Nie ma smartfona, tylko Nokię 3310, i nie zamierza tego zmieniać. Halszka Witkowska: „Nie do wszystkich zmian technologicznych dorośliśmy”

Nie ma odruchu sprawdzania cały czas maila. Nie jest więźniem powiadomień. Nie je i nie zasypia z telefonem. Nie patrzy w ekran, kiedy jest w podróży. W restauracji swoją uwagę skupia na osobie, która jej towarzyszy, a nie na scrollowaniu mediów społecznościowych. Takie życie praktykuje suicydolog dr Halszka Witkowska, która od bycia na bieżąco woli bezmiar wolności, a ten zapewnia jej kultowa Nokia 3310. Rozmawiamy o tym, jakie korzyści i wyzwania rodzi decyzja o posiadaniu w XXI w. telefonu bez internetu, służącego tylko do dzwonienia.
Mamy 2025 r., a moja rozmówczyni na co dzień korzysta z telefonu Nokia 3310. Choć to model z 2017 r., wielu nazwałoby go przedpotopowym. Nie ma dotykowego ekranu, a wybór menu i połączeń odbywa się tylko za pomocą klawiszy. I niby w specyfikacji jest mowa o dostępie do sieci 3G i 4G, ale konia z rzędem temu, kto potrafiłby korzystać z internetu przy pomocy tego aparatu. Nie takie jest jego przeznaczenie.
Marta Dragan: Odebrała pani to połączenie swoją Nokią 3310?
Halszka Witkowska, suicydolog: Niestety, w mojej ukochanej Nokii spuchła bateria i mam chwilowo zastępczy telefon na guziki z klapką*, do którego nie dało się podłączyć zestawu głośnomówiącego, a z tradycyjnymi słuchawkami – jak słychać – też jest problem. (Rozmowę zaczęłyśmy od prób sprawdzenia głośności – przyp. red.). W kilku kwestiach jestem konserwatystką, i z tej perspektywy zmiana jest często zmianą na gorsze, tak uważam.
Czy właśnie opór przed zmianą był powodem, dla którego korzysta pani na co dzień z klasycznego telefonu?
Zmianom się przyglądam i mam taki wniosek, że nie do wszystkich dorośliśmy. Myślę, że problemy, które mamy w tej chwili z użytkowaniem internetu, są dowodem na to, że my pewne rzeczy mamy nieomówione, one nas zaskakują i nie dajemy sobie z nimi rady.
Oczywiście, mam ograniczone zaufanie do narzędzi, które mają często przerost elektroniki. Nie bez powodu jeżdżę 25-letnim Audi, ale proszę mi wierzyć, że nigdy nie miałam z nim problemu, bo tu się nie ma co zepsuć. To auto jest oszczędne w elektronikę. I pochodzi z czasów, kiedy samochody robili inżynierowie, a nie księgowi. My teraz jesteśmy w fazie zachłyśnięcia się technologią, elektroniką, ale nie do końca potrafimy sobie z nią poradzić.
W swoim wpisie na Facebooku podkreśla pani, że czynnikiem ogromnie wpływającym na jakość naszego życia i na nasze relacje nie był moment pojawienia się internetu jako takiego, ale przeniesienia go do telefonów. Dostęp do internetu mamy teraz na wyciągnięcie ręki. Jakie ryzyko przyniosła ta zmiana?
Mamy złudne poczucie, że cały czas jesteśmy z kimś w bliskich relacjach, bo media społecznościowe umożliwiają nam kontakt 24 godziny na dobę. Tylko z drugiej strony często mamy problem, żeby w spisie kontaktów znaleźć osobę, do której możemy zadzwonić i szczerze z nią porozmawiać. Wiem to nie tylko z mojego prywatnego doświadczenia, ale też doświadczenia osób, które piszą do naszego serwisu „Życie warte jest rozmowy”, który jest skierowany do osób w kryzysie samobójczym i ich bliskich. Internet wpędził nas w przepaść ogromnej samotności. Mamy dwa tysiące znajomych na Facebooku i poczucie, że te relacje są na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie one ograniczają się tylko do emotikonek czy krótkich, zwięzłych wiadomości na Messengerze i przesyłania plików zdjęciowych. Wymieniamy się obrazami, ale ich nie opisujemy. Wśród studentów zauważam problem w relacjonowaniu wydarzeń i miejsc, bo są tak przesiąknięci manierą udostępniania zdjęć, które nie wymagają słów.
Drugi problem dotyczy trudności z oddzieleniem sfery prywatnej od zawodowej. To, że w każdej chwili możemy sprawdzić maile, odpowiedzieć na zaproszenie czy podejrzeć nowe projekty, sprawia, że nie potrafimy oddzielić momentu, kiedy jesteśmy w pracy, od tego kiedy spędzamy czas prywatnie. To mocno zaakcentowało się w czasie pandemii.
I tak, jak napisałam w tym poście na Facebooku, my z telefonami robimy wszystko: jemy, śpimy, podróżujemy, korzystamy z toalety. Telefon jest jakby integralną częścią nas. Kiedyś zastanawiałam się, co mieli na myśli futurolodzy, mówiąc o strachu przed rewolucją robotów. Dziś coraz częściej myślę, czy to przypadkiem już się nie dzieje. Telefon jest naszą pamięcią podręczną. Mamy coraz mniej motywacji, żeby coś zapamiętywać, bo w każdej chwili możemy to sprawdzić w Google albo zapytać ChatGPT. Nie posługujemy się mapami, bo mamy GPS. I jest tysiąc innych przykładów na to, że nie korzystamy z funkcji naszej pamięci, tylko hodujemy w sobie element sztucznej inteligencji.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, co powszechny dostęp do internetu zrobił z dzieciństwem jako etapem w życiu człowieka. Nie możemy już mówić o beztroskim życiu nastolatka, który nawet w swojej „bańce” na Facebooku, Instagramie czy TikToku, co chwile czyta o wojnach, morderstwach, gwałtach. Może pani powiedzieć, że media od zawsze o tym pisały, ale jednak jak spojrzymy wstecz, w czasy sprzed telewizji, to jednak głównie o tych sprawach pisano w gazetach, a dzieci gazety mimo wszystko rzadko czytały. A teraz każdy 9-latek ze smartfonem w ręku przegląda najkrwawsze doniesienia ze świata.
To budzi pani niepokój?
Zdecydowanie, zwłaszcza właśnie w kontekście dzieci i młodzieży. Wraz z rozwojem internetu mocno eskalował problem przemocy rówieśniczej. Dopóki korzystaliśmy z niego w komputerze, to nawet jak zrobiliśmy zdjęcia aparatem cyfrowym i sobie je przegraliśmy, to zajmowało to trochę czasu i wymagało dwóch narzędzi. W tej chwili wszystko to zrobimy z poziomu telefonu, który ma wbudowany świetny aparat i najwyższej jakości kamerę. Młodzi szantażują się więc zdjęciami z imprez, gdzie ktoś był pod wpływem alkoholu czy innych środków odurzających. Nasuwa się na myśl sprawa chłopca z Piotrkowa Trybunalskiego, który odebrał sobie życie, i jedną z przyczyn jego kryzysu, było upowszechnienie kompromitujących dla niego zdjęć w sieci. Na przykładzie zachowań młodzieży widzimy, że często od zabawy do przemocy rówieśniczej, w końcu przemocy psychicznej a może nawet fizycznej, jest niedaleka droga.
Do tego wszystkiego dochodzi kwestia szybkości przepływu informacji czy plików. Zabrzmi boomersko, ale kiedyś wysłanie wiadomości do kogoś to był proces. List wymagał refleksji, zebrania myśli, przygotowania kartki, koperty, właściwego zaadresowania i nadania. Dziś wysyłamy coś w 3 sekundy i jeszcze mamy opcję cofnięcia wysłanej wiadomości. Ta komunikacja niesłychanie przyspieszyła. Nie tylko ta werbalna, ale właśnie też dowodowa. W czasie rzeczywistym pokazujemy koleżance spod Warszawy, że na drugim końcu świata jemy banany z lemurami.
Wróćmy na moment do pani osobistych doświadczeń. Czy ten telefon był z panią od zawsze, czy może był etap smartfona, ale obserwacja tego, jak jego użytkowanie wpływa na pani dobrostan, sprawiła, że nastąpił powrót do kultowej Nokii 3310?
Miałam smartfona z dotykowym wyświetlaczem, ale bez dostępu do internetu. I strasznie denerwowała mnie ta opcja dotyku, bo nie zawsze działała. Potem, jak już wróciłam do telefonu ze standardową klawiaturą, to pojawiła się ta cała ewolucja internetowa w smartfonach. Pamiętam, że ludziom przychodziły kosmiczne rachunki, bo wtedy korzystanie z internetu było bardzo drogie. Telefon dotykowy z internetem był wtedy gadżetem, a ja nigdy fanką gadżetów nie byłam. Zrezygnowałam z tej „nowości” z powodów pragmatycznych. Dziś dla wielu gadżetem jest moja Nokia, a dla mnie to praktyczne narzędzie do kontaktu, którego dodatkowym awantażem jest wytrzymała bateria, jedno ładowanie do pełna starcza czasem nawet na 5 dni.
Jak brak internetu pod ręką wpływa na pani życie zawodowe i prywatne, na dobrostan?
Bardzo sobie chwalę. Zaznaczę, że mój mąż też ma taki telefon. Kiedy patrzę na innych, którzy nurkują w telefonach, to czuję, że przepełnia mnie poczucie wolności. Moja uwaga nie jest ograniczona, nie mam odruchu nałogowego sięgania po telefon, odblokowywania go i sprawdzania, czy pojawiła się nowa wiadomość, zdjęcie, relacja… Nie jestem więźniem powiadomień. Bardzo mi z tym dobrze.
Wbrew pozorom jestem osobą aktywną zawodowo, mam profile w mediach społecznościowych, korzystam z komunikatorów internetowych, skrzynek mailowych. Robię to z poziomu komputera, bo mam w sobie obawy, że gdybym miała taką możliwość w telefonie, to non stop byłabym w pracy. A to dlatego, że ta pokusa bycia na bieżąco wymusza na nas ciągłe sprawdzanie. Ja natomiast cenię sobie to, że mogę popatrzeć na świat własnymi oczami, a nie przez pryzmat telefonu. Mogę też powiedzieć, że wychodzę z domu i będę aktywna online za pięć godzin. W tym czasie nie wiem, co dzieje się na moich mailach czy w mediach społecznościowych. Nie zastanawia mnie to. Jeżeli ktoś nie może doczekać się kontaktu ze mną, to zawsze może do mnie zadzwonić.
”Ślepo podążając w stronę technologii, odbieramy sobie wiele człowieczych odruchów, takich jak przytulenie, uważność, opowiedzenie o świecie przez pryzmat własnych oczu, własnego języka, a nie telefonu”
Jakie wyzwania generuje na co dzień taki styl życia?
Z decyzją o tym, by nie mieć internetu pod ręką, wiąże się oczywiście sporo minusów. Począwszy od kwestii nawigacji. Korzystam z nawigacji samochodowej, która nie ma połączenia z internetem, więc zna mapy, ale korków już nie widzi. Ileż to razy wpakowałam się w jakiś korek, zabłądziłam, bo moja mapa nie uwzględniała zamkniętych i remontowanych odcinków drogi.
Codzienność zaczyna być coraz większym wyzwaniem, bo wszystko aplikacją stoi. W Warszawie jest coraz mniej parkometrów, bo coraz więcej osób korzysta z aplikacji. Mało kto tupta do tego słupka z parkometrem. Nawet mój ukochany sport – jeździectwo dotknęła technologia. Musimy mieć aplikację Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej, jeśli chcemy wziąć udział w zawodach. Po to, żeby co kilka godzin wprowadzić do niej temperaturę konia. Sama nie mogę, więc muszę za każdym razem prosić koleżankę, żeby naniosła to ze swojego telefonu. Bank, w którym mam konto, każdorazowo przypomina mi o zainstalowaniu aplikacji mobilnej. Przelewy robię z komputera, ale muszę za każdym razem potwierdzać je esemesem.
Mówiąc krótko, ten świat zaczyna mnie ograniczać w wielu kwestiach. Im bardziej mnie ogranicza, tym bardziej mnie to denerwuje. Im jest mi trudniej, tym mam większą ochotę na to, żeby tego telefonu z internetem nie mieć. Czuję presję, czuję się zmuszana, a nie lubię tego uczucia, bo to jakaś forma ograniczenia mojej wolności. Świadomie rezygnuję z internetu w telefonie, bo widzę, jakie konsekwencje za sobą niesie.
Wymieni pani kilka z nich?
Trudności w skupieniu uwagi, ciągłe jej rozproszenie, nawykowy odruch sprawdzania. Dziś scrollowanie – jak to zgodnie mówią Maciej Dębski i Magda Bigaj – zastępuje nawiązywanie kontaktów międzyludzkich, bo coraz częściej chowamy się za swoje telefony. I tak dokładnie jest. Notorycznie widuję w knajpach pary czy całe rodziny, które przy stole zamiast dawać sobie uwagę, są z głowami w telefonach. To portret cyfrowej niedojrzałości. My nie dorośliśmy w pełni do tego, żeby korzystać z internetu, bo nikt nas nie uprzedzał, nie dał instrukcji. Robimy to bardzo intuicyjnie.
Z internetem jest trochę jak z papierosami. Przez długi czas nikt nie widział w tym zagrożenia. Paliło się nad wózkiem dziecka, na uniwersytetach, w urzędach, na filmach. Dożyliśmy jednak czasów, kiedy nie tylko głośno mówi się, że papierosy zabijają, ale też zabrania się ich palenia w miejscach publicznych. Z higieną cyfrową jesteśmy chwilowo w fazie lekkiego przebudzenia. Zaczynamy rozumieć, że ekrany negatywnie wpływają na pracę naszego mózgu, na skupienie i relacje. Choć do wielu osób ta wiedza dotarła zbyt późno. Uzależnienie od internetu jest w tej chwili poważnym problemem, z którym dzieci mierzą się na terapiach. Cała zabawa polega jednak na tym, że przykład biorą z góry, czyli kalkują zachowania rodziców. I oczywiście nie chodzi o to, że internet jest zły i powinniśmy przestać z niego korzystać, chodzi przede wszystkim o to, jak z niego korzystamy, a także czy potrafimy robić sobie od tego przerwy.
Digitalizacja, o której pani wspomniała, z dnia na dzień zaczyna wymuszać na nas posługiwanie się smartfonem. Czy będzie się pani przeciw temu buntować, czy jednak rozważa w pewnym momencie zmianę aparatu na taki z dostępem do internetu?
Nie zajmuję się zawodowo higieną cyfrową czy kwestią technologii, więc to nie jest tak, że ten telefon jest fragmentem mojej osobowości. Na ten moment używam go tylko do komunikacji z innymi. Nie jestem amiszem, poza tym zawsze kieruje mną zdrowy rozsądek. Jeśli więc stanę przed takim wyzwaniem, że nie będę mogła zatankować samochodu, bo nie mam aplikacji, to nie będę protestować pod Ministerstwem Cyfryzacji, tylko kupię smartfon.
Myślę coraz bardziej intensywnie nad tym, żeby mieć telefon z nawigacją, który będę trzymać tylko i wyłącznie w samochodzie. Właśnie po to, żeby chronić swoje poczucie wolności i nie być niewolnikiem codziennej walki o to, czy sprawdzić maila w tej sekundzie. Zdaję sobie sprawę, że jako osoba bardzo aktywna miałabym po prostu zbyt wiele takich pokus i nie jestem pewna, czy byłabym w stanie się im oprzeć. Decyzja o posiadaniu telefonu do dzwonienia jest decyzją z głębi mojej osobowości, a dla mnie bardzo istotne jest poczucie wolności.
Chciałabym mieć wybór. Jednak digitalizacja stopniowo mi go odbiera. Przeraża mnie, że w tak intymnej sprawie dotyczącej mojej codzienności ktoś decyduje za mnie. Ostatnio wchodzę do mojego optyka, gdzie od lat kupuję soczewki czy okulary, i słyszę: „Pani Halszko już nie ma pani tej zniżki, bo jest ona tylko dla posiadaczy aplikacji”.
Jak pani reaguje na takie komunikaty?
W zależności od sytuacji – czasem pobłażliwym uśmiechem, czasem wyraźnym zdenerwowaniem, że nie liczy się bycie wieloletnią klientką, tylko to, z jakiego nośnika korzystam. Mam świadomość braku sprawczości osób, które artykułują ten komunikat, ale boli mnie też tak powszechne przyzwolenie na to, że tak jest i tyle.
Kiedy na pytanie, czemu sobie, Halszka, na siłę utrudniasz, zaczynam tłumaczyć swoje podejście, to często spotykam się ze zrozumieniem, potakiwaniem i na koniec stwierdzeniem: „też chciałabym móc sobie na coś takiego pozwolić”. Odpowiadam, że też mam dynamiczną pracę, też jestem aktywna w różnych przestrzeniach w internecie i naprawdę można to wszystko zrobić z poziomu komputera. Słyszę jednak, że ktoś ma w telefonie notatki, zaplanowane spotkania, grafik, szybki dostęp do maila i inaczej by się pogubił. Taki bowaryzm, bo niby ci zazdroszczę, ale jednocześnie nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez internetu w telefonie. Nie jest tak, że tylko niektórzy mogą sobie na ten luksus pozwolić.
We wpisie na Facebooku przytacza pani kilka reakcji na kultową Nokię, które pozwolę sobie zacytować: „Co ty masz za telefon?”, „Czy to kalkulator?”, „Halszka, moja Babcia ma taki!”. Czy życie bez Messnegera pod ręką wymaga sporej gimnastyki i kto ma trudniej: pani czy znajomi?
Wymaga na pewno ustalenia pewnych zasad. Moi bliscy wiedzą, że nie mam internetu w telefonie, więc jak widzą, że nie odczytuję wiadomości na Messengerze, to wiedzą, że muszą do mnie zadzwonić. Generuje to oczywiście mnóstwo nieprzewidzianych i często dość zabawnych sytuacji. Kiedyś umówiłam się z moją koleżanką na spotkanie. Ustaliłyśmy, że widzimy się w piątek o 19:00. Jestem osobą szalenie, wręcz chorobliwie, punktualną, więc byłam na miejscu kwadrans wcześniej. Dzwonię do niej, żeby powiedzieć, gdzie siedzę. Ona nie odbiera, próbuję po chwili kolejny raz. Zaczekałam do 20:00, po czym wyszłam z knajpy i wróciłam do domu. Włączyłam komputer, a tam na Messengerze wiadomość od niej, że coś jej wypadło i nie może się spotkać, za co przeprasza.
Takich zwrotów akcji w moim życiu jest pełno. Pamiętam wyjazd na konferencję do obcego mi miasta. Moja nawigacja nie pokazała mi objazdu, nie miałam internetu, więc nie mogłam sprawdzić, jak dotrzeć na miejsce. Zadzwoniłam do organizatorów, ale oni zaczęli tłumaczyć mi, co mam wpisać w nawigację Google’a. Na słowa, że jej nie mam, zareagowali zdziwieniem i nie byli mi w stanie pomóc, bo pojawił się ten problem, o którym rozmawiałyśmy wcześniej, czyli niemożność wytłumaczenia zjawisk. Wysłanie pinezki z lokalizacją czy zdjęcia zastępuje nam umiejętność opisywania rzeczywistości – podstawową funkcję, jaką daje nam język. Przeraża mnie to, bo jestem zdania jak Wittgenstein, że granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata
W mojej działalności zawodowej, czyli zapobieganiu samobójstwom, język też ma niebagatelne znaczenie. Tymczasem ślepo podążając w stronę technologii, odbieramy sobie wiele człowieczych odruchów, takich jak przytulenie, uważność, opowiedzenie o świecie przez pryzmat własnych oczu, własnego języka, a nie telefonu.
* Kiedy ustalałyśmy kwestię autoryzacji, p. Halszka była już w posiadaniu swojej Nokii.
25 lutego Halszka Witkowska i Lucyna Kicińska z „Życie warte jest rozmowy” organizują debatę „Telefon zaufania – pomoc na wyciągnięcie ręki”. Debata towarzyszy premierze książki Lucyny Kicińskiej i Michała Dobrołowicza „Słucham. Rozmowy o telefonie zaufania” (Wyd. Prószyński i S-ka), którą Hello Zdrowie objęło matonatem medialnym.
Zobacz także

„Nasze nastolatki to cyfrowi tubylcy. My jesteśmy turystami w świecie internetu”. Masz w domu dorastające dziecko? Ten tekst jest dla ciebie

„Utrata wolności to już jest dno”. Alkoholik z TikToka i założycielka Dromader Dry Bar w Hello Zdrowie Podcasty

Jak działają chipy Elona Muska? „To jak używanie mocy” – ocenia pierwszy pacjent z implantem
Polecamy

Zamówiła fentanyl na nazwisko Izabeli Leszczyny. W sieci kwitnie handel lewymi receptami na opioidy

„Klasyczny narcyzm”, „Od razu widać, że ma borderline”. W sieci wysyp domorosłych diagnostów. Psycholożka tłumaczy, skąd w nas ta potrzeba

„Utrata wolności to już jest dno”. Alkoholik z TikToka i założycielka Dromader Dry Bar w Hello Zdrowie Podcasty

„Chciałabym bardzo przeprosić”. Wiceministra zdrowia Urszula Demkow wydała oświadczenie po swojej wypowiedzi ws. zamordowanego ratownika
się ten artykuł?