństw. Czasami moja droga jest bardziej kręta niż osób zdrowych, ale to mi daje lekcje. A one kształtują mnie jako człowieka. Mam dwie największe pasje – taniec i podróże. Wtedy czuję, że żyję pełnią życia. Wtedy czuję się wolna od ograniczeń.

To jakie podróże w planach?

Koniecznie Włochy. Mówię po włosku i tam mogłabym mieszkać. Ale marzy mi się podróż po Indonezji i Tajlandii. Z drugiej strony myślę o Islandii i powrocie do Stanów. Tym razem na długą podróż. Planów jak widzisz sporo, ale muszą chwilę poczekać. Za niecałe dwa miesiące mam operację nerki. Dopóki jej nie zrobię, nie mogę wsiadać do samolotu. Ale jak tylko dostanę zielone światło, rezerwuję lot. A w międzyczasie może wycieczka autokarem? Może wytrzymam 18 godzin jazdy do Barcelony (śmiech).

Zaczęłyśmy rozmowę od aktywowanych marzeń. Co w tych jeszcze do aktywowania?

Chciałabym wystąpić na TEDxie, na Seebloggers. Marzy mi się występ w telewizji i prowadzenie swojego programu, na przykład o podróżach osób z niepełnosprawnościami. Chciałabym zrzeszać osoby, które mają niepełnosprawność niewidoczną. Łamać stereotypy. W przyszłości myślę o założeniu fundacji. A prywatnie chciałabym być osobą, która jest spełniona i żyje w zgodzie ze sobą. Która ma możliwość podróżowania, prowadzenia warsztatów tanecznych. I która sama sobie stawia nowe cele.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?