Przejdź do treści

Marta Jermaczek-Sitak: Żyjemy w coraz większym stresie, chaosie, lęku i próbujemy sobie z nim poradzić, „porządkując” przyrodę

Marta Jermaczek-Sitak: Żyjemy w coraz większym stresie, chaosie, lęku i próbujemy sobie z nim poradzić, „porządkując” przyrodę Pexels.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

 – To, jak bardzo potrzebujemy kontaktu z naturą, okazało się na wiosnę, kiedy wśród pandemicznych ograniczeń znalazł się zakaz wstępu do lasów i parków. Wielu ludzi, którzy do tej pory nie zdawali sobie sprawy, jakie to dla nich ważne, nagle ryzykowało wysokie mandaty, byle pospacerować wśród zieleni – mówi Marta Jermaczek-Sitak. Biolożka i edukatorka w rozmowie z Hello Zdrowie wyjaśnia, dlaczego warto bronić drzew. 

 

Krystyna Romanowska: Jesteś edukatorką, doktorem biologii, uczysz dzieci w domu, mówisz o sobie, że jesteś wiedźmą, a jednocześnie uważasz ze ludzie mają prawo korzystać z dobrodziejstw techniki. Czy można to pogodzić z życiem w naturze?

Marta Jermaczek-Sitak: Technika towarzyszyła ludziom niemal od początku, w pewnym sensie jest częścią naszej natury. Jesteśmy gatunkiem technicznym, używamy narzędzi – kiedyś prostych, obecnie niezwykle skomplikowanych, do przekształcania świata wokół siebie i po prostu do ułatwiania sobie życia. Myślę, że tutaj, w Europie, niewiele osób może powiedzieć o sobie, że żyje w naturze – jedni żyją bliżej, inni dalej, ale wszyscy z techniki korzystamy.

Technika to nie tylko komputer, w którym piszę, aparat, którym mogę robić zdjęcia przyrody i wysyłać do moich znajomych na całym świecie, ale choćby kuchenka do gotowania posiłków, piec, który ogrzewa mi dom, koło roweru, którym jadę do sklepu. I to samo w sobie nie jest problemem – zresztą nie jesteśmy jedynym gatunkiem, który używa narzędzi i przekształca swoje środowisko, raczej globalna skala tego przekształcania, przede wszystkim zmiany klimatu, które zagrażają w tym momencie życiu na całej planecie.

Oprócz techniki mamy też naukę, zbiorowa wiedza naszego gatunku pozwala nam przewidzieć konsekwencje naszych działań, wskazuje nam też drogę, również czysto techniczną drogę ratunku – tylko czy z niej skorzystamy? Wiadomo już na pewno, że to nie wystarczy, jeśli nic się nie zmieni w naszych głowach.

Dlaczego ludzie wycinają drzewa?

Zawsze wycinali, bo potrzebowali drewna, żeby zbudować dom, łódź, stół, które będą służyć dziesiątki, a może setki lat, napalić w piecu, ogrzać się, ugotować posiłek. Dziś chyba najbardziej uderzająca jest łatwość, z jaką to się dzieje. Pracujący w lesie harvester przeraża mnie bardziej niż maszyny bojowe. Człowiek ścinający drzewo siekierą czy ręczną piłą był z drzewem w kontakcie czasem przez kilka godzin, dotykał go, czuł jego zapach, zauważał, że jest to żywa istota – bo przecież jest. A teraz staje się przedmiotem, który można w kilka sekund pociąć na kawałki, nie wysiadając z klimatyzowanej kabiny.

Myślę też o tym, jak często dziś wycina się drzewa nie po to, żeby z nich coś zbudować, ale w imię dziwnie pojętego bezpieczeństwa czy komfortu – drzewa zaczynają być odbierane jako zagrożenie. Niekoniecznie jest to zagrożenie fizyczne, ludzie wycinają drzewa, bo nie chcą płacić odszkodowania za czyjś potencjalnie zniszczony dach albo dlatego, że na drzewie siedzą ptaki i zanieczyszczają samochody. Ludzie wycinają ogromne, kilkusetletnie drzewa, dające tlen całej okolicy, żeby nie trzeba było grabić liści.

Choć tak bardzo ułatwiamy sobie życie za pomocą urządzeń technicznych, żyjemy w coraz większym stresie, chaosie, lęku i próbujemy sobie z nim poradzić, „porządkując” przyrodę wokół siebie. Tracimy kontrolę nad naszym życiem, więc próbujemy kontrolować przyrodę, zarówno na swojej działce, w swoim ogrodzie, przycinając równo tuje i pryskając na mniszki na trawniku, ale też w przestrzeni publicznej.

Pracujący w lesie harvester przeraża mnie bardziej niż maszyny bojowe. Człowiek ścinający drzewo siekierą czy ręczną piłą był z drzewem w kontakcie czasem przez kilka godzin, dotykał go, czuł jego zapach, zauważał, że jest to żywa istota – bo przecież jest. A teraz staje się przedmiotem, który można w kilka sekund pociąć na kawałki, nie wysiadając z klimatyzowanej kabiny

Powstają więc pozbawione drzew wybetonowane kostą zrewitalizowane rynki w miastach z ławkami, na których nikt nie siedzi, bo latem są nagrzane do 50 stopni. Ludzie w myśl źle pojętego bezpieczeństwa tracą kontakt z naturą. O co są ubożsi?

Wszyscy jesteśmy wciąż bardzo ściśle połączeni z naturą, jesteśmy jej częścią. Oddychamy tlenem produkowanym przez rośliny, pijemy wodę, która krąży w naturalnym obiegu, tak łatwym do zaburzenia, produkcja naszej żywności też jest ściśle związana z ziemskim ekosystemem – potrzebujemy choćby owadów zapylających, ale one też są częścią całej złożonej sieci połączeń, bez której po prostu wyginą. Potrzebujemy przyrody do zaspokojenia podstawowych fizycznych potrzeb, ale jest też ona źródłem piękna, spokoju, zdrowia. Wydaje mi się, że ludzie żyjący daleko od natury próbują zapomnieć o tej więzi, bo jej utrata jest bardzo bolesna. Potrzeby, na które odpowiadała nam przyroda, próbujemy zaspokoić przez kontakt z technologią albo po prostu z nich rezygnujemy i coraz trudniej nam żyć.

Może właśnie ta fala niszczenia i prób kontroli, a także powszechnej biofobii, to wyraz frustracji z powodu utraconej więzi, którą wcale nie tak łatwo odzyskać? Wychowanie, normy społeczne, przekonania, lęki oddalają nas od tego kontaktu. Czy to wypada dorosłej, poważnej osobie położyć się na łące? Co powiedzą sąsiedzi?

Oprócz strachu, który towarzyszy teraz pandemii, jest w nas nieuświadomiony strach klimatyczny. W czym się objawia? Czy można go jakoś oswoić?

Ja myślę, że to jest bardzo podobny strach. Strach przed wirusem, który też przecież pochodzi z natury, jest może bardziej namacalny, bo dotyczy naszego życia tu i teraz. Każdy może zachorować, wylądować na kwarantannie, w szpitalu, niektórzy umierają… Łatwiej nam dotknąć przyczyny tego strachu, ale ten strach wiąże się też z faktem, że istnieje coś większego od nas, coś, nad czym nie mamy kontroli, a co może nas zabić, a przynajmniej całkowicie przeorganizować nasze życie. Zarówno w przypadku wirusa, jak i zmian klimatu niektórzy ludzie wybierają wyparcie, denializm, negowanie rzeczywistości, wiarę w teorie spiskowe – bo to są takie informacje, z którymi bardzo trudno stanąć twarzą w twarz. Trudno jest słuchać o tym, że nasze dzieci nie będą już żyły w takim wygodnym świecie jak nasz, że będą się zmagały z brakiem wody, żywności, że z powodu zmian klimatu wybuchną wojny… Tymczasem najstraszniejsze potwory to te, których nie widać.

Ewelina Jamróz

Moja strategia na strach to świadomość – nie tylko świadomość faktów, czytanie, sprawdzanie źródeł, poszukiwanie informacji o tym, co się dzieje i co można zrobić, ale także świadomość swoich emocji i reakcji. Warto pogadać ze swoim strachem i lękiem, zapytać siebie, czego konkretnie się boję, znaleźć ten strach w swoim ciele, zauważyć go, zanim zamieni się w panikę. Kiedyś miałam tak, że w sytuacji strachu natychmiast musiałam działać, żeby go nie czuć, dziś w strachu właśnie staram się zatrzymać i poczekać, aż minie. Strach dotyczy często też relacji z drugim człowiekiem, zwłaszcza jeśli się różnimy. Coraz trudniej nam rozmawiać i coraz większy wysiłek trzeba podjąć, żeby z odwagą stanąć do dialogu. A to przecież niezbędne, żeby znaleźć jakieś wspólne rozwiązanie.

Jak mieszkańcy dużych miast i blokowisk mają dbać o swój kontakt z naturą?

To, jak bardzo potrzebujemy tego kontaktu, okazało się na wiosnę, kiedy wśród pandemicznych ograniczeń znalazł się zakaz wstępu do lasów i parków. Wielu ludzi, którzy do tej pory nie zdawali sobie sprawy, jakie to dla nich ważne, nagle ryzykowało wysokie mandaty, byle pospacerować wśród zieleni, poprzytulać się do drzew. Znam osoby, które na czas lockdownu przeniosły się z bloku na wieś czy do domku letniskowego, gdzie trzeba było palić w piecu i brakowało ciepłej wody, ale za to rano można było wypić kawę siedząc na schodach, patrząc na las i słuchając śpiewu ptaków. Obecnie na szczęście poszliśmy w ślady krajów, w których nawet przy dużych obostrzeniach tereny zieleni pozostawały otwarte, wręcz zachęcano do spacerów czy uprawiania sportu na łonie natury, ważnych dla zachowania odporności.

Trudno jest słuchać o tym, że nasze dzieci nie będą już żyły w takim wygodnym świecie jak nasz, że będą się zmagały z brakiem wody, żywności, że z powodu zmian klimatu wybuchną wojny... Tymczasem najstraszniejsze potwory to te, których nie widać 

Dla mnie bezpośrednia bliskość dzikiej przyrody, nawet kosztem wygody, to jedno z podstawowych kryteriów przy wyborze miejsca zamieszkania – ale niektórzy wybierają inaczej. Dlatego tak ważna jest zieleń w miastach! Parki, lasy miejskie, ale też po prostu zieleń na osiedlach, wśród bloków, domów, ulic. W miastach powinniśmy walczyć o każde drzewo, kępę krzewów, zamieniać trawniki na łąki, pozostawiać jak najwięcej zieleni dzikiej, spontanicznej. Oczywiście nie oznacza to, że wszędzie musi być dziko, są miejsca, gdzie bardziej pasują klomby czy rabaty, zieleń może być zróżnicowana. W mieście można też uprawiać żywność, zakładać społeczne ogrody, hodować warzywa i zioła, dbać o miejskie drzewa owocowe, sadzić nowe. Miasto też może być zielone, a w dobie zmian klimatu, kiedy rosnące temperatury nagrzewają beton do temperatur groźnych dla życia, miasto po prostu musi być zielone.

Jak rozmawiać z dziećmi o wartości przyrody?

Ja przede wszystkim łączę dzieci z przyrodą. Nie przez szybkę, nie ze ścieżki, ale w jak najbliższym, bezpośrednim kontakcie. Chodzę z dzieciakami na bagno, gdzie woda nalewa im się do kaloszy i wracają całe umazane w czarnym błocie. Pozwalam im wspinać się na drzewa i przytulać do nich, budować szałasy i kopać doły, robić zupę z płatków kwiatów, leżeć na ziemi, zbierać pióra, grzebać patykiem w kupie, łapać bezkręgowce mieszkające pod kamieniem. Pokazuję im, które rośliny można jeść, a którymi można się zatruć. To może brzmi ekstremalnie, ale nie da się nawiązać kontaktu z przyrodą przez podręcznik do przyrody, choćby było tam kilka rozdziałów na temat parków narodowych i rezerwatów (niestety nawet tego zwykle jest niewiele), przez oglądanie tablic edukacyjnych, słuchanie kazań na temat tego, jak bardzo jest nam potrzebna. To trzeba poczuć wszystkimi zmysłami.

Czasem myślę, że grupka dzieci, która doświadcza przyrody ze mną, jest tak niewielka… Dlatego chciałabym zachęcić do tego również innych dorosłych. Idźcie ze swoimi dziećmi do lasu. Niech biegają z patykiem i skaczą po kałużach. Nie tylko dzieci na tym skorzystają.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: