Szczepić czy nie szczepić? W rozmowie z Izabelą Filc-Redlińską
Czy szczepionki są bezpieczne? Czy wywołują autyzm? Gdzie i kiedy zgłaszać niepożądane odczyny poszczepienne? Co powinno nas zaniepokoić po szczepieniu? Na najbardziej nurtujące nas pytania odpowiada Izabela Filc-Redlińska, autorka książki „Szczepionki. Nie daj się zwariować”.
Julia Krupińska: Cały rozdział swojej książki poświęciłaś szczepieniom w kontekście związku z autyzmem. Co udało ci się na ten temat ustalić?
Izabela Filc-Redlińska: To jest faktycznie jeden z największych lęków rodziców. Przejrzałam naprawdę wiele opracowań i nie znalazłam żadnych dużych, wiarygodnych badań populacyjnych, które by wskazywały, że szczepionki wywołują autyzm. Jednak niektórzy eksperci, z którymi rozmawiałam, sugerują, że szczepionki – zwłaszcza żywe, MMR (przeciwko odrze, śwince, różyczce) czy ospie wietrznej, które najsilniej oddziałują na organizm – mogą być mechanizmem spustowym. Oznacza to, że faktycznie mogą wpłynąć na to, że autyzm (choroba wieloczynnikowa) się ujawni, ale nie są jego przyczyną.
Jak w takim razie wytłumaczyć to, że mamy coraz więcej przypadków autyzmu? Niektórzy uważają, że właśnie z powodu rosnącej liczby szczepień.
Znamy badania, które wskazują na związek autyzmu z infekcjami u matki w ciąży (różyczką, toksoplazmozą, cytomegalią), zaburzeniami okołoporodowymi, niedotlenieniem mózgu, różnymi problemami związanymi z przyjściem na świat dziecka, ale też rosnącą liczbą wcześniaków. W Polsce co dwunaste dziecko jest wcześniakiem, na świecie co dziesiąte. Jeszcze 20–30 lat temu ta liczba była dużo mniejsza. U tych maluchów częściej występuje też autyzm. Tu raczej szukałabym przyczyny rosnącej liczby takich przypadków. Nie bez znaczenia jest również rosnące zanieczyszczenie środowiska, ale także poprawa diagnostyki.
Czyli możemy uznać, że szczepionki są bezpieczne?
Nie dla każdego i nie zawsze. Niektórzy rodzą się na przykład z ciężkim złożonym niedoborem odporności, którego nie rozpoznajemy wcześnie, bo nie mamy w Polsce odpowiedniego testu diagnostycznego dla noworodków. U takich dzieci po podaniu szczepionki przeciw gruźlicy w pierwszej dobie życia może dojść do uogólnionego zakażenia prątkiem gruźlicy całego organizmu. A w zasadzie nawet do śmierci. W Polsce rodzi się rocznie kilkanaścioro dzieci z taką przypadłością. I niestety niektóre otrzymują szczepienia przeciwko gruźlicy.
Szczepionki są na pewno coraz bezpieczniejsze. Spada w nich przede wszystkim liczba antygenów, czyli przetworzonych form drobnoustrojów, które mają nas uchronić przed chorobą – zauważono, że jeśli jest ich więcej, to odporność jest większa, ale jest też więcej niepożądanych odczynów poszczepiennych.
Mamy mniej antygenów, większość dzieci rodzi się ze sprawnym układem odpornościowym, ale w szczepionkach nadal jest rtęć… O tym, że to silna trucizna, wiedzą nawet maluchy. Trudno się dziwić, że nie wszyscy rodzice z pełnym spokojem pozwalają wstrzykiwać to dziecku.
Po pierwsze, nawiązując jeszcze do wcześniejszego wątku, rodzice mają mylne przekonanie, że to rtęć, czyli zawarty w szczepieniach tiomersal, wywołuje autyzm. To jest nieprawda. Jeśli ktoś uważa, że to żywa szczepionka MMR powoduje autyzm przez zawartą w niej rtęć, to musi wiedzieć, że ta szczepionka nigdy tego związku nie zawierała i nie zawiera. Po drugie, w Polsce mamy tylko jeden preparat z tiomersalem w obowiązkowym kalendarzu szczepień. Jest to szczepionka zabita – przeciw błonicy, tężcowi i krztuścowi (DTP). Zawiera ona 25 mikrogramów rtęci w jednej dawce i według wszystkich wiarygodnych badań, z którymi się zapoznałam, jest to ilość nieszkodliwa dla dziecka. Dla porównania w jednym kilogramie pstrąga, ryby, po którą sięgają też mamy karmiące piersią, znajduje się aż dwa razy więcej rtęci, bo ponad 50 mikrogramów. Jest to jednak inna rtęć. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że to, co znajduje się w szczepionkach, to etylortęć, a to, co mamy np. w pożywieniu, to metylortęć – najbardziej szkodliwa dla organizmu. To trochę tak, jakby porównać alkohol etylowy z metylowym. Podobnie się różnią. Alkohol etylowy może nas zabić, ale trzeba spożyć go stosunkowo dużo. Alkohol metylowy natomiast może się okazać śmiertelny już w minimalnej dawce. Eksperci zwracają uwagę również na to, że etylortęć to związek, który nie kumuluje się w organizmie, w przeciwieństwie do metylortęci – ta jest przez nas magazynowana.
Uważam jednak, że szczepionka DTP powinna być wycofana z kalendarza i pewnie to się niedługo stanie. I bynajmniej nie dlatego, że znajduje się tam rtęć, ale dlatego, że w tej szczepionce znajduje się tzw. pełnokomórkowa komponenta krztuśca.
Czyli?
Mamy w tej szczepionce antygeny krztuśca w formie całych komórek, nie fragmentów białka. Tych antygenów jest tam aż 3 tys., a to bardzo dużo. Dlatego jest to szczepionka bardzo reaktogenna. Powoduje stosunkowo dużo niepożądanych odczynów poszczepiennych, zarówno miejscowych, jak bóle rączki, puchnięcie, ale też uogólnionych, jak drgawki lub nieutulony płacz (czyli co najmniej kilkugodzinny płacz bez wyraźnej przyczyny).
Lekarze nie mówią nam o takich aspektach szczepień. Powołujesz się w książce na wiele badań. Skąd mamy mieć pewność, że są to badania rzetelne? Antyszczepionkowcy przekonują, że takie badania mają na celu wzbogacać firmy farmaceutyczne…
Szczepienia to jest jedyna grupa produktów leczniczych, które są dodatkowo badane przez państwowe laboratoria na całym świecie. Ocenia się je pod względem efektywności, bezpieczeństwa czy np. tego, jak wygląda konsystencja. To są jedyne substancje, które mają podwójną kontrolę – oprócz badań producentów właśnie państwowy nadzór. Spójrzmy na to w ten sposób. Mamy kilkanaście chorób, przeciwko którym szczepimy. A ile znamy chorób w ogóle? Gdyby to był tak bardzo opłacalny biznes, wymyślalibyśmy szczepienia na wszystkie choroby. Naprawdę liczących się producentów szczepionek na świecie możemy dosłownie policzyć na palcach jednej ręki. Jest nawet taka spiskowa teoria, że to same firmy farmaceutyczne nakręcają ruchy antyszczepionkowe, bo to się im bardziej opłaca. Jedna dawka szczepionki kosztuje kilkaset złotych, a leczenie zwykłego zapalenia płuc to koszt rzędu 3 tys. zł, leczenie sepsy to już 30 tys. zł. A często jest tak, że te same firmy produkują leki na te choroby. Więc, czysto teoretycznie, im bardziej by się opłacało, aby ludzie chorowali. Poza tym notorycznie zmagamy się z problemem niedoboru szczepionek na rynku, mówi się, że za mało firm produkuje szczepionki. To kolejny dowód na to, że nie jest to biznes tak opłacalny, aby firmom zależało wyłącznie na tym. Nie wspominając już o bardzo wysokich kosztach produkcji czy ryzyku. Najmniejsza wpadka mogłaby się położyć cieniem na wizerunku firmy, gdyż poszkodowanym byłoby tu dziecko, do tego zdrowe, a nie przykładowo schorowany starszy człowiek, który przedawkuje lek na serce.
W takim razie chyba najlepsze, co możemy zrobić, by poprawiać bezpieczeństwo szczepień, to zgłaszanie niepożądanych działań poszczepiennych. Do niedawna mogli to robić tylko lekarze i producenci, a teraz również rodzice. Gdzie mogą je zgłaszać?
Tak, rodzice mogą od kilku lat zgłaszać skutki uboczne szczepień do Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Jednak stosunkowo niewielu z nich to robi. Nadal największy udział mają w tym zakresie lekarze i pracownicy służby zdrowia. Trzeba powiedzieć, że liczba tak zwanych niepożądanych odczynów poszczepiennych (NOP) może być niestety mocno niedoszacowana. Prawdopodobnie mamy zgłoszonych tak naprawdę 10–20 proc. tych prawdziwych przypadków. W dużej mierze dlatego, że wielu lekarzy powstrzymuje się od informowania o pojawieniu się odczynu poszczepiennego. Niektórzy nie znają procedur, innym brakuje na to czasu, a część być może obawia się, że wcześniej nie rozpoznało przeciwwskazania. Tak jak na świecie, tak też w Polsce istnieje obowiązek monitorowania niepożądanych odczynów poszczepiennych. Lekarze przekazują informację do powiatowej inspekcji sanitarnej, a ta dalej do Państwowego Zakładu Higieny, który je gromadzi i analizuje. Oficjalnie mamy rocznie ok. 2300 NOP-ów, z czego większość to łagodne odczyny. Dodajmy, że rocznie podawanych jest dzieciom w Polsce ok. 8 mln dawek szczepionek, zatem NOP-y stanowią niewielką ich część, nawet biorąc pod uwagę to niedoszacowanie, o którym wcześniej wspominałam.
A jak długo powinniśmy wypatrywać u dziecka niepokojących objawów po szczepieniu?
Według prawa śledzimy objawy do czterech tygodni po zaszczepieniu dziecka, a w przypadku szczepionki przeciw gruźlicy do pół roku. Wtedy rzeczywiście odczyny mogą być widoczne w późniejszej fazie. Na pewno powinny nas zaniepokoić takie objawy, jak: gorączka powyżej 38 stopni, zmiany skórne, przewlekły nieutulony płacz, duży bolesny obrzęk i zaczerwienienie w miejscu wkłucia oraz trudności z oddychaniem. Ale tak naprawdę wszystko, co odbiega od normy, powinno być sygnałem, że warto się skonsultować z lekarzem. Rodzice mają do tego prawo, więc z każdą obserwacją powinni udać się po pomoc lub poradę.
Czy możemy w jakiś sposób zmniejszyć ryzyko wystąpienia NOP-ów?
Tak. W mojej książce można znaleźć dodatek, który wydaje mi się pomocny dla rodziców. Jest to karta oceny ryzyka, a w niej 12 pytań, na które rodzic powinien odpowiedzieć przed szczepieniami, m.in.: czy dziecko cierpi na choroby przewlekłe, np. cukrzycę, niewydolność nerek, mukowiscydozę, porażenie mózgowe, w tym zaburzenie odporności; czy przechodzi chemioterapię, radioterapię, sterydoterapię lub inną terapię obniżającą odporność; albo czy zaobserwowałeś jakiekolwiek odchylenia od normy, np.: gorączkę, kaszel, ropne zmiany na skórze, bezdechy, wylewy podskórne krwi. Takie informacje trzeba zgłosić lekarzowi. W niektórych przypadkach szczepionka nie powinna być podana lub może być podana inna, bezpieczniejsza jej wersja.
Czy na taką szczepionkę mogą liczyć również pozostali rodzice, u których dzieci nie ma przeciwwskazań do szczepień?
Tak. Jest dostępna nowocześniejsza szczepionka przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi (zamiast 3 tys. antygenów krztuśca zawiera ich zaledwie kilka). Trzeba jednak za nią zapłacić.
Temat szczepień wydaje się nie do wyczerpania. Gdzie w związku z tym rodzice mogą sami dowiedzieć się więcej?
Mamy poradnie, które powstały kilkanaście lat temu, ale po jakimś czasie NFZ usunął je z koszyka świadczeń zdrowotnych, uznając tym samym, że są zbędne. Dzisiaj nie kontraktuje porad udzielonych w ramach tych placówek jako poradnictwa szczepiennego. Dlatego funkcjonują one czasem pod nazwami, które mogą nie być dla pacjentów oczywiste, np. poradnia chorób zakaźnych, poradnia chorób alergologicznych. Ale de facto te ośrodki udzielają właśnie porad w zakresie szczepień ochronnych. W Polsce takich poradni jest kilkanaście. Aby się do nich dostać, trzeba mieć skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. Z reguły lekarze sami dają takie skierowania, np. gdy rodzic nie chce szczepić dziecka – wtedy taka poradnia jest jakby drugą instancją, gdzie specjaliści starają się odpowiedzieć na największe wątpliwości i przekonać do zmiany zdania. Często przekierowują do nich lekarze, gdy wystąpi niepożądany odczyn poszczepienny i mają wątpliwości dotyczące dalszych szczepień. Lista placówek dostępna jest pod adresem internetowym: www.szczepienia.gis.gov.pl – tam należy wejść w zakładkę Lekarze i pielęgniarki , a następnie wybrać konsultacje specjalistyczne . Tam też można otrzymać informację, jak np. szczepić dzieci z grup ryzyka, wcześniaki, przewlekle chore.
Izabela Filc-Redlińska – Kierownik działu Zdrowie w miesięczniku „Twój Styl”, była redaktor naczelną sieci portali dla lekarzy Openmedica, prowadziła program „Bez recepty” w telewizji TTV, przez wiele lat pracowała w dzienniku „Rzeczpospolita”, współpracowała m.in. z tygodnikiem „Newsweek Polska”, miesięcznikiem „Focus”, „National Geographic Polska”, Centrum Nauki „Kopernik”. Laureatka wielu dziennikarskich nagród, m.in. Kryształowego Pióra (w kategorii profilaktyka nadciśnienia tętniczego i chorób układu krążenia) i Czerwonej Kokardki (za artykuły dostarczające rzetelnej wiedzy na temat HIV/AIDS).
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Fizjoterapeuta Tomasz Sobieraj: „Nerw błędny to klucz do zdrowia. Tylko trzeba go lepiej poznać i wiedzieć, co mu służy”
Lekarka Róża Hajkuś apeluje do rodziców: „Nauka do sprawdzianu nie jest warta zarywania nocy”
Układ immunologiczny, czyli tarcza chroniąca przed rozwojem chorób
Dr Ewa Jarczewska-Gerc: „Rezyliencję i odporność psychiczną budujemy w kryzysach i trudnościach, nie w czasach dobrobytu”
się ten artykuł?