„Niektórzy ludzie cały czas słyszą wewnętrzny głos, który, niemalże jak radio, mówi nieustannie”. O monologach wewnętrznych rozmawiamy z psycholożką Leną Smolarek
Prowadzenie rozmów w sobie i ze sobą nie jest doświadczeniem rzadkim. Jednak ilu z tych, którzy monologują wewnętrznie, robi to świadomie? Czym jest ten głos, który wchodzi z nami w dyskusję? I co nam daje taka wewnętrzna rozmowa? Zapytałam o to psycholożkę Lenę Smolarek.
Alicja Cembrowska: Według psychologa Russella Hurlburta od 30 do 50 procent ludzi regularnie myśli do siebie w wewnętrznych monologach. Czym właściwie są te monologi?
Lena Smolarek: Jest to rodzaj wewnętrznej mowy, wewnętrznego dialogu, w którym komentujemy i oceniamy nasze zachowania i różne doświadczenia. Myśli często przychodzą nam do głowy swobodnie. Coś analizujemy, wspominamy, planujemy. Bywa, że pojawiają się niezależnie od naszej woli, bo na przykład czujemy głód i zaczynamy zastanawiać się, co byśmy chcieli zjeść.
Toczenie wewnętrznej rozmowy jest interesującym zjawiskiem, bo to bardzo intymne doświadczenie, tylko nasze. Nieraz ludzie wręcz słyszą ten głos, potrafią określić jego ton czy intonację. Russell Hurlburt przeprowadził eksperyment, który ujawnił, że niektórzy cały czas słyszą wewnętrzny głos, który, niemalże jak radio, mówi nieustannie. Inni natomiast myślą hasłowo. Kolejni w ogóle nie doświadczają tego zjawiska lub doświadczają, ale nie jest ono dla nich istotne.
Żyłam w przekonaniu, że każdy mówi do siebie „w środku”.
Badania potwierdzają, że nie każdy tego doświadcza, a niektórzy doświadczają bardzo rzadko. Od razu zaznaczę, że to nic złego. Problematyczna może być natomiast skrajna forma tego „niedoświadczania”, czyli afantazja. Osoba z afantazją nie jest w stanie przywołać w swoim umyśle żadnego obrazu z pamięci, nie potrafi wyobrazić sobie przestrzeni, którą dobrze zna, czy twarzy bliskiej osoby. Są to jednak bardzo rzadkie przypadki.
Czyli da się żyć z monologami i bez monologów wewnętrznych?
To, czy prowadzimy takie monologi, może być tak samo zdrowe, jak to, że ich nie prowadzimy. Nie powinno nas niepokoić, że monologujemy lub wręcz przeciwnie – ktoś nam mówi, że tego doświadcza i zaczynamy się martwić, że coś jest z nami nie tak, bo my takich rozmów nie prowadzimy. Zjawisko samo w sobie mieści się w granicach normy różnic międzyludzkich.
Ale?
Ale bywa, jak chyba ze wszystkim, że granica może zostać przekroczona. Monolog wewnętrzny jest nieraz bardzo intensywny, zajmuje dużą przestrzeń w życiu, na pewnym poziomie męczy, staje się pędzącym strumieniem różnych tematów i wątków. Może wzmacniać, ale także osłabiać z powodu coraz bardziej negatywnego przekazu, który kształtujemy sami.
Jakie formy mogą przybierać takie monologi?
U niektórych może być to myślenie obrazowe: jestem głodny, w głowie pojawia się obraz kanapki. Inni mówią do siebie pełnymi zdaniami: czuję, że boli mnie brzuch, jestem głodna, zjadłabym makaron i wypiła sok. Badania Hurlburta wykazały, że najczęściej myślimy jednak hasłowo: głód, kanapka. Sprawdza się to, gdy idziemy na zakupy. Raczej kodujemy w głowie listę produktów, a nie opowiadamy sobie, czego brakuje w naszej lodówce.
W jaki sposób Hurlburt to zbadał?
To jest właśnie bardzo ciekawe, bo monologi i wszelkie myśli wewnętrzne są dla nas tak naturalne, że zapytani, jak przebiega ten proces, na ogół nie jesteśmy w stanie tego ocenić i opisać. Dlatego Hurlburt wyposażył grupę badawczą w urządzenie, które dzwoniło, gdy mieli zatrzymać się i uchwycić ten proces. To trochę tak, jakby łapali się na gorącym uczynku. Uczestnicy badania notowali, co się dzieje w ich głowie. Okazało się, że monologi wewnętrzne mogą się różnić w trzech wymiarach.
Pierwszy to dialogowość, czyli ludzie mogą mieć złożony głos, z którym prowadzą dyskusje. Drugi wymiar to kondensacja: jak gadatliwy jest ten głos? I tutaj nie ma reguły, bo nieraz ten głos dialoguje cały czas, a u innych uruchamia się, gdy na przykład chcą całymi zdaniami przygotować się do wystąpienia w pracy czy do ważnej rozmowy. Na pewno jednak każdy ma swój indywidualny styl. Trzeci wymiar to intencjonalność – czy celowo angażujemy się w wewnętrzną rozmowę ze sobą, czy odbywa się to za naszą zgodą, czy może dzieje się to niezależnie i automatycznie. Okazuje się, że wewnętrzny dialog może towarzyszyć nam cały czas, ale nie zawsze mamy tego świadomość.
Po co właściwie prowadzimy te wewnętrzne dialogi?
Takie rozmowy wzmacniają, dodają sił, ale mogą też umniejszać, odbierać pewność siebie. Wiele zależy zatem od mindsetu i tego, jak korzystamy z tego doświadczenia. Co i jak o sobie mówimy i jak to wpływa na naszą samoocenę i poczucie własnej wartości. Bywa, że ten głos jest łaskawy i motywujący. Nieraz jednak staje się surowy i przygnębiający.
Warto jednak pamiętać, że mamy wpływ na to, jakie komunikaty do siebie kierujemy. Często poruszamy się po znanych schematach, naleciałościach, czerpiemy z tego, jak zostaliśmy wychowani i z tego, co usłyszeliśmy na swój temat od innych. Zatem te głosy, które słyszymy w sobie, niekoniecznie są tylko „nasze” – nieraz świadomie, a nieraz nieświadomie wykorzystujemy przekazy, które usłyszeliśmy od rodziców, od szefa, od znajomych. I tak możemy pielęgnować słowa „świetnie sobie poradziłeś”, ale i „zawiodłeś moje zaufanie”.
”Każdy z nas chce mieć rację, więc potrafimy naprawdę dużo zrobić, odrzucić tysiące argumentów, żeby utwierdzić się w bezpiecznym poczuciu, że mylą się inni, a nie my. Monologi wewnętrzne mogą być momentem otwarcia i przejęcia kontroli nad życiem”
Monologi mogą służyć odkrywaniu, co jest „nasze”, a co zasłyszane?
Mogą przybliżyć nas do poznania prawdziwego i prawdziwej siebie. Monologi realnie wpływają na nasze samopoczucie, zachowanie, w jakimś stopniu nawet nas stwarzają, odbijają się w życiu. Weźmy pod uwagę chociażby kłótnię z bliską osobą. Czujemy złość, wytrąca nas to z równowagi. Zaczynamy mówić do siebie w głowie: „odegram się na nim, jeszcze mu pokażę, na co mnie stać”. Z jednej strony może być to niewinna forma wyładowania emocji, z drugiej – przecież często realizujemy to, o czym myślimy. W tym przypadku zastanawiamy się, jak kontynuować konflikt, jak dobrać słowa, by kogoś zranić. Druga możliwa narracja to: „wcale nie chcę, żeby ta sytuacja się pogłębiała, nie chcę się już kłócić, może ja też powiedziałam trzy słowa za dużo”.
Chcę podkreślić, że możemy sterować swoim nastawieniem, a to, jaki kierunek przybiera nasz monolog wewnętrzny, może być decydujące dla konkretnych wydarzeń z codziennego życia.
Skojarzyło mi się to z pułapką myślową: ktoś nie odpisuje na wiadomość, więc od razu zakładam, że stało się coś złego, i sama podsuwam sobie potwierdzenia tego pomysłu. Aż w końcu głowa boli od czarnych scenariuszy.
Potrzeba dużo samoświadomości, żeby się z tego uwolnić. Każdy z nas chce mieć rację, więc potrafimy naprawdę dużo zrobić, odrzucić tysiące argumentów, żeby utwierdzić się w bezpiecznym poczuciu, że mylą się inni, a nie my. Monologi wewnętrzne mogą być momentem otwarcia i przejęcia kontroli nad życiem. Trzeba sobie uświadomić, co powstaje w naszej głowie i jaki ma to wpływ na nas tu i teraz. Mówiąc kolokwialnie: my często tworzymy coś w głowie i ta sugestia staje się tak silna, że przenosimy ją do rzeczywistości. To, co o sobie myślimy, jakie oczekiwania sobie stawiamy, może stać się taką samospełniającą się przepowiednią. Nazywa się to efektem Pigmaliona, czyli jeżeli nastawimy się, że coś nam nie wyjdzie, zaczniemy wierzyć, że nie mamy szans na osiągnięcie sukcesu, to jest większe prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stanie.
Nieustanne powtarzanie sobie negatywnych przekazów, niepochlebnych opinii, nakazywanie sobie, że coś muszę i powinnam, wygórowane wymagania, ale też myśli katastroficzne – to wszystko są pułapki myślowe, które działają jak sieci, które coraz mocniej nas ograniczają. Bywa, że konieczne jest skonsultowanie się ze specjalistą, żeby się z nich uwolnić.
Jeśli ktoś nie prowadzi monologów, to jest w stanie się tego nauczyć?
Myślę, że tendencję do prowadzenia monologów, ich stylu i formy po prostu się ma lub nie. Trudno też odpowiedzieć na pytanie, czy to w ogóle dobry pomysł, żeby „uczyć się” tego, gdy nie przychodzi nam to naturalnie. Możliwe jednak, że gdy zaczniemy pracę nad samoświadomością, to umiejętność prowadzenia monologów na jakimś etapie po prostu się pojawi. Tylko powtórzę, że też nie każdy czuje potrzebę, by „rozmawiać” ze sobą.
Gorsze chyba jest nakładanie na siebie presji, że skoro inni doświadczają monologów, to ja teraz zrobię wszystko, żeby też to osiągnąć.
Połączenie ze sobą i rozumienie swoich potrzeb pozwala nam określić, co nam służy, co jest dla nas dobre. Odłączenie od swojego indywidualnego systemu sprawia, że mocno sugerujemy się innymi, patrzymy na kogoś lub go słuchamy i „też tak chcemy”. W ciemno. Bez zastanowienia. Więc może być tak, że my nie potrzebujemy monologów, bo mamy inny kompas, który dokładnie nakierunkowuje nas na nasze potrzeby.
”Monolog wewnętrzny jest nieraz bardzo intensywny, zajmuje dużą przestrzeń w życiu, na pewnym poziomie męczy, staje się pędzącym strumieniem różnych tematów i wątków. Może wzmacniać, ale także osłabiać z powodu coraz bardziej negatywnego przekazu, który nomen omen kształtujemy sami”
Proszę też zwrócić uwagę, że są osoby, które mają tendencję do nieustannego dokumentowania i analizowania rzeczywistości, dzięki temu dostrzegają więcej, są w stanie wykorzystać to do rozwoju i wprowadzenia zmian. Ich monologi wewnętrzne są bardzo bogate, ale nie zawsze ma to jedynie pozytywny wymiar. Bywa, że staje się to przekleństwem, bo powoduje przeciążenie, uczucie nadmiaru. Myśli mogą być źródłem cierpienia i obniżenia nastroju.
A mogą być niebezpieczne? Monologi bywają wskazaniem, żeby udać się do specjalisty?
Musimy rozróżnić monolog wewnętrzny i słyszenie głosów w głowie – w tej drugiej sytuacji na ogół jest to jednak związane z chorobami i zaburzeniami osobowości. Monologi są natomiast zjawiskiem neutralnym i często towarzyszą ludziom – tak jak pani zauważyła na początku naszej rozmowy, według Hurlburta nawet 50 proc. ludzi regularnie myśli do siebie. Przy zaburzeniach głosy są nieprzyjemne, często abstrakcyjne, rozkazujące, wydają się obce, wywierają niepokojący wpływ, odłączają taką osobę od realnego świata, tworzą inną rzeczywistość. W takim przypadku konieczna jest konsultacja ze specjalistą.
Same monologi mogą być wskazaniem do wizyty u psychologa czy psychoterapeuty, gdy stają się formą samobiczowania, gdy sprawiają, że myślimy o sobie tylko negatywnie, gdy znacznie obniżają nasze samopoczucie, czyli gdy wewnętrzny głos staje się naszym wrogiem, skupia się na porażkach, niepowodzeniach.
Wewnętrzny krytyk?
Monolog wewnętrzny może przyjąć formę krytyka i jak najbardziej te dwa zjawiska mogą się na siebie nakładać. Oczywiście to też normalne, że nieraz myślimy o sobie źle, ale gdy staje się to regularne i coraz bardziej opresyjne, przyczynia się do głębszych problemów psychicznych.
Jak możemy samodzielnie pracować z naszymi monologami – tymi pozytywnymi i negatywnymi?
Istotne są techniki uważności. Nie chodzi o to, żeby dążyć do wyłączenia wewnętrznego głosu, a do oswojenia go. Można nauczyć się, jak go przyjmować, obserwować, kiedy i po co się pojawia – bo jak wspomniałam, nieraz te myśli są bardzo spontaniczne. I tutaj właśnie działają techniki uważności, ponieważ różne stany i emocje towarzyszą nam cały czas, ale niekoniecznie musimy zawsze nadawać im wielkie znaczenie.
To, co się w nas dzieje, często jest hipotezą, wskazówką, niekoniecznie faktem. Nasze myśli bywają dyktowane brakami, niespełnieniem potrzeb. Dlatego warto pielęgnować sztukę dystansowania się, podchodzić do życia z pozycji ciekawego obserwatora. Nie musimy wszystkiego rozkładać na czynniki, nieustannie analizować. Łatwo się zachłysnąć tym przeżywaniem na nowo przeszłości i wyobrażeniami przyszłości. Uważność skłania nas ku temu, co się dzieje tu i teraz. To jest ważne. Monolog wewnętrzny może być naszym zasobem, najdłuższą rozmową w życiu, dlatego warto znaleźć w tym równowagę.
Zobacz także
„Zmiana brzmienia głosu może być jednym ze skutków psychoterapii” – mówi logopedka Marta Wesołowska
„Nadmiarowe bycie przy sobie, bez dopuszczania innych, może prowadzić do poczucia osamotnienia, izolacji, braku celu” – mówi psycholożka Marta Chmielewska
„Zdrowie psychiczne to nie tylko brak choroby”. Jak uwolnić się od nadmiernego stresu i paraliżującego lęku, tłumaczy psychoterapeuta Nikodem Ryś
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
Sara James porusza temat zdrowia psychicznego w najnowszym singlu. „Mam 15 lat i brak mi tchu” – śpiewa artystka
Ludzie myślą, że mają rację, nawet jeśli się mylą. Naukowcy zbadali, dlaczego się tak dzieje
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
się ten artykuł?