„Mają błysk w oku, kiedy świadomie i z czułością się ich dotknie”. O tym jak masaż zmienia życie seniorów chorych na alzheimera

Ponoć w języku prasłowiańskim słowa „dotykać” i „kochać” były synonimami. Nie udało mi się zweryfikować tej informacji w wiarygodnych źródłach, ale ta analogia bardzo mi pasuje. Zwłaszcza w kontekście tego, co o empatycznym dotyku mówi Agnieszka Kawula, terapeutka i nauczycielka hawajskiego masażu relaksacyjnego Lomi Lomi Fizjo, założycielka Instytutu Dotyku i Masażu i pomysłodawczyni wolontariatu dotykowo-masażowego.
Aneta Wawrzyńczak-Rekowska: W styczniu 2024 roku założyła Pani Instytut Dotyku i Masażu w Pucku i zainicjowała wolontariat Dotykowo Masażowy w zakładach opiekuńczo-leczniczych, domach seniora, hospicjach. Skąd w ogóle pomysł na taki instytut – i taki wolontariat?
Agnieszka Kawula: Chyba z pierwszych objawów wypalenia zawodowego. Przez jakieś 12 lat masowałam ludzi zdrowych, nikt mi nie powiedział i sama też jakoś na to nie wpadłam, że mogę masować również osoby chore – bo jedynym przeciwwskazaniem do masażu Lomi Lomi Fizjo, którym się zajmuję, jest białaczka. Aż w końcu doszłam do ściany, czułam, że przestaję się rozwijać, przez dwa czy trzy miesiące biłam się z myślami, co dalej – i wymyśliłam, że fajnie byłoby sprawdzić, co dzieje się od wewnątrz z człowiekiem, który jest masowany.
Czyli na przykład neuroobrazowanie mózgu?
Tak, zafiksowałam się na badaniu mózgu, obserwowaniu fal mózgowych. Może dlatego, że jestem wielką fanką seriali medycznych i wyobrażałam sobie jakiś czepiec w stylu science fiction. Ale znajomy lekarz sprowadził mnie na ziemię, bo to nie jest takie proste, jest mnóstwo parametrów, które trzeba by sprawdzić, no i kluczowe pytanie: kto by za to płacił. Już miałam dać sobie z tym spokój, ale jak wróciłam do domu, naszła mnie myśl, żeby zacząć z tym, co mam – i dałam ogłoszenie, że przyjmę 10 osób, którym oferuję za darmo trzy masaże, a w zamian oczekuję informacji zwrotnej, co im to daje. Spodziewałam się, że trafią do mnie osoby z dolegliwościami, które można wyprowadzić masażem relaksacyjnym, na przykład problemy z koncentracją, z wypróżnieniami, ze snem czy rozregulowanymi hormonami.
A w praktyce…
Po dwóch godzinach miałam zapisanych 20 osób naprawdę cierpiących, którym system powiedział: nic już nie da się zrobić, proszę się przyzwyczaić, że tak już będzie do końca życia. Sami o sobie mówili, że są beznadziejnymi przypadkami, „ale może chociaż dla pani to będzie ciekawe”. Finalnie wydłużyłam sesje do pięciu, po każdym masażu pacjenci wypełniali zaprojektowane przeze mnie ankiety, w których monitorowali tę terapię – i okazało się, że przestawali brać tabletki przeciwbólowe, zaczynali lepiej sypiać i regenerować się. Jakość ich życia, a w konsekwencji też relacji z otoczeniem znacznie się poprawiła. To były głównie młode osoby, tak do 55. roku życia – i to właśnie one zaczęły sugerować, że może ich bliskim, zwłaszcza starszym, też dałoby się pomóc.

Agnieszka Kawula /fot. archiwum prywatne
Cały projekt mojego amatorskiego „lomi badania” trwał dziewięć miesięcy. W tym czasie przemasowałam sama 50 osób, zrobiłam prawie 300 masaży. Zgromadziłam tysiące stron danych, dzięki którym zaczęłam przekonywać się, jak potężnym narzędziem może być masaż. A w międzyczasie przypadkiem dowiedziałam się, że w Domu Seniora w Rumi podopieczni mają maskotki do przytulania, które sami sobie wybrali i które w chwili niepokoju dają im poczucie bezpieczeństwa, wyciszają. Pojechałam tam, żeby zobaczyć na własne oczy, jak to działa, bo bałam się, że to upupianie tych starszych osób, infantylizowanie, za czym nie przepadam.
I co pani zobaczyła?
Że osoby w ciężkiej demencji albo ostatnim stadium alzheimera mają błysk w oku, kiedy świadomie i z czułością się ich dotknie, choćby przez kilka sekund. Widziałam, jak spokojnie śpią niesamodzielni podopieczni z zaawansowaną demencją, wtuleni w miękką zabawkę. Dyrektorka zapytała, czy miałabym ochotę poprzychodzić do nich, pomasować. Ja miałam oczywiście taki zamiar, ale byłam raczej nastawiona na rozmowę o dotyku, przeprowadzenie badań jakościowych, wywiadów pogłębionych. Przychodziłam raz w tygodniu przez prawie rok, w tym czasie odwiedzałam także dwa inne domy seniora i dwa zakłady opiekuńczo-lecznicze. Wszędzie dotyk okazywał się ogromnym wsparciem i przynosił dużo ulgi.
”Czułość wraca. I myślę, że każdy może tego doświadczyć, jeśli tylko odnajdzie to coś dobrego, miękkiego w swoim sercu. Jeśli pozwoli sobie zobaczyć drugiego człowieka”
Wstyd się przyznać, ale dopiero przygotowując się do naszej rozmowy, zastanowiłam się, jak często, w jakich okolicznościach i jak dotykam najbliższych mi osób. Ale nie jestem w tym odosobniona, bo z pani badań wyszło, że wiele osób, które nigdy nie doświadczyły empatycznego dotyku w chorobie, wcześniej też w ogóle się nad tym nie zastanawiało.
I właśnie mnóstwo osób, które wzięły udział w badaniu, pisało do mnie później, że wypełnienie ankiety było dla nich bardzo wartościowe, bo rzeczywiście musieli się zastanowić nad tym, jak i kiedy byli dotąd dotykani, zbliżyć do tego, że z mechanicznym dotykiem podczas zabiegów w szpitalu było im po prostu źle, nauczyć, że mogą poprosić o empatyczny dotyk. Wśród nich była na przykład seniorka, która oczekując na SOR z mężem, poprosiła go, by ją przytulił. Wcześniej nawet by o tym nie pomyślała, dopiero udział w badaniu „Empatyczny dotyk” uzmysłowił jej, że może o to poprosić, gdy tego potrzebuje.
Tylko dlaczego musimy to dopiero odkrywać, ktoś nam musi to uświadamiać? Przecież dotyk jest pierwszym ze zmysłów, który pojawia się w życiu płodowym, i zanika jako ostatni, gdy umieramy.
A jeśli dziecko ma szczęście urodzić się naturalnie i przechodzi przez drogi rodne, to właśnie doświadczenie narodzin jest jednocześnie pierwszym dotykiem, a nawet masażem w życiu. Odpowiadając natomiast na pytanie, dlaczego musimy to sobie uświadomić – może dlatego, że nie jesteśmy wychowywani w poczuciu, że dobry dotyk jest naszą pierwszą potrzebą?
W dzieciństwie i owszem.
W dzieciństwie dotyk jest jak tlen. Noworodek nie odróżnia jeszcze siebie od innych – jego ciało i emocje żyją w relacji z ciałem opiekuna. Przytulenie, kołysanie, głaskanie – to nie tylko gesty miłości, to dosłowne „regulowanie” układu nerwowego. Dziecko uczy się dzięki nim, że świat jest bezpieczny, że emocje da się wytrzymać, że ktoś je widzi. W wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym dotyk nadal odgrywa kluczową rolę – ale zaczyna się stopniowo różnicować. Dziecko testuje granice, uczy się relacji, przeżywa bliskość i oddalenie. W tym czasie dotyk pełni też funkcję socjalizacyjną: uczy, jak być razem z innymi, bez przemocy, bez wstydu. W okresie dojrzewania ciało staje się areną zmian. Niekiedy dotyk znika – bo pojawiają się wstyd, niepewność, seksualność. To trudny moment, w którym łatwo pomylić potrzebę czułości z pożądaniem, a brak dotyku z niezależnością.
A potem przychodzi dorosłość…
I dotyk staje się luksusem. Chyba że jesteśmy w bliskiej, wspierającej relacji – wtedy czerpiemy z niego siłę. Ale wielu dorosłych odczuwa głód dotyku w milczeniu. Bo nie wypada, bo nie wiadomo, jak o to poprosić. Bo ciało – zamiast być miejscem przyjemności i obecności – staje się narzędziem do pracy, przedmiotem do poprawiania albo miejscem wstydu. W miarę jak dojrzewamy, a potem starzejemy się, zmieniają się nasze relacje – także te cielesne. Dotyk, który w dzieciństwie był codziennym językiem miłości, w dorosłości staje się bardziej „funkcyjny”, a w wieku senioralnym często… znika.
To jest chyba bardziej zniuansowane, są społeczeństwa, gdzie ten scenariusz nie jest wcale tak jednoznaczny.
Każda kultura trochę inaczej podchodzi do dotyku i relacji człowieka z własnym ciałem: Japończycy w ogóle się nie dotykają, nie przytulają, w Niemczech z kolei, gdzie mieszkałam przez prawie trzy lata, dbanie o ciało, chodzenie na masaże, jogę czy do sauny jest normą, a dzieci w szkole uczy się miłości do natury, szacunku do starszych, ale też samego siebie. My w Polsce jesteśmy gdzieś pośrodku, zwłaszcza w pokoleniu naszych rodziców i dziadków pokutuje przekonanie, że nie ma co się nad sobą rozczulać, użalać. A jeśli dodamy do tego naszą martyrologię, no to wychodzi nam to, co wychodzi.
W naszym pokoleniu z kolei utrwalił się zły dotyk, który – jak w sloganie – boli przez całe życie. Brakuje świadomości dobrego, empatycznego dotyku – wyjaśnijmy więc, na czym on polega.
Przede wszystkim nie jest mechaniczny, nie polega na określonej sekwencji ruchów, nie ma co do niego żadnych technicznych wymogów. Empatycznym dotykiem może być dotyk medyczny, jeśli lekarz, pielęgniarka czy opiekunka wykonują swoje czynności zawodowe z troską. Proszę zauważyć, że zupełnie inaczej się czujemy, kiedy ktoś myje nas szybko i mechanicznie, a inaczej, kiedy robi to z czułością, w pełnej koncentracji na nas, bez pośpiechu. Czas nie jest tu istotny, bo empatyczny dotyk można komuś dać nawet w pięć minut – byle właśnie z troską i uważnością, tak jak byśmy dotykali własnego męża, dziecka czy ukochanego zwierzaka. Czyli, jak zawsze powtarzam, żeby podejść do tej drugiej osoby z czymś dobrym, miękkim, puchatym w sercu, dotykać z intencją: widzę cię, twoje ciało jest warte dotykania.
O co może być szczególnie trudno w chorobie, po operacji, po traumie, kiedy ciało jest poranione, z bliznami, nafaszerowane lękiem.
I dlatego ten empatyczny dotyk nie może niczego wymuszać. Nie trzeba masować całego ciała, można się skupić tylko na dłoni, ramieniu, kolanie. Od osób, które masuję, dotykam w chorobie terminalnej, które są niesamodzielne, przykute do łóżka, mogą ruszać tylko głową albo jednym palcem, albo gałkami ocznymi, które są po turnusach rehabilitacyjnych słyszę nieraz: pani to robi inaczej, ja się czuję pod wpływem pani dotyku inaczej. Tu muszę też podkreślić, że dotykać, masować należy za zgodą danej osoby – o ile jest możliwość jej uzyskania, bo są też przecież pacjenci, z którymi nie ma kontaktu logicznego.

Agnieszka Kawula /fot. archiwum prywatne
I co wtedy? Skąd wiadomo, czy delikatny masaż bądź empatyczny dotyk jest rzeczywiście dobry?
Wtedy ta zgoda jest wyrażana nieco inaczej. Na początek zawsze przedstawiam się i wyjaśniam, co będę robiła. Zaczynam od kolana od ramienia, wchodzę na trochę inny poziom empatii, żeby poczuć, jak ciało tej osoby odpowiada, bo nawet gdy nie ma z nią kontaktu, to ciało wysyła sygnały w skali mikro, a czasami też makro. I może mówić nimi nie tyle, że nie chce być dotykana, masowana, co że się po prostu boi. I wtedy trzeba dać sobie i tej osobie czas, żeby zbudowała do nas zaufanie. Musimy też uściślić, że mówimy o masażu relaksacyjnym, bo mam wrażenie, że kiedy pada hasło masaż, większość osób kojarzy się automatycznie z masażem sportowym, który jest siłowy i intensywny – tymczasem rodzajów masażu jest mnóstwo i można je dobrać bardzo indywidualnie. Mam wrażenie, że kiedy mówi się o przeciwwskazaniach do masażu, do jednego worka lądują niesłusznie i tak „na wszelki wypadek”, wszystkie relaksacyjne i łagodne techniki.
Co możemy zatem powiedzieć o skutkach braku empatycznego dotyku w przypadku osób dorosłych i seniorów, szczególnie chorujących.
Brak empatycznego dotyku i masażu relaksacyjnego skutkuje tym, że osoby te czują się zapomniane, pominięte, trudniej wychodzą z choroby, czują się odpodmiotowione, sprowadzone tylko do choroby, mają często poczucie, że są dla innych ciężarem i nie warto ich dotykać. Jeśli są po operacjach, zazwyczaj nie chcą, żeby dotykać ani nawet patrzeć na ich rany, blizny. I okazuje się, że przez to mają wyrwę w ciele, nie czują się kompletni. To dotyczy między innymi osób chorujących onkologicznie, zwłaszcza że wciąż pokutuje odbierający wiele dobra mit, że nie wolno masować, nie wolno dotykać osób zmagających się z nowotworem. Jeszcze 20-30 lat temu pacjentom onkologicznym odradzano ruch, bo „wysiłek szkodzi”. Dziś wiemy, że aktywność fizyczna wspiera leczenie. Z masażem jest tak samo – pora przestać się bać i zacząć się edukować.
”Paradoks polega na tym, że im dłużej ciało jest pozbawione dotyku, tym bardziej za nim tęskni – ale też tym bardziej się go obawia. Dlatego w pracy z osobami starszymi tak ważna jest delikatność, zgoda i obecność – pokazanie, że można być dotykanym nie dlatego, że się jest słabym, ale dlatego, że się jest ważnym.”
Co jeszcze daje masaż relaksacyjny i/lub empatyczny dotyk w chorobie?
Od moich pacjentów wiem, bo sama bym na to nie wpadła, że po serii pięciu masaży co dwa-trzy tygodnie nabywają lepszej odporności psychicznej, łatwiej znoszą sytuacje stresowe, że czują wreszcie swoje granice, zaczynają odczuwać swoje potrzeby. Podczas masażu, moje ruchy sprawiają, że człowiek czuje się trochę zwinięty w miękką kulkę, zapakowany do środka samego siebie. Pokazuję mu, że może być sam ze sobą, że może wyrażać swoje potrzeby, mówić, co mu pasuje, a co nie. Bardzo często też słyszę od pacjentów: „czuję się znowu jak u mamy”, „jakbym wrócił/a do łona matki”, „jakby ktoś bardzo bliski tulił mnie, gdy byłem/byłam dzieckiem”.
Aż się rozpłynęłam…
Bo empatyczny dotyk to coś więcej niż fizyczny gest – to forma obecności, która komunikuje choremu: „Jesteś ważny. Jesteś widziany.” Wzmacnia poczucie bezpieczeństwa i sprawczości, szczególnie w momentach, kiedy pacjent doświadcza bólu, lęku czy osamotnienia. Delikatny, świadomy dotyk pomaga rozluźnić mięśnie, wspiera krążenie i działa kojąco na układ nerwowy, przez co może realnie zmniejszać fizyczne dolegliwości. Ale przede wszystkim ma ogromną wartość emocjonalną – daje ukojenie, buduje zaufanie i relację między opiekunem a pacjentem. To także gest szacunku, który przywraca godność osobie chorej, pokazując, że jej ciało, mimo cierpienia, nadal zasługuje na czułość. W momentach granicznych, gdy słowa tracą sens, dotyk staje się językiem bliskości. Właśnie wtedy – w bólu, pożegnaniu czy w ciszy towarzyszenia – ten rodzaj kontaktu może być najważniejszym, co mamy do zaoferowania. Nawet jeśli nie zmienia przebiegu choroby, potrafi znacząco poprawić jakość życia.
Ale to chyba nie przychodzi tak łatwo? Domyślam się, że sporo osób, zwłaszcza starszych, jest początkowo zablokowane…
Tak, często osoby starsze mówią, że nie chcą masażu, nie chcą dotyku, „pani się nie męczy niepotrzebnie”, „mnie już nie warto”, „ja tam nie potrzebuję”. Proponuję więc wtedy: może chociaż dłonie, tak dla piękności, żeby skóra była mięciutka, takie małe spa sobie zrobimy, mam różne kremy zapachowe, proszę sobie wybrać. A potem się okazuje, że panie podstawiają najpierw jedną dłoń, potem drugą, a później proszą, żeby może im bark jeszcze pomasować, bo to było takie przyjemne, albo przyznają się, że coś je boli i masaż może rzeczywiście by się przydał, przestrzeń ciała do dotykania z każdym spotkaniem się poszerza. Panów to też dotyczy, chociaż jeszcze bardziej się wstydzą, ale jak się poprzyglądają i widzą, że już pół domu seniora jest wymasowane, to jednak przychodzą i mówią, że też by chcieli, „a może coś pomoże”.
Dlaczego osoby starsze często mówią, że nie potrzebują dotyku albo się go boją?
To bardzo ważne pytanie, bo za tym „nie potrzebuję” najczęściej stoi nie brak potrzeby, tylko lęk przed jej ujawnieniem. Starsze osoby często dorastały w kulturze, gdzie dotyk był zarezerwowany albo dla dyscypliny, albo dla relacji intymnej – ale rzadko był czuły, empatyczny, bezpieczny. Jeśli przez całe życie ciało było zawstydzane, ignorowane, traktowane jako „do zniesienia”, to bardzo trudno jest nagle powiedzieć: „chcę, żeby ktoś mnie przytulił”. Do tego dochodzi wstyd związany ze starzejącym się ciałem, lęk przed bólem fizycznym albo przekonanie, że „już nie wypada”. Paradoks polega na tym, że im dłużej ciało jest pozbawione dotyku, tym bardziej za nim tęskni – ale też tym bardziej się go obawia. Dlatego w pracy z osobami starszymi tak ważna jest delikatność, zgoda i obecność – pokazanie, że można być dotykanym nie dlatego, że się jest słabym, ale dlatego, że się jest ważnym.
W podcaście Agaty Norek „Chirurgia duszy” wspomniała pani o osobach chorujących na alzheimera, co zrobiło na mnie piorunujące wrażenie: jak czuły dotyk sprawia, że coś w nich puszcza i łatwiej poddają się wszelkim zabiegom.
Kiedy słowa zaczynają znikać, ciało wciąż pamięta. U osób z demencją i chorobą Alzheimera dotyk często staje się ostatnim językiem, który rozumieją – i który może ich uspokoić, ukoić, przywrócić poczucie bezpieczeństwa. To, co nie dociera już przez logikę czy argumenty, może dotrzeć przez gest, ciepło dłoni, obecność drugiego ciała. Empatyczny dotyk ma ogromne znaczenie regulacyjne – potrafi obniżyć napięcie, zredukować lęk, zatrzymać napad agresji, a czasem wywołać przebłysk rozpoznania, wspomnienia, emocji. Badania pokazują, że nawet delikatne trzymanie za rękę czy głaskanie po plecach może pomóc osobie z demencją poczuć się „tu i teraz”, przy kimś, kto się nią opiekuje nie tylko funkcjonalnie, ale z sercem. Dotyk nie wymaga tłumaczenia. Nie trzeba rozumieć go umysłem, żeby poczuć się ważnym i widzianym. I to jest jego siła – szczególnie w świecie, gdzie pamięć się rozmywa, a rzeczywistość staje się nieuchwytna.
Wspomniała już pani, że empatyczny może być dotyk medyczny – i nie musi oznaczać dla personelu dodatkowego obciążenia, bo można nim obdarować kogoś przy podstawowych czynnościach pielęgnacyjnych.
Empatyczny dotyk w świecie medycyny i opieki często jest spychany na margines, traktowany jako coś drugorzędnego, niewymagającego refleksji. Chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest i przeprowadziłam własne badanie ankietowe wśród pracowników medycznych i opiekunów osób chorych. Myślałam, że zbiorę kilkanaście odpowiedzi, a tymczasem… ponad 100 osób z całej Polski podzieliło się swoimi doświadczeniami. Wyniki mnie zaskoczyły. Ludzie chcą stosować empatyczny dotyk. Czują, że ma moc, że jest potrzebny. Ale… trochę się boją. Nie wiedzą, czy „wypada”. Czy to profesjonalne. Czy dobrze go używają. Na pytanie: „Czy ktoś podczas Waszego kształcenia mówił o wadze empatycznego dotyku? O tym, że pielęgnacja to nie tylko mechaniczne czynności, ale też troska, obecność, komunikacja?”, 65 proc. odpowiedziało NIE, co oznacza, że większość nie dostała tej wiedzy na starcie. A jednak prawie wszyscy ankietowani są zgodni co do tego, że: dotyk i delikatny masaż to forma komunikacji z pacjentem, ma ogromny wpływ na samopoczucie chorego i powinien być stosowany w codziennej opiece. To pokazuje jedno – intuicyjnie czujemy, że dotyk ma znaczenie. Wiemy, że może wspierać, uspokajać, dawać poczucie bezpieczeństwa. Ale jednocześnie… wciąż brakuje przestrzeni, by o tym mówić.
”Kiedy słowa zaczynają znikać, ciało wciąż pamięta. U osób z demencją i chorobą Alzheimera dotyk często staje się ostatnim językiem, który rozumieją – i który może ich uspokoić, ukoić, przywrócić poczucie bezpieczeństwa.”
Ja myślę, że równie ważna jest taka fizyczna bliskość ze strony rodziny czy przyjaciół, którzy przychodzą w odwiedziny do szpitala, DPS-u, hospicjum. Żeby oprócz siatki pomarańczy i bilonu na włączenie telewizora znaleźli czas, by usiąść i potrzymać za rękę.
Tylko że wiele osób się tego boi. Pytałam na przykład opiekunki w hospicjum, jak dużo osób trwa przy bliskiej osobie, która umiera – i okazuje się, że niewiele. Nie wiemy też często, jak się zachować, odwiedzając bliską osobę w szpitalu, pytamy, jak się czuje, poprawimy poduszkę, pogadamy o pierdołach i idziemy. Nie wiemy, czy możemy usiąść obok na łóżku, potrzymać za rękę, przytulić. A tak naprawdę nie potrzebujemy żadnych specjalnych kwalifikacji, bo potrzebna jest tylko chęć w sercu, żeby podzielić się z kimś swoją uwagą i czasem.
Ja bym chciała też podkreślić, że to nie jest sytuacja zero-jedynkowa: ktoś daje dobry dotyk, a ktoś go przyjmuje. Ten empatyczny dotyk działa też na samego „obdarowującego”, prawda?
Empatyczny dotyk nie jest jednostronnym gestem. To relacja – spotkanie dwóch osób, dwóch ciał, dwóch światów. I choć może się wydawać, że to osoba chora, starsza, słabsza coś „otrzymuje”, to ja – jako ta, która dotyka – też wychodzę z tego spotkania głęboko poruszona i obdarowana. W takich chwilach czuję, że nie tylko dotykam ciała, ale także zagadnień życia i śmierci, choroby, niepełnosprawności, etyki. Czuję ich wagę w milczącej obecności, w napięciu mięśni, w oddechu, który się uspokaja. I choć nie zawsze to wypowiadamy – to się dzieje. To się czuje. Zawsze też wychodzę z takiego spotkania naładowana energetycznie. Bo to, co daję – wraca. Czułość wraca. I myślę, że każdy może tego doświadczyć, jeśli tylko odnajdzie to coś dobrego, miękkiego w swoim sercu. Jeśli pozwoli sobie zobaczyć drugiego człowieka – naprawdę zobaczyć – i podarować mu ulgę. I samemu sobie przy okazji… Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.
Zobacz także

Małgorzata Czernichowska: „Paradoksalnie, jeżeli choroba Alzheimera postępuje wolno, to nastręcza większych trudności”

Małgorzata Strachota: To masaż dość intymny, ale żaden inny nie jest w stanie zapracować tak głęboko z tkankami i mięśniami

„Nie utożsamiaj starości z upadkiem lub utratą”. Z dr Julie Erickson rozmawiamy o mitach dotyczących zdrowia psychicznego starszych osób
Polecamy

Andie MacDowell: „Czasu nie oszukasz. Nie oglądaj się za siebie, chyba że chcesz zobaczyć, jak daleko zaszłaś”

„Po pięćdziesiątce nie oddamy żadnego dnia”. Jak nie bać się starości, złapać dystans i doceniać każdą chwilę

„Nie utożsamiaj starości z upadkiem lub utratą”. Z dr Julie Erickson rozmawiamy o mitach dotyczących zdrowia psychicznego starszych osób

Sarah Jessica Parker: „Wydaje się, że ludzie nie lubią, kiedy ktoś czuje się dobrze z tym, kim jest i jak wygląda”
się ten artykuł?