5 min.
„W pseudonaukę częściej wierzą osoby wykształcone, z dużych miast. Gorzej wykształceni nie kontestują ugruntowanej wiedzy”. Z Łukaszem Sakowskim rozmawiamy o jego „Bioksiążce”

Lukasz Sakowski, fot. archiwum prywatne
22.05.2022
Oto 7 ćwiczeń, za które twój kręgosłup ci podziękuje. Wystarczy niewiele, by poczuć znaczną różnicę
21.05.2022
Jak odpocząć w czasie krótkiego wyjazdu? Podpowiadamy!
20.05.2022
Znany psycholog obraził modelkę plus size za zdjęcie na okładce magazynu Sports Illustrated. Spotkała go fala krytyki
20.05.2022
Menopauza to nie powód do wstydu! Ale nawet połowa kobiet nie mówi o niej partnerom
20.05.2022
22-letnia kobieta wygląda jak dziecko. Od ludzi mijanych na ulicy słyszy: „Czy ten dzieciak jest w ciąży?!”
Łukasz Sakowski, biolog z Poznania, autor popularnego istniejącego od 2014 roku bloga „To tylko teoria” i pomysłodawca plebiscytu na Biologiczną Bzdurę Roku, który w tym roku będzie miał szóstą edycję. Na rynku ukazuje się właśnie jego pierwsza publikacja książkowa. To „Bioksiążka. Biologia dla niewtajemniczonych”.
Dorota Zabrodzka: „Mam nadzieję, że osoby, które nie lubiły biologii w szkole, po przeczytaniu tej książki zmienią swoje nastawienie do tego przedmiotu” – pisze pan we wstępie do „Bioksiążki”. Czy był to główny cel, który panu przyświecał?
Łukasz Sakowski: Chciałem napisać książkę, która nie byłaby podręcznikiem, ale źródłem pogłębionej wiedzy na temat biologii. Starałem się zrobić to w sposób jak najbardziej przystępny.
Pisze pan o tak trudnych dla laika zagadnieniach jak genetyka, immunologia, onkologia, ale także o tym, co porusza pan na blogu i czemu poświęcony jest wspomniany plebiscyt – o pseudonauce i rozmaitych teoriach, które ona głosi.
Uważam za bardzo ważne dostarczenie czytelnikom wiedzy, która pozwoli im samodzielnie wychwycić biologiczne czy okołobiologiczne nieprawdy, półprawdy, kłamstwa, dostrzec manipulacje np. w reklamach czy wypowiedziach osób publicznych albo w nadawaniu faktom biologicznym fałszywych kontekstów. Zdaję sobie sprawę, że ten, kto przeczyta książkę, nie stanie się zawodowym weryfikatorem treści, ale na pewno dostanie dodatkowe narzędzia. Starałem się też, aby była to książka popularnonaukowa, a nie zbiór śmiesznych anegdot, nawiązujących do biologicznych bzdur z mediów.
Czy odpowiedzialność za szerzenie pseudonaukowych teorii nie ponoszą czasem media społecznościowe? Co musiałoby się stać, by zatrzymać to zjawisko?
Rzeczywiście, z moich obserwacji wynika, że to one są w największym stopniu odpowiedzialne za dezinformację i manipulowanie kontekstami. Bardzo duże nadzieje pokładam w przygotowywanym przez Unię Europejską Akcie o usługach cyfrowych (Digital Services Act) oraz Akcie o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act). Mają one m.in. regulować kwestie związane z działaniem dużych korporacji technologicznych, tworzących portale społecznościowe. Od kilkunastu lat funkcjonują one bez prawie żadnych regulacji, często na granicy prawa albo na bazie przestarzałego i nieadekwatnego prawa z początków Internetu, z lat 90. Facebook tylko rzekomo zwalcza fake newsy, choćby na temat COVID-19 – to działania pozorowane. Dlaczego tak uważam? Algorytmy ustawione są tak, by promować sensacyjne treści, generujące polaryzację społeczną, awantury, hejt, szerzenie dezinformacji, bo to zwiększa klikalność.
Dlaczego pana zdaniem powstaje tak wiele bzdurnych, niedorzecznych teorii?
W większości stoi za tym oczywiście chęć wzbogacenia się. Znakomitym przykładem jest tu homeopatia. „Leki” homeopatyczne w samej Europie produkują m.in. dwie wielkie firmy farmaceutyczne. Zarabiają krocie mimo minimalnego wkładu finansowego – substancja czynna jest tak rozcieńczona, że praktycznie nie ma jej w produkcie. Inna rzecz, że często brakuje dowodów, żeby ten i tak w zasadzie nieobecny związek działał, gdyby go jednak uczciwie skoncentrować.
Wśród pseudonaukowych metod, które pan opisuje, są bardzo niebezpieczne, wręcz grożące śmiercią terapie, jak picie i wstrzykiwanie wody utlenionej czy przyjmowanie amigdaliny, związku chemicznego nazywanego dla niepoznaki witaminą B17, która w organizmie rozkłada się do cyjanowodoru, jednej z najsilniejszych trucizn. Jak to możliwe, że w skuteczność takich metod wierzą nierzadko ludzie wykształceni?
Znam siedem czy osiem badań naukowych, które pokazują, że ludzie lepiej wykształceni, z większych miast, częściej wierzą w te czy inne rodzaje pseudonauki. Dają wiarę temu, co uznają za atrakcyjną naukową nowinkę, nie przemawiają do nich racjonalne argumenty. Osoby z niższym wykształceniem nie mają tak kontestującego podejścia do ugruntowanej wiedzy na dany temat. Rzadziej podchwytują głupawe nowinki. Tradycjonalizm i konserwatyzm mają wady, ale także zalety. Utrudniają rozpowszechnianie nowych, dobrych rzeczy, ale też tych negatywnych i szkodliwych.
W przestrzeni zakupowej HelloZdrowie znajdziesz produkty polecane przez naszą redakcję:
PROMOCJA
Zdrowie umysłu
Less Stress from Plants 60 kaps. wegański
60,00 zł 90,00 zł
Ale wystarczyłaby przecież wiedza na poziomie szkoły podstawowej, żeby uznać za totalną głupotę badanie „żywej kropli krwi”?
No tak… Jak czyta się „wyniki” takiego badania, można się uśmiać na głos, bo we krwi widać ponoć grzyby, metale ciężkie, bakterie, pasożyty… Związki metali ciężkich to wielkości atomowe, nie można ich zobaczyć pod zwykłym mikroskopem. Pasożyty nie pływają sobie we krwi. Jednak opisy takiego badania żywej kropli krwi wprost manipulują i kłamią, co do jego zasadności. Niestety, jak ktoś chce w coś wierzyć, będzie wierzył i nic go nie przekona. Dlatego też kiedy proponuje się systemowe regulacje w tym zakresie a ich przeciwnicy podnoszą argument o wolności wyboru, ja odpowiadam, że co to za wolny wybór, jeżeli bazuje na manipulacji, kłamstwie czy niewiedzy?
W gabinecie odczulania biorezonansem, o którym pisałam 30 lat temu, gdy metoda ta „wchodziła na rynek” spotkałam młodego lekarza, absolwenta uczelni medycznej, który przekonywał mnie, że medycyna powinna zaufać przede wszystkim fizyce, a nie chemii, czyli farmakoterapii. Czy rzeczywiście powinniśmy zmierzać z tym kierunku?
Biorezonans jest oczywiście nieskuteczny, aczkolwiek co do tej opinii, uważam, że niefarmakologiczne metody leczenia, wspomagania leczenia bądź zapobiegania chorobom są dziś faktycznie zaniedbane. Na przykład fizjoterapia, psychoterapia, metody relaksacji, aktywność fizyczna, dbanie o sen, higiena cyfrowa czy dieta, której zresztą – i związanym z nią pseudonaukowym teoriom – poświęcam cały rozdział książki.
Spodobał Ci się artykuł? Poleć go znajomym!
Zobacz także

Austriacki burmistrz o prawie do leczenia szpitalnego: „Niezaszczepieni wynocha z intensywnej terapii!”

„Pozdrawiam serdecznie ze szpitala – 'Statysta’ Don Gisu”. Marek Posobkiewicz odpowiada Edycie Górniak

Paulina Młynarska: jaką trzeba mieć w sobie pieprzoną butę, by z pozycji kanapy rzucać lekarzom w twarz spiskowe brednie z Youtuba?
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci się ten artykuł?
Tak
Nie
Powiązane tematy:
Polecamy

21.05.2022
HELLO PIONIERKI: Jak Irena Białówna, pionierka białostockiej pediatrii, stała się bohaterką hiphopowej piosenki

20.05.2022
„Kiedy kobiety będą gotowe do uniesienia spódnicy, to znaczy, że przeszły kolejny poziom emancypacji. Nie mogę się tego doczekać” – mówi Iwona Demko, artystka-waginistka

19.05.2022
Bianka Zalewska, reporterka wojenna: „Można zaakceptować zagrożenie, ciągłe napięcie, chowanie się do schronów. Ale kolejną śmierć?”

16.05.2022