„Kobiecość to właśnie ciąża, porody, karmienie. Wybierając tę drogę dajemy największy hołd swojej kobiecości” – mówią Ola Woźniak i Ania Weber, autorki kanału „Mama Lama” Ola Woźniak i Ania Weber – Mama Lama. Zdjęcie: archiwum prywatne

„Kobiecość to właśnie ciąża, porody, karmienie. Wybierając tę drogę dajemy największy hołd swojej kobiecości” – mówią Ola Woźniak i Ania Weber, autorki kanału „Mama Lama”

Spis treści:

Siadają na kanapie, włączają kamerę i mówią w niebanalny sposób o współczesnym byciu mamą, żoną, kobietą. Ich fanki dumnie nazywają się mamami-lamami, co stało się synonimem kobiety nieidealnej w swej idealności, przekornej w wychowywaniu, ale przede wszystkim prawdziwej. Poznajcie Anię i Olę, vlogerki z kanału „Mama Lama”, które dały się poznać szerszej publiczności po tym, jak nagrały „Małomiasteczkowy Cover Ciążowy” – świetną parodię piosenki Dawida Podsiadły. – Karmi się nas wyidealizowanymi obrazkami macierzyństwa – perfekcyjnie umalowana mama trzymająca uśmiechnięte, rumiane dziecko w ekstra ciuszkach. A taka idealna mama nie istnieje, więc nie ma w tym luzowania tylko poszukiwanie bycia prawdziwą, autentyczną – mówią Ola Woźniak i Ania Weber.

Mama Lama – co to za projekt?

Monika Słowik: Pomysł na Mama Lama zrodził się z potrzeby mówienia prawdy o macierzyństwie?

Ola Woźniak (OW): Macierzyństwo na Instagramie jest słodkie, na blogach czytamy, że to strasznie ciężka harówka, że nikt tego nie docenia, a nasza narracja jest mówieniem jak jest po prostu, bez przeginania w jedną czy drugą stronę. Możliwość rozmawiania z innymi mamami przynosi ulgę.

To jest przyjemne mieć kogoś z kim można porozmawiać o tym, co się przeżywa, bo nie jesteśmy już w tym sami. Wiele kobiet tego nie ma i czują się bardzo samotne – szczególnie na początku macierzyństwa i nasz kanał trochę wychodzi temu naprzeciw, dając poczucie wyjścia z koleżankami na kawę.

Ania Weber (AW): Mówienie o byciu mamą nie było naszą jakąś nieprawdopodobnie silną potrzebą, czy buntem przeciwko czemuś. Wynikło to raczej z faktu, że w żadnym z tych znanych w przestrzeni publicznej kierunków macierzyństwa się nie odnajdujemy, bo ani specjalnie nie narzekamy, ale też nie jesteśmy totalnie sfokusowane na tych małych istotach. Chciałyśmy mówić o macierzyństwie środka, w którym stykają się dwie wspominane przez nas postawy.

Ola Woźniak i Ania Weber – Mama Lama.
Ola Woźniak i Ania Weber - Mama Lama.
Zdjęcie: archiwum prywatne

Czy waszym zdaniem wciąż funkcjonuje mit Matki-Polki, kobiety dalej chcą być podziwiane za swoje poświęcenie, dążą do idealnego życia w każdej sferze?

AW: Ja chyba nie do końca wiem co to znaczy ta Matka-Polka. W mojej głowie to pojęcie oznacza tę, która wszystko poświęciła swoim dzieciom, poza nimi nie istnieje nic – żaden powrót do pracy, żadna opiekunka, bo teraz ja i tylko ja jestem dla dzieci, zostaje w domu i ma więcej niż jedno czy dwoje dzieci.  Równocześnie jest też mit matki, która tylko czeka na okazję, by oddać swoje dziecko pod opiekę czy to do żłobka, czy w ogóle komuś, by tyrać, jechać z życiem zawodowo-pieniężnym. Na pewno mit Matki-Polki istnieje, ale czy jest współcześnie mainstreamowy, to nie jestem przekonana. W tym pokoleniu, w którym my jesteśmy z matkami to mit ten jest naprawdę raczej mało popularny.

OW: Moim zdaniem ten mit to wynik zagubienia kobiet. Ciąży na nas ogromna presja i odpowiedzialność. Faceci tej presji nie czują, sądzę, że nawet nie mają. Oczekuje się od nas, że pomiędzy 25 a 35 rokiem życia musimy znaleźć sobie męża, założyć rodzinę, skupić się wychowaniu dzieci jednocześnie skończyć studia, znaleźć bardzo dobrą pracę i poświęcić się karierze i pchnąć ją na jak najwyższy level. A w międzyczasie dbać o swój związek, ciało, odżywianie i tak w nieskończoność. Ilość rzeczy, jakie trzeba unieść jest ogromna i naprawdę tylko poukładane priorytety pozwolą nam zachować zdrowie psychiczne.

Co daje to puszczenie sterów?

AW: Podoba mi się to porównanie do sterów, bo nasuwa mi się tu nawiązanie do chrześcijańskiej koncepcji życia, gdzie to nie ja kieruję, ale podążam za tym, który mi drogę wyznacza. Nie mam zamiaru ani nie jest moją aspiracją posiadanie totalnej kontroli nad własnym życiem. To oznacza, że nie uważam też siebie, za kogoś, kto tym życie pokieruje w najlepszy sposób. Bóg jest dla mnie najlepszym architektem, dlatego ze spokojem mogę mu oddać nawigowaniem swoim życiem. Z punktu widzenia stricte świeckiego to puszczenie tych sterów jest dla mnie swego rodzaju zdjęciem mgły z oczu.

Karmi się nas wyidealizowanymi obrazkami macierzyństwa- perfekcyjnie umalowana mama trzymająca uśmiechnięte, rumiane dziecko w ekstra ciuszkach. A taka idealna mama nie istnieje, więc nie ma w tym luzowania tylko poszukiwanie bycia prawdziwą, autentyczną.

OW: Macierzyństwo jest trochę umieraniem samej siebie, by dać życie swoim dzieciom. Umieram w swoich marzeniach, w swoim komforcie, w swoim ciele na rzecz moich dzieci i mojej rodziny. To się dzieje i to jest piękne, bo pozwala nam uczyć się zupełnie innego, nieegoistycznego podejścia do życia. Kiedy to odkryłam to doznałam nowych rzeczy w życiu, spojrzałam na ten cały proces macierzyństwa z jednej strony z lżejszej, ale jednocześnie głębszej perspektywy. Luzujemy w dążeniu do sztucznego perfekcjonizmu, który został stworzony wokół nas. Pamiętać należy jednak, żeby nie odpuszczać naszych priorytetów i np. wychowywać dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, intencjami.

Wyglądacie na kobiety pewne siebie, niezależne. Przyjmujecie rady innych? Jak reagujecie, kiedy ktoś próbuje dyktować wam jak macie wychowywać dzieci albo teksty w stylu: „tak nie wolno robić, bo…”?

AW: Moje reakcje na rady czy pouczanie zależy też od tego, na ile sama jestem upewniona w temacie. Doświadczenie buduje w nas pewność siebie, ale nie tę, że jestem mega przebojowa i odważna. Ten rodzaj pewności siebie to raczej przekonanie, że przemyślałam już co jest dobre dla mnie i mojego dziecka, że wypracowałam rozwiązanie optymalne dla nas, niekoniecznie akceptowalne przez innych.

Ola Woźniak i Ania Weber – Mama Lama
Ola Woźniak i Ania Weber - Mama Lama.
Zdjęcie: archiwum prywatne

OW: Moje reakcje będą zależały od intensywności tych rad, pouczeń. Gdy spotykam się z nimi sporadycznie to luz – słucham, ale jadę z życiem po swojemu. Jeżeli ktoś bombardowałby mnie tym notorycznie to raczej stanowczo, może ostatecznie niekoniecznie miło ucięłabym tego typu doradzanie.

Zdarza się czasem burza po publikacji zdjęcia czy postu. Przerobiłyście takie zdarzenie, że kompletnie was zjechano np. w komentarzach?

AW: Totalna rzeźnia w komentarzach nam się nie zdarzyła, ale to z czym się spotkałam to ewidentnie złe zrozumienie mojego czy naszego przekazu. Ktoś nieprawdopodobnie oburza się o coś, czego ja nie jestem w stanie sobie w żaden sposób wytłumaczyć. Czytam tę wypowiedź i czytam i nie mam kompletnie pojęcia, o co może tej osobie chodzić. Próbuję postawić się w skórze tego człowieka, ale nie znajduję racjonalnego uzasadnienia tej frustracji. Zdarza się, że lekko irytuje się, że ktoś mnie nie zrozumiał, sugeruje mi, że ja myślę inaczej niż mnie się wydaję, że myślę, ale mam co do tych opinii stosunek neutralny. Luz i jeszcze raz luz. Gdyby nawet 99% komentarzy było negatywnych, a ten 1% pozytywny to i tak mnie to nie przekona do zmiany zdania czy stanowiska. Raczej odbiorę to jako znak, że moje poglądy nie są typowe, powszechne a nie że przestanę tak uważać.

Ola Woźniak i Ania Weber - Mama Lama
Ola Woźniak i Ania Weber - Mama Lama. Zdjęcie: archiwum prywatne

OW: Zdarza mi się zapamiętywać komentarze te bardziej personalne lub uszczypliwe. Bywały takie momenty, że było więcej negatywnych opinii niż pozytywnych, ale wciąż jestem na tyle przekonana co do moich odczuć na dany temat, że to mnie nie rusza, nie dotyka głębiej – chyba, że rzeczywiście publika ma rację, wtedy boli bardziej, tym bardziej że rzeczy wypowiedziane lub niedopowiedziane w internecie zostają na zawsze. Niemniej jednak można się ze mną nie zgadzać, dlatego jestem przygotowana, na ewentualny bicz od drugiej strony.

Ta wasza żółta kanapa to trochę konfesjonał, bo mówicie o waszych związkach, problemach, failach macierzyństwa – zdarzyło się, że ktoś uznał to za szastanie prywatnością?

AW: Może ktoś sądzić, że jesteśmy takie otwarte, bo opowiadamy o nocy poślubnej czy poruszamy tematy, których inni nie poruszają. Z drugiej jednak strony mam ogromny szacunek do mojej i cudzej prywatności, a to, o czym mówię nie jest dla mnie najwidoczniej tą skrywaną prywatnością. Nie przekroczyłam własnych granic mówiąc o nocy poślubnej czy porodzie. Każdy ma tę granicę gdzieś indziej. Dla mnie zatrważająca jest skala zakrzywiania rzeczywistości, zamiatanie tematów szalenie istotnych pod dywan, budowanie iluzji wiecznego perfekcjonizmu i doskonałości na każdym polu życia, mówienie o problemach, ale tak jakby ich nie było, trąbienie np. o ciąży, ale milczenie o połogu. Mówienie o porażkach, jakie mnie spotkały to nie sprzedawanie prywatności.

Ola Woźniak: Patrzę na tę kwestię trochę z perspektywy mojego męża, czyli staram się mówić z szacunkiem i uwagą o naszych prywatnych przeżyciach, tak żeby on nie miał powodu do wstydu. Ktoś może mieć niesmak, bo przecież siadam przed kamerą i opowiadam o jego życiu, o naszej relacji, o moim i jego związku. Dla mnie jednak to, co mówię o nas nie stanowi problemu. Traktuję to jako pewną wskazówkę dla innych. My daną rzecz przerobiliśmy, przeszliśmy, z czymś się zmagaliśmy jako para czy rodzice i teraz ty – widzu, czytelniku weź z tego coś dla siebie. Skorzystaj z moich doświadczeń, bo jeśli może ci to pomóc w twoim życiu, to ja chętnie opowiem więcej. Mam tak też w życiu realnym- gdy widzę, że mogę komuś pomóc swoimi doświadczeniami, to się nimi dzielę. Jestem za szczerością do bólu, transparentnością ludzi, więc mówienie o sobie w kontekście czy to związku, czy macierzyństwa jest dla mnie dalekie od szastania prywatnością. Bardziej widzę to we wrzucaniu zdjęć intymnych, czy podawaniu wszystkich informacji o swoim dziecku.

Nie sposób pominąć waszych odniesień do wiary i tego, jak ważna jest w waszych rodzinach. Miałyście obawy jak zostanie to odebrane w internecie? Spotkały was jakieś przykre reakcje?

OW: Spotkały nas pozytywne reakcje i to było dziwne. Byłyśmy przygotowane na to, że nie każdemu spodoba się nasze mówienie o relacji ja-Bóg. Zawsze jak podejmuje się jakiś niepopularny temat trzeba zakładać ,,baty” za to. Jest to jednak tak ważne i prawdziwe w naszym życiu, że kłamstwem byłoby o tym nie mówić, udawać, że mamy takie, a nie inne motywacje  i mają one źródło gdzieś indziej, a nie wynikają z naszej wiary i tego, co przeżywamy w naszych rodzinach. Miałyśmy obawy, ale nie takie, które by nas powstrzymały być autentyczne. Wyrzucanie Boga z poszczególnych aspektów życia może prowadzić do zagubienia. Wiem, że mówienie o Bogu budzi zdziwienie, czy powoduje wręcz atak, ale dla nas obecność Boga jest tak realna i tak wpływa na nasze życie, że nie może być przemilczane. Ten kanał jest dla wszystkich, ale to nie znaczy, że trzeba z niego wszystko brać. Jedni wezmą odrobinę, inni więcej, a są i tacy, co nie wezmą nic i to jest w porządku.

AW: Nie da się zamknąć wiary do jakiegoś pudełka i nagle odstawić. To jest autentyczna relacja, która przenika jestestwo, więc ona wyjdzie prędzej czy później tak jakby na jaw. Moim zdaniem nie da się o tym nie mówić w kontekście macierzyństwa czy w ogóle całego życia. Tego nie da się udawać, że oto teraz nie jestem wierząca, bo ogląda mnie ktoś, komu się to nie spodoba.

Mama Lama – kanał płynący z doświadczenia

Obie spodziewacie się trzeciego dziecka. Czy coś was jeszcze przeraża w związku z porodem, połogiem i późniejsza opieka, czy wprost przeciwnie – jesteście zaprawione w bojach i teraz to już „rutyna”?

AW: Zawsze jestem przerażona! A wynika to z faktu, że odnoszę takie wrażenie jakby mnie ktoś zresetował. Za każdym razem jak urodzę to nie umiem sobie wyobrazić jak można karmić piersią i podać pierś takiemu „glonojadowi”  jak można w ogóle być w ciąży, jak trzymać noworodka. To też pokazuje, że to wszystko bardzo szybko mija i należy cieszyć się tymi momentami, mimo chwilowego trudu. Poradziłam sobie dwa razy i raczej nie będzie trudniej, ale muszę być czujna, by nie wpaść w pułapkę „wszystko już wiem”. Nie zakładam również, że kolejne dziecko będzie takie samo w opiece czy wychowywaniu jak jego rodzeństwo, bo to rzeczywiście może mnie wyprowadzić w pole i wtedy sama będę zła na siebie, że skąd te niepowodzenia, skoro robię wszystko tak samo jak przy poprzednich dzieciach. A no stąd, że nie dopuściłam inności mojego dziecka, że to inny człowiek, z którym muszę zbudować nową relację.

OW: Mnie zawsze dopada niepokój związany ze zdrowiem swoim i dziecka. To się jakby pojawia zawsze, ale jest naturalną reakcją. Podobnie jak Ania mam takie zdziwienie, jak można wykonywać przy dziecku te typowe czynności. W mojej głowie pojawia się wtedy zdziwienie – jak można karmić piersią, to przecież takie dziwne!? (śmiech). Wraz z przyjściem dziecka na świat nagle wszystko staje się naturalne i to jest super.

Jak ma się wasza kobiecość w obliczu macierzyństwa? Porody, połóg, karmienie - umiecie po tym odnaleźć siebie jako kobiety?

OW: Kobiecość dla mnie to właśnie ciąża, porody, karmienie. Jako magiczne stworzenia, niczym jednorożce chodzące po ziemi mamy wpisane to w naszą naturę. Od nas wyłącznie zależy, jak na to patrzymy. Wybierając tę drogę w moim odczuciu daję największy hołd swojej kobiecości, bo świadomie chcę właśnie tak ją realizować. Poród, połóg i karmienie to jest kobiece, ale nie tak, jak sugeruje nam prasa, a w niej pół-erotyczne zdjęcia. Każde z tych doświadczeń jest ciężkie i dziwne – przystawianie małego stworzenia i wkładanie mu swojej własnej piersi w usta jest po prostu dziwne. Piękne, ale dziwne. Mnie daje to spełnienie, jest dowodem na kobiecą moc i trochę bohaterskość. Nie oznacza to, broń Boże, że jeśli dziecka na świat nie wydałam, to jestem mniej “kobiecą” kobietą, ale brak rozmiaru S oraz rozstępy na brzuchu też tego nie oznaczają.

AW: Dla mnie kobiecość natomiast nie jest jednym stanem. Podobnie jak rok ma różne pory roku, tak też kobieta ma sezony.  Dzisiaj jestem w sezonie bycia mamą-inkubatorem (śmiech) i to jest moja kobiecość. Za chwilę kobiecość będę widziała w oczach mojego męża, któremu chcę się podobać, dobrze wyglądając w sukience. Nie ma nic złego w tym, że raz chcę być sexy, a raz karmię piersią. W każdym czasie jestem kobietą, tylko inaczej ta kobiecość będzie się przejawiać. Akceptacja tej sezonowości daje kopa do działania, bo nie zawsze będę w pieluchach a moja kobiecość zniknęła. Przyjdą czasy „po dziecku” i wtedy będę mogła włożyć ładną bieliznę.

Czy jest jakiś model wychowania szczególnie wam bliski, z którego czerpiecie najwięcej dla siebie, dla waszych dzieci ?

AW: Jestem miksem różnych metod i podejść, ale najbardziej bliskie jest mi wychowywanie dzieci według rad czy wskazań Boga. Wychowywanie zgodnie  ze Słowem Bożym zawartym w Biblii jest celem moich dążeń. Ten model życia mi odpowiada, bo wierzę, a więc jestem pewna, że te wskazania są słuszne. Biorąc pod uwagę prądy macierzyńskie czy parentingowe to interesuje mnie wiele, ale biorę z każdego cząstkę dla siebie. Nie idę w coś całkowicie, jednego nie wybieram.

OW: Nawet jeśli jest jakiś kierunek czy model, z którym zgadzam się w wysokim procencie, np. rodzicielstwo bliskości to zawsze i tak nie będę w stanie wziąć go całego takim jest. Ostatnio z mężem spisaliśmy sobie, co chcielibyśmy w naszym wychowaniu osiągnąć, do czego dążymy. I tak znalazło się tam po kolei: emocjonalna dojrzałość i poczucie własnej wartości, samodzielność- nie uzależniać ich od siebie, chcielibyśmy, żeby przeżywali fun, żebyśmy mieli czas dla siebie jako rodzina, by budować zaufanie, chcielibyśmy wychowywać ich w posłuszeństwie i nauczyć ich opiekować się innymi i potrafili odnaleźć się w grupie. To nakreśla nam model naszego postępowania i pozwala dobrać odpowiednie metody, by te cele osiągnąć.

Prowadzenie kanału zajmuje masę czasu - nagrywanie, montaż, rozmowy z gośćmi - jak wtedy wygląda wasze życie domowe? Dzieci do dziadków, z tatusiami?

AW: Dzieląca nas odległość (Ania mieszka pod Krakowem, Ola w Poznaniu-przyp. red.) sprawia, że nasze nagrywanie musi mieć skondensowaną postać. Najczęściej w ciągu czterech lub pięciu dni siedzimy na kanapie od rana do nocy i tworzymy odcinki. Same nie dałybyśmy rady ogarnąć i spiąć całości więc jest z nami cała mamolamowa ekipa. Każdy ma swoją działkę jak np. montaż filmu, wrzucanie go na Youtube, mój mąż Adam jest menagerem. To nie jest jedyne, co robimy w życiu więc robienie tego w takiej formie oszczędza nam czas, bo nie potrzebuję stale kogoś do pomocy przy dzieciach, ale zdarza się to epizodycznie, w określonym terminie.

OW: Początki kanału kojarzą mi się z podróżowaniem z dziećmi do Krakowa. Z perspektywy czasu było to zarówno szaleństwo, jak i udręka. Na szczęście teraz mój mąż w asyście mojej mamy zostaje z dziećmi, a ja już nie zajmuję się w przerwach podczas nagrywania karmieniem i usypianiem jak to bywało wcześniej.

Wiele z waszych filmów najtrafniej określa słowo WOLNOŚĆ. Widzę ją w waszym podejściu do wychowania, samych siebie, kontaktach z widzami. To przyszło z czasem, czy obie macie takie usposobienie, że dajecie sobie i innym tę wolność  do odczuwania i myślenia?

AW: Podoba mi się słowo wolność.  Jest ona darmo darowana, otrzymaliśmy ją od Stwórcy i próbuje ją przekładać na inne aspekty mojego życia. Z założenia to łaska, że mamy wolność. Nie muszę udawać, że wszystko robię dobrze, że jestem idealna, bo dopuszczone są moje pomyłki. Mogę je w tej wolności popełniać. Cały czas jednocześnie uczę się co to znaczy, że ja mam wolność, ale ma ją też drugi człowiek. W kontekście prowadzenia kanału jest to cenne, bo poniekąd niweluje irytację, czy wzburzenie, kiedy pojawia się jakaś agresja w komentarzach. One mnie nie wartościują, bo każdy ma inny temperament, inne patrzenie na świat i ja to wiem.

OW: Wolność uczy moim zdaniem miłości. Pozwala podejść do człowieka z taką łaskawością. Masz swoje zdanie, podejmujesz swoje decyzje i ja to rozumiem, bo to ty stanowisz o sobie. Nie cieszę się, kiedy komuś się źle dzieje, bo np. mnie nie posłuchał, tylko patrzę na to z życzliwością, ze zrozumieniem. Służę radą i wyrażę swoje zdanie, jeśli chcesz, ale jestem daleka od narzucania się i osądzania.

Aniu, ty w swojej działalności poza Youtubowej wiele uwagi poświęcasz wychowaniu poprzez muzykę i to tę wartościową, bo komponowaną z użyciem instrumentów. Dostrzegasz braki w tej dziedzinie, razi cię coś szczególnie, że zajęłaś się umuzykalnianiem dzieci?

AW: To zajęcie się wynika z mojego wykształcenia muzycznego. Owszem, miało na to wpływ, że sama urodziłam dzieci i brakowało mi muzyki dobrej dla nich, wychowawczej. Nie było to jednak jakoś planowane, a na pewno nie stanowiło moich aspiracji. Było nawet lekko wbrew mnie. Kończąc studia magisterskie miałam wyobrażenie siebie jako kompozytorki muzyki współczesnej, niszowej, ekstremalnie wartościowej, która popchnie rozwój sztuki na wyższy level. Musiałam wyjść z tej wizji, a zejść do poziomu dzieci. To był dla mnie swego rodzaju upadek, bo jak to? Mam komponować pioseneczki dla dzieci? Zajęło mi trochę czasu, że to wartościowe pokazywać dzieciom rzeczy estetyczne, piękne.

Wasza rekordowa akcja crowdfundingowa związana z wydaniem śpiewnika i nagrań dla dzieci stała się największą społecznościową kampanią muzyczną w Polsce. Co dla was znaczy ten sukces, jak wpłynął na waszą działalność?

OW: Jak słyszę słowo sukces to chce mi się śmiać, bo to dla mnie totalne odległe, jakieś kosmiczne. Jestem szczęśliwa, że udało się zebrać taką sumę, wyprodukować i rozpowszechnić te nagrania. Sukces widzę w tym, ile osób poznało czym jest Pomelody i jak wiele osób będzie tej muzyki słuchać.

AW: Dla mnie sukcesem jest fakt, że dobre rzeczy trafiły pod strzechy. Udało się zrobić coś wartościowego i nie jest to elitarne, trudno dostępne. Jestem trochę idealistka i ciągle wierzę, że da się zrobić coś estetycznego, bez kiczu i tandety, w sposób dostępny dla każdego, bez takiej otoczki, że skoro dobre to musi być drogie. Dobry projekt, którego my byłyśmy częścią stał się osiągalny dla innych i to uważam za sukces.

Mama Lama za rok, dwa to… Wasze plany, marzenia związane z kanałem, twoje Aniu z Pomelody.

OW: Moim marzeniem jest by kanał się po prostu rozwijał, szedł swoim tempem.

AW: Najfajniejsze jest to, że nie mamy wytyczonej konkretnej wizji, co chcemy za jakiś czas osiągnąć na Mama Lama. Nie dążymy po trupach do celu. Raczej obserwujemy co się wydarza, wykorzystujemy szansę, która się nadarza. Wiemy, ze robimy dobro, które będzie używane i to jest dla mnie ważne, że ktoś może z tego czerpać w każdym momencie.

Ania Weber – Kompozytorka i nauczycielka wielu programów umuzykalniających dla dzieci. Twórczyni aplikacji Pomelody®  i blogerka. Mama Antoniego i Stefana.

Ola Woźniak – mama Euniki i Michała oraz żona Łukasza „Wookie” Woźniaka. Z wykształcenia filolog języka angielskiego.

    Sprawdź powiązane tematy

    Posłuchaj podcastów stworzonych przez mamy dla mam!

    Sprawdź