Przejdź do treści

„Panuje przekonanie, że w branży pogrzebowej pracują tylko mężczyźni. A pracuje wiele kobiet, szczególnie w działach, które mają kontakt z rodziną zmarłego”

Pracy w branży pogrzebowej może być bardzo sartsfakcjonująca
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Nie lubimy myśleć o śmierci, nie lubimy pogrzebów. Jednak czy tego chcemy, czy nie, ludzie umierają i trzeba ich pochować. O tym, jak się przeżywa pogrzeb od strony organizacyjnej i czy taka praca może stać się pasją, rozmawiamy z Adamem Kwiatoszem, który 20 lat pracuje w branży pogrzebowej.

Kto normalny przychodzi do takiej firmy?

Katarzyna Głuszak: Branża funeralna – to (chyba) nie jest coś, o czym marzą dzieci. Będąc w szkole, raczej nie myślimy: „gdy dorosnę, będę pracować w firmie pogrzebowej”. Skąd więc pomysł na tę pracę?

Adam Kwiatosz, od 20 lat handlowiec w firmie Carmen Lublin, specjalizującej się w akcesoriach, dekoracjach i dodatkach pogrzebowych: Wiadomo, chłopcy chcą zostać strażakami lub policjantami, dziewczynki marzą o byciu księżniczką. Każdy chce przeżywać przygody, mieć barwne życie. Tak samo było ze mną. Miałem wiele planów. Żaden nie był związany z tą branżą.

Jednak los zdecydował inaczej.

Zupełny przypadek. Spotkałem się z panią Anetą Zdyb, szefową rozwijającej się firmy pogrzebowej. Szukała handlowca, a ja szukałem nowych wyzwań.

Nie bał się pan?

Wszedłem w tę branżę pełen stereotypów. Kto normalny przychodzi do takiej firmy? Doskonale pamiętam pierwsze wejście na wzorcownię firmy. Krzyże, trumny, tabliczki – obraz jak z filmów grozy.

Jednak został pan w tej branży na dobre. Stażem 20 lat w jednej firmie niewiele osób może się pochwalić – niezależnie od profesji. Czy o pracy w branży funeralnej można powiedzieć, że taka praca może stać się pasją?

Wszystko zależy od człowieka. Są ludzie, którzy mają dobrą posadę, pozycję, prestiż, pieniądze, a ciągle są niezadowoleni, niespełnieni, narzekają na pracę.

W branży pogrzebowej jest wiele zawodów, które są bardzo trudne i wymagają wielkiego zaangażowania, sporych umiejętności. Większość ludzi tu pracujących czerpie radość z wykonywanej pracy. Każdy z moich kontrahentów, właścicieli firm pogrzebowych, zakładów stolarskich czy kamieniarskich, jest pełen optymizmu i chęci do pracy. Ma motywację do dalszego rozwoju i poszerzania swoich usług.

Uważam, że pasja jest bardziej cechą człowieka niż miejsca lub branży, w której pracuje.

Małgorzata Ciszewska Korona

Każdy z nas ma emocje

Śmierć to wciąż temat tabu. Czy obcowanie z nią na co dzień oswaja, znieczula, zobojętnia, a może budzi jeszcze inne emocje?

Odkąd istnieje życie, śmierć była jego końcem, ale końcem nieznanym. Wszystko, co nieznane, wzbudza lęk i niepokój. Nikt ze zwykłych ludzi nie chce mieć do czynienia z czymkolwiek związanym ze śmiercią. Co mają zrobić ludzie, którzy pracują w tej branży? Powinni się znieczulić i zobojętnieć – przecież mają z nią do czynienia na co dzień. Tak się nie staje! Nie da się wobec rzeczy ostatecznych na spokojnie przejść do porządku dziennego. Można się troszkę oswoić z tą myślą.

Inaczej czują się krawcowe, które szyją wybicia do trumien bądź ubrania dla obsługi uczestniczącej w pogrzebie. Inaczej będzie czuł się stolarz, który zbija trumnę z desek. Zupełnie inaczej śmierć odbierają pracownicy prosektorium, którzy stykają się bezpośrednio z osobą zmarłą, ubierają ją, przenoszą bądź przeprowadzają sekcję zwłok. Tutaj pracują najczęściej faceci o bardzo silnych charakterach, bo to jest wyzwanie. O dziwo, większość znanych mi osób to ludzie pogodni, weseli, tacy zwykli, jak każdy inny.

Śmierć wiąże się z rozpaczą bliskich. Czy w kontakcie z bliskimi zmarłej osoby łatwo zachować zimną krew, czy są sytuacje, gdy udziela się ich smutek, chce się płakać?

Na początek warto zaznaczyć, że w branży pracuje wiele kobiet, szczególnie w działach, które mają kontakt z rodziną zmarłego. Panuje przekonanie, że pracują tu tylko mężczyźni.

Osoby pracujące w tej branży wprowadzane są powoli, by nabrać ogłady i dystansu do wykonywanej pracy, przez co budowany jest profesjonalizm i wyczulenie na delikatne tematy podczas rozmów z rodziną zmarłego. Wiele firm wysyła swoich pracowników na szkolenia, także większość z nich sama podnosi swoje kwalifikacje.

Można sądzić, że taka osoba będzie prowadziła tylko suchą, kompetentną rozmowę. Niestety, tak się nie da. Każdy z nas ma uczucia. W momencie, gdy osoba nawet naprawdę profesjonalna styka się ogromną tragedią, nie jest w stanie powstrzymać emocji. Czasami osobą zmarłą jest dziecko, osoba młoda lub człowiek, który zginął w tragicznych okolicznościach. Wtedy emocje rodziny udzielają się pracownikowi zakładu. Czasami nawet nie da się ukryć łez. Ale taka branża – to są prawdziwe emocje.

To nie przeszkadza w pracy?

Często taka empatia pomaga w lepszym zrozumieniu rodziny i jej potrzeb, a przez to łatwiej dostosować ofertę zakładu pogrzebowego do danej sytuacji.

Cicho towarzyszę, jestem obecna

Najwięcej osób niezastąpionych jest na cmentarzu

Przykład sytuacji, która szczególnie zapadła w pamięć?

W mojej dwudziestoletniej historii pracy w tej branży jest sporo sytuacji, które zapadły mocno w pamięć, uświadomiły mi, jak wymagająca jest praca z ludźmi znajdującymi się w smutku i żałobie. Skupię na pewnej historii dość śmiesznej i przewrotnej. W początku swojej pracy, jako handlowiec musiałem rozeznać się dobrze w towarze, który sprzedaję i oferuję swoim kontrahentom: wkręty do trumny, odzież dla zmarłych, wybicia wieka, poduszki, modlitewniki, różańce itp. Byłem bardzo przejęty, bo chciałem dobrze wykonywać swoje obowiązki a tu taka nietypowa branża.

Zajeżdżam do jednego z pierwszych klientów i on, wyczuwając, że jestem świeży i zestresowany, mówi do mnie: „Wiesz, ostatnio podczas wynoszenia trumny z kaplicy oderwało się dno”. „I co ? Zmarły wypadł?” – pytam przerażony. „Nieeee, przytrzymał się wieka”. Takim żartem uraczył mnie, by rozluźnić atmosferę. Przytaczam to, by pokazać, że pracują tu normalni ludzie, którzy śmieją się i mają dystans do tego, co robią.

Czyli w tej pracy może być zabawnie. Czy pracownicy mają swój żargon, swoje powiedzenia, branżowe żarty? 

Oczywiście. Tak jak wszędzie, pracują w tej branży zwykli ludzie. Gdy przychodzi rodzina zmarłej osoby, wszyscy zachowują powagę i starannie pomagają rodzinie wybrać trumnę, dopasować do tego wieńce, wybrać tabliczkę, ewentualnie ubranie bądź książeczkę i różaniec. Przewozy zmarłych przebiegają w atmosferze powagi i szacunku. Obsługa, która niesie trumnę bądź urnę, zachowuje się z należytą godnością, by oddać szacunek.

Jednak oprócz tych prac, są też inne: ustalanie terminów, rozmowy w salonie, kto co w danym dniu będzie robił. Tutaj pojawia się więcej luzu i nieskrępowania. Nie wiem, czy wszystkie zwroty warto przywoływać, ale częstym określeniem na trumnę jest domek czy piórnik. W dużej mierze zależy to od regionu. Niektórzy na uchwyty do trumny mówią antbaby, inni kolucha, a jeszcze inni rączki.

Mnie osobiście zawsze przyprawia o uśmiech sytuacja, gdy zakład pogrzebowy dostaje telefon z prokuratury o konieczności zabrania ciała z danego miejsca, a pracownicy mówią, że jadą na zwózkę. I oczywiście to, że najwięcej osób niezastąpionych jest na cmentarzu. Hi hi. Taki żarcik, a jak prawdziwy.

Jak kontrolować stres?

Trumna w kształcie fortepianu

Jak klienci podchodzą do tematu pogrzebu? Czy zauważa się modę, okresową popularność np. konkretnego rodzaju trumien lub nagrobków?

To bardzo konserwatywna i tradycyjna branża. Schemat pogrzebu został przeniesiony wraz z wejściem kultury chrześcijańskiej tysiąc lat temu. Słowiański rytuał palenia zmarłych na stosie został wyparty przez katolicki obrzęd grzebania zmarłych w poświęconej ziemi.

Ostatnimi laty wchodzi przebojem moda na kremacje. Jest to związane w znacznej mierze z brakiem miejsc na cmentarzach w dużych miastach, a także z trendami ekologicznymi. Po kremacji prochy umieszczone są w urnie, która zajmuje dużo mniej miejsca. Ale trzeba powiedzieć, iż pogrzeb z urną dalej wygląda podobnie.

Kiedyś, jeszcze w czasach PRL-u, nikt nie wyobrażał sobie pochówku w trumnie niedębowej. Dziś jest coraz więcej trumien bukowych czy sosnowych. Istnieje tendencja, by ograniczać ozdoby, a eksponować ładną deskę czy jedną rzeźbę umieszczoną na boku trumny. Same trumny też wyglądają coraz bardziej estetycznie, przypominając wykonaniem, a szczególnie lakierowaniem dobrej klasy samochody. Wiązanki pogrzebowe są z biegiem lat coraz mniej pstrokate, bardziej estetyczne, stonowane.

