Przejdź do treści

Kobiety budzą się ze snu, czyli trzy lata ruchu #MeToo na świecie

Kobiety budzą się ze snu, czyli trzy lata ruchu #MeToo na świecie Pexels.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

W październiku 2017 roku hasztag „MeToo” zaczął zmieniać świat. Przejmujące wyznania zalały media społecznościowe w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej (#YoTambién), we Francji (#BalanceTonPorc, czyli dosł. „zdemaskuj swoją świnię”), Włoszech (#QuellaVoltaChe – wtedy, gdy), Kanadzie (#MoiAussi), Szwecji (#tystnadtagning, co można przetłumaczyć jako „cichy strzał”).  Swoje historie zaczęły opowiadać też kobiety w tych rejonach świata, gdzie ze względów religijnych czy kulturowych o takie wyznania jest ogromnie trudno.

„Efekt Weinsteina”

Hasztag #MeToo pojawił się w sieci na długo przed tym, jak zaczęła się jego światowa kariera. Autorką hasła była Tarana Burke – afroamerykańska aktywistka i prawniczka, która w dzieciństwie trzykrotnie stała się ofiarą molestowania seksualnego. Zachęcona przez mamę postanowiła przekuć swoje traumatyczne doświadczenia w pomoc innym i jeszcze jako nastolatka podjęła się pracy z młodszymi od niej dziewczynami, które przeżyły to samo. Hasztag #MeToo wymyśliła w 2006 roku i umieściła go na portalu MySpace w ramach kampanii społecznej, a wkrótce potem stworzyła ruch o tej nazwie, pragnąc zwiększyć ogólnospołeczną świadomość na temat przemocy seksualnej, szczególnie tej dotykającej kobiety pochodzące z uboższych środowisk.

Ponad dekadę później zdarzyła się historia, która rozsławiła hasztag Burke na cały świat. Wstrząsnęła Hollywood na początku października 2017, gdy na łamach „The New York Timesa” i „The New Yorkera” opublikowano relacje kilkunastu kobiet oskarżających o gwałty, napaści seksualne oraz wieloletnie wykorzystywanie Harveya Weinsteina – producenta, założyciela legendarnego Miramaxa i jedną z najpotężniejszych postaci w przemyśle filmowym. Mimo że przez kilka tygodni zebrało się łącznie ponad 100 obciążających go zeznań, m.in. ze strony takich sław jak Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow, Uma Thurman, Eva Green czy Daryl Hannah, król Fabryki Snów wydawał się czuć bezkarny i zaprzeczał wszystkiemu. W międzyczasie zwolniono go jednak m.in. z założonej z bratem firmy The Weinstein Company (która rok później ogłosiła bankructwo) oraz usunięto jego nazwisko z Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Do aresztowania doszło ostatecznie w maju 2018, a w marcu 2020 roku, po długim procesie, 68-letniego Weinsteina skazano na 23 lat więzienia jako winnego gwałtom i innym przestępczym aktom seksualnym. Wiele ofiar do ostatnich chwil nie wierzyło, że mężczyzna rzeczywiście odpowie za swoje czyny – tego dnia odetchnęły z ulgą.

Wkrótce po pojawieniu się pierwszych zeznań w Stanach Zjednoczonych zaczął być odczuwalny tzw. „efekt Weinsteina” – na światło dzienne wychodziło coraz więcej historii, które dotąd były tłumione lub spychane w niepamięć z powodu bezsilności, wstydu i poczucia braku sprawczości ofiar. Najczęstszym powodem milczenia był strach przed demaskowaniem osób posiadających znane nazwisko, wysoką pozycję społeczną i władzę – ekonomiczną, polityczną czy czysto symboliczną, opartą na uznaniu lub masowym uwielbieniu. Po upadku jednego z najważniejszych ludzi Hollywood lawiną posypały się oskarżenia wobec kolejnych nietykalnych dotąd postaci, m.in. Billa Cosby’ego, Kevina Spacey’a, szefa Disneya i założyciela Pixara Johna Lassetera, popularnego komika Louisa C.K., reżysera Bryana Singera czy cenionego dziennikarza telewizyjnego, Charliego Rose´a.

Wkrótce po pojawieniu się pierwszych zeznań w Stanach Zjednoczonych zaczął być odczuwalny tzw. „efekt Weinsteina” – na światło dzienne wychodziło coraz więcej historii, które dotąd były tłumione lub spychane w niepamięć z powodu bezsilności, wstydu i poczucia braku sprawczości ofiar

Wirtualna wspólnota

Hasłem-wytrychem do płynących przez Internet zeznań był właśnie hasztag #MeToo, którego w przełomowym Tweecie z 15 października 2017 roku użyła Alyssa Milano.

„Jeżeli kiedykolwiek staliście się ofiarami molestowania, napiszcie w odpowiedzi #MeToo” – napisała aktorka, ośmielając do publicznego dzielenia się historiami.

Na reakcje nie trzeba było długo czekać: tego samego dnia jej słowa udostępniło ponad 50 tys. osób, a w ciągu zaledwie jednej doby pojawiło się ok. 500 tys. tweetów i ponad 12 milionów postów z tym hasztagiem. Prosty, zwięzły zwrot sprawił, że wiele kobiet poczuło w sobie siłę i odwagę do opowiedzenia o swoich przeżyciach: molestowaniu, gwałtach, doświadczanym na własnej skórze seksizmie. Stał się zaproszeniem do wirtualnej wspólnoty, bo tysiące, a potem całe miliony ofiar zrozumiały, że problem przemocy seksualnej nie jest tylko ich problemem – jest powszechny, a one nie są w swoich doświadczeniach same.

Hasztag okazał się na tyle uniwersalny, że szybko przekroczył granice Stanów Zjednoczonych. Zaczął wybrzmiewać w różnych językach i pojawiać się na różnych szerokościach geograficznych. Przejmujące wyznania zaczęły zalewać media społecznościowe w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej (#YoTambién), we Francji (#BalanceTonPorc, czyli dosł. „zdemaskuj swoją świnię”), Włoszech (#QuellaVoltaChe – wtedy, gdy), Kanadzie (#MoiAussi) czy Szwecji (#tystnadtagning, co można przetłumaczyć jako „cichy strzał”).

Swoje historie zaczęły opowiadać również kobiety w tych rejonach świata, gdzie ze względów religijnych czy kulturowych o takie wyznania jest ogromnie trudno. W ich zdominowanych przez patriarchalny sposób myślenia krajach mężczyźni cieszą się zwykle dużo większym niż kobiety pakietem praw, przywilejów oraz społecznego zaufania. Szczególnie jeśli posiadają władzę. Albo są kochani przez miliony.

Bollywodzka Fabryka Snów i koszmarów

Na taki odważny krok dwa lata temu zdobyły się m.in. kobiety w Indiach, gdzie ruch #MeToo, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, zaczął się od branży filmowej. Pod koniec września 2018 roku Tanushree Dutta, aktorka, modelka i była miss kraju, wyznała w telewizyjnym wywiadzie, że 10 lat wcześniej była molestowana na planie przez gwiazdę Bollywood, Nanę Patekara. Doświadczenia te odcisnęły na niej na tyle mocne piętno, że postanowiła wycofać się z przemysłu filmowego. I choć oskarżony mężczyzna do dziś pozostał bezkarny (sąd odrzucił zeznania ofiary), to opowiedziana przed milionami widzów historia stała się katalizatorem dla kolejnych wyznań. W mediach społecznościowych Dutte oficjalnie poparło wiele indyjskich aktorek, a w ogniu oskarżeń wkrótce potem stanęli m.in. reżyser Vikas Bahl, ceniony dziennikarz i redaktor naczelny „Hindustan Times” Prashant Jha, autor bestsellerowych powieści Chetan Bhagat, uwielbiany komik i gwiazda stand-upu Utsav Chakraborty, a nawet kilku polityków, m.in. ówczesny Minister Spraw Zagranicznych, MJ Akbar.

„Bardzo cieszy mnie fakt, że kampania #MeToo dotarła też wreszcie do naszego kraju” – oświadczyła Maneka Gandhi, ceniona polityczka, aktywistka i ówczesna Minister Ds. Kobiet i Dzieci.

Warto dodać, że #MeToo nie była jedyną w ostatnich latach debatą dotyczącą przemocy seksualnej na indyjskim subkontynencie. Jedna z najgorętszych dyskusji na ten temat wybuchła w 2012 roku, wkrótce po śmierci zgwałconej brutalnie przez kilku mężczyzn 23-letniej studentki z Delhi. Jej historia poruszyła cały kraj i wywołała masowe protesty oraz publiczna debatę na temat miejsca kobiet w indyjskim społeczeństwie. Temat powrócił m.in. w 2018 roku, gdy w Czennaju zgwałcono 11-latkę, a potem w kaszmirskiej wiosce zgwałcono i zabito 9-letnia dziewczynkę, co znów wzbudziło ogólnospołeczne oburzenie. Na ulice wyszły miliony ludzi protestujących przeciw wszechobecnej przemocy wobec kobiet i dziewczyn, które w państwie uważanym za największą demokracje świata mają tak niewiele praw i są traktowane przedmiotowo.

Wyznania spod znaku #MeToo stały się tych wcześniejszych wydarzeń istotnym dopełnieniem. Tym razem bohaterami historii objawiających ponure oblicze tutejszego patriarchatu byli nie tyle anonimowi mężczyźni, ile panowie z pierwszych stron gazet – majętni, znani i lubiani. Za sprawą pojawienia się tego ruchu Indie doczekały się tez pierwszej publicznej dyskusji o problemie molestowania oraz innych seksualnych nadużyć w miejscach pracy. Które, swoja droga, i tak nie są i nigdy nie były naturalnym i zbyt przyjaznym środowiskiem dla hinduskich kobiet.

„Syn w domu jest jak bóg” – brzmi popularne powiedzenie Hindusów, którzy wciąż dużo chętniej inwestują w edukację i rozwój zawodowy chłopców, a nie dziewczynek, zgodnie z tradycja predestynowanych nie do nauki bądź kariery, tylko do służenia mężczyzną i pozostania w domu. Boleśnie nierówny charakter tych społecznych relacji widać zresztą w wymownych statystykach: zaledwie 52 proc. kobiet jest aktualnie Indiach piśmienna i tylko 27 proc. Hindusek jest aktywna zawodowo.

Szacuje się, że w Kraju Kwitnącej Wiśni zaledwie 4 proc. gwałtów jest zgłaszanych policji, z czego połowa oskarżeń zostaje umarzana przez prokuraturę. Już samo słowo „gwałt” jest otoczone w Japonii swoistym tabu – rzadko używa się go wprost, a zamiast mówić o tym, ze kobieta np. została wykorzystana seksualnie, mówi się, że „została oszukana” czy „poniżona”

Sama przeciw wszystkim

Wiele barier musiały pokonać także kobiety w niektórych krajach azjatyckich – m.in. w Korei Południowej, gdzie ruch #MeToo wybuchł z dużą mocą. Na przestrzeni dwóch ostatnich lat zebrano tam kilkadziesiąt zeznań dotyczących przemocy seksualnej, m.in. w branży filmowej i (w połowie 2020 roku) w świecie sportu. Szczególnym wyzwaniem obnażenie tego problemu było w Japonii – z jednej strony nowoczesnej, z drugiej: patriarchalnej do szpiku kości. Szacuje się, że w Kraju Kwitnącej Wiśni zaledwie 4 proc.  gwałtów jest zgłaszanych policji, z czego połowa oskarżeń zostaje umarzana przez prokuraturę. Jak mówi japońska prawniczka i politolożka Mari Miura, niechęć do mówienia o doświadczanej przemocy ma związek z silną stygmatyzacją ofiar przemocy seksualnej, kulturą wstydu i powszechną, ogromnie trudną do zerwania zmową milczenia. Już samo słowo „gwałt” jest otoczone w Japonii swoistym tabu – rzadko używa się go wprost, a zamiast mówić o tym, że kobieta np. została wykorzystana seksualnie, mówi się, że „została oszukana” czy „poniżona”.

Pomimo tych kulturowych barier i braku odpowiedniego słownika pozwalającego nazywać rzeczy po imieniu, również tutaj znalazła się osoba, która postanowiła nagłaśniać problem seksualnej przemocy – także tej doświadczanej ze strony prominentnych, cieszących się szacunkiem mężczyzn. Co jednak znamienne i na co zwracają uwagę socjolodzy: tabu, wbudowywane przez japońską kulturę poczucie wstydu i przyzwolenie na męską przemoc są na tyle mocno zakorzenione, że ten oskarżycielski głos był – jak dotąd – dość osamotniony. Tą samotną ikoną japońskiego ruchu #MeToo stała się 30-letnia dziennikarka Shiori Ito, która w 2017 roku, wkrótce po wybuchu afery Weinsteina, wyznała, że dwa lata wcześniej zgwałcił ją Noriyuki Yamaguchi – ceniony dziennikarz i reporter, szef kanału telewizyjnego Tokyo Broadcasting System i postać bliska politycznym elitom, m.in. ówczesnemu premierowi Shinzō Abe. Gdy zeznania młodej stażystki dotarły na tokijską policję, poradzono dziewczynie, że jeśli nie pamięta dokładnie okoliczności zdarzenia (do gwałtu doszło po tym, jak Yamaguchi ja odurzył, nie tylko alkoholem, ale też farmakologicznymi środkami, po których straciła świadomość), powinna wycofać się z oskarżeń. Długo nie dowierzano jej historii i nie dawano szans na wygraną. Ito spotkała się też z licznymi pogróżkami i falą hejtu w mediach społecznościowych, a wielu komentatorów kwestionowało jej narodowość, twierdząc, że żadna „prawdziwa” Japonka nie pozwoliłaby sobie na publiczne mówienie o tak „haniebnych rzeczach”.

„Siła ruchu #MeToo polega w dużym stopniu na zawierzeniu jednostkom i opiera się na indywidualistycznym podejściu do społeczeństwa. Na obronie integralności jednostek, ich praw. Takie podejście zderza się z kolektywnym myśleniem Japończyków, którzy nad dobro jednostki przekładają dobro ogółu. Szczere mówienie o swoich doświadczeniach jest tu często postrzegane jako przejaw egoizmu. Oraz coś mało kobiecego – bo japońska kobieta przecież powinna myśleć kolektywnie, a nie o sobie” – skomentowała te sprawę Natsumi Ikoma, profesorka gender studies na Międzynarodowym Uniwersytecie Chrześcijańskim w Tokio.

Mimo że odosobniona walka Shiori Ito wydawała się niemożliwa do wygrania, po dwóch latach procesu się udało: w grudniu 2019 roku Yamaguchi został uznany za winnego. Co więcej, za sprawą odwagi i bezprecedensowych wyznań dziennikarki wprowadzono przełomową zmianę do japońskiego prawodawstwa, które dotąd nie liczyło się z głosem ofiar i nie było aktualizowane w tej dziedzinie od początku XX wieku. Pod wpływem nagłośnienia jej historii, gwałt i napaść seksualna trafiły wreszcie na listę czynów kryminalnych, karanych więzieniem – wcześniej w Japonii dużo większą kara mogła spotkać np. kieszonkowca niż właśnie gwałciciela. Sam jednak Yamaguchi, mimo że został okrzyknięty winnym, nadal pozostaje na wolności i prędko nie ulegnie to zmianie. Zgodnie z prawem, aby wszcząć sprawę karną o gwałt, ofiara musi bowiem udowodnić, że doświadczyła przemocy, była zastraszona albo nie mogła stawić oporu napastnikowi. A w związku z tym, że w tej sprawie sąd postanowił w ogóle nie wszczynać sprawy karnej, aresztowanie oskarżonego nie było możliwe. Wyznaczona kara wyniosła za to ok. 30 tys. dolarów odszkodowania dla Ito, która za sprawą tej historii trafiła niedawno na listę 100 najbardziej wpływowych osób 2020 roku magazynu „Time”. I sama uznała wyrok za przełomowe zwycięstwo: najpewniej pierwszy raz w historii japoński sąd przyznał rację nie zamożnemu mężczyźnie, lecz niżej postawionej w społecznej hierarchii kobiecie.

Zmiany na horyzoncie

Podróżując tropem hasztagu #MeToo, nie sposób nie zajrzeć do muzułmańskich krajów, których obywatelki poza trudnościami dzielonymi w tym temacie z kobietami na całym świecie często muszą się mierzyć z dodatkowymi przeciwnościami – m.in. zasadami narzucanymi przez własną rodzinę, swoiście pojmowanym honorem czy ograniczeniami nakładanymi przez religie. W muzułmańskim świecie echa ruchu również stały się jednak widoczne.

W Tunezji pojawiły się głosy pod hasztagiem #EnaZeda, w Palestynie #AnaKaman, w Libanie internetowe wyznania zaczynają się od hasła #MeshBasita. W Pakistanie, gdzie średnio 30 proc. kobiet doświadcza przemocy domowej, a ok. 5 tys. kobiet rocznie staje się jej śmiertelnymi ofiarami, popularny stał się hasztag #MainBhi, zaś publiczna debata na ten temat wybuchła na początku 2018 roku – wkrótce po nagłośnionym przez media gwałcie i zabójstwie siedmiolatki w Pendżabie. Śmierć dziewczynki wywołała falę protestów, a zarazem internetowych wyznań tysięcy dziewczyn, często bardzo młodych, które zaczęły ujawniać swoje historie. Do głosów anonimowych Pakistanek dołączyły m.in. zeznania aktorki Nadii Jamil, byłej modelki i choreografki Friehy Altaf oraz projektantki mody Maheen Khan. Za pośrednictwem Twittera pakistańskie gwiazdy rozpoczęły dyskusję na temat własnych wspomnień, pisząc o tym, że też były w dzieciństwie ofiarami molestowania seksualnego.

Kilka miesięcy później czarnym bohaterem tutejszego ruchu #MeToo stał się Ali Zafar – słynny aktor, producent filmowy, piosenkarz i model. Jedna z najzamożniejszych postaci w pakistańskiej branży rozrywkowej, uwielbiany przez miliony. W lipcu 2018 roku na Twitterze o parokrotne sytuacje molestowania seksualnego oraz seksistowskie zachowania oskarżyła go piosenkarka i aktorka, Meesha Shafi. Dołączyło do niej dwanaście innych kobiet opowiadających o podobnych doświadczeniach z Zafarem, który wszystkim tym sytuacjom zaprzeczał. Za sprawą kilku innych hasztagów, m.in. #BoycottAliZafar, powstał ruch bojkotowania mężczyzny, m.in. jego filmowych premier, na które przychodziły tłumy protestujących. Wkrótce potem zaczęły wypływać nazwiska kolejnych oskarżanych postaci – jak dotąd „nietykalnych”: o molestowanie oskarżono m.in. popularnego komika Junaida Akrama oraz dyrektora jednej z największych w kraju organizacji charytatywnych w Pakistanie, Faisala Edhiego. Żadnego z mężczyzn nie udało się jednak do dziś pociągnąć do odpowiedzialności, a niektóre kobiety zapłaciły za swoje wyznania bardzo wysoką cenę. Tak stało się m.in. z Ayesha Gulalai Wazir, parlamentarzystką, która oskarżyła jednego z polityków i zarazem szefa jej partii, Pakistańskiego Ruchu na rzecz Sprawiedliwości (PTI), o molestowanie, ale jej zarzuty zostały oddalone. Kobieta sama została poproszona o opuszczenie zgrupowania, a jej kariera polityczna z dnia na dzień mocno podupadła.

Jedno jest pewne: ruch #MeToo w muzułmańskim świecie działa z pewnym opóźnieniem i przynosi różne skutki, ale jest faktem i wydaje się coraz bardziej obecny. Potwierdzają to zresztą wiadomości na temat tego, co dzieje się aktualnie m.in. w Iranie, gdzie pod koniec sierpnia 2020 roku w mediach społecznościowych pojawiły się głosy oskarżające kilkudziesięciu mężczyzn, m.in. cenionego profesora socjologii Keyvana Imama Verdiego, który okazało się być winny seksualnych nadużyć wobec ponad 300 studentek.

Jeszcze mocniej opinią publiczną wstrząsnęły doniesienia, jakie wybuchły w kraju ajatollahów pod koniec 2020 r., gdy o wieloletnie, trwające ponad 30 lat nadużycia (m.in. gwałty i molestowanie) oskarżono 80-letniego Aydina Aghdashloo – malarza, kuratora, pisarza i krytyka filmowego, uznawanego za prawdziwą legendę irańskiej kultury. W połowie października, dokładnie trzy lata po tym, jak odważyły się zabrać głos ofiary Harveya Weinsteina, jego legenda zaczęła się kruszyć. Na łamach „The New York Timesa” ukazały się historie trzynastu ofiar charyzmatycznego irańskiego artysty, powszechnie określanego „inspirującym mistrzem”, a w kuluarach: nieznoszącym sprzeciwu narcyzem, wykorzystującym brutalnie swoją władzę. Lokalne i zachodnie media szybko określiły go mianem „irańskiego Weinsteina”. Jakkolwiek nie zakończy się historia Aghdashloo, jedno jest pewne: już teraz wiele kobiet w jego ojczyźnie poczuło się wysłuchanych i odzyskało pewne poczucie sprawczości. A ruch #MeToo oraz media społecznościowe niewątpliwie pokazały swoją siłę.

Po trzech latach od pojawienia się słynnego tweeta amerykańskiej aktorki Alyssy Milano widać, że wirtualna wspólnota kobiet dalej rośnie. Nabiera mocy i przekracza kolejne geograficzne granice.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: