9 min.
„Zamiast kulturalnej dyskusji i wspólnego szukania najlepszych rozwiązań jest grupowy lincz”. Psycholog o hejcie wobec pielęgniarek i lekarzy w czasie pandemii

Psycholog pielęgniarek: Hejt wobec medyków przenosi się na ich rodziny Istock.com
Najnowsze
04.03.2021
6 najbrudniejszych rzeczy w twoim domu
03.03.2021
W minionym roku wykorzystano blisko 33 tys. zarodków. MZ podało dane odnośnie in vitro w Polsce
03.03.2021
Kobiety zakochują się inaczej niż mężczyźni. Odpowiada za to chemia miłości – wyjaśnia prof. dr n. med. Robert Jach
03.03.2021
Maja Staśko: żyjemy w świecie, w którym „nie zgwałciłbym cię” ma być obelgą, a nie podstawową zasadą każdego człowieka, który nie jest gwałcicielem
02.03.2021
„Stereotypowe oczekiwania dotyczące płci ograniczają potencjał dzieci” – alarmuje Magda Korczyńska, autorka bloga „Jak wychowywać dziewczynki”
– Współpracownicy zażądali od męża pielęgniarki, by przestał z nimi pracować, ponieważ nie życzą sobie przebywania z nim w jednym budynku. Kiedy odmówił, zgłosili sprawę przełożonym, a przełożeni przekazali temat dalej. W końcu sam zarząd firmy poprosił mężczyznę, by udał się na urlop, a później sytuacja „jakoś się uspokoi”, choć nie sądzę, by tak było. Z tego, co wiem, pracownicy są autentycznie przerażeni i będą protestować, aż do skutku – tłumaczy Dorota Uliasz, psycholog oraz coach w zakresie skutecznej komunikacji z pacjentem, zarządzania emocjami i stresem.
Marianna Fijewska: Pracuje pani na linii wsparcia, która powstała z ramienia Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych. Co aktualnie stanowi najczęstsze źródło stresu dla przedstawicielek tych zawodów?
Dorota Uliasz, psycholog: Oprócz bardzo angażującej pracy pod ogromną presją, wiele kobiet jest rozżalonych z powodu tego, jak traktuje je społeczeństwo. W mediach nieustannie pojawiają się komunikaty dotyczące skandalicznego zachowania ludzi hejtujących medyków. Mam na myśli choćby krążące po sieci zdjęcia samochodu pielęgniarki oblanego farbą czy fotografie listów z pogróżkami, które miały na celu „wykurzenie” medyków z bloków lub miast. Ponadto od kilku dni w rozmowach z pielęgniarkami pojawił się dodatkowy problem – hejt skierowany na ich bliskich. Zaczęło się odmrażanie gospodarki, wielu ludzi wróciło do firm. Sęk w tym, że współpracownicy boją się koleżanek i kolegów, którzy mają w rodzinie medyków.
Dorota Uliasz, psycholog
Pielęgniarki są przyzwyczajone do skrajnych i niestałych emocji u pacjentów - jednego dnia pacjent na nie wrzeszczy, bo boi się, że nie przeżyje operacji, a drugiego przynosi kwiaty i dziękuje za uratowanie życia.
Z jednej strony jest to dyskryminacja, z drugiej – trudno się dziwić. Wszyscy jak ognia unikamy palcówek medycznych, bojąc się zarażenia.
Jednak wiele sytuacji, o których słyszę, jest zupełnie nieracjonalnych. Syn jednej z pielęgniarek, mimo powrotu całej firmy do biura, został poproszony o pracę zdalną na czas nieokreślony. Dlaczego? Bo jego mama pracuje w szpitalu. Tylko że po pierwsze nie pracuje z zarażonymi pacjentami, a po drugie syn z nią w ogóle nie mieszka. Nie wiem, jak skończy się ta sytuacja, ale chłopak jest zrozpaczony. Nie ma wątpliwości, że będzie pierwszy w kolejce do wyrzucenia, jeśli tylko firma zacznie zwalniać pracowników.
To bardzo niesprawiedliwe.
Ale wszyscy są bezradni. Pracodawcy rozkładają ręce – co mają zrobić, jeśli część zespołu odmawia współpracy z krewnymi medyków? Kolejna sytuacja, w której staram się pomóc, dotyczy męża pielęgniarki ze szpitala jednoimiennego. Współpracownicy zażądali, by przestał z nimi pracować, ponieważ nie życzą sobie przebywania z nim w jednym budynku. Kiedy odmówił, zgłosili sprawę przełożonym, a przełożeni przekazali temat dalej. W końcu sam zarząd firmy poprosił mężczyznę, by udał się na urlop, a później sytuacja „jakoś się uspokoi”, choć nie sądzę, by tak było. Z tego, co wiem, pracownicy są autentycznie przerażeni i będą protestować, aż do skutku.

Dorota Uliasz, psycholog
Co doradziła pani temu mężczyźnie?
By rozmawiał ze wszystkimi szczerze i bardzo otwarcie. Jego siłą są racjonalne argumenty – jest dobrze poinformowany, w jakich warunkach pracuje żona. Swoim przełożonym powiedział, że dziś medycy są znacznie bardziej świadomi zagrożenia i odpowiedzialni, niż reszta społeczeństwa. Powiedział również, że żona ma codziennie możliwość powrotu do hotelu zamiast do domu. Jeśli tylko będzie miała wątpliwości, czy mogła zostać zarażona, na pewno nie dopuści, by on i ich dzieci również się zarazili.
Jednak medycy zarażają się znacznie częściej niż osoby niepracujące w ochronie zdrowia.
Owszem i to jest argument po stronie współpracowników tego mężczyzny. Ich lęk jest zrozumiały, ale tak jak wspomniałam wcześniej – dyskusja na ten temat nie może przekraczać pewnych granic. W przypadku, o którym rozmawiamy, zadziałała psychologia tłumu – zamiast kulturalnej dyskusji i wspólnego szukania najlepszych rozwiązań jest grupowy lincz. Kryzysy społeczne, takie jak epidemia, sprzyjają myśleniu emocjonalnemu, a nie logicznemu, przez co pchają człowieka w stronę pierwotnych zachowań. Dawniej, podobnie jak zwierzęta, reagowaliśmy na zagrożenia dwojako – walką lub ucieczką. Lęk i wściekłość to bardzo bliskie emocje, których wiele osób nie potrafi dobrze rozróżniać, dlatego tak często wybiera strategię walki. Gdy ludzie widzą medyka w sklepie, zaczynają się bać i atakować. W dodatku stanowią większość, co jeszcze bardziej sprzyja eskalacji agresji.
Ale reakcje na medyków są również bardzo pozytywne.
Oczywiście, co wcale nie znaczy, że nie są one związane z pierwotnymi emocjami. Wręcz przeciwnie – lęk znika, gdy pojawia się poczucie bezpieczeństwa, a mogą je wzbudzić tylko wybawcy. Jako społeczeństwo kilka tygodni temu okrzyknęliśmy medyków bohaterami, którzy ryzykując swoje życie, by nas ocalić. Murale i oklaski miały nie tylko wesprzeć pracowników ochrony zdrowia, ale również zaspokoić naszą potrzebę bezpieczeństwa.
Czyli jako społeczeństwo w dobie kryzysu szukamy zarówno bohaterów, jak i kozłów ofiarnych.
Dokładnie, a medycy sprawdzają się w obu rolach. Niestety w mediach częściej nagłaśniane są sytuacje negatywne, ponieważ są bardziej sensacyjne i wywołują więcej emocji. Chcę jednak powiedzieć, że pielęgniarki opowiadają mi o wielu fantastycznych zachowaniach ludzi. Mąż jednej z nich dostał pracę pomimo ogromnej konkurencji, właśnie dlatego, że jego przyszły szef dowiedział się, że żona pracuje w szpitalu. Stwierdził, że tej rodzinie może przydać się w najbliższym czasie wsparcie finansowe. Od siebie mogę dodać, że dyżurując na linii wsparcia, kilkukrotnie otrzymałam telefon od przypadkowych ludzi, który pytali: „Czy mogłaby pani przekazać pielęgniarkom, że trzymam za nie kciuki i życzę wszystkiego dobrego?”. To małe gesty, a jednak wzruszają – ci ludzie są tak wdzięczni, że chciało im się wyszukać numer w sieci i zadzwonić. Oczywiście wszelkie słowa wsparcia przekazuję później w rozmowach z dziewczynami i słyszę, że są autentycznie poruszone.
Dorota Uliasz
Kolejna sytuacja, w której staram się pomóc, dotyczy męża pielęgniarki ze szpitala jednoimiennego. Współpracownicy zażądali, by przestał z nimi pracować, ponieważ nie życzą sobie przebywania z nim w jednym budynku
Przeglądając fora internetowe dla medyków, zwróciłam uwagę na to, że część z nich sama nakręca spiralę nienawiści. Niejednokrotnie pojawiają się tam bardzo emocjonalne wpisy pielęgniarek czy lekarzy o tym, że pacjenci „będą błagać o przebaczenie”. To dość przerażające.
Niestety to prawda. Śledzę konto pewnego młodego lekarza na Twitterze. Publikuje niezwykle ciekawe i przemyślane wpisy, dopóki nie pojawią się silne emocje. Niedawno upublicznił post skierowany do pacjentów, w którym napisał, że jeszcze pożałują swojej postawy. Ludzie się oburzyli, a on przeprosił. Oczywiście, wszystko ma swoje dwie strony, ale trzeba zrozumieć, że medycy to grupa zawodowa, której łatwiej puszczają nerwy niż innym.
Dlaczego?
Bo jako ludzie silnie identyfikują się ze swoim zawodem. Praca w szpitalu nie ma nic wspólnego z pracą biurową, w której spędza się osiem godzin dziennie, zamyka laptopa i wychodzi. Ostatnio jedna z pielęgniarek opowiadała mi, że wróciła zmęczona do domu po 12-godzinnym dyżurze, a jej dziecko ciągle coś od niej chciało. W końcu odfuknęła do córki, by dała jej odpocząć, a mała się popłakała. Wtedy jej mąż powiedział: „Ona cały dzień czekała, aż wrócisz, żeby pokazać ci pracę, za którą dostała piątkę z polskiego”. Ta kobieta czuła wielkie wyrzuty sumienia. Wyznała mi: „Kosztem swojej rodziny pomagam pacjentom w czasie epidemii, a świat i tak nas nie docenia”.
Pielęgniarki miały głębokie poczucie niedocenienia jeszcze przed koronawirusem.
Owszem. Pamiętam, że na początku marca powiedziałam pielęgniarkom, z którymi pracowałam, że to ich moment i społeczeństwo wreszcie zacznie je doceniać. Jedna z nich odburknęła, że ta cała wdzięczność dla medyków bardzo szybko minie. Reszta jej zawtórowała. Myślę, że pielęgniarki są przyzwyczajone do skrajnych i niestałych emocji u pacjentów – jednego dnia pacjent na nie wrzeszczy, bo boi się, że nie przeżyje operacji, a drugiego przynosi kwiaty i dziękuje za uratowanie życia.
Co mogłaby pani doradzić medykom i ich bliskim, gdy następnym razem spotkają się z wymierzonym w swoją stronę hejtem?
By starali się nie reagować emocjonalnie. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe, ale już sama świadomość, że większość tych zachowań motywowana jest lękiem drugiej osoby, to bardzo dużo. Wiedza dotycząca motywu pozwoli zachować zdrowy dystans, którego często brakuje. Jedna z pielęgniarek niedawno opowiadała mi o sytuacji z sąsiadem, który w ostatniej chwili zrezygnował z wejścia razem z nią do windy i poszedł na dół schodami. Było jej bardzo przykro, a niepotrzebnie, ponieważ ta reakcja, choć nieprzyjemna, nie była skierowana przeciwko niej.
Niestety wiele sytuacji, zwłaszcza tych, które opisywane są w mediach, noszą znamiona wspomnianego już hejtu i przemocy.
Jeśli ktoś narusza granice godności czy wolności medyka poprzez grożenie, niszczenie mienia czy obrażanie, należy niezwłocznie zgłosić sprawę na policję. Jednak z doświadczenia wiem, że najwięcej bolesnych sytuacji nie nosi znamion przestępstwa. Kilka dni temu na linię wsparcia zadzwoniła pielęgniarka przebywająca na przymusowej kwarantannie – pracowała w szpitalu jednoimiennym i jedna z jej koleżanek została zarażona. Kobieta ta przez dwa tygodnie nie mogła wyjść z domu. Chciała, żeby ktoś zrobił jej zakupy, ale przyjaciele zapadli się pod ziemię. Sytuacja, w której zostawia się artykuły spożywcze pod drzwiami, nie jest zagrażająca życiu, podobnie, jak rozmowa telefoniczna. Mimo to przyjaciele całkowicie zerwali z nią kontakt. Takie zachowania bolą najbardziej i warto wtedy zdobyć się na całkowicie szczerą rozmowę o swoich uczuciach, również pamiętając, że źródłem tych zachowań jest po prostu lęk.
Zobacz także

„Życie człowieka, którym się zajmuję, nie może zależeć od tego czy mi smutno, czy jestem zły, czy się boję” – mówi Mateusz Sieradzan, znany na FB jako Pan Pielęgniarka

Koronawirus a choroba Hashimoto. Czy osoby z chorą tarczycą są w grupie podwyższonego ryzyka?

Koronawirus w Polsce. Kolejny etap znoszenia restrykcji. „Od soboty wiele się zmieni” – zapowiada premier
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci się ten artykuł?
Tak
Nie
Powiązane tematy:
Polecamy

04.03.2021
Karol Bączkowski, ratownik medyczny: Zdarza się, że nie ma zmiennika i zostajesz na kolejne 12 godzin dyżuru. Bo przecież „karetka musi jeździć”

03.03.2021
Hello My Hero. Katarzyna Dacyszyn: Zło, które się wydarzyło, zaczyna być przekuwane w dobro dla innych. To jest chyba najlepsza rzecz, jaka w tym ataku mogła się zdarzyć

02.03.2021
Magda Mołek: My, polskie kobiety, jesteśmy wychowywane w kulturze oceny, w kulturze „nie popełniam błędów”, „jestem idealna”

01.03.2021