Czyli gust klientów ewoluuje. Czy zdarzają się nietypowe zamówienia, prośby?

Oczywiście – tak, jak w każdej branży. Coraz częściej pogrzeby są spersonalizowane.

Co to oznacza?

Chodzi o to, by pogrzeb był dostosowany do indywidualności danego zmarłego. Bardzo często jest to pogrzeb osoby niewierzącej bądź też niechcącej księdza na swojej ostatni drodze.

Widziałem kiedyś trumnę w kształcie fortepianu, przepiękne dzieło artystyczne wykonane przez znanego stolarza, producenta trumien z południa Polski. Zdarzają się zamówienia na trumny, na których maluje się motyw ulubiony przez daną osobę.

Do tego dochodzi prowadzenie pogrzebów. Gdy nie ma księdza katolickiego lub innej osoby duchownej, do akcji wkraczają mistrzowie ceremonii świeckich. Można pomyśleć, że znowu mężczyźni, ale nie. Jest na przykład w Sandomierzu pani Aneta Dobroch, która prowadząc ceremonię pogrzebową świecką, aranżuje cały wystrój, konsultuje z rodziną zmarłego, co chcą usłyszeć, dzwoni do znajomych osoby zmarłej, by dowiedzieć się więcej. Z tych informacji powstają przemówienia, które wzruszają uczestników pogrzebów do łez.

Aczkolwiek gusta rodzin w większości są bardzo podobne. Chcą, by pogrzeb odbył się w zadumie i spokoju, bez żadnych trudności czy niespodzianek.

Jakie „niespodzianki” mogą zdarzyć się na pogrzebie?

Niestety, tak jak wszędzie, pomyłki i nieprzewidziane sytuacje się zdarzają. Ludzie są tylko ludźmi, popełniają błędy. Jeden z moich kontrahentów opowiadał, że kiedyś udał się na identyfikację ciała do przyszpitalnej kostnicy, razem z wnukiem, który za życia babci z nią mieszkał. Wszystko przebiegło sprawnie i nic nie zwiastowało problemów. Do momentu, gdy przy ciele zmarłej osoby rodzina chciała odmówić różaniec. Siostra zmarłej wtedy powiedziała, że to nie jest to ciało, ponieważ jej siostra nie miała dwóch palców. Doszło do zamiany dwóch podobnych do siebie ciał. Dodam tylko, że wszystko dobrze się skończyło, zmieniono ciało na właściwe. Pogrzeb odbył się o zaplanowanym czasie.

Jak rozumiem, poza takimi incydentami, wszystkie pogrzeby są w pełni profesjonalnie przygotowane?

Oczywiście, dotyczy to najdrobniejszych szczegółów. Warto wspomnieć o strojach dla obsługi pogrzebu. Przez wiele lat popularnym i praktycznie jedynym strojem były peleryny. Taka tradycja z minionej epoki komunistycznej. Dopiero nowy wiek zapoczątkował zmiany. Coraz więcej firm chciało wyglądać bardziej okazale, dostojnie, prezentować się bardziej profesjonalnie. Pojawiły się eleganckie kurtki, latem białe koszule, ewentualnie z czarnymi wstawkami lub eleganckim logo firmy, wiosną i jesienią marynarki. Coraz częściej można też spotkać obsługę prezentującą się we frakach lub smokingach, by wyróżniać się na tle konkurencji i prezentować bardziej szykownie i reprezentacyjnie.

Podobnie jest w kwestii pojazdów. Kiedyś był to koń zaprzężony w wóz, a tylko okazalsze zakłady pogrzebowe miały specjalny pięknie zdobiony karawan drewniany. Potem karawanami były polonezy, nyski. Po przemianach ustrojowych zakłady pogrzebowe zaczęły sprowadzać z zachodu typowe karawany – dobrze wyposażone i w pełni przygotowane na różne zadania związane z pogrzebem. Obecnie karawany, ubrania dla obsługi czy wzory trumien w Polsce, to europejska czołówka.

To brzmi jak nieukrywana duma z pracy, którą się wykonuje. A jak osoby postronne postrzegają takie zajęcie?

Większość życia pracuję w branży pogrzebowej. Zawsze śmieszy mnie przerażenie, z jakim ludzie patrzą na karawan. Z jednej strony – obawa, z drugiej strony ulga, że to nie dotyczy ich.

Często pracownik zakładu pogrzebowego postrzegany jest jak otoczony jakimś fatum. Tak, jakby niósł ze sobą gdzieś na plecach lub w kieszeni śmierć. A przecież to są zwykli ludzi, którzy pomagają, pracują tak, jak inni w swoich zawodach. Choć trzeba też małą łyżkę dziegciu włożyć w ten garnek miodu. Zdarzają się też ludzie, dla których jedynym wyznacznikiem w tej pracy jest zysk. Aczkolwiek jest to postawa bardzo marginalna i coraz rzadziej występująca.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: