Rok temu 502 km pieszo, teraz 3600 km rowerem. Dziadek jedzie przez Polskę dla małego Olinka
63-letni Jan Baranik, znany w sieci jako Dziadek Olinka, przemierza Polskę rowerem, żeby zebrać pieniądze na leczenie ukochanego wnuka. Mimo że sam ma liczne problemy zdrowotne, a za sobą chorobę nowotworową, chce swoją podróżą nagłośnić zbiórkę. „Jestem w stanie zrobić wszystko” – deklaruje.
Lekarze nie dawali Olinkowi szans
3600 kilometrów – tyle Jan Baranik przejedzie rowerem w szczytnym celu. W drogę wyruszył 17 lipca. Swoją aktywność relacjonuje w mediach społecznościowych.
To nie pierwszy jego tego typu wyczyn. W 2023 roku przeszedł ponad 502 km Głównym Szlakiem Beskidzkim. Cel przyświecał mu ten sam: zebranie pieniędzy na leczenie wnuczka Aleksandra, zwanego Olinkiem.
Rozwiń
Chłopiec ma osiem lat i wymaga codziennej intensywnej terapii. Jest pod stałą opieką wielu specjalistów. Zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym czterokończynowym, wrodzoną wadą układu moczowego, zaburzeniami integracji sensorycznej i opóźnieniem psychoruchowym. Nie chodzi, nie stoi samodzielnie, a siedzi tylko dzięki specjalistycznemu wsparciu. Jeszcze zanim przyszedł na świat, lekarze zdiagnozowali u niego wadę nerek. Był operowany prenatalnie. Urodził się jako skrajny wcześniak z wylewami krwi do mózgu III stopnia i silnym niedotlenieniem. To pociągnęło za sobą poważne komplikacje i powikłania: dysplazję oskrzelowo-płucną, retinopatię wcześniaczą, niedrożność jelit, niedojrzałość układu pokarmowego, oddechowego i nerwowego, kwasicę metaboliczną. Lekarze nie dawali mu szans.
A mimo to dziś Olinek jest bystrym chłopcem, uwielbia dużo mówić, ma świetny wzrok i słuch.
Żeby Aleksander mógł być leczony i rehabilitowany, potrzebne są pieniądze. Wizyty lekarskie, zajęcia terapeutyczne, badania, leki, specjalistyczne sprzęty: wydatki zdają się nie mieć końca. Miesięczny koszt jego rehabilitacji oscyluje między kilkanaście a kilkadziesiąt tysięcy złotych. Prawdopodobnie Olinek niedługo przejdzie też operację bioder, której koszt jest szacowany na kilkaset tysięcy złotych.
„Jeżdżę po to, żeby mu pomóc”
Jego dziadek – jak sam mówi w mediach – nie umiał siedzieć bezczynnie z założonymi rękami. Dlatego pokonuje po 100 kilometrów dziennie, relacjonuje swoją trasę i nagłaśnia zbiórkę.
„Jeżdżę po to, żeby mu pomóc, żeby on był jak najbardziej sprawny” – tłumaczy Jan Baranik.
I dodaje, że dla wnuka jest w stanie zrobić wszystko.
A nie jest mu łatwo, bo sam ma poważne problemy zdrowotne. Pokonał chorobę nowotworową, przeszedł ciężką operację kręgosłupa. Jak zauważa jego córka, pan Jan miał nie chodzić.
„On sam był sparaliżowany, miał jeździć do końca życia na wózku, więc ten kręgosłup u niego jest dosyć słaby. Ale ma rower, gdzie ma pozycję w miarę wyprostowaną” – przekazuje Agnieszka Jóźwicka, mama Olinka.
Dziadek chłopca z zawodu jest księgowym. Hoduje gołębie pocztowe i kocha góry. Ale ponad wszystko kocha swojego wnuka.
Rozwiń
Internauci, którzy śledzą zmagania Dziadka Olinka, są pod wrażeniem jego siły i determinacji. Pod jego relacjami zostawiają komentarze pełne uznania i wsparcia:
„Niewiarygodna jest siła miłości. Zazdroszczę takiego Dziadka, zdolnego do poświęceń, kochającego, wytrwałego, silnego, obecnego w życiu wnuka, współtworzącego jego życie, chcącego żyć, pokonując swoje słabości. Powodzenia!”
„Taki dziadek to skarb!”
„Szacunek!”
Jan Baranik zapewnia, że się nie podda. My też możemy pomóc mu zebrać pieniądze na rehabilitację wnuka. Wystarczy wpłacić kwotę na zbiórkę, która dostępna jest TUTAJ.
Zobacz także
Stulatek skoczył na spadochronie. W ten sposób pomógł małym pacjentom szpitala w Toronto
„Na plakacie napisałem 'pomóżcie’, ale nikt nie pomógł. Może pani będzie taka miła i pomoże zdobyć ten lek”. Dzieci z achondroplazją piszą listy do polityków
Wyjątkowa operacja z udziałem jedynego w Polsce robota MazorX. Sztuczna inteligencja pomogła zoperować kręgosłup pacjentki
Polecamy
Książę William o chorobie księżnej Kate: „To najtrudniejszy rok mojego życia”
W Ministerstwie ds. Samotności króluje język zdrobnień. Je się tu obiadki i pije kapuczinko. Może to sposób na zmiękczenie nie tylko słów, ale też rzeczywistości
„Przez pół roku płakałam w poduszkę – widziałam, że moje dziecko potrzebuje pomocy, ale nikt tego nie zauważa”. Była w „czarnej dziurze”, teraz wyciąga z niej rodziców dzieci z niepełnosprawnością
Jakub Ćwiek, pisarz z Głuchołaz, przeznaczy pieniądze ze sprzedaży swojej książki na powodzian. „To był odruch”
się ten artykuł?