Przejdź do treści

Jego akcja podbija serca Ukraińców i Polaków. Tomasz Grzywiński: Chcę stworzyć całą armię dinozaurów

Dinozaur na Dworcu Centralnym
Fot. Adam Zapała
Podoba Ci
się ten artykuł?

Mimo wielkich zębisk, wygląda całkiem sympatycznie. I co najważniejsze, nie przychodzi z pustymi… łapami. Ma w nich pudełko wypełnione słodkościami. Rozdaje także kolorowanki, flamastry i drobne zabawki.  Puste, patrzące w jedno miejsce dziecięce oczy nagle zaczynają lśnić. Tylko co tu, u licha, na warszawskim dworcu, robi… dinozaur?

Dinozaur daje uśmiech i cukierki

Uciekły z piekła. Są wyczerpane podróżą, przestraszone, niepewne tego, co dalej. Na Dworcu Centralnym w Warszawie nie ma ulubionych zabawek, wygodnego łóżka, ukochanej przytulanki. Dzieci z Ukrainy mają w sobie dużo strachu i niepewności. Codziennie do stolicy przyjeżdża 14 pociągów z uchodźcami. Matki czy babcie nie zawsze mają siły i energię, żeby zabawiać najmłodszych. Ich myśli zajęte są bliskimi,  którzy nie zdążyli uciec lub zostali, by walczyć, utratą dobytku, obawą o jutro. Wtedy zjawia się on.

Tomasz Grzywiński z Warszawy, producent i operator drona, codziennie zakłada na siebie strój dinozaura i przechadza się po warszawskim dworcu. Dinozaur budzi sympatię, zdziwienie, jest drobnym wstępem do bajkowego świata, o którym dzieci wojny już zapomniały.

Pierwszy raz, kiedy wyszedł do dzieci z cukierkami, był dla niego tak emocjonujący, że Tomek po wszystkim usiadł pod ścianą i płakał. Jak mówi, nie był w stanie opowiedzieć o tym, co się stało. Dziś już głośno o tym mówi, ale nadal zdarza mu się wzruszyć.

Dwuipółletnia Natasza nie chciała cukierka. Chciała tylko się przytulić. Złapała Tomka za nogę. To była jej trzecia doba na dworcu. Są dzieci, które przed dinozaurem uciekają, ale ze śmiechem na ustach. Droczą się. Trzeba tak uciekać, żeby dać się złapać.

Dlaczego dinozaur? – Zależało mi, żeby to był strój, który zrobi tzw. efekt WOW. Nie chciałem być superbohaterem z marketu ani piratem z przepaską na oczach, jakbym szedł na szkolny bal – opowiada w rozmowie z nami Tomek Grzywiński.

Nauczył się podstawowych zwrotów po ukraińsku. Nam mówi, że reakcji dzieci nadal się uczy. Wszystko przychodzi spontanicznie. Nawet merdanie ogonem.

34 tys. złotych na cukierki

Trzeciego dnia Tomkowi zaczął pomagać przyjaciel. W takim stroju nie da się samodzielnie napełnić kubełka cukierkami. Trzeba za każdym razem zdjąć strój, a to zajmuje czas. Przyjaciel Tomka czasem bywa też jego przewodnikiem. Strój paruje od środka, Tomek po pół godzinie nic nie widzi.

Pierwsze zakupy dla ukraińskich dzieci zrobił z własnej kieszeni. Potem założył zbiórkę w internecie pod nazwą Dinozaur dla dzieci z Ukrainy. – Część z nich ( dzieci- red.) śpi na ziemi, część w wózkach, a część na rękach rodziców. Możliwość zbicia piątki, przytulenia się do dinozaura czy mały słodycz to dla nich chociaż chwilka na wyrwanie się z dworcowego marazmu – czytamy we wpisie zrzutki.

Poprosił o trzy tysiące złotych. To by pozwoliło na zakup kolejnych słodkości, drobnych upominków, gadżetów. Wiadomość o zrzutce poszła w świat. W poniedziałkowe południe kwota zbiórki to już ponad 34 tys. zł! Jego post udostępnia w mediach społecznościowych nawet Rzecznik Praw Obywatelskich.

– Zastanawiamy się, jak przekuć to wsparcie w dalszy rozwój akcji – mówi Tomasz Grzywiński. – Zamówiłem kolejne kostiumy. Mam plan, żeby stworzyć armię dinozaurów, która wyruszy w Polskę. Moją misją jest wyciągnąć dzieci z marazmu, z tego strasznego przeżycia, którym jest wojna. Na Dworcu Centralnym w Warszawie jest wielu wolontariuszy ze smakołykami. A jak jest w innych miastach…?

Od strony organizacyjnej Tomka wspiera jego partnerka Weronika Strobel.

Internauci komentują:

Jedna z piękniejszych i bardziej wzruszających akcji, jakie widziałam!

Wspaniałe serce, cudowny pomysł… Właśnie tacy ludzie tworzą historię!

Tomek, jestem w Massachusetts. Zobaczyłam filmik z TikToka na Twitterze. Już jesteś w USA.

Wzruszający filmik udostępniła internautka

Ludzie o dobrych sercach chcą do niego dołączyć. Ktoś wpada na pomysł, żeby Tomkowi przekazać dziecięce gadżety, ktoś inny chce kupić upominki ukraińskim dzieciom. Pojawiają się też propozycje współpracy ze strony właścicieli warszawskich kawiarenek. Tomek Grzywiński przyznaje, że nie spodziewał się, że jego prywatna akcja nabierze takiego rozmachu. Sam jest ojcem trójki dzieci. Jak mówi, dzieci mają się cieszyć, śmiać i zapominać o złych chwilach. Także te z Ukrainy.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